Литмир - Электронная Библиотека

Świetnie przygotowany, pomyślał Cowart.

Przypomniał sobie opis zachowania Fergusona podczas jego procesu; oczy rozbiegane jakby szukał miejsca, gdzie mógłby się skryć przed faktami, o których mówili świadkowie.

Cowart stwierdził, że tym razem było zupełnie inaczej. Zapisał to w swoim notesie, żeby później pamiętać o tej odmianie.

Słuchał, jak Brown sprawnie przeprowadził Fergusona przez znaną już opowieść o wymuszonym zeznaniu. Ferguson ponownie opowiedział, jak go bito i straszono rewolwerem. Następnie opowiedział, jak go umieszczono w celi śmierci i w końcu jak w sąsiedniej celi znalazł się Blair Sullivan.

– I co panu powiedział Blair Sullivan?

– Sprzeciw! Pytanie bezpośrednie! – Głos prokuratora był stanowczy i pewny siebie.

– Sprzeciw utrzymany.

– Dobrze – zgodził się bez oporu Black. – Czy odbył pan rozmowę z panem Sullivanem?

– Tak.

– Jaki był efekt tej rozmowy?

– Bardzo się zdenerwowałem i usiłowałem go zaatakować. Zostaliśmy umieszczeni w różnych blokach więzienia.

– Jakie działania podjął pan na skutek tej rozmowy?

– Napisałem do pana Cowarta z „The Miami Journal”.

– I co pan mu w końcu powiedział?

– Powiedziałem mu, że Blair Sullivan zabił Joanie Shriver.

– Sprzeciw!

– Na jakiej podstawie?

Sędzia podniósł rękę.

– Wysłucham tego. Dlatego właśnie tu jesteśmy. – Skinął głową w stronę obrońcy.

Black przerwał na chwilę, z na wpół otwartymi ustami, jakby oceniał ruch powietrza w sali; niemal jakby chciał wyczuć, jaki obrót przyjmuje sprawa.

– Nie mam w tej chwili więcej pytań.

Młody prokurator wyskoczył na podium wyraźnie rozgniewany.

– Jaki ma pan dowód, że to się faktycznie wydarzyło?

– Żaden. Wiem tylko, że pan Cowart rozmawiał z panem Sullivanem, po czym udało mu się odszukać nóż.

– Oczekuje pan, że ten sąd uwierzy, iż ktoś wyznał panu w celi popełnienie morderstwa?

– To już się zdarzało nieraz.

– To nie jest odpowiedź na pytanie.

– Niczego nie oczekuję.

– Kiedy przyznał się pan do zabójstwa Joanie Shriver, mówił pan wtedy prawdę, czy tak?

– Nie.

– Ale zeznawał pan pod przysięgą, tak?

– Tak.

– I grozi panu za to przestępstwo kara śmierci, tak?

– Tak.

– I byłby pan zdolny do kłamstwa, żeby ratować skórę, czyż nie tak?

Gdy to pytanie zawisło w powietrzu, Cowart zobaczył, jak Ferguson szybko spojrzał na Blacka. Zobaczył, jak grymas obrońcy przeszedł w delikatny, pewny siebie uśmiech, i dostrzegł, jak niezauważalnie przytaknął w stronę mężczyzny na podium.

Wiedzieli, że padnie takie pytanie, pomyślał.

Ferguson głęboko wciągnął powietrze.

– Byłby pan w stanie skłamać, żeby zachować życie, panie Ferguson, czy tak?

– Tak – odparł powoli Ferguson. – Byłbym.

– Dziękuję – powiedział Boylan, podnosząc stertę papierów.

– Ale nie kłamię – dodał Ferguson, w momencie gdy prokurator odwracał się w stronę swojego miejsca, co sprawiło, że zatrzymał się niezgrabnie.

– Nie kłamie pan w tej chwili?

– Zgadza się.

– Mimo że zależy od tego pana życie?

– Moje życie zależy od prawdy, panie Boylan – odparł Ferguson.

Prokurator ruszył gniewnie, jakby miał zamiar rzucić się na więźnia i opanował się dopiero w ostatniej chwili.

– Oczywiście, że tak – odpowiedział kpiąco. – Nie mam więcej pytań.

Zapanowała chwilowa cisza, podczas gdy Ferguson wracał na swoje miejsce za stołem obrony.

– Czy jeszcze coś, panie Black? – spytał sędzia.

– Tak. Ostatni świadek. Wzywam do złożenia zeznań pana Normana Simsa.

Za kilka chwil przez salę przeszedł malutki mężczyzna o piaskowych włosach, ubrany w źle skrojony brązowy garnitur, w okularach na nosie. Zajął miejsce w loży dla świadka. Black niemal wskoczył na podium.

– Panie Sims, czy zechce się pan przedstawić sądowi?

– Nazywam się Norman Sims. Jestem młodszym nadzorcą w więzieniu stanowym Starkę.

– Jakie pełni pan tam obowiązki?

Mężczyzna zawahał się. Mówił powoli, z lekkim akcentem.

