Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Sądząc po twoim głosie, jesteś tego pewien, Rudi. Pamiętaj, że na razie to tylko teoria.

Gunn uśmiechnął się.

– Mogę skorzystać z pańskiego wideo?

– Proszę bardzo.

Gunn znów sięgnął do nesesera i wyjął kasetę. Podszedł do ściany z boazerią, otworzył drzwiczki szafki i wsunął kasetę do magnetowidu.

– Jak pan wie, NR-1 mogła transmitować obraz telewizyjny z dna morza.

– Sam przyznałem na to fundusze z kasy NUMA. Wspaniały program edukacyjny. Obrazy idą przez satelitę do szkół na całym świecie. Uczą młodzież, że ocean jest dużo ciekawszy niż MTV.

– Ten obraz został wysłany z NR-1 w dniu jej zniknięcia.

Gunn wcisnął przycisk “play” na pilocie. Na ekranie pojawiła się zielona woda morska. Mocne reflektory oświetlały smukły czarny kadłub. Nie było dźwięku. W rogu wyświetlała się godzina i data.

Sandecker siedział z rękami opartymi o brzeg biurka.

– To chyba widok dziobu z kamery na kiosku – powiedział.

– Zgadza się. Niech pan patrzy dalej… Teraz!

Pod kadłubem pojawił się cień przypominający rekina. Z dołu podpłynęło coś dużo większego niż NR-1. Po kilku minutach łódź ruszyła naprzód. Nabierała szybkości, w końcu zasłoniły ją pęcherze powietrza.

– Ten obraz został wysłany z łodzi przez satelitę w chwili jej zniknięcia. Jak pan widział, transmisja była bardzo krótka, potem się urwała.

– Fascynujące – powiedział Sandecker. – Daj to jeszcze raz, Rudi.

Gunn cofnął taśmę i puścił od początku.

– Czy Biały Dom ma kopię tego filmu? – zapytał admirał.

– Transmisja szła bezpośrednio do NUMA. Chyba jej nie widzieli.

– Dobra robota, Rudi – pochwalił Sandecker. – To ważny kawałek układanki.

Sięgnął do skrzyneczki na biurku i wyjął dwa cygara, które osobiście wybrał i zwinął dla niego właściciel plantacji w Republice Dominikańskiej. Ustawił jedno pod drugim.

– Załóżmy, że to na dole jest dużo większe od tego na górze. Podpływa pod naszą łódź i co dalej? Mógłby być problem z zabraniem łodzi na grzbiet.

– Chyba że…

– Że NR-1 współpracowałaby z porywaczem. Kapitan Logan nie zrobiłby tego.

– A jeśli go zmuszono?

Sandecker rzucił Gunnowi cygaro, drugie wetknął w zęby. Zapalili i usiedli w chmurze wonnego dymu.

– Przypuszczam, że na pokładzie był zagraniczny naukowiec – powiedział Sandecker po chwili namysłu.

– Zgadza się. Mam pełną listę ludzi na NR-1.

– Sprawdź dokładnie ich przeszłość. Zwłaszcza naukowca. Tymczasem spróbujemy poszukać okrętu podwodnego klasy India. Marynarka ma aktualne namiary na wszystkie rosyjskie okręty operacyjne, ale nie chcę, żeby ktoś wiedział, że NUMA nadal tym się zajmuje.

– Może Yaeger potrafi włamać się do systemu komputerowego marynarki.

Sandecker popatrzył na rozżarzony popiół na końcu cygara.

– Jestem zaskoczony, Rudi, że słyszę coś takiego właśnie od ciebie.

– Sytuacja nadzwyczajna wymaga niekonwencjonalnych kroków.

– Słusznie. Ze Stambułu dzwonił Austin. Zbiera Zespół Specjalny, żeby jeszcze raz przyjrzeć się opuszczonej bazie okrętów podwodnych.

– Uważa, że baza ma związek z NR-1?

– Nie wiedział o zniknięciu łodzi, dopóki mu nie powiedziałem. Jest w kontakcie z dawnym rosyjskim znajomym, który sugeruje, że baza może mieć związek z potencjalnym zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych.

– Z atakiem terrorystycznym?

– Zapytałem Kurta o to samo. Wie tylko tyle, ile powiedział mu Rosjanin. Podobno Stanom Zjednoczonym grozi niebezpieczeństwo. Wygląda na to, że w sprawę jest zamieszany magnat górniczy nazwiskiem Razow. Baza może być kluczem do tego, co się dzieje. Kurt ma zwykle dobrego nosa. W takim razie NUMA tym bardziej powinna się włączyć.

– Możemy przyjrzeć się tamtej okolicy przez satelitę.

– Potrzebujemy też kogoś na ziemi.

– A co z pańską obietnicą daną prezydentowi?

