– Przez tysiąc lat łącza osłabły i zamknięcie przekształconych przestrzeni utraciło spoistość. Zresztą miraże też są zamknięte.
– My przeszliśmy.
Replika Kapitana nie była sformułowana jak pytanie i dlatego odpowiedź nie padła. Wtedy zadał je w inny sposób:
– Miraż miasta był otwarty. Dlaczego?
– To nie był miraż. Kiedy pozwolono wam wejść w przestrzeń Błękitnego Miasta, została ona połączona z przestrzenią pustyni.
– Na rozkaz Nauczyciela?
– Tak.
– W jaki sposób rozkaz został przekazany? Przecież niebieski gaz znajduje się tylko w tym basenie.
– Myśl Nauczyciela przenika przez dowolny, materialny ośrodek. Jej siła energetyczna równa jest zwielokrotnieniu jednoczesnych i identycznych sygnałów różnych myślących osobników.
– Jakim więc sposobem przekazujesz w odpowiedzi twoją informację?
– Nie wiem.
– Czy oznacza to, że nie znasz schematu swojej własnej konstrukcji?
– Tak.
– Jak więc sterujesz miastem?
– Sygnałów jest zbyt wiele, żeby o nich opowiadać. Na każdy sygnał z zewnątrz daję sygnał z wewnątrz. Tak jak nakazuje program.
– Czy można go zmienić?
– Oczywiście.
– Czy kiedykolwiek go zmieniano?
– Nigdy.
Kapitan nagle zdał sobie sprawę, że nie ma już więcej pytań. Dokładnej informacji o swojej pracy Koordynator nie mógł udzielić: nie miał odpowiedniego przygotowania technicznego. Wdawać się zaś w filozoficzne dyskusje z maszyną byłoby, na dobrą sprawę, niedorzecznością. Ale Bibl mimo wszystko zdecydował się:
– Pozwoli pan, Kep… – I w stronę złotej kuli: – Jakie są stosunki pomiędzy dwoma zamieszkującymi planetę narodami?
– Naród jest jeden, różne są tylko gatunki biologiczne.
– Jaki jest łączący je ustrój?
– Nie wiem.
– Czy można scharakteryzować go jako niewolniczy?
– W mojej informacji nie ma takiego terminu.
Alik, którego z jakiegoś powodu drażniła zwiększająca się częstotliwość pulsowania kuli, która jakby potwierdzała jego domysły, nie wytrzymał.
– O czym tu mówić?! – krzyknął. – Sami już wiemy, bez tej bani, jaki tu u nich jest ustrój. I nie trzeba o niego pytać, ale go zmieniać.
– Nie gorączkuj się – z sympatią uśmiechnął się Kapitan i dodał: – W jednym masz rację, dalsza rozmowa jest bezprzedmiotowa. Poprosimy naszych przyjaciół, żeby odprowadzili nas do wyjścia i umówimy się, z którym z nich pójdziemy w ten ich liliowy, niezakłócony spokój.
– A więc, powiadasz, trzeba zmieniać. – Kapitan mrugnął do Alika podczas obiadu na stacji, prawdziwego obiadu z konserwowanego mięsa i makaronu z sosem chili. – A co masz zamiar zmieniać?
Alik nie zmieszał się. „Naiwne pytanie” – odpowiedziało jego wyzywające spojrzenie.
– A co zmieniają rewolucje? Ustrój. System sił produkcyjnych i stosunków produkcyjnych. Charakter więzi społecznych. Ich przeklętą stabilizację życia.
– Założenie słuszne. A jaka recepta?
– Z dwóch warstw cywilizacji stworzyć jedną.
– Jak? Na przykład zniszczyć Aorę?
– Jeżeli trzeba będzie, to zniszczyć. Z tych dwóch narodów tylko jeden ma perspektywy rozwoju. A drugi… Pewien mądry człowiek w przeszłości dobrze powiedział: „Jeżeli wróg się nie podda, należy go zniszczyć”.
– Ale jeżeli się podda, to co? Wszystko ma zostać po staremu? Karm, obuwaj, ubieraj, pakuj do Nirwany, a potem ożywiaj? Zniszczyć, powiadasz? Kto się tym zajmie? My? Bronią jądrową, promiennikami zlikwidujemy deformowane przestrzenie Aory i Zielonego Lasu? Wypalimy eukaliptusowe aleje i gołe dzieciaki w niebieskich kąpielówkach? A poza tym, czy jesteś zupełnie pewien, że zaraz po naszym pierwszym uderzeniu nie nastąpiłby kontratak.
