Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– A to w jakim celu, madame? -zapytał zimno.

– Nie rozumiem ciebie.

– A jednak to bardzo proste -rzekł z nagłą goryczą, która rosła stopniowo, mimo widocznych wysiłków, aby ją stłumić.

– Pokornie pytam o to, gdyż tępy mój mózg nie jest w stanie zrozumieć tak prędko nagłej zmiany twego usposobienia, pani. Masz może ochotę rozpocząć na nowo szatański sport, który uprawiałaś z takim powodzeniem w ubiegłym roku? Czy chciałabyś może widzieć mnie znowu u twych stóp w roli rozmiłowanego kochanka, aby kopnąć mnie potem nogą jak natarczywego psa?

Więc jednak wyprowadziła go z równowagi… znów spojrzała mu prosto w oczy, gdyż takim pamiętała go przed rokiem.

– Percy, błagam cię – szepnęła

– czy nie możemy pogrzebać przeszłości?

– Przepraszam cię najmocniej, madame, ale zrozumiałem, że właśnie chcesz do niej powrócić.

– Nie! Nie o tej przeszłości wspomniałam! – zawołała, a głos jej stawał się coraz miększy. -Myślałam o czasie, gdy mnie jeszcze kochałeś… a ja… byłam lekkomyślna i próżna, twoje zaś stanowisko i majątek pociągały mnie. Zostałam twoją żoną w nadziei, że twoje wielkie przywiązanie rozpali miłość we mnie, ale niestety!

Księżyc skrył się za chmurami. Na wschodzie szary brzask zaczął rozpraszać ciężką zasłonę nocy. Blakeney mógł tylko rozróżnić wdzięczną sylwetkę Małgorzaty, jej małą królewską główkę, okoloną bogatymi złotawymi puklami i lśniące kamienie drobnych czerwonych kwiatków w formie gwiazdki, którymi zdobiła włosy.

– W 24 godziny po naszym ślubie, madame, margrabia de St. Cyr i cała jego rodzina zginęli pod gilotyną. Ogólnie twierdzono, że dopomogła w tej zbrodni żona sir Percy'ego Blakeney'a.

– Opowiedziałam ci sama, ile było prawdy w tej wstrętnej plotce…

– Ale przedtem dowiedziałem się od obcych o wszystkich okropnych szczegółach…

– I uwierzyłeś im! – rzekła z goryczą – bez dowodów, bez zapytania uwierzyłeś, że ja, której przysiągłeś bezgraniczną miłość, którą uwielbiałeś, że ja mogłam poniżyć się do podobnego czynu! Myślałeś, że chcę cię okłamywać, że obowiązkiem moim było przemówić, nim złączył nas ślub! Ach, gdybyś mnie był wysłuchał, byłabym ci powiedziała, że aż do stracenia margrabiego de St. Cyr wytężyłam wszystkie siły, używałam wszystkich wpływów, aby go wyratować. Ale zamknęła mi usta duma, gdy miłość twoja zamarła jakby pod nożem tej samej gilotyny. A jednak mogłam ci wytłumaczyć, jak bardzo mnie oszukano! Mnie, którą nazywają "największą inteligencją we Francji"! Potrafili wyzyskać moją miłość do jedynego brata i moje pragnienie zemsty, wiedzieli, jak się do tego zabrać… Czyż wszystko to nie jest dość jasne?

Głos jej zadrżał łkaniem. Umilkła, aby się uspokoić. Oczy jej zwracały się błagalnie ku mężowi i patrzyły jakby na nieprzejednanego sędziego. Pozwolił jej mówić do końca, nie przerywał tego namiętnego wyznania, ale nie obdarzył ani jednym słowem pociechy lub pojednania. Gdy umilkła, usiłując stłumić gorące łzy, napływające wciąż do oczu, czekał z niewzruszonym spokojem. Szary blask świtu wyolbrzymiał jego wyniosłą postać i nadawał mu wyraz dziwnie surowy. Ta twarz zazwyczaj taka dobroduszna, jakby senna, była dziwnie przeobrażona. Małgorzata zauważyła, mimo wewnętrznego wzburzenia, że jego oczy błyszczały niezwykłym ogniem spod przymkniętych powiek, a kurczowo zaciśnięte usta jakby powstrzymywały wzbierającą namiętność. Małgorzata Blakeney była przede wszystkim kobietą. Zrozumiała w jednej chwili, że przez pięć ostatnich miesięcy została wprowadzona w błąd i że ten człowiek, pozornie zimny jak posąg, kochał ją tak jak przed rokiem i że ta miłość ukrytqa czy uśpiona, stawała się równie silna, potężna i porywająca na dźwięk jej melodyjnego głosu, jak wówczas, gdy po raz pierwszy usta ich połączyły się w długim upajającym pocałunku. Duma trzymała go z dala od niej. Małgorzata zapragnęła gorąco zdobyć na nowo to serce, które do niej należało. Nagle odczuła, że jedynym szczęściem, które życie dać jej jeszcze mogło, był uścisk tego człowieka.