– Obiecałem tylko nie szukać NR-1. Nic nie mówiłem o rosyjskiej bazie okrętów podwodnych – odrzekł Sandecker z chytrym błyskiem w oku. – Poza tym Austin jest już na pewno poza zasięgiem mojego telefonu.

– Słyszałem, że aktywność plam na słońcu zakłóca łączność.

– Oczywiście będziemy próbowali nawiązać kontakt. Prezydent leci do Montany na ryby. Podejrzewam, że szybko wróci, jeśli rząd rosyjski upadnie.

Gunn wyglądał na zakłopotanego.

– Jeżeli naprawdę jest jakieś zagrożenie, czy nie powinniśmy powiedzieć o tym prezydentowi?

Sandecker podszedł do okna i popatrzył na Potomac. Po chwili odwrócił się.

– Wiesz, na czym Sid Sparkman dorobił się milionów?

– Oczywiście. Na kopalniach.

– Właśnie. Jak Razow.

– Przypadek?

– Może tak, może nie. Chłopcy z jednej branży często trzymają się razem. Możliwe, że ci dwaj się znają. Dopóki się nie upewnimy, że zagrożenie jest realne, lepiej nie mówić o tym głośno.

– Sugeruje pan…

– Nie mam żadnych podstaw, żeby posunąć się aż tak daleko. Na razie.

Gunn zacisnął wargi, w jego oczach pojawił się niepokój.

– Mam nadzieję, że Kurt i reszta nie przeholują.

Sandecker uśmiechnął się ponuro.

– To nie byłby pierwszy raz

11

Morze Czarne

Austin szedł wzdłuż Bosforu. Minął terminal promowy, a potem smukłe statki wycieczkowe. W końcu zapach gnijących ryb powiedział mu, że jest blisko nabrzeża rybackiego. Przybywało mew. W porcie stała flotylla zdezelowanych kutrów. Od drewna odłaziła farba, metal zżerała korozja. Stare łajby chyba tylko cudem utrzymywały się na wodzie. Austin przystanął obok solidnej, drewnianej łodzi, wyglądającej tak, jakby przeszła kapitalny remont. Czarny kadłub i biała sterówka lśniły świeżą farbą, metalowe części ociekały olejem.

Austin wyjął z kieszeni złożoną kartkę z nagryzmolonym słowem “Turgut”. Zgadzało się z białym napisem na rufie. Uśmiechnął się z uznaniem. Polubił kapitana Kemala, zanim go poznał. Turgut był słynnym szesnastowiecznym admirałem z okresu panowania Sulejmana Wspaniałego. Ten, kto nazwał antyczny kuter jego imieniem, musiał znać historię i mieć poczucie humoru.

Na pokładzie widać było jakiegoś mężczyznę w czarnym garniturze z dwurzędową marynarką. Siedział na zwoju grubej liny i naprawiał sieci rozciągnięte na kolanach.

Austin powitał go po turecku.

– Meraba – zawołał. – Mogę wejść na pokład?

Mężczyzna podniósł wzrok.

– Meraba – odpowiedział i zrobił zapraszający gest.

Austin wspiął się po trapie na pokład. Łódź miała około piętnastu metrów długości i szeroki kadłub, zapewniający stabilność. Rozejrzał się po “Turgucie”. Kuter wyglądał jak zabytek z czasów imperium ottomańskiego. Utrzymywanie go na chodzie musiało kosztować mnóstwo wysiłku. Austin podszedł do siedzącego mężczyzny.

– Szukam kapitana Kemala.

– To ja – odrzekł rybak.

Przebiegał palcami po sieci, nie omijając żadnego oczka.

Kapitan przekroczył pięćdziesiątkę. Był drobnej budowy, miał szczupłą twarz i oliwkową cerę, zaczerwienioną od słońca i wiatru. Ciemne, siwiejące włosy przykrywała wełniana czapka. Był gładko ogolony z wyjątkiem nastroszonych wąsików. Wyglądały, jakby przytrzymywał je zakrzywiony, wydatny nos. Z radia u stóp Kemala płynęła cicha muzyka turecka.

– Nazywam się Kurt Austin. Jestem z Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych. Byłem na naszym statku “Argo”, kiedy znaleźliśmy ciało pańskiego kuzyna Mehmeta.

Kemal smutno skinął głową i odłożył sieć.

– Dziś rano był jego pogrzeb – powiedział po angielsku. Dotknął rękawa marynarki, żeby pokazać, że włożył najlepszy i jedyny garnitur.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

Kapitan pokręcił głową i wskazał stos sieci, sięgający do pasa.

– Proszę siadać, panie Austin.

– Dobrze pan mówi po angielsku.

Kemal pokazał w uśmiechu złoty ząb.

– Dziękuję. Kiedy byłem młodszy, pracowałem jako kucharz w amerykańskiej bazie lotniczej pod Ankarą. Ciężko harowałem, ale dobrze płacili i odłożyłem na ten kuter.

23
{"b":"197102","o":1}