Литмир - Электронная Библиотека

– Do tej ostatniej grupy należą również tancerki i dziewczyny z saloonów?

– One są najzabawniejsze – odparł, czując, że wszedł na grząski grunt.

– Kurwy?

– Nie nazywałbym ich tak – odparł z oburzeniem.

– W ten sposób poznałeś Rachel? – sarknęła. Zirytowany, zmarszczył brwi.

– Widać nikt ci tego nie mówił, więc równie dobrze mogę to zrobić i ja. Rachel była w stanie niemal skrajnego wycieńczenia, na dodatek w ciąży, kiedy Jonatan Ewing, mój ojczym, przywiózł ją do domu.

– Twój ojczym?

– Czy to cię dziwi?

Jessie oniemiała ze zdumienia. A więc ojcem Billy'ego nie był Ewing, tylko Will Phengle? Czy Billy o tym wiedział? W tej samej chwili zdała sobie sprawę z tego, że przed dziesięcioma laty Rachel miała dwadzieścia cztery lata, a Chase kilkanaście. Zapewne wcale ze sobą nie romansowali.

– Gdzie była wtedy twoja matka? – spytała.

– Umarła znacznie wcześniej.

– Bardzo mi przykro.

– Niepotrzebnie – odparł beznamiętnie.

W jego głosie wyraźnie dała się słyszeć gorycz, ale Jessie wolała jej nie zauważać. Wystarczył jej własny tłumiony żal.

– Tak więc twój ojczym ożenił się z Rachel, mimo iż nosiła dziecko innego mężczyzny?

– Raczej z powodu tego dziecka – odparł krótko Chase. Dobry Boże – przemknęło przez myśl Jessie. – Więc to tak?

– Ten drań zwlekał ze ślubem aż do porodu. Gdyby na świat przyszła dziewczynka, kazałby się im obu wynosić.

– Drugi taki sam łotr jak Thomas Blair. A ja myślałam, że taki podlec trafia się raz na sto lat.

– Nic się nie dzieje bez powodu. Twój ojciec mógł mieć dzieci, Jonathan Ewing nie, a zdobył ogromny majątek i pragnął przekazać fortunę synowi. Wyłącznie dlatego poślubił moją matkę. Nie kochał jej, zależało mu wyłącznie na mnie. Ona nie dbała o nic poza jego bogactwem. Ja natomiast nienawidziłem Ewinga ze wszystkich sił. – Umilkł na chwilę, nim zaczął mówić dalej. – Byłem wystarczająco duży, by rozumieć jego pobudki i gardzić bezwzględnym działaniem. Ewing uważał, że za pieniądze kupi wszystko, a ja nie chciałem go zaakceptować, bo gdzieś tam, kiedyś, miałem ojca. Dlatego toczyliśmy ze sobą długą, wyczerpującą bitwę, która nigdy nie dobiegła końca. Mieszkałem wtedy przez rok w domu, bo Rachel ułagodziła nieco sytuację. Dbała o mnie i stanowiła doskonały bufor między mną a ojcem. Bardzo mi wtedy pomogła. Rozumiesz teraz, dlaczego chcę się jej odwdzięczyć?

Jessie milczała chwilę. Jej dzieciństwo było okropne -utrata matki, walka z ojcem. Tak czy inaczej wyznania Chase'a świadczyły jednak o tym, że on też ma wiele grzeszków na sumieniu.

– Nie znasz Rachel – powiedziała.

– Sądzę, że lepiej niż… – Urwał i wbił wzrok w jakiś punkt ponad głową dziewczyny. – Ktoś bardzo uważnie się nam przygląda.

– Co takiego?

– Bez wątpienia to jeden z twoich czerwonoskórych przyjaciół.

Jessie odwróciła się szybko i poszła za jego spojrzeniem. Na nakrapianym kucyku siedział Indianin, który nie spuszczał z nich wzroku. Czy był to Biały Grzmot? Nie, on podszedłby przecież bliżej, aby się przywitać. Jessie wstała, przetrząsnęła kulbaki, wyjęła lornetkę i skierowała ją na Indianina.

– A skąd o n mógłby się tu wziąć, twoim zdaniem? -spytała po chwili.

– Indianin z rezerwatu?

Popatrzyła na niego i potrząsnęła głową.

– Dla ciebie wszyscy Indianie pochodzą z rezerwatu, prawda? Boże, ależ ty jesteś uparty! Próbowałam ci przecież wyjaśnić… Zresztą co za różnica?

Chase'owi zwęziły się oczy.

– Zatem jesteśmy w niebezpieczeństwie?

– ja nie, ale co do ciebie nie byłabym pewna – odparła okrutnie.

– Może jednak zechcesz mi to wytłumaczyć? – zażądał niecierpliwie.

– Tam jest Siuks. Oni nie opuszczają swego terytorium bez ważnego powodu. Bez powodu również nikogo nie obserwują.

– Uważasz, że jest ich więcej? Potrząsnęła głową.

– Chyba nie. Kiedy spotkałam w zeszłym tygodniu Małego Jastrzębia, nikt mu nie towarzyszył.