– Czy mam wymienić wszystko, co robię?

Black potrząsnął głową.

– Przepraszam, panie Sims. Niechże to ujmę inaczej: Czy do pana obowiązków należy przeglądanie i cenzura poczty, która przychodzi do pensjonariuszy celi śmierci i jest przez nich wysyłana?

– Nie lubię tego słowa…

– Cenzor?

– Właśnie. Przeglądam korespondencję. Od czasu do czasu mamy powody, żeby coś zatrzymać. Na ogół jest to kontrabanda. Nikogo natomiast nie powstrzymuję od pisania tego, co chce napisać.

– Ale w przypadku pana Blaira Sullivana…

– To szczególny przypadek, proszę pana.

– Co on robi?

– Pisze wstrętne listy do rodzin swoich ofiar.

– Co pan robi z tymi listami?

– Przy okazji każdego listu próbowałem skontaktować się z rodziną, do której był adresowany. Informuję ich o listach i pytam, czy życzą sobie je otrzymać. Nadmieniam, co w nich jest zawarte. Większość nie życzy sobie ich oglądać.

– Bardzo dobrze. Nawet świetnie. Czy pan Sullivan wie, że zatrzymuje pan jego korespondencję?

– Nie wiem. Prawdopodobnie tak. Wydaje się wiedzieć o każdej cholernej rzeczy, jaka ma miejsce w tym więzieniu. Przepraszam, Wysoki Sądzie.

Sędzia skinął głową, a Black kontynuował – Czy zdarzyło się panu zatrzymać jakiś list w ciągu minionych trzech tygodni?

– Tak, proszę pana.

– Do kogo był adresowany?

– Do państwa Shriver, tutaj w Pachouli.

Black żwawo przeszedł przez salę i pokazał świadkowi kartkę papieru.

– Czy to ten list?

Nadzorca zastanawiał się przez chwilę.

– Tak, proszę pana. Na górze widnieją moje inicjały i stempel. Napisałem na nim również uwagę dotyczącą mojej rozmowy z państwem Shriver. Jak im powiedziałem, mniej więcej, czego dotyczy list, nie chcieli go oglądać.

Black wziął list, wręczył go urzędnikowi sądowemu, który zaznaczył go jako przedstawiony przed sądem i wręczył z powrotem świadkowi. Black zaczął zadawać jakieś pytanie i nagle przerwał. Odwrócił się od sędziego i świadka, i podszedł do barierki, przy której siedzieli państwo Shriver. Cowart usłyszał, jak szepce:

– Poproszę, żeby odczytał ten list. To może być nieprzyjemne. Przykro mi. Jeśli chcą państwo wyjść, to jest to odpowiedni moment. Dopilnuję, żeby zatrzymano dla państwa te miejsca, w razie gdybyście zamierzali wrócić.

Poufny ton jego głosu, tak różny od oficjalnego tonu, jakim zadawał pytania, zdziwił Cowarta. Państwo Shriver przytaknęli i zaczęli się naradzać.

Po chwili potężny mężczyzna wstał i wziął żonę za rękę. Gdy wychodzili, w sali rozpraw panowała cisza. Ich kroki odbijały się lekkim echem, a drzwi zamknęły się za nimi ze skrzypnięciem. Black przerwał, odprowadzając ich wzrokiem, po czym odczekał jeszcze sekundę, aż zamknęły się drzwi. Nieznacznie skinął głową.

– Panie Sims, proszę odczytać list.

Świadek odkaszlnął i zwrócił się w stronę sędziego.

– Jest nieco sprośny, proszę Wysokiego Sądu. Nie wiem, czy…

Sędzia przerwał:

– Proszę przeczytać list.

Świadek pochylił się lekko i zerkał przez okulary. Czytał szybkim, pełnym zażenowania głosem, jąkając się przy obscenicznych wyrażeniach.

– … Droga Pani i Panie Shriver. Źle, że nie napisałem do Was wcześniej, ale byłem niezwykle zajęty przygotowaniami do śmierci. Chciałbym tylko, żebyście wiedzieli, jak cudownie pieprzyło mi się Waszą małą córeczkę. Wciskanie kutasa w jej mała cipkę było jak zbieranie wiśni w letni poranek. Był to najdoskonalszy kąsek świeżej cipki, jaki sobie można wyobrazić. Jedynie zabicie jej było przyjemniejsze od tego pieprzenia. Wetknięcie noża w jej jędrną skórkę było jak krojenie melona. Taka właśnie była: jak owoc. Jaka szkoda, że teraz już zgniła i nie nadaje się do dalszego użytku, teraz byłoby to strasznie zimne i plugawe pieprzonko, nie sądzicie? Cała zielona i oblazła robakami od przebywania pod ziemią. Bardzo szkoda. Ale wtedy stanowczo była niezłym kąskiem… – Spojrzał na obrońcę. – Był podpisany. Wasz dobry przyjaciel, Blair Sullivan.

45
{"b":"110015","o":1}