– Mam nadzieję, że tak jest. – Zrobił przy tym tak ponurą minę, że ona widząc to roześmiała się. Znów wyglądała o wiele lat młodziej.
– Mam mniej pieniędzy niż reszta rodzeństwa, nie dlatego że jestem najmłodsza, ale dlatego, że zawierzyłam memu bratu Edwardowi i zgodziłam się, żeby ulokował wedle swego uznania większą część mego spadku. – Zabrzmiało to bardzo po wiktoriańsku. – Miał zawsze mnóstwo pomysłów i pod tym względem bardziej przypominał naszą matkę i mnie samą niż Lawrence i moja starsza siostra Evadne, ale nie był specjalnie praktyczny. Stracił wszystkie nasze pieniądze. Biedaczysko, bardzo mi go było żal. Nie podam panu dokładnie mego obecnego dochodu, ale liczyć go można w szylingach. Jednak dzięki łasce Boskiej i przenikliwości Herberta Boona nie jestem wcale biedna. Pan może sądzić, że to bardzo dziwny sposób, ale to jest mój własny sposób, a ja nikomu nie wyrządzam krzywdy. A czy teraz nadal sądzi pan, że jestem pomylona?
Słowa padły jak strzał i były całkowitym zaskoczeniem. Czekała na odpowiedź. Campion również nie był pozbawiony wdzięku. Uśmiechnął się rozbrajająco.
– Nie – odparł. – Jest pani racjonalistką. Chociaż nigdy bym się tego nie spodziewał. A to jest herbata, nieprawdaż? Gdzie pani zdobywa pokrzywę.
– W Hyde Parku – wyjaśniła krótko przez ramię. – Dużo tam różnych zielsk… chciałam powiedzieć ziół… jeśli tylko umie się szukać. Kilka razy się pomyliłam. Z roślinami trzeba być ostrożnym. Przechorowałam się parę razy, ale teraz już chyba znam się na nich dobrze.
Mężczyzna siedzący na odwróconym koszu spojrzał z powątpiewaniem na szary parujący płyn, który mu podała w słoiku po dżemie.
– To bardzo smaczne – powiedziała. – Pokrzywę piję całe lato. Niech pan spróbuje, a jeśli nie będzie panu smakować, nie pogniewam się. Musi pan jednak przeczytać tę książkę. Rada bym wiedzieć, że nawróciłam kogoś na moją wiarę.
Okazał najlepsze chęci, ale płyn miał obrzydliwy smak.
– Lawrence też tego nie lubi – wyznała śmiejąc się – ale pije. Pije również herbatę z krwawnika, którą przyrządzam. Bardzo się tym interesuje, ale jest o wiele bardziej konwencjonalny niż ja. Nie pochwala zupełnie tego, że nie potrafię wydawać pieniędzy, chociaż nie wiem, co by zrobił, gdybym potrafiła, bo sam nic nie nią.
– A jednak lubi pani sześciopensówki- mruknął Campion. Powiedział to nie odruchowo, ale jakby wbrew sobie, jak gdyby zmusiła go do tego czarami. Z jej triumfującej miny wywnioskował ze zdumieniem, że tak było.
– Widziałam pana tam wczoraj pod drzewem – odezwała się. – Pan jest detektywem. Dlatego tak szczerze z panem rozmawiam. Pan mi się podoba, jest pan inteligentny..
Campion był tak wstrząśnięty, że łyknął trochę herbaty z pokrzywy. – Czy zależy pani na tych sześciopensówkach? – zaryzykował.
– Nie, ale nigdy nie odmawiam. A ona tak się z tego cieszy. Poza tym bardzo mi się przydają. To również podejście racjonalistyczne, prawda?
– Całkowicie. Wracając jednak do pani bardziej magicznych talentów, czy potrafi widzieć pani za plecami? – Myślał, że ją wywiódł w pole,, ale ona odpowiedziała po chwili namysłu:
– Mówi pan o Klytii i jej chłopcu, który pachnie benzyną? Wiedziałam, że stoją za mną. Słyszałam, jak szeptali. Ale nie obejrzałam się. Oboje uciekli z pracy albo udawali, że mają coś do załatwienia. Mogą ich za to zwolnić. – Obrzuciła go przebiegłym spojrzeniem. – Powinnam im pożyczyć moją książkę. Ale Boon nie daje wskazówek, jak odżywiać.dzieci. To byłoby trudne zadanie.
– Jest pani bardzo dziwną kobietą – stwierdził Campion.
– Darzę sympatią Klytię. Sama byłam kiedyś zakochana, jeden jedyny raz. Było to uczucie platoniczne. Ale wkrótce się przekonałam, że ów miły inteligentny pan wykorzystuje je po to, żeby dręczyć swoją żonę. Ponieważ jestem rozsądna, a nie samobójczo, wielkoduszna, wycofałam się. Jednak nadal czuję się na tyle kobietą, że mnie bawi Klytia. Czy to wszystko ma pomóc panu w odkryciu, kto otruł moją siostrę Ruth?
Przez chwilę miał wzrok spuszczony, wbity w podłogę.
– Czyż tak nie jest? – powiedziała.
