Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– To stąd kierowano bazą – zauważył Austin.

Zavala rozejrzał się.

– A teraz straszą tu duchy.

– Ci, którzy parę dni temu zestrzelili mnie nad plażą, nie wyglądali na istoty eteryczne – powiedział Austin.

Wyszli z dowództwa na główny korytarz i zajrzeli do kilku dwuosobowych sypialń, zapewne kajut oficerskich. Potem przeszli łącznikiem do dużego luksusowego apartamentu. Na lśniącej dębowej podłodze leżały orientalne dywany. W pokoju stały ciężkie ozdobne meble z ciemnego drewna. Wystrój był mieszanką stylu bizantyjskiego i bliskowschodniego. Nie żałowano czerwonego pluszu i pozłoty.

Zavala popatrzył na jeden z kilku obrazów zmysłowych kobiet.

– Po powrocie do domu przypomnij mi, żebym urządził mieszkanie jak ten harem.

Trudno było wyobrazić sobie radzieckiego dowódcę bazy w tym dekadenckim otoczeniu.

– To wygląda jak czyjaś wizja wiktoriańskiego burdelu.

Mimo żartów obaj czuli się niepewnie. Austin pamiętał, co go spotkało podczas pierwszej wizyty na tym wybrzeżu. Obejrzeli resztę apartamentu i natrafili na grube drewniane drzwi. Miały ćwieki i ozdobne okucia niczym wrota średniowiecznej twierdzy. Była na nich wyryta stylizowana litera R.

Zavala zbadał antyczną dziurkę od klucza. Potem sięgnął do swojego pakietu, wyjął pokrowiec z miękkiej skóry i rozłożył komplet wytrychów. W większości krajów wylądowałby z tym za kratkami. Wybrał jeden z większych i pomacał mocne stalowe zawiasy.

– Bazowy klucz szkieletowy powinien załatwić sprawę. Po drugiej stronie musi być coś cennego. Dziwne, że nie dali lepszego zamka.

Schylił się, wsunął wytrych do dziurki od klucza, poruszał chwilę i przekręcił. Zamek był dobrze naoliwiony i otworzył się z głośnym trzaskiem.

Austin przyłożył ucho do drzwi. Nic nie usłyszał, wice nacisnął ozdobną klamkę i… zawahał się. A jeśli od początku obserwują ich ukryte kamery?

Może po drugiej stronie czai się już banda zabójców? Wzdrygnął się na myśl o pocisku lub nożu w oku.

Wiadomo, że najlepszym sposobem obrony jest atak. Odbezpieczył rewolwer i dał znak Zavali, żeby go osłaniał. Pchnął drzwi.

14

Poobijana czarna taksówka łada podskakiwała na leśnej drodze. Każdy element starego podwozia klekotał w proteście. Wyboiste koleiny prowadziły między gęstymi sosnami do kolonii domków kempingowych nad Morzem Czarnym. Samochód bujał się na zużytych amortyzatorach nawet wtedy, gdy Paul i Gamay Troutowie wygramolili się z ciasnego tylnego siedzenia. Zdjęli torby podróżne z bagażnika dachowego i zapłacili kierowcy. Łada odjechała w tumanie kurzu. Drzwi najbliższego domku otworzyły się gwałtownie i na zewnątrz wypadł zwalisty gość.

– Trout! Nie wierzę! Fajnie, że cię znów widzę, stary! – ryknął, aż zatrzęsły się wierzchołki drzew

Zgniótł Paula w niedźwiedzim uścisku i wygrzmocił po plecach.

– Cze… eść, Wła… ad – wykrztusił Trout – To mo… oja żona, Ga… amay. Gamay, przedstawiam ci profesora Władimira Orłowa.

Orłow wyciągnął łapę wielkości szynki i spróbował stuknąć obcasami gumowych klapek.

– Miło panią poznać, Gamay. Mąż często opowiadał o pani przy piwku w barze Captain Kidd.

– O panu też dużo opowiadał, profesorze. Bardzo przyjemnie wspomina rok spędzony z panem w Woods Hole.

– Mamy wiele wspólnych miłych wspomnień – przytaknął Orłow i odwrócił się do Paula. – Jest taka piękna i czarująca, jak sobie wyobrażałem. Szczęściarz z ciebie.

– Dzięki. Na pewno ucieszy cię wiadomość, że twój stołek barowy czeka na ciebie.

– Jak sprawy w instytucie?

– Byłem tam kilka dni temu. Chciałem wpaść do domu między kolejnymi zleceniami NUMA. W Woods Hole nic się nie zmieniło od twojego wyjazdu.

– Zazdroszczę ci. Uboga Rosja skąpi pieniędzy na badania naukowe. Nawet takie zasłużone instytucje jak Państwowy Uniwersytet Rostowski muszą błagać o fundusze. Mamy szczęście, że rząd pozwala uniwersytetowi korzystać z tego ośrodka.

Gamay rozejrzała się. Między drzewami lśniła woda.

