– Mówi pan: superrozum – wybuchnął Alik – ale czy zniszczenie planety było przejawem rozumu?
– Myślę, że decyzja zniszczenia planety nie należała do superrozumu, lecz do Nauczyciela-człowieka. Gdzieś na dnie tego szarego worka z informacjami drzemała pamięć człowieka genetycznie związanego z technokratyczną i z jakiegoś powodu wygasłą cywilizacją. Na jej technicznej podstawie zbudował swój pasożytniczy model. I właśnie ta dawna J pamięć podpowiedziała mu decyzję, w momencie gdy przekonał się o bezowocności swego tworu. A w „niebieskie kurtki” nie wierzył, uważając ich za warstwę usługową, tak jak pomocniczy jest układ krążenia, odżywiający wysoko rozwinięty układ nerwowy. My byliśmy po prostu bardziej dalekowzroczni. W dwuwarstwowym modelu Nauczyciela znalazły się zarodki społeczeństwa, które może się rozwijać samodzielnie i i samodzielnie doskonalić. Słyszeliśmy już pierwszy krzyk noworodka, widzieliśmy jego pierwszy krok w przyszłość. Teraz stoi przed nami inne zadanie… – Bibl zastanowił się chwilę. – Pomyślmy, od czego zacząć?
Ekran wideoskopu, który pozwalał obserwować otoczenie stacji bez „martwych pól”, zmętniał nagle. Mglista zasłona wzdymała się i opadała jak źle napięty żagiel. Ale najciekawszy był nie optyczny, lecz akustyczny cud.
Ekran przemówił. Właściwie powtórzył mechanicznym, monotonnym głosem ostatnie słowa Bibla:
– Od czego zacząć?
Siedzący przy stole zamilkli, ze zdziwieniem popatrzyli po sobie i spojrzeli na niewidzialnego rozmówcę spoza ekranu.
– Może to echo? – wysunął sugestię Mały.
– Nie, to nie echo – zazgrzytał ekran – to my pytamy. Wysłuchaliśmy waszej rozmowy i czekamy na radę. My rzeczywiście nie wiemy, od czego zacząć.
– Fiu? – spytał Kapitan. – Jest tu i Fiu.
– Jak się wam udało przekazać dźwięk? Przecież hełmy nie są do tego przystosowane.
– Utworzyliśmy zdalne pole akustyczne. Metoda stałych impulsów z automatyczną korekturą.
– Za pomocą Koordynatora?
– Nie, sami.
– Zawsze byłem zdania, że tutejsi chłopcy dadzą sobie radę bez niańki – stwierdził Mały.
– Czego chcecie? – spytał Kapitan.
– Rady, od czego zacząć? Zaraz. Natychmiast.
– Dlaczego zaraz i natychmiast? Czy nie lepiej byłoby odłożyć rozmowę do jutra? Moglibyśmy wszystko przemyśleć i przygotować się.
– Już myśleliście. I nie raz, wiemy. A z Nauczycielem rozmawialiście bez przygotowania. Najlepsze idee zawsze rodzą się od razu.
– Nie zawsze – uśmiechnął się Kapitan – i nie zawsze są najlepsze. Ale jeżeli chcecie, możemy zacząć. Kolejno. Od Alika. Alik, rozumiesz?
Różowawa zasłona mgły zachęcającego drgała. „Jak żywa” – pomyślał Alik, potrząsnął głową i powiedział bez zająknięcia jak na egzaminie:
– Od czego zacząć? Od wyzwolenia się spod władzy Koordynatora. W jaki sposób? Bardzo prosty. Jeszcze jeden myślowy atak i otrzymacie od Koordynatora pełne informacje o liczebności mieszkańców, o strukturze poziomów, sekcji czy sektorów, jak się tam one u was nazywają. A następnie, po ustaleniu liczby ludzi, którym nie usunięto jeszcze elektrod, należy przeprowadzić tę samą operację, jaka już was wyswobodziła, przeprowadzić ją metodycznie, bez pośpiechu i bez ukrywania się, w salach regeneracyjnych, które staną się waszą kliniką, szpitalem, w których leczyć będą wszystkich, wszystkich, a nie wybranych. Leczyć, a nie kierować do atomowego dezintegratora. Nauczcie się szanować człowieka, jego życie i wolność, pracę i odpoczynek. Przy okazji, o odpoczynku. Być może są tacy, którym podoba się ta bydlęca tortura śmiechu, a więc zachowajcie ją dla jej zwolenników. A innym dajcie wolny wybór form wypoczynku, rozrywki. Dajcie ludziom widowiska dostępne dla nich, ale rozwijające ich intelekt, a nie tłumiące go. Nie wiecie, co to takiego ziemskie kino czy telewizja, ale spróbujcie wykorzystać waszą technikę do przetwarzania myślowych obrazów we wzrokowe, a wtedy wyobrażane może stać się widzialnym. A jeszcze lepiej będzie, jeżeli wyślecie kogoś spośród tych, którzy znają nasz język, na Ziemię pierwszym przybyłym tu kosmolotem. Najlepiej Si lub Osa albo obu razem. Obejrzą i zapoznają się ze wszystkim na miejscu i zapamiętają to, co przyda się wam najbardziej.
