Литмир - Электронная Библиотека
A
A

W świetle księżyca twarz jego wydawała się dziwnie poważna i przypomniała zbolałemu sercu Małgorzaty owe szczęśliwe czasy, gdy starał się o jej rękę, gdy był taki inny, zanim zamienił się w ową malowaną lalę, w tego znudzonego salonowca, który życie spędzał jedynie przy kartach i kolacjach.

Ale mimo blasku księżyca nie mogła uchwycić wyrazu jego niebieskich sennych oczu. Widziała tylko silny rysunek szczęki i ust i linię szlachetnego potężnego czoła. Natura hojnie obdarzyła barona Blakeneya. Jego wady można było usprawiedliwić chorobą biednej nieprzytomnej matki i apatią zbolałego ojca. Rodzice nie byli w stanie poświęcić się rozwojowi tego młodego charakteru, który zmarnował się wskutek zaniedbania. Małgorzata uczuła nagle głęboką sympatię do męża. Moralny przełom, który przed chwilą przeżyła, uczynił ją pobłażliwą dla błędów i wad bliźnich. Poznała brutalną przemoc ślepego przeznaczenia. Gdyby przed tygodniem ktoś był jej przepowiedział, że stanie się szpiegiem wśród własnych przyjaciół i wyda szlachetnego i bezbronnego człowieka w ręce zaciętego wroga, roześmiałaby się z pogardą. Oto popełniła tę podłość. Wkrótce śmierć tego człowieka zaciąży na jej sumieniu, jak dwa lata temu śmierć margrabiego de St. Cyra, który zginął wskutek jej nierozważnych słów. Ale w tym wypadku była moralnie niewinna. Nie miała zamiaru nikogo zgubić, a samo przeznaczenie pokierowało wypadkami. Teraz zaś popełniła czyn nikczemny z całą świadomością z pobudek, których moraliści nie mogliby nawet usprawiedliwić.

Czując u boku silne ramię męża, pomyślała, o ile straszliwszą byłaby jeszcze jego pogarda dla niej, gdyby wiedział

0 jej ostatnim czynie. Iluż to ludzi pogardza sobą wzajemnie na podstawie powierzchownych sądów.

1 ona potępiała męża za jego lekkomyślność, płytkość; czyż sir Percy nie potępiałby jej stokroć surowiej za brak siły i hartu, aby nie zboczyć z prawej drogi i poświęcić brata nakazowi sumienia?

Małgorzata tak była pogrążona w myślach, że przejażdżka wśród nocnego chłodu wydawała się jej znacznie krótsza niż zwykle. Doznała uczucia prawdziwego zawodu, gdy kasztany skręciły w masywną bramę angielskiej wspaniałej rezydencji.

Pałac sir Percy'ego nad Tamizą ma wartość historyczną. Wzniesiony za czasów Tudorów stoi wśród pięknie położonych ogrodów, z malowniczym tarasem i frontem zwróconym ku rzece. Stare czerwone cegły muru wyglądają wprost romantycznie na tle otaczającej je zieleni, a antyczny zegar słoneczny na wzorowo utrzymanym gazonie dodaje całości harmonijnej nuty. Wiekowe drzewa rzucają na trawniki chłodny cień, a tej ciepłej nocy jesiennej, gdy rdzawe i złote liście srebrzyły się w świetle księżyca, stary ogród tchnął dziwną poezją i spokojem.

Przed samym frontem stylowego hallu z czasów Elżbiety, sir Percy osadził czwórkę kasztanów. Mimo późnej godziny, na turkot powozu cała armia służby i groomów wyrosła jakby spod ziemi; stanęli z uszanowaniem gotowi do usług. Sir Percy wyskoczył zgrabnie, aby pomóc Małgorzacie przy wysiadaniu. Wydał służbie kilka krótkich rozkazów, a tymczasem młoda lady obszedłszy dom, udała się ku ogrodowi, wpatrzona w srebrny krajobraz. Cała natura pogrążona była w niezmąconej niczym ciszy, co tworzyło ostry kontrast ze stanem duszy Małgorzaty, tak głęboko wzburzonej przeżytymi walkami. W bolesnym zamyśleniu nie słyszała ani szumu rzeki, ani lekkiego szmeru spadających tu i ówdzie suchych liści z drzew. Dookoła panowało milczenie. Ucichł tupot koni odprowadzonych do odległych stajen, zmieszany z przyspieszonymi krokami licznej służby, udającej się na spoczynek – pałac pogrążył się we śnie. W dwóch oddzielnych apartamentach nad wspaniałymi salami przyjęć płonęły światła. Były to pokoje sir Percy'ego i lady Blakeney, oddzielone całą długością domu, tak oddalone od siebie, jak oddalone było ich życie. Małgorzata mimo woli westchnęła, sama nie wiedząc dlaczego. Cierpiała niewymownie i czuła się samotna i opuszczona. Tak bardzo potrzebowała współczucia, otuchy i podniesienia na duchu… Z nowym westchnieniem zwróciła się ku domowi, zadając sobie pytanie, czy po takiej burzliwej nocy będzie mogła zasnąć i odpocząć. Nagle nim doszła do tarasu, usłyszała na żwirze czyjeś kroki: w mroku zarysowała się postać męża. Okrążył dom i przechadzał się wzdłuż trawników, kierując się ku rzece. Miał jeszcze na sobie ciężki płaszcz podróżny z licznymi wyłogami i pelerynami, które wprowadził w modę.

