Литмир - Электронная Библиотека

Wycofał się do jeepa na czwartą. Znalazł czwarty karabin oparty o drzwi, załadowany fabrycznymi nabojami. Broń była mokra. Otrząsnął ją i wycelował na jedenastą. Strzelił cztery razy – na dwunastą, pierwszą, drugą i trzecią. Ostrzeliwanie. Hazard. Zaleta jest taka, że jeśli mu dopisze szczęście, trafi w kobietę. A wada taka, że zdradza kobiecie, iż jest sam. Jeden facet, chociaż więcej niż jeden karabin. Teraz łatwo się tego domyślić. Strzały zdradzą też jego pozycję.

Wsunął karabin pod jeepa i pomknął na zachód przez krzaki, aż znalazł się dwanaście metrów od krawędzi skały. Wyjął z kieszeni hecklera amp; kocha Alice, odbezpieczył go i ruszył na południe, oddalając się od jeepa, ale zbliżając do garbusa, trzymając się dziesięć metrów od zarośli. Deszcz walił coraz mocniej. Huk był nieprawdopodobny. Trudno było sobie wyobrazić coś głośniejszego.

Znajdował się naprzeciwko pozycji na drugiej, kiedy z nieba błysnęło. Szybko przykucnął i spojrzał przed siebie. Niczego nie dostrzegł. Gdzie ona jest? Przywarła gdzieś do krawędzi płyty, przerażona jak jeszcze nigdy w życiu.

Drugi piorun błysnął trzy minuty później. Reacher uniósł się nieco i zerknął na lewo. Zauważył kobietę dwadzieścia metrów od siebie, schowaną przed deszczem na półce skalnej. Dostrzegł litery na jej czapce: FBI. Patrzyła wprost na niego, trzymając pewnie broń. Nagle lufa rozbłysła, strzeliła do niego. Odgłos był ledwie słyszalny, gdyż zagłuszyła go burza.

Chybiła. Błyskawica przygasła i znów wszystko pogrążyło się w całkowitym mroku. Reacher strzelił w jej kierunku i nastawił uszu. Nic. Pewnie chybiłem. Potem rozległ się grzmot. Ogłuszający grzechot rozszedł się echem po ziemi. Zostało mu jeszcze dziewięć naboi. Postanowił zastosować podwójny blef. Będzie myślała, że zmienię pozycję, a ja tego nie zrobię. Nie ruszył się z miejsca. Czekał na kolejną błyskawicę. Dzięki niej przekona się o jej umiejętnościach. Amatorka oddaliłaby się od niego. Prawdziwa profesjonalistka również zastosowałaby podwójny blef i nie ruszała się z miejsca.

Kolejny piorun trafił bliżej. Kobieta przysunęła się, wciąż przykra wędzi płyty. Dobrze, ale nie wzorowo. Strzeliła do niego i chybiła o metr. Teraz on strzelił do niej. Nie był pewny, czy trafił.

I znów kalkulacje. Co ona zrobi? Jak sądzi, co ja zrobię? Ostatnim razem się pomyliła. Więc tym razem pomyśli, że się przybliżę. Zatem i ona się zbliży.

Pozostał przykucnięty dokładnie w tym samym miejscu. Potrójny blef. Przesunął pistoletem wzdłuż hipotetycznej drogi jej przemieszczania się. Oczekiwał na błyskawicę. Błysnęło szybciej, niż się spodziewał. Wytężył wzrok. Kobieta znikła. Gwałtownie obrócił się w lewo i dostrzegł wyraźną granatową smugę oddalającą się w przeciwnym kierunku. Instynktownie wystrzelił przed nią i błyskawica zgasła.

Skoczył na równe nogi i puścił się pędem w tył na lewo, łamiąc po drodze krzewy i rozpryskując kałuże. Było mu wszystko jedno, ile hałasu przy tym czynił. I tak niczego nie było słychać z odległości jednego metra. Musiał uzyskać nad nią przewagę przed kolejnym piorunem.

Biegł wielkim łukiem, potem zwolnił i przystanął przy wapiennej krawędzi około pięciu metrów na północ od miejsca, gdzie zauważył ją pierwszy raz. Przemieściła się na południe, a potem z powrotem, więc teraz powinna znów iść na południe. Powinna być jakieś dziesięć metrów z przodu. Wprost przed nim. Podążał w ślad za nią, starając się wczuć w rytm błyskawic, gotów w każdej chwili paść na mokrą ziemię.

Kolejny błysk pioruna rozświetlił całą okolicę. Reacher gwałtownie przykucnął i wytężył wzrok. Nie ma jej tam. Padł na brzuch w błoto i leżał nieruchomo. Może poszła w stronę jeepa.

Przy kolejnym rozbłysku zrobiło się jasno jak w dzień, grzmot byt potężny, a błyskawica podświetliła spód chmur, jak flara oświetlająca pole walki. Jeep byt daleko. Zdecydowanie za daleko. Obrócił się, więc i poczołgał na południe. Poruszał się powoli na czworaka. Trzy metry, sześć, osiem. Nagle poczuł woń perfum.

