– Nie – odezwał się schrypniętym głosem. – To nie tak. Chciałem porwać Ellie tylko na jakiś czas. Wynająłem do tego miejscowych ludzi. Miałem mnóstwo pieniędzy na kampanię. Obserwowali ją przez tydzień. Odwiedziłem w więzieniu Slupa i powiedziałem mu o swoich zamiarach, ale on zupełnie się tym nie przejął. Odparł: „Chcesz, to zabieraj Ellie”. Nie zależało mu na niej. Był wewnętrznie skłócony. Ożenił się z Carmen, żeby siebie ukarać za nasze uczynki, jak sądzę. Dlatego ciągle ją bił. Wciąż mu przypominała o dawnych grzechach, więc nie przejął się groźbą porwania dziecka.
– Wtedy nająłeś innych ludzi.
Walker kiwnął głową.
– Przejęli całą sprawę i na moją prośbę sprzątnęli obserwatorów.
– Potem sprzątnęli Ala i Slupa.
– To była stara zamknięta sprawa, Reacher. Slup nie powinien był jej wywlekać. Byliśmy wtedy dziećmi. Obiecaliśmy sobie, że nigdy o tym nie wspomnimy. Przyrzekliśmy to sobie. Nigdy, przenigdy. Nie wracaliśmy już do tego, jakby to w ogóle nie miało miejsca. Jakby to był trwający przez rok koszmarny sen.
Panowało milczenie.
– Dzisiejszej nocy ty prowadziłeś pick-upa – stwierdził Reacher.
Walker znów powoli kiwnął głową.
– Jeszcze wy dwoje i miało być po wszystkim. – Z trudem przełknął ślinę i zacisnął powieki. – Ale strach mnie obleciał. To mnie przerosło.
Cisza.
– Masz przy sobie broń? – spytał Reacher.
Walker kiwnął głową.
– Rewolwer w kieszeni.
– Czy może mi go pani podać, pani Greer? – poprosił Reacher.
Rusty sięgnęła do kieszeni Walkera. Wyjęła rewolwer Colt Detective Special i przymierzyła go do swojej dłoni.
– Gdzie jest Ellie, Hack? – spytał Reacher.
– Nie wiem – odparł Walker. – Zatrzymują się w motelach. Nie mówili dokładnie gdzie.
– Jak się z nimi kontaktujesz?
– Przez specjalny numer pośrednika w Dallas. Pewnie rozmowy są przekierowywane.
– Mamy zerwaną linię – powiedział Bobby.
Reacher uniósł pistolet Alice. Przystawił go na pół metra od twarzy Walkera. Zaczął naciskać spust, w świetle świecy widać było, jak zbielała mu skóra na palcu.
– Chcesz umrzeć, Hack?
Walker skinął głową.
– Tak – wyszeptał.
– Ale najpierw powiedz. Tylko nie kłam. Gdzie ona jest?
– Nie wiem.
Reacher westchnął i opuścił pistolet na blat stołu. Nikt się nie odzywał. Nikt się nie ruszał. Nagle Rusty podniosła niepewnie broń Walkera, zatoczyła lufą półokrąg i wycelowała w czoło prawnika.
– Zabiłeś mi syna – wyszeptała.
Walker nawet się nie poruszył.
– Przykro mi.
Rewolwer Colt Detective Special to broń z mechanizmem spustowym podwójnego działania, co oznacza, że przesunięcie spustu o połowę powoduje odciągnięcie kurka i obrócenie bębenka, jeśli naciskamy dalej, kurek opada i następuje strzał.
– Rusty, nie! – ostrzegł Reacher.
– Mamo! – zawołał Bobby.
Kurek cołta szczęknął.
– Nie! – krzyknęła Alice.
Kurek opadł. Rewolwer wypalił. Huk i płomień były ogromne. Rusty strzeliła ponownie. Drugi pocisk w ślad za pierwszym przeszył głowę Walkera. Rusty uniosła broń i wystrzeliła w powietrze. Trzeci strzał zrobił dziurę w ścianie, a czwarty trafił w zbiorniczek z naftą w lampie.
Ściana zajęła się błyskawicznie. Płomienie wystrzeliły gwałtownie w górę i na boki, paliła się ściana od podłogi aż po sufit. Ogień rozprzestrzeniał się na boki, po chwili wszystkich otoczyły płomienie.
– Uciekamy! – krzyknął Reacher.
Pociągnął Rusty w stronę wyjścia. Alice już była w holu i otworzyła drzwi frontowe. Reacher czuł, jak do środka wdziera się wilgotne powietrze, które podsyci ogień.
Alice zbiegła po schodkach na podwórko, Reacher pchnął Rusty w ślad za nią. Sam wpadł ponownie do holu, w którym kłębił się dym. Bobby krztusił się przy drzwiach do salonu. Reacher chwycił go za nadgarstek, wykręcił mu rękę i wyciągnął w mrok na środek podwórka.
– Wszystko spłonie! – wrzeszczał Bobby. – Na popiół!