– Wysłuchaj mnie, sir Percy, do końca… – rzekła słodkim głosem, drżącym z miłości -Armand był dla mnie wszystkim. Nie mieliśmy rodziców i wychowaliśmy się wzajemnie. On był moim ojcem, a ja jego mateczką. Kochaliśmy się tak bardzo! Pewnego dnia… – czy słuchasz mnie jeszcze Percy? -Margrabia de St. Cyr kazał obić mego brata przez swoich lokai. Obić Armanda, którego kochałam ponad wszystko! A czym zawinił? Oto on, plebejusz, śmiał kochać córkę arystokraty i za to schwytano go podstępnie i zbito, zbito jak psa, prawie na śmierć. Przeżyłam tortury upokorzenia; a gdy nadarzyła się sposobność, zemściłam się… ale chciałam tylko upokorzyć dumnego margrabiego. Spiskował z Austrią przeciw własnej ojczyźnie, o czym dowiedziałam się przypadkiem i powtórzyłam usłyszane wieści. Nie wiedziałam… bo jakże wiedzieć mogłam, co stanie się później… oszukano mnie, a gdy zrozumiałam, było już za późno…

– Trudno jest, madame, cofnąć się w tak daleką przestrzeń -rzekł sir Percy po chwili milczenia. – Mówiłem ci niejednokrotnie, że pamięć moja jest bardzo krótka ale o ile się nie mylę, przypominam sobie, że prosiłem cię o wyjaśnienie tych bezecnych plotek. Jeżeli ta sama pamięć mnie znów nie zawodzi, to zdaje mi się, że odmówiłaś mi wszelkiego wyjaśnienia, żądając od mej miłości upokarzającej uległości, której nie miałem żadnego zamiaru ci okazać.

– Chciałam wystawić na próbę twoją miłość, ale ona próby nie wytrzymała. Zapewniałeś mnie zawsze, że żyłeś tylko dla mnie i z miłości ku mnie.

– I aby wypróbować tę miłość, żądałaś ode mnie, bym wyrzekł się własnego honoru – odparł, tracąc coraz bardziej panowanie nad sobą. – Chciałaś, abym pochwalił bez szemrania, bez zapytania, jak niemy i najposłuszniejszy z niewolników każdy czyn mej wszechwładnej pani? Całym sercem, przepełnionym przywiązaniem, prosiłem cię o wyjaśnienie; czekałem, nie zwątpiłem w ciebie, lecz ufałem… Gdybyś była choć słówko powiedziała, przyjąłbym każde wytłumaczenie, bo pragnąłem uwierzyć. Ale pozostawiłaś mnie bez słowa wyjaśnienia, prócz suchego wyznania wstrętnego faktu. Powróciłaś dumnie do domu swego brata i pozostawiłaś mnie samego… całymi tygodniami, gdy ja sam nie wiedziałem, komu wierzyć, odkąd jedyna świętość, zawierająca moje wszystkie złudzenia, rozprysła się u moich stóp.

Nie mogła się już skarżyć, że był zimny i obojętny. Głos jego drżał ze wzruszenia, a opanowywał się nadludzkim wysiłkiem.

– Ach, duma moja, ta duma szalona! – westchnęła smutno. – Ledwie wyjechałam, już żałowałam swego postępowania. Ale gdy wróciłam, byłeś tak zmieniony! Nosiłeś na twarzy tę maskę sennej obojętności, której już nigdy nie zdjąłeś… i dopiero teraz widzę… – Stała tak blisko męża, że miękkie jej włosy muskały jego twarz. Oczy błyszczące od łez, zwrócone ku niemu, doprowadzały go do szaleństwa, melodia tego głosu rozpalała mu ogniem krew. Ale nie chciał poddać się magicznemu urokowi tej kobiety, tak gorąco niegdyś kochanej, kobiety, dla której tyle wycierpiał. Zamknął oczy, aby odsunąć czarującą wizję jej twarzyczki, śnieżnobiałej szyi i uroczej postaci, którą lekkie światło jutrzenki zaczynało otaczać różową aureolą.

– Nie, madame, to nie maska – rzekł lodowato. – Przysiągłem ci niegdyś, że moje życie należy do ciebie, a ponieważ przez szereg miesięcy było twoją igraszką, wypełniło już swoje zadanie.

W tej chwili Małgorzata zdawała sobie jasno sprawę, że ta zewnętrzna obojętność była tylko maską. Już bez goryczy przypominała sobie troski i niepokoje, przeżyte podczas ubiegłej nocy, gdyż miała wrażenie, że człowiek, który ją kochał, pomoże w dźwiganiu jej ciężaru.

– Sir Percy! – rzekła z uniesieniem. – Bóg jeden wie, jak utrudniasz mi zadanie, które wzięłam na siebie. Przed chwilą wspomniałeś o swym zmiennym usposobieniu. Jeżeli chcesz, możemy je tak nazwać. Ale pragnę pomówić z tobą, bo… jestem w wielkiej rozterce i szukałam u ciebie pociechy…

– Jestem na twoje rozkazy, madame.

– Ach, jakiś ty zimny -westchnęła – naprawdę, trudno mi uwierzyć, że przed kilkoma miesiącami jedna łza w moim oku przyprawiłaby cię o szaleństwo! A teraz przychodzę do ciebie ze złamanym sercem i…

26
{"b":"108657","o":1}