Wszyscy popatrzyli na Bibla. Socjolog, skarbnica prawniczej mądrości, uniwersalny umysł, cóż on powie?
– Instrukcje nie zabraniają nam uczestniczenia w społecznych przewrotach po stronie uciskanych klas czy narodów, ale przecież nie widzieliśmy tutaj nawet cienia przygotowania do takiego przewrotu. Niezupełnie rozumiemy mieszkańców Błękitnego Miasta. Nie są ani głupsi, ani mądrzejsi od nas, oni po prostu inaczej myślą. Bardziej intensywnie, szybciej. Chwilami nawet nie mogą się dostosować do biegu naszych myśli. Ty i Alik – zwrócił się do Małego – czy dużo rozmawialiście ze swoimi towarzyszami?
– Prawie wcale – odparł Alik – Od czasu do czasu parę słów.
– A dlaczego? Uważacie, że nie było o czym? Przypuszczam, że trudno im było dostosować się do waszego rytmu myśli: jest dla nich zbyt powolny. Zwróciliście uwagę na ich poćwierkiwanie? Może każdy wydawany przez nich dźwięk to nie sylaba, czy słowo, a cały zbiór obrazów i pojęć? Zauważyliście, z jaką dokładnością i szybkością opanowali oni cały system naszego języka! Myślicie, że tylko dzięki hełmom? Po prostu ich mózg jest inaczej skonstruowany. Oni, na przykład, obywają się bez analizy: odbierają myśli albo pojęcia całościowo, od razu. Fiu, jak spostrzegłem, nawet starał się zbadać nasze zdolności analityczne i jak sądzę, uda mu się to całkowicie.
– A może oni reedukują i Hedończyków? – zapalił się Alik.
Bibl roześmiał się. W tej jednej, bardzo chłopięcej, replice Alika zniknęła nagle cała jego naukowość. Ale przecież Bibl nie chciał go urazić. Nawet nie próbuję zgadywać, kiedy to nastąpi. Spróbuj podliczyć na komputerze w telegabinecie. Tylko operuj nie latami, lecz stuleciami – ułatwisz pracę i sobie, i maszynie. Przecież to gatunki różniące się nie tylko społecznie, ale i biologicznie. Konik polny i mrówka są sobie bliżsi niż Hedończyk i niebieskoskóry. Ale jednocześnie są oni tak dopasowani, że trudno zaprzeczyć istnieniu wprawdzie sztucznej, ale harmonijnej wspólnoty. Co na to powiedzą moi oponenci? Jakaż, u diabła harmonia! Po prostu jeden z niezliczonych technokratycznych wariantów, nic więcej. Coś z oligarchii kapłańskiej, coś z prymitywnego hedonizmu z jego obowiązkowym „wszystko dozwolone”, coś z arystokracji intelektualnej, opartej na pracy ni to robotów, ni to cyborgów, ni to po prostu sztucznie wyhodowanych ludzi – nawet nie w probówkach, nie według wzorców, ale bądź co bądź w sposób ukierunkowany, planowo, z wyregulowanym poziomem demograficznym. O tym wszystkim setki razy pisali i futurolodzy, i fantaści, ale nawet w realnej kosmicznej praktyce ludzkość zna już coś podobnego. I mimo wszystko stwierdzam, że Nauczyciel stworzył unikalny model cywilizacji, doskonały technicznie i oryginalny biologicznie. Obydwa cykle – śmierć bez żalu i nieśmiertelność bez obojętności nie mogą nie zainteresować futurologów. A jednocześnie cywilizacja ta jest antyhumanistyczna i społecznie niebezpieczna. Przecież twórcom udała się rzecz najtrudniejsza: utrzymać swój status quo przez miliony lat. W tym nie podlegającym ewolucji społeczeństwie nie może być rewolucji bez interwencji z zewnątrz. Nawet całkowite zniszczenie siatki elektrodowej nie uwolni „niebieskich kurtek” od ich euforycznej pańszczyzny.
– Trzeba odwrócić proces – powiedział Mały – niech pracują sami dla siebie.
– Przecież o tym właśnie mówiłem: jest Błękitne Miasto… – zaczął Alik, ale Kapitan przerwał mu, nie surowo, ale zdecydowanie:
– Jest jeszcze i Aora, i Zielony Las. Jest również liliowy świat. Dlatego też wstrzymajmy się z wywodami. Ustalam następujący plan dnia…