Podbiegł jakiś człowiek i powiedział coś po rosyjsku, pewnie przeprosił go. Chwycił smycze i odciągnął charty. Austin zaczekał, aż znów będzie sam, i dał nura pod linką. Ruszył naprzód cicho jak duch. W czarnym ubraniu łatwo wtapiał się w ciemność.
Po kilku minutach przystanął obok wentylatora. Rura była wyższa od niego o dobre trzydzieści centymetrów. Sięgnął do kieszeni, wyjął przedmiot podobny kształtem i wielkością do telefonu komórkowego. Wcisnął włącznik. Wyświetlacz rozjarzył się na jasnozielone i pojawiły się cyfry. “Węszyciel” Yaegera był gotowy do pracy.
Kiedy Austin szykował się do wyjazdu do Bostonu, zadzwonił podniecony Yaeger.
– Chyba wiem, jak się podłączyć do systemu na jachcie – powiedział. -Wi-Fi.
Austin już się przyzwyczaił do dziwnego języka Yaegera. Tacy geniusze komputerowi żyją na innej planecie i tylko czasem wracają do mowy ojczystej. Poprosił o więcej szczegółów. Yaeger odrzekł, że Wi-Fi to skrótowa nazwa bezprzewodowej sieci komputerowej, która wchodzi do użytku w większych kompleksach.
– Powiedzmy, że prowadzisz duży szpital – tłumaczył. – Chcesz zapewnić twoim ludziom dostęp do ważnych informacji, ale tak, żeby nie musieli wracać do swoich komputerów, kiedy są w innej części budynku. Więc instalujesz bezprzewodową sieć komputerową, która obejmuje tylko jeden budynek lub kompleks. Wyższy personel nosi przy sobie laptopy. Włącza je, ustawia na właściwą częstotliwość i ma natychmiastowy dostęp do systemu głównego.
– Bardzo interesujące, Hiram, ale co to ma wspólnego z naszym problemem?
– Na jachcie Atamana jest Wi-Fi.
Austin wciąż nie bardzo rozumiał, do czego zmierza Yaeger, ale jego entuzjazm był zaraźliwy.
– Skąd wiesz?
– Max to odkryła. Kiedy padaliśmy na twarz, próbując rozszyfrować kod Atamana, zaczęła wyciągać wszystko, co mogła znaleźć o jachcie. Nie było tego dużo, bo Ataman zbudował ten statek w swojej stoczni na Morzu Czarnym. Ponieważ jednak Rosjanie nie mieli odpowiedniej elektroniki, kupili amerykańską. Zainstalowała ją francuska ekipa. Max weszła do bazy danych tej firmy. Wyposażyli jacht w Wi-Fi.
– Rozumiem, że coś takiego może się przydać w szpitalu, ale na jachcie?
– Pomyśl, Kurt. Statek tej wielkości to całe przedsiębiorstwo. Powiedzmy, że jesteś płatnikiem okrętowym. Nie ma cię w biurze, poszedłeś w drugi koniec jachtu, a tu pojawia się problem na liście płac. Włączasz laptop i wszystko wiesz. To samo z szefem kuchni. Siedząc w swojej kajucie, może sprawdzić magazyny. Albo pierwszy oficer. W każdej chwili może się dowiedzieć, którzy marynarze pełnią wachtę.
– Naszym głównym problemem jest brak hasła.
– Hasło musi być na jachcie. Gdyby Max i mnie udało się dyskretnie włączyć do sieci, moglibyśmy w odpowiedniej chwili przyjrzeć się z bliska zawartości komputera.
– A co wam w tym przeszkadza?
– Kilka rzeczy. Po pierwsze, informacje na pewno są zaszyfrowane, żeby nie dobrał się do nich nikt obcy. Po drugie, sygnał bezprzewodowy jest słaby i ma zasięg tylko w obrębie statku. Ktoś musiałby umieścić na pokładzie “węszyciela”.
– Znów mówisz swoim dziwacznym językiem.
– Przepraszam. “Węszyciel” to po prostu urządzenie, które może namierzyć sieć, wzmocnić sygnał i przesłać go w otwarte ramiona Max.
– Mówisz, że pliki będą zaszyfrowane. Skąd wiesz, że je rozkodujesz?
– Nie wiem. Ale to nie może być tak skomplikowany szyfr, jak na tamtym tajemniczym statku. Można go będzie obejść z różnych stron. Poza tym, Max jest gotowa na wszystko.
– Nie ma to jak zdeterminowana kobieta, choćby nawet cybernetyczna. Skąd mam odebrać ten elektroniczny nos?
– Kurier NUMA jest w drodze. Instrukcja obsługi w załączeniu.
Instrukcja okazała się prosta. Włączyć “węszyciela”, sprawdzić, czy łapie sygnał, przymocować go magnesem umieszczonym na tylnej ściance nadajnika. Yaeger przysłał dwa “węszyciele”, jeden zapasowy.
