– Nikim specjalnym – odparł Reacher. – Byłem czyimś synem, bratem i narzeczonym.
– Jak to był pan?
– Rodzice umarli, podobnie jak brat, a dziewczyna mnie rzuciła.
– Och, tak mi przykro.
– Było, minęło – powiedział. – Nie jest aż tak źle.
– Nie czuje się pan samotny?
Wzruszył ramionami.
– Lubię samotność.
– Dlaczego opuściła pana dziewczyna?
– Pojechała pracować w Europie.
– Rozumiem. A pan nie chciał przeprowadzić się razem z nią?
– Chyba nie – odparł. – To by wymagało ustatkowania się.
– A pan się nie chce ustatkować?
Potrząsnął głową. – To nie tak. Wręcz przeciwnie. Całe życie służyłem w wojsku, tułałem się po świecie i chyba dojrzałem do czegoś innego.
Po chwili spytała:
– Jak to jest całe życie służyć w wojsku?
– Mój ojciec też był zawodowym żołnierzem. Dojrzewałem w bazach wojskowych na całym świecie, a kiedy dorosłem, już tam zostałem na dobre.
– Ale skończył pan swoją przygodę z wojskiem.
Kiwnął głową.
– Jestem doskonale wyszkolony i nie mam się gdzie podziać.
Zauważył, że zamyśliła się nad jego odpowiedzią. Wdusiła mocniej pedał gazu, możliwe, że zupełnie nieświadomie. Miał niejasne odczucie, że jej zainteresowanie jego osobą nabierało rozpędu, podobnie jak samochód.
FORD produkuje model Crown Victoria w Kanadzie, prawie wszystkie egzemplarze kupuje policja, także korporacje taksówek oraz firmy wynajmu samochodów. Rzadko nabywają ten model osoby prywatne, tak więc podświadomie na widok takiego wozu, nie pomalowanego na żółty taksówkowy kolor czy też bez czarno-białych napisów: POLICJA na wszystkich drzwiach, odnosimy wrażenie, że jest to nie oznakowany wóz detektywa, FBI lub służb specjalnych. Właśnie to nam podpowiada podświadomość, wrażenie to można dodatkowo wzmocnić.
Na pustkowiu, w połowie drogi do Abilene, wysoki jasnowłosy mężczyzna zjechał z autostrady w opuszczoną, pokrytą kurzem dróżkę. Wyłączył silnik i otworzył bagażnik. Niższy mężczyzna o ciemnych włosach wyciągnął ciężką walizę i położył na ziemi. Kobieta rozpięła zamek błyskawiczny i podała blondynowi tablice rejestracyjne z Wirginii. Wyjął z walizy śrubokręt, zdjął z obu stron wozu tablice teksańskie i przykręcił na ich miejsce te wydane w Wirginii. Kobieta sięgnęła do walizy po anteny – w sumie cztery sztuki – do radia CB oraz telefonów komórkowych, kupione tanio w sklepie Radio Shack w Los Angeles. Anteny komórkowe przyczepiono przyssawkami do tylnej szyby. Kiedy bagażnik zamknięto, przyczepiła anteny CB na wieku. Miały magnesy u podstawy i nie biegły od nich żadne kable. Były po prostu na pokaz.
Niższy mężczyzna siadł za kierownicą, wjechał z powrotem na autostradę i sunął z tą samą szybkością. Crown victoria, gładkie stalowe felgi, gąszcz anten, tablice z Wirginii. Może to samochód FBI z trójką agentów jadących na pilne wezwanie.
– CZYM się pan zajmował w wojsku?
– Kobieta zadała standardowe pytanie.
– Byłem gliną – odpowiedział spokojnie Reacher. – W żandarmerii wojskowej.
– Był pan dobrym gliną? – spytała z nieskrywanym zainteresowaniem.
– Chyba tak. Zostałem w końcu majorem, przyznano mi nawet kilka medali.
Po chwili zapytała:
– To czemu pan zrezygnował?
– Jestem ofiarą redukcji etatów. Z końcem zimnej wojny postanowiono zmniejszyć armię, więc nie było już potrzeba tylu gliniarzy.
Kiwnęła głową.
– Podobnie jest z miastem. Jeśli liczba ludności maleje, wydział policji ma coraz mniej ludzi. Mieszkam w bardzo małym miasteczku – ciągnęła. – Echo, na południe od Pecos. Zwykła dziura. Dlatego na zwano ją Echo. To z mitów greckich. Echo była młodą dziewczyną za kochaną w Narcyzie. On jednak kochał tylko siebie, więc zaczęła znikać po trochu, aż w końcu ostał się sam głos. Dlatego miasteczko nazwano Echo. U nas nie ma nawet komisariatu. Hrabstwo ma tylko szeryfa. Wyczuł coś w jej głosie.
– Czy to stanowi problem? – spytał.