– Dobrze, Alik – pochwalił go Kapitan i spytał: – Czy są pytania?
– Słuchamy – metalicznie odezwał się ekran.
– W porządku – odparł Kapitan. – Teraz ty, Mały.
– Ja? – spytał Mały. – A czegóż mam ich uczyć, skoro dysponuj taką techniką? Niech ją wykorzystują dla siebie. Telekineza. Teleportacja. Idź tam, gdzie masz ochotę, zamiast tłuc się na trzęsących chodnikach. I rejestratory życzeń niech odbierają te życzenia tu, na poziomach. Żądaj, czego chcesz, ubieraj się, jak chcesz, nie w takie same kurtki jak w koszarach. I jedzenie nie koszarowe, lecz według recept z Aory.
– I bójki – wtrącił ironicznie Kapitan. – Chcesz „bicz”, proszę bardzo, tłuczcie się nawzajem po pyskach… Nie, na realizację hasła „według potrzeb” jeszcze za wcześnie. W sprawie odzieży – zgoda, nie podoba się komuś niebieska, niech nosi zieloną, ale odzież robocza powinna być wygodna i prosta. Może odmienna dla przedstawicieli różnych zawodów – to na pewno lepsze, niż hodowanie blondynów albo brunetów. Ale korzystanie z techniki bez ograniczeń, to rzecz chwilowo jeszcze nie dla nich. Trzeba najpierw wyzwolić świadomość, wychować pełnowartościowego, rozumnego człowieka, bo inaczej nawet się nikt nie zdąży obejrzeć, jak z niebieskiej kurtki wylezie Hedończyk. Mimo wszystko wolność, przyjacielu, to uświadomiona konieczność. Uważam, że wiele elementów tutejszej techniki trzeba będzie na razie wyłączyć. Niej wiem, czy mnie właściwie zrozumieją…
– Zrozumieją – potwierdził ekran.
– Tym lepiej. Usuńcie granice przestrzenne i otaczajcie miasto zielonym pierścieniem. Niech dzieci mieszkają w lesie i oddychają ozonem.
– Jednocześnie przemodelujcie cały system rodzenia i wychowania dzieci – wtrącił Bibl. – Zaprzestańcie przeszczepu klatek i fabrycznej produkcji sobowtórów według z góry określonych wzorców.
– A czy u was nie ma bloków macierzyńskich? – zapytał ekran.
– Dzieci rodzą się i wychowują w rodzinie.
– Nie rozumiemy. Co to takiego rodzina?
– To rodzice dziecka, ojciec i matka, dzieci i wnuki. Dajcie każdej kobiecie radość macierzyństwa i świadomość odpowiedzialności za wychowanie dziecka, dopóki z pomocą jej nie przyjdzie szkoła. Przenieście wszystkie szkoły do lesistej strefy, tak jak robili to Hedończycy. Ale cały system oświaty musi być przekształcony. Nie mity o świecie, lecz poznanie świata. I nie tylko sterowanie techniką, ale zrozumienie techniki, jej źródeł, struktury jej możliwości.
– Kto da nam tę wiedzę, Koordynator? – spytał ekran.
– Nie – odparł Kapitan. – Koordynator powinien zostać posłusznym narzędziem waszej woli i rozumu. To mądra i pewna maszyna z wielkim zasobem zgromadzonych informacji, ale mimo wszystko tylko maszyna, automatyczne urządzenie regulujące, jakie u nas nazywamy komputerem. Powinniście poznać wszystko to, co wie Koordynator i zmusić go, by robił to, co umie. Proces trudny i długi, ale na tym polega wasze bodaj najgłówniejsze zadanie. I przy rozwiązaniu go jesteśmy z wami. I to nie tylko my czterej. Na nasze wezwanie przybędą z Ziemi inni, którzy pomogą wam stać się gospodarzami waszego świata, stworzyć kadry własnych uczonych, inżynierów i wychowawców nowego pokolenia. Na tym, jak myślę, możemy w chwili obecnej zakończyć.
I ekran zgasł, a właściwie zblakła i rozpłynęła się pulsująca na nim różowa błonka.
Akustyczne pole Hedony wchłonęło wszystko, co zostało tu powiedziane.
– A więc, pozostajemy na Hedonie, Kapitanie? – ostrożnie upewnił się Alik.
– Takiej ciekawej pracy chyba nie odstąpimy innym – powiedział Kapitan i zwracając się do siedzących obok Bibla i Małego, dodał: – Liczę na was, ziomkowie.
– A ja? – przestraszył się Alik.
– Ty zostaniesz wraz z nami do pierwszej ziemskiej ekspedycji, a potem wyruszysz na Ziemię razem z Osem i Si, pokażesz im wszystko, co trzeba, i wrócisz wraz z nimi, jeżeli zechcesz. A teraz, mam nadzieję, zrozumiałeś, dlaczego przed kilkoma godzinami odmówiłem wysłania komunikatu na Ziemię. Wtedy jeszcze nie nadszedł czas. A teraz już nadszedł. Dyktuję.