Była intensywniejsza od zapachu deszczu. Czy to aby na pewno perfumy? A może zapach natury, na przykład jakiś nocny kwiat, który gwałtownie zakwita w czasie burzy? Nie, to perfumy. Leżał bez ruchu.

W którą stronę jest zwrócona? Jeśli spogląda na północ, to patrzy prosto na mnie, tyle, że mnie nie widzi. Zbyt ciemno. Uniósł się na lewym przedramieniu i wycelował pistolet. Wstrzymał oddech.

Na ułamek sekundy niebo się rozdarto i wielka błyskawica oświetliła pustynię jaśniej niż słońce. Kobieta znajdowała się metr od niego. Leżała twarzą do ziemi, nogi miała ugięte w kolanach, pistolet upadł obok ramienia, zanurzony do połowy w błocie. W ostatniej chwili, nim zapadła ciemność, wymacał jej szyję. Nie wyczul pulsu. Ciało zdążyło już trochę ostygnąć. Strzelanie z wyprzedzeniem. To musiał być trzeci pocisk, który instynktownie wycelował tuż przed nią, kiedy kobieta się przemieszczała. Wyskoczyła kuli naprzeciw. Następny piorun błysnął światłem mniej wyraźnym, rozproszonym w przestrzeni. Reacher przewrócił kobietę na plecy, rozerwał kurtkę i koszulę. Tak, trafił ją w lewą pachę. Kula przeszła na wylot drugim bokiem tułowia. Prawdopodobnie przestrzelił jej serce, płuca oraz kręgosłup.

Była średniej postury. Włosy blond, nasiąknięte wodą i utytłane błotem, tam gdzie wymykały się spod czapki FBI. Twarz wydała mu się skądś znajoma. Bar. Mrożona cola. Wziął ich wtedy za zespół handlowców. Kolejny błąd.

Włożył do kieszeni pistolet Alice i wrócił do jeepa. Było tak ciemno, a dodatkowo deszcz zalewał mu oczy, że dosłownie wpadł na samochód. Macając ręką po masce, dotarł do drzwi kierowcy i wsiadł do środka.

Włączył długie światła, uruchomił napęd czterokołowy i buksował, póki przednie opony nie odzyskały przyczepności, po czym wjechał pod górkę. Potem szerokim łukiem podjechał do stanowiska na siódmej. Zatrąbił dwa razy, na co Alice wynurzyła się niepewnie zza krzaka jadłoszynu i podbiegła do drzwi pasażera.

– Nic ci nie jest? – spytał.

– Co się stało?

Ruszył bez słowa, jechał zygzakiem, by przeczesać reflektorami całą płytę. Dziesięć metrów przed zniszczonym garbusem znalazł ciało mężczyzny. Był wysoki i potężny, dostał kulą z winchestera w brzuch. Reacher przypomniał sobie scenę w barze. Kobieta i dwóch mężczyzn.

– Dwa trupy – powiedział. – To się stało. Ale kierowca uciekł. Rozpoznałaś go? Potrząsnęła głową.

– Nie, przykro mi. Biegłam, a światła paliły się raptem sekundę czy dwie.

– Widziałem już tych ludzi. – Zastanowił się chwilę. – W piątek na skrzyżowaniu. Pewnie wkrótce po zabójstwie Eugene’a. Była ich trójka. Kobieta, zwalisty facet i drobny brunet. Mogę odfajkować kobietę i tego wielkoluda. Ale czy drobny brunet był dziś ich kierowcą?

– Niewiele widziałam. A ty?

– Patrzył się w przeciwnym kierunku, tam skąd ty strzeliłaś. Rozbłysk był potężny. Potem ja strzelałem, a po chwili uciekł. Ale chyba nie był mały.

Kiwnęła głową.

– Też mam przeczucie, że nie był mikrusem. Ani brunetem. Mignął mi tylko, ale sądzę, że był dość duży. Miał chyba jasne włosy.

– To by się zgadzało – rzekł Reacher. – Zostawili tego bruneta, że by pilnował Ellie.

– Więc kto siedział za kółkiem?

– Ich klient. Facet, który ich wynajął. Tak przypuszczam.

– Uciekł.

Reacher uśmiechnął się.

– Może sobie uciekać, ale się nie ukryje.

PRZYJRZELI się garbusowi. Nie nadawał się już do niczego. Alice wzruszyła tylko ramionami i obróciła się na pięcie. Reacher wyjął ze schowka mapy, nawrócił jeepem i ruszył z powrotem do Czerwone go Domu. Deszcz przeszedł teraz w mżawkę.

Reacher gwałtownie wyminął garaż i dostrzegł nikłe światełka pełgające w oknach domu.

– Palą świeczki – powiedział.

– Pewnie wysiadł prąd – zauważyła Alice.

Tak ustawił jeepa, że wnętrze garażu znalazło się w świetle jego reflektorów.

– Rozpoznajesz? – spytał.

Pick-up Bobby’ego znów stał na swoim miejscu, ale był mokry i umazany błotem. Z tyłu skapywała woda. Reacher obrócił głowę i obserwował drogę na północy.

35
{"b":"108056","o":1}