Z okien padało migoczące żółte światło. Płomienie tańczyły za szybami. Ze środka dochodziły potężne trzaski trawionego przez ogień drewna. Mokry dach lekko parował. Reacher chwycił dłoń Alice i puścił się biegiem do jeepa.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
KIEDY burza przesunęła się na północ, kierowca domyślił się, że jego partnerzy już nie wrócą. Przekonanie było tak silne, iż przerodziło się w pewność. Wyszedł z motelu w mrok. Bulgotały studzienki, krople skapywały z drzew. Nikt nie nadchodził. Nikt już nie miał nadejść. Wrócił do pokoju i spojrzał na pogrążone we śnie dziecko.
Wykona swoje zadanie, choć nie sprawi mu to przyjemności. Otworzył znowu drzwi i powiesił na klamce od zewnątrz tabliczkę: NIE PRZESZKADZAĆ. Zamknął drzwi i przekręcił zamek od środka. Założył łańcuch i ruszył w głąb pokoju.
– TY PROWADZISZ! – zawołał Reacher. – Na północ, okay?
Pchnął Alice w kierunku drzwi kierowcy, a sam obiegł samochód. Przysunęła sobie fotel, on zaś odsunął swój i rozłożył mapy na kolanach. Po lewej stronie Czerwony Dom gwałtownie płonął. Zajęło się już piętro.
Alice przekręciła kluczyk w stacyjce i jeep ruszył z miejsca. Przejechała przez bramę, nie zwalniając i wdusiła gaz. Reacher zapalił światełko na suficie i przeglądał mapy, póki nie znalazł płachty z hrabstwem Pecos.
– Szybciej! – naglił. – Mam złe przeczucia.
Alice jechała najszybciej jak mogła. Reacher wpatrywał się w mapę i mierzył odległości, rozchylając palec wskazujący i kciuk.
– Zwiedzałaś tutejszą okolicę? – spytał.
– Trochę. Byłam w Obserwatorium McDonalda.
Zerknął na mapę.
– To sto trzydzieści kilometrów – powiedział.
– Nie pojechali tam dzisiaj, za daleko. Podejrzewam, że są od Pecos najwyżej pół godziny drogi. Czterdzieści, góra pięćdziesiąt kilometrów.
– Niby czemu?
– Żeby być blisko Walkera.
Może planował przywieźć Ellie na spotkanie z Carmen, by udowodnić jej, że groźba jest prawdziwa. Myślę, więc, że zadekowali się gdzieś w pobliżu.
– I niedaleko jakiejś atrakcji turystycznej?
– Na pewno – odparł. – To klucz.
– Czy potrafisz wydedukować, gdzie się kryją?
– Do tej pory jakoś się udawało.
Chwyciła mocniej kierownicę i spojrzała na szybkościomierz.
– O Boże – jęknęła. – Skończyło się nam paliwo. Bak jest pusty.
Nie odzywał się przez chwilę.
– Jedź dalej. Nie przejmuj się.
Jechała dalej. Silnik zaczął się krztusić.
– Reacher, nie mamy benzyny – powiedziała Alice.
– Nie martw się tym.
– Mam się nie martwić?
– Sama zobaczysz. Jeszcze póltora kilometra. – Popatrz tylko – odezwał się nagle.
W snopie reflektorów pojawiła się na poboczu stalowoniebieska crown victoria. Zaopatrzona z tyłu w cztery anteny. Stała sobie jak gdyby nigdy nic, obojętna i porzucona.
– Skorzystamy z niej – powiedział.
Zatrzymała się za fordem.
– To ich wóz? Czemu tu stoi?
– Walker go tu zostawił.
– Skąd wiedziałeś?
– To nic trudnego. Przyjechali z Pecos dwoma samochodami, tym i lincolnem Walkera. Zostawili lincolna tutaj i pokonali resztę drogi na ranczo fordem. Wzięli pick-upa, którym potem Walker uciekł z płyty płaskowyżu, odstawił go do garażu i przyjechał tu fordem, przesiadł się do lincolna i wrócił nim. Chciał udać, że przyjeżdża na ranczo pierwszy raz, tak na wszelki wypadek, gdybyśmy jeszcze żyli i zobaczyli go.
– Skąd weźmiesz kluczyki?
– Na pewno są w stacyjce.
Walker miał w nosie, że ktoś może ukraść samochód Hertzowi.
Alice wyskoczyła i sprawdziła. Uniosła kciuk. Kluczyki rzeczywiście tkwiły w stacyjce. Reacher przesiadł się z mapami i już po minucie jechali dalej.
– Co znajduje się na Stanowym Terenie Rekreacyjnym Balmorhea? – spytał.
Było to czterdzieści osiem kilometrów na południe od Pecos. Odpowiednia odległość.
– To oaza na pustyni – wyjaśniła. – Wielkie jezioro z krystalicznie czystą wodą. Można w nim pływać i nurkować. Ale nieodpowiednie miejsce.