– Spotkałaś go w zeszłym tygodniu? – powtórzył za nią jak echo.

Odwróciła się, aby znów przyłożyć lornetkę do oczu, niezwykle zadowolona z tego, że wprawia Chase'a w stan niepokoju.

– Kiedyś udzieliłam mu schronienia w swoim obozowisku i poczęstowałam kolacją. Ale on wcale nie zachowywał się miło, tylko arogancko. Tak już z nimi bywa. – Uśmiechnęła się do Chase'a. – W pewnym sensie nawet zamierzał być miły, ale ja powiedziałam „nie".

Chase z trudem krył niedowierzanie. – Pragnął cię? No to pewnie dlatego tutaj przyjechał. Jessie popatrzyła na niego ostro, ale z kamiennej twarzy Summersa nie potrafiła niczego wyczytać.

– Nie wiem, co on tam robi, ale nie mam na tyle przewrócone w głowie, by sądzić, że szuka mnie.

– Gdyby się jednak okazało, że tak, może po prostu mu pokażmy, że wcale nie jesteś nie do zdobycia?

Zanim zrozumiała, o co mu chodzi, porwał ją w ramiona i nakrył ustami jej usta. Jessie doznała takiego wstrząsu, jakby zrzucił ją koń. Oszołomiona, leżała w objęciach Chase'a, poddając się pieszczocie jego warg. Nawet gdy wróciła do równowagi, nie miała ochoty się poruszyć. Czuła się wspaniale w ramionach tego mężczyzny, delektowała się smakiem jego pocałunków. Nigdy przedtem nikt jej tak nie całował i zdawała sobie sprawę z tego, że Chase doskonale wie, co robi.

Miała okazję przeżyć coś naprawdę niezwykłego – Summers znał się przecież świetnie na kobietach. Mimo oburzenia nie znalazła w sobie tyle siły, by wyrwać się z jego objęć.

Oboje zapomnieli o Małym Jastrzębiu. Chase puścił Jessie w chwili, gdy usłyszeli tuż obok siebie tętent konia. Summers nie zdążył nawet podnieść rąk do góry, gdyż Mały Jastrząb runął na niego z wysokości swego wierzchowca, chwycił za gardło i rzucił na ziemię.

Jessie patrzyła na nich z przerażeniem. Nigdy przedtem nie widziała tak zgrabnego skoku z galopującego konia. Ale dlaczego Chase nie podejmował walki? Nawet się nie ruszał! Mały Jastrząb wyciągnął nóż.

– Nie! – krzyknęła. – Mały jastrzębiu!

Podbiegła do Indianina w chwili, gdy sięgnął niemal gardła Chase'a i wkroczyła stanowczo między mężczyzn. Przez kilka chwil ona i Mały Jastrząb patrzyli sobie w oczy. W końcu Indianin odłożył nóż, przeniósł wzrok na Chase'a, wypowiedział rozgniewanym tonem parę niezrozumiałych słów i zaczął pokazywać coś szybko na migi.

Jessie starała się pojąć jak najwięcej z tego, co Indianin próbował jej przekazać.

– Chcesz wiedzieć, kim on dla mnie jest? Dlaczego…? Urwała, przypomniawszy sobie, że Siuks jej przecież nie rozumie.

– Może masz nie po kolei w głowie – mruknęła. – Nie umiem ci tego wyjaśnić. On nic dla mnie nie znaczy.

– Więc dlaczego go całujesz? – spytał Mały jastrząb. Jessie straciła oddech z wrażenia.

– Ty draniu! – krzyknęła. – Znasz angielski! Patrzyłeś spokojnie, jak łamię sobie głowę, próbując sobie przypomnieć język migowy. – Tak bardzo się bałam, a ty mogłeś po prostu…

– Mówisz stanowczo zbyt wiele, kobieto – mruknął Indianin. – Powiedz, dlaczego pocałowałaś tego mężczyznę.

– Nic podobnego nie zrobiłam. On mnie całował i to po to, żebyś ty sobie poszedł. Z żadnego innego powodu, bo tak naprawdę to ja go wręcz nie znoszę. Po co zresztą ci tłumaczę? Dlaczego go zaatakowałeś?

– Zależało ci na jego względach?

– Nie, ale…

Mały Jastrząb już nie słuchał. Podszedł do swego wierzchowca, wskoczył na siodło, podjechał do Jessie i spojrzał na nią z wysokości.

– Biały Grzmot wrócił do swego zimowego obozu – powiedział obojętnie.

– A więc go znasz?

– Rozmawiałem z nim po raz pierwszy dopiero po spotkaniu z tobą. Podobno nie masz żadnego mężczyzny oprócz ojca.

– Mój ojciec niedawno umarł.

– W takim razie jesteś sama na świecie?

– Nikogo mi nie trzeba – odparła poirytowanym tonem.

Mały Jastrząb uśmiechnął się nagle, wprawiając Jessie w jeszcze większe zdziwienie.

– Wkrótce się spotkamy, Podobna.

– Niech to diabli! – wybuchnęła, odwracając się do Chase'a, kiedy Indianin pojechał już w swoją stronę.

14
{"b":"108549","o":1}