– Przypominają mi się stare kolonie domków letnich nad Wielkimi Jeziorami.

– Kiedyś odpoczywali tu z żonami oficerowie radzieckiej marynarki wojennej. Jest nawet kort tenisowy, ale nawierzchnia przypomina kratery na Księżycu. Studenci wyremontowali domki. Doskonałe miejsce na seminaria i na spędzanie wakacji. Można tu spokojnie pomyśleć. Chodźcie, pokażę wam waszą kajutę.

Orłow chwycił torby podróżne i ruszył ścieżką usłaną igłami sosnowymi. Na jasnozielonym domku lśniła świeża farba. Wspiął się na ganek, postawił bagaże i otworzył drzwi. W pokoju były piętrowe prycze dla czterech osób, stół, zlew z pompą i kempingowa kuchenka gazowa. Orłow podszedł do zlewu i poruszył dźwignią pompy.

– Woda jest czysta i zimna. Zawsze zostawiajcie trochę w tej puszce po kawie do zalania pompy. Na zewnątrz jest prysznic i WC. Niestety wszystko to dość prymitywne.

Gamay rozejrzała się po pokoju.

– Wygląda całkiem przytulnie.

– Sami się tu wprosiliśmy – przypomniał Paul. – Powinniśmy być wdzięczni, że nie każesz nam spać w namiocie.

– Nonsens! Pewnie chcecie się rozpakować i przebrać w coś wygodniejszego – powiedział Orłow i wskazał swoje czarne workowate szorty i czerwoną koszulkę. – Jak widzicie, żyjemy tu na luzie. Kiedy będziecie gotowi, przyjdźcie na polanę. Przygotuję coś orzeźwiającego do picia.

Po wyjściu profesora umyli się nad zlewem. Gamay zmieniła modne bawełniane spodnie i sweter na niebieskie szorty i koszulkę z Instytutu Oceanograficznego Scrippsa, gdzie poznała Paula, który tam studiował. Paul miał na sobie niegniotącą się kurtkę marynarską, brązowe spodnie i jedną ze swoich ulubionych muszek we wściekłym kolorze. Teraz włożył nowe brązowe szorty, marynarską koszulkę polo i sandały. Poszli między sosnami na główną polanę.

Orłow siedział przy stole piknikowym w cieniu drzewa. Rozmawiał z parą w średnim wieku. Przedstawił ich jako Nataszę i Leona Arbikowów, fizyków. Z trudem mówili po angielsku, ale wystarczyły ich promienne uśmiechy. Orłow wyjaśnił, że w ośrodku jest trochę naukowców i studentów. Przeprowadzają eksperymenty albo po prostu czytają. Wyjął z wielkiej lodówki plastikowe pojemniki ze świeżymi owocami, kawiorem, wędzoną rybą i zimnym barszczem oraz dzbanek wody i butelkę wódki. Troutowie spróbowali jedzenia, ale pili wodę. Alkohol zostawili na później. Orłow nie miał takich oporów.

– Alkohol pomaga mi w koncentracji – powiedział wesoło z ustami pełnymi kawioru i znów grzmotnął Paula w plecy. – Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś, stary. Strasznie się ucieszyłem, kiedy zadzwoniłeś.

– Ja też się bardzo cieszę z naszego spotkania, Wład, choć nie było łatwo skontaktować się z tobą.

– Z cywilizacją łączy nas tu jeden telefon. To zaleta tego miejsca. Zaginiony świat. Ale to my jesteśmy dinozaurami – zarechotał z własnego dowcipu. – Prawie nic nam nie płacą, ale możemy pracować tanim kosztem. Co was sprowadza nad Morze Czarne?

Podniósł butelkę, oblizał wargi i znów nalał sobie wódki.

– Słyszałeś o “Argo”, statku badawczym NUMA?

– O tak. Byłem na nim. Kilka lat temu. Wspaniały. Ale po NUMA nie spodziewałbym się gorszego sprzętu.

Paul przytaknął.

– Gamay i ja prowadzimy pewne badania w związku z obecnym zadaniem “Argo”. Pamiętałem, że pracujesz na tutejszym uniwersytecie i pomyślałem, że dam ci znać, skoro jesteśmy w pobliżu.

Austin poprosił Troutów, żeby powęszyli wokół Ataman Industries, gdy on i Zavala będą myszkowali w bazie okrętów podwodnych. Ataman miał swoją centralę w portowym mieście Noworosyjsk w północnowschodnim zakątku Morza Czarnego.

Trout natychmiast pomyślał o Orłowie. Rosyjski profesor, który niedawno złożył wizytę w Instytucie Oceanograficznym Woods Hole, wykładał na uniwersytecie w Rostowie niedaleko Noworosyjska. Kiedy Paul zadzwonił do niego, Orłow powiedział, że nie wybaczy Troutom, jeśli go nie odwiedzą.

– Nie mieliście problemów z dotarciem tutaj? – zapytał.

29
{"b":"197102","o":1}