Chodził, wsunąwszy wedle zwyczaju ręce w głębokie kieszenie atłasowych spodni, a bogate białe ubranie i bezcenny koronkowy żabot nadawały mu w ciemności wygląd ducha.

Nie zauważył widocznie żony, gdyż zatrzymawszy się chwilkę, zwrócił się w stronę tarasu ku domowi.

– Sir Percy… – rozległo się ciche wołanie.

Miał już jedną nogę na stopniach tarasu, ale na jej głos przystanął, szukając wzrokiem wśród mroku jej sylwetki.

Zbliżyła się ku niemu szybko, skąpana w blasku księżyca, a gdy ją zobaczył, rzekł z wyszukaną galanterią, z którą zawsze do niej przemawiał: – Jestem do twych usług, madame.

Lecz trzymał wciąż nogę na stopniu i całe jego zachowanie wskazywało jasno, że pragnął odejść i nie miał ochoty do nocnej pogawędki.

– Powietrze jest tak miłe – rzekła – światło księżyca mnie czaruje, a ogród nęci. Czy chcesz ze mną pozostać przez krótką chwilę? Wszak nie jest jeszcze tak późno, czy moje towarzystwo sprawia ci tyle przykrości, że pragniesz jak najprędzej uwolnić się od niego?

– Zapewniam cię, madame, że jest przeciwnie – odparł spokojnie. – Jednak jestem pewien, że czar nocy wyda ci się bardziej poetyczny bez mego towarzystwa, od którego uwolnię cię, pani.

I znów zwrócił się ku pałacowi, aby odejść.

– Mylisz się, sir Percy -zaprzeczyła żywo, zbliżając się do niego. – Nieporozumienie, które niestety powstało między nami, nie było wynikiem mojej winy, przypomnij sobie…

– W takim razie musisz mi przebaczyć, madame – odparł zimno. – Miałem zawsze bardzo krótką pamięć.

Spojrzał jej prosto w oczy z tym sennym wyrazem, który trwał już stale w jego wzroku.

Przetrzymała to spojrzenie i oczy jej złagodniały. Stanęła już przy mężu u stóp tarasu.

– Tak krótka jest twoja pamięć, sir Percy? W takim razie zaszła w niej olbrzymia zmiana! Przed trzema lub czterema laty widziałeś mnie w Paryżu przez godzinę w drodze na Wschód. Gdy powróciłeś dwa lata później, nie zapomniałeś mnie.

Była bosko piękna w świetle księżyca, otulona futrzanym płaszczem spadającym z jej ramion. Złoty haft sukni lśnił tysiącem blasków, a dziecinne niebieskie oczy patrzyły wymownie w twarz męża.

Stał milczący, niewzruszony, tylko ręka jego oparta o kamienną balustradę tarasu lekko drżała.

– Pragnęłaś mojej obecności, madame – ciągnął dalej po chwili

– nie po to zapewne, aby budzić czułe wspomnienia.

Głos jego był surowy i nieprzejednany. Postawa sztywna i nieugięta. Kobieca taktyka dyktowała Małgorzacie za obojętność odpłacić obojętnością i przejść koło męża bez słowa, lub skinąć głową, ale zatrzymał ją ten subtelny instynkt pięknej kobiety, świadomej swej potęgi, która pragnie za wszelką cenę widzieć u swych stóp jedynego człowieka odmawiającego jej żądanych hołdów. Wyciągnęła ku niemu rękę.

– Choćby i tak, sir Percy? Teraźniejszość nie jest tak powabna, abym nie chciała myślą powracać do przeszłości.

Pochylił się i ująwszy końce palców żony, złożył na nich ceremonialny pocałunek.

– W takim razie, madame – odparł – wybacz, jeżeli mój ograniczony umysł nie będzie mógł ci towarzyszyć.

Jeszcze raz usiłował odejść i znów słodki, dziecinny, niemal kochający głos odwołał go.

– Sir Percy!

– Jestem na twoje rozkazy, madame.

– Czyż możliwą jest rzeczą, aby miłość zgasła? – zawołała namiętnie. – Myślałam, że miłość, którą żywiłeś dla mnie przez pewien czas, trwać będzie całe życie. Czyż nic już nie zostało z tego przywiązania… czyż nie mógłbyś zapomnieć o smutnym nieporozumieniu, które powstało między nami?

Gdy mówiła, potężna jego postać zdawała się prężyć i sztywnieć. Zacisnął usta i wyraz nieugiętego uporu błysnął w jego niebieskich, zwykle tak ładnych oczach.

25
{"b":"108657","o":1}