– Społeczność w naszym hrabstwie jest w zasadzie biała – odparła. – Tak więc mogą być kłopoty, gdy kogoś przyciśnie sytuacja.
– A kogoś przycisnęła sytuacja?
Uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
– Od razu widać, że był pan gliną. Zadaje pan tyle pytań.
Nie odzywała się przez jakiś czas, prowadziła tylko samochód, śniade ręce zaciśnięte lekko na kierownicy, jechała dość szybko, ale nie pędziła. Spoglądał na nią kątem oka. Była ładna, ale coś ją wyraźnie gnębiło.
– Jak było w wojsku? – spytała w końcu.
– Inaczej – odparł. – To odrębny świat. Niezwykle uregulowany, ale jakby wyjęty spod prawa. Brutalny i niecywilizowany.
– Jak Dziki Zachód – zauważyła. – Pewnie podobało się tam panu.
Kiwnął głową.
– Po części.
Po chwili milczenia spytała:
– Czy może mi pan zdradzić swoje nazwisko?
– Reacher – przedstawił się.
– A mogę panu zadać pytanie natury osobistej?
Kiwnął głową.
– Czy zabijał pan ludzi, panie Reacher? W wojsku?
Znów kiwnął głową.
– Kilku.
Zamilkła, jakby układając w myślach pytanie.
– W Pecos jest muzeum Dzikiego Zachodu – powiedziała. – Niedaleko od niego znajduje się grób Claya Allisona. Słyszał pan o nim?
Reacher potrząsnął głową.
– Mówili o nim Rewolwerowiec Dżentelmen. Ma ładny nagrobek z napisem: „Robert Clay Allison 1840- 1887”. Jest też na nim inskrypcja: „Nigdy nie zabił człowieka, który na to nie zasłużył”. Co pan o tym myśli?
– Całkiem ładna inskrypcja – przyznał Reacher.
– W starej gazecie jest jego nekrolog – ciągnęła. – Trzymają go w szklanej gablocie. „Wiele surowych wyroków wymierzył w imię dobra, tak jak je pojmował”.
– Ładny nekrolog.
– Chciałby pan mieć taki sam?
– Może jeszcze nie teraz – odparł Reacher.
Uśmiechnęła się.
– Raczej nie. Ale czy chciałby pan koniec końców zasłużyć na taki nekrolog?
– Bywają gorsze rzeczy – powiedział. – Niech mi pani powie, dokąd to zmierza?
– Ta droga? – spytała nerwowo.
– Nie, nasza konwersacja.
Jechała jeszcze przez chwilę, a potem nagle zjechała na pokryte pyłem pobocze.
– Nazywam się Carmen Greer – odezwała się. – I potrzebuję pańskiej pomocy.
ROZDZIAŁ DRUGI
NIE wzięłam pana przypadkowo – wyznała Carmen Greer. Jej twarz nie wyrażała absolutnie nic.
– Więc po co? – zainteresował się Reacher.
– Szukałam kogoś takiego jak pan – odparła. – Wcześniej zabrałam już ponad dziesięciu innych autostopowiczów. Właśnie tym zajmuję się od miesiąca. Jeżdżę po zachodnim Teksasie, rozglądając się za facetami, których trzeba podwieźć.
– Dobra, Carmen – przerwał jej. – Wyjaśnij mi, co jest grane.
Zamilkła na chwilę.
– Potrzebuję twojej pomocy – powtórzyła.
– Widzisz mnie pierwszy raz w życiu.
– Faktycznie – odparła. – Ale ty się doskonale nadajesz.
– Niby, do czego?
– Czy miałeś do czynienia z adwokatami? – spytała. – Najpierw trzeba im słono zapłacić, a potem mówią, że nie mogą nic zrobić w twojej sprawie. W zeszłym miesiącu zatrudniłam czterech, ale mało mnie nie puścili z torbami.
– Przecież masz cadillaca.
– To samochód teściowej. Pożyczyła mi.
– Masz pierścionek z wielkim brylantem.
Posmutniała.
– Prezent od męża – wyjaśniła.
Spojrzał na nią.
– To czemu on ci nie pomoże?
– Nic z tego – odparła. – Szukałeś kiedyś prywatnego detektywa?
– Nigdy nie potrzebowałem takich usług. Sam byłem detektywem.
– Pojechałam aż do Austin. Facet powiedział, że może mi pomóc, ale potrzebuje sześciu ludzi i zaśpiewał dziesięć tysięcy dolarów na tydzień.
– No i co?
– Poczułam się przyparta do muru. Wpadłam w rozpacz. I wtedy przyszedł mi do głowy ten pomysł. Pomyślałam sobie, że jeśli będę zabierała autostopowiczów, w końcu któryś z nich okaże się odpowiednim człowiekiem, gotowym mi pomóc. Starannie dobierałam sobie pasażerów. Zabierałam tylko brutali i zbirów.