– Pani musi to wiedzieć – powiedział powoli.
– Ale nie wiem. – Robiła wrażenie zdumionej własnym wyznaniem. – Nie wiem. Każdy, kto żyje w tak wielkiej samotności jak ja, staje się wyczulony na zachowanie spotykanych- ludzi. Ale jednak zapewniam pana, nie mam pojęcia, kto otruł Ruth. Muszę również przyznać, że jestem mu nawet wdzięczna. Sam by się pan o tym dowiedział, więc wolałam to panu powiedzieć.
– Była bardzo męcząca, prawda?
– Nie bardzo. Rzadko ją widywałam. Niewiele miałyśmy wspólnego. Przypominała raczej brata mego ojca.
Był geniuszem matematycznym i chyba trochę pomylony.
– Pani jest zadowolona, że siostra nie żyje? – Celowo był brutalny, ponieważ zaczął się jej bać. Była taka miła, a jednak przerażająca i zupełnie nie do rozszyfrowania.
– Mam swoje powody. – rzekła. – Widzi pan, rodzina Palinode'ów przypomina rozbitków w malej, zagubionej na oceanie łodzi. Jeżeli jedna osoba z załogi wypije swój przydział wody – tak na marginesie mówiąc, ona nie była alkoholiczką – reszta musi albo patrzeć, jak umiera z pragnienia, albo dzielić się z nią własną racją. A my nie bardzo mamy czym się dzielić. Nawet mimo pomocy Herberta Boona.
– Czy tylko tyle ma mi pani do powiedzenia?
– Tak. Reszty musi się pan dowiedzieć sam. To nie będzie specjalnie interesujące.
Mężczyzna w szlafroku wstał i odstawił swój słoik po dżemie. Górował nad nią wzrostem: była bardzo niska i zachowała ślady minionej urody. Jego wrażliwa twarz była niezwykle poważna, a dręczące go pytania stały się ważniejsze niż tajemnica morderstwa.
– Dlaczego? – wybuchnął nie panując nad sobą. – Dlaczego?
Zrozumiała go w lot. Jej szarą twarz zabarwił rumieniec.
– Nie mam talentów – powiedziała spokojnie. – Jestem niema. Nie potrafię nic robić ani pisać, ani nawet opowiadać. – Ą kiedy mrugając oczami patrzył na nią starając się zrozumieć monstrualność tego, co mu mówiła, ciągnęła cicho: – Poezje mojej matki przeważnie były bardzo kiepskie. Odziedziczyłam trochę inteligencji po ojcu i potrafię to docenić. Matka napisała jednak jeden wiersz, w którym moim zdaniem zawarta jest pewna myśl, chociaż wiele osób uważałoby go za pozbawiony sensu.
Oto on:
Zbuduję sobie domek z trzcin
Misterny, pięknie upleciony.
Wiatr przelatuje pośród trzcin,
Dotyka ich zaciekawiony,
Tarmosi, gnie łodygi trzcin,
Nie zdoła mi przeszkodzić tym
- Będę zajęta!
Chyba nie ma pan ochoty na jeszcze jedną herbatę?
Dopiero po półgodzinie wrócił do swego pokoju i dygocąc położył się do łóżka. Książka pożyczona przez pannę Jessikę leżała na kołdrze. Była tandetnie wydana, miała okropnie pozaginane rogi, dziwaczną okładkę i sterczały z niej kawałki papieru z nieaktualnymi od dawna ogłoszeniami. Otworzył ją na chybił-trafił i przeczytane zdania jeszcze mu się kołatały po głowie, kiedy zamknął oczy:
„Twaróg (pozostałość kwaśnego mleka pozostawionego przez nieporządne panie domu w butelce albo blaszance).
.Można poprawić jego smak dodając posiekanej szałwi, szczypiorku czy też rzeżuchy. Ja sam, ponieważ nie jestem specjalnie łakomy, egzystowałem znakomicie na tej mieszaninie, spożywanej wraz z niewielką ilością chleba dnie całe, odmieniając sobie smak dodatkiem poszczególnych ziół.
Energia. Należy oszczędzać energię. Tak zwani naukowcy powiedzą wam, że energia to tylko ciepło. Nie zużywaj jej wobec tego więcej niż trzeba w danym momencie. Ja oceniam jedną godzinę snu jako odpowiednik jednego funta wysoko kalorycznego pożywienia. Bądź, czytelniku, pokorny. Bierz, co ci dają, nawet jeśli dar ofiarowany jest z pogardą. Dający znajdzie nagrodę we własnej duszy – czy to dlatego, że jest cnotliwy, czy dlatego, że się chce popisać. Zachowuj spokój. Martwienie się i litowanie nad sobą zużywa tyle energii (tzn. ciepła), ile poważne rozmyślania. W ten sposób będziesz wolny i nie staniesz się ciężarem dla krewnych czy społeczeństwa. Twój umysł również będzie lżejszy i bardziej skłonny do kontemplacji i cieszenia się urokami natury i wynalazków człowieka, co jest nic nie kosztującym luksusem, na jaki inteligentny człowiek z łatwością może sobie pozwolić.