Austin ukrył nadajnik w niewidocznym miejscu wewnątrz wentylatora. Potem podszedł do szalupy, schylił się i wymacał połączenie wyciągu z pokładem. Stojąc na czworakach, znalazł płytkie wgłębienie w stalowym wsporniku. Schował tam drugiego “węszyciela”. Kiedy wstawał, usłyszał za sobą cichy trzask. Poczuł, jak coś twardego wbija mu się w plecy.
32
– Na starość robi się pan nieostrożny, panie Kurcie Austin. Następnym razem może się to źle skończyć.
Ucisk na plecach zelżał. Austin odwrócił się. W srebrzystym świetle księżyca zobaczył wyraźną białą bliznę na twarzy Pietrowa.
– Postarzałem się co najmniej o dziesięć lat, kiedy wbiłeś mi tę spluwę w żebra, Iwan. Wystarczyło powiedzieć “cześć”, żeby zwrócić moją uwagę.
– Dzięki takim numerom nie wychodzę z wprawy – odrzekł Pietrow. – Nie chcę stracić formy.
– Możesz mi wierzyć, że jesteś w świetnej formie. Jak zawsze. Kto cię wpuścił do mojego kraju?
– W przeciwieństwie do pańskiego nielegalnego wypadu do Rosji, moja wizyta tutaj ma całkiem oficjalny charakter. Przybyłem do Ameryki z delegacją handlową z ramienia ministerstwa rolnictwa. Reprezentuję Syberyjski Urząd Ochrony Roślin. Poprosiłem nasz miejscowy konsulat o wciągnięcie mnie na listę gości tego przyjęcia.
– Jak mnie znalazłeś?
– Zobaczyłem, że wychodzi pan z salonu, i poszedłem za panem do zakazanej strefy statku. Muszę przyznać, że zmyliła mnie pańska charakteryzacja, ale nie sposób ukryć tak szerokich ramion i pewnego kroku. Skąd pan wytrzasnął tę niesamowitą perukę?
– Kupiłem na wyprzedaży gadżetów KGB.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Mogę zapytać, dlaczego łaził pan na czworakach po pokładzie?
– Zgubiłem szkła kontaktowe.
– Naprawdę? Nie przypominam sobie, żeby w pańskim dossier było coś o okularach.
Austin zaśmiał się i powiedział Rosjaninowi o elektronicznych “węszycielach”. Zrobiło to wrażenie na Iwanie. Poprosił, żeby informować go na bieżąco o efektach.
– I proponuję wrócić na przyjęcie – dodał. – Większość ochroniarzy obserwuje gości, ale kilku jest na obchodzie.
Austin wiedział, że zbyt długo kuszą los. Przekradli się ostrożnie w kierunku świateł i muzyki, po drodze kryjąc się w cieniu. Zauważyli tylko jednego ochroniarza i dali nura za pachołek. Kiedy ich minął, poszli spacerkiem przez pokład.
W smokingu Pietrow wyglądał nieszkodliwie. Zapalił amerykańskiego papierosa.
– Co pan teraz planuje? – zapytał.
– Nie widziałeś mnicha Razowa?
– Podejrzewam, że przy takich okazjach Razow woli nie pokazywać Borysa ludziom. Może nawet trzyma go poza jachtem. Wątpię, żebyśmy go zobaczyli.
– W takim razie może pogadam sobie kilka minut z gospodarzem.
– Z Razowem?! To niezbyt mądre posunięcie.
– Może sprowokuję go na tyle, że popełni błąd.
– Słyszałem, że zabawa z grzechotnikami nie jest bezpieczna. Ale niech pan robi, co pan chce. Ja się trochę tutaj pokręcę. Trzeba coś zjeść i wypić.
– Przyszedłeś sam?
Pietrow wziął kieliszek wódki z tacy kelnera. Wypił i uśmiechnął się.
– Gdyby mnie pan potrzebował, będę w pobliżu.
Przyjęcie nabierało tempa. Goście spacerowali po pokładzie z drinkami i jedzeniem. Kapela kozacka grał teraz rocka. Pietrow wmieszał się w tłum i zniknął jak liść porwany przez strumień. Austin zauważył Razowa w otoczeniu grupki ludzi. Podszedł bliżej. Zastanawiał się, jak ominąć ochronę osobistą Rosjanina. W sukurs przyszła mu para długonogich psów. Wyrwały się swojemu panu i popędziły do Austina. Znów skoczyły na niego, oparły łapy na jego piersi i wylizały mu twarz.
Austin chwycił smycze i ściągnął krótko, żeby okiełznać szalejące charty. Podbiegł ich treser. Austin miał już przekazać mu psy, gdy zobaczył, że nadchodzi Razow w towarzystwie dwóch goryli.
– Widzę, że zna pan już Saszę i Gorkiego – powiedział z uśmiechem. Wziął od Austina smycze i po rosyjsku wydał komendę. Psy natychmiast grzecznie usiadły.
– Niedawno podzieliłem się z nimi kiełbaskami i żeberkami – wyjaśnił Austin. – Chyba nie ma pan nic przeciwko temu?