– Muszę się upewnić. Słyszałem o tym od babci, a ona od swojej. Opowieści, jak to pewnego lata przyjechali tu Cyganie i rozbili obóz.
– Interesujące. Hipotetycznie – Quinn myślała na głos – któryś z mieszkańców mógł zaprzyjaźnić się z jedną z tych ciemnookich piękności i dziewięć miesięcy później… ups. Ten trop może prowadzić prosto do ciebie, Cyb.
– Jedna wielka szczęśliwa rodzina – wymamrotała Cybil. Po posiłku znowu podzielono się obowiązkami. Trzeba było przynieść drewno, wypuścić psa, posprzątać ze stołu, pozmywać.
– Kto jeszcze umie gotować? – zapytała Cybil.
– Gage – odpowiedzieli jednocześnie Fox i Cal. – Hej.
– Dobrze. – Cybil zmierzyła go wzrokiem. – W takim razie jesteś pierwszy na liście do przygotowywania jutrzejszego śniadania. A teraz…
– Zanim… zrobimy cokolwiek – przerwał jej Cal – musimy coś wam powiedzieć. Równie dobrze możemy zostać w jadalni. Musimy coś przynieść – dodał, patrząc na Foxa i Gage'a. – Chyba powinnyście otworzyć jeszcze jedną butelkę wina.
– O co chodzi? – zapytała Quinn, gdy wyszli. – Co oni kombinują?
– Chodzi o coś, o czym nam nie powiedzieli – powiedziała Layla. – Czułam w nich zakłopotanie i poczucie winy. Chociaż w sumie nie znam ich dobrze.
– Wiesz swoje – powiedziała jej Cybil. – Q, przynieś jeszcze jedną butelkę. – Zadrżała lekko. – Chyba powinnyśmy zapalić więcej świec, tak na wszelki wypadek. Już mi się wydaje, że zrobiło się… ciemniej.
Wybrali Cala dlatego – jak przypuszczał – że to był jego dom. Wszyscy zebrali się wokół niego, kiedy szukał najlepszych słów, żeby zacząć.
– Opowiadałem wam, co wydarzyło się tamtej nocy na polanie, gdy byliśmy dziećmi, i co działo się potem. Quinn, ty sama to poczułaś, kiedy poszliśmy tam kilka tygodni temu.
– Tak. Cyb i Layla też muszą zobaczyć to miejsce, jak tylko śnieg trochę stopnieje.
Cal wahał się tylko przez chwilę.
– Zgoda.
– To nie przechadzka po Champs Elysees – zauważył Gage, a Cybil popatrzyła na niego, unosząc brew.
– Damy radę.
– Tamtej nocy wydarzyło się coś jeszcze, o czym wam nie mówiliśmy.
– Nikomu nie mówiliśmy – dodał Fox.
– Trudno mi wytłumaczyć, dlaczego. Mieliśmy dziesięć lat, rozpętało się piekło i… Cóż. – Cal położył swój okruch kamienia na stole.
– Kawałek skały? – spytała Layla.
– Heliotrop. – Cybil wydęła usta i wyciągnęła rękę, która zawisła w powietrzu. – Mogę?
Gage i Fox położyli swoje kawałki obok kamienia Cala.
– Wybierz sobie – zaprosił Gage.
– Trzy części jednego. – Quinn podniosła kawałek, który leżał najbliżej niej. – Mam rację? To trzy elementy tego samego kamienia.
– Który został oszlifowany i wygładzony – ciągnęła Cybil. – Skąd macie te kawałki?
– Trzymaliśmy je w dłoniach – odpowiedział Cal. – Kiedy już zgasły światła, ciemność się rozjaśniła, a ziemia przestała drżeć, każdy z nas miał kawałek tego kamienia. – Popatrzył na rękę, przypominając sobie, jak kurczowo zaciskał w dłoni kamień, jakby od tego zależało ich życie.
– Nie wiedzieliśmy, co to jest. Fox sprawdził. Jego matka miała książki o kamieniach i kryształach i zobaczył, że to heliotrop – zakończył Cal.
– Trzeba go złożyć z powrotem – powiedziała Layla. – Prawda? Musi znowu być całością.
– Próbowaliśmy. Nie brakuje ani kawałka – wyjaśnił Fox – a te, które mamy, pasują do siebie jak puzzle. – Cal wziął wszystkie trzy kawałki i przyłożył je do siebie.
– Ale nie da się ich złożyć.
– Może dlatego, że tylko je trzymasz. – Zaciekawiona Quinn wyciągnęła dłoń, w którą Cal włożył wszystkie trzy kawałki. – Nie są… stopione, że tak powiem.
– Tego też próbowaliśmy. Ten tu MacGyver próbował skleić je Kropelką.
Cal popatrzył na Gage'a z uśmiechem.
– Powinny były się skleić, ale równie dobrze mógłbym użyć wody. Próbowaliśmy je związać, podgrzać, zamrozić. I nic. One nawet nie zmieniły temperatury.
– Poza… – Fox urwał i poczekał na aprobujące skinienie głowami przyjaciół. – Podczas Siódemki, wtedy się podgrzewają. Nie są zbyt gorące, można je wziąć do ręki, ale robią się ciepłe na brzegach.
– Próbowaliście je wtedy złożyć? – zapytała Quinn.
– Tak. Bez skutku. Wiemy tylko, że Giles Dent nosił ten kamień na szyi, jak amulet, tej nocy gdy Lazarus Twisse przyprowadził ludzi na polanę. Widziałem to. A teraz my go mamy.
– Próbowaliście magii? – dociekała Cybil. Cal zaczął się wiercić i odchrząknął.
– Jezu, Cal, wyluzuj. – Fox potrząsnął głową. – Oczywiście, że tak. Zdobyłem kilka książek z zaklęciami i próbowaliśmy. Potem Gage rozmawiał z paroma praktykującymi wróżkami, wypróbowaliśmy kolejne zaklęcia i dalej nic.
– Ale nigdy nikomu tego nie pokazywaliście. – Quinn ostrożnie odłożyła kawałki kamienia i wzięła kieliszek z winem. – Nikomu, kto mógłby coś z nich wyczytać lub poznać ich przeznaczenie lub historię.
– Musieliśmy tak postąpić. – Fox uniósł ramiona. – Słyszę, jak to brzmi, ale wiedziałem, że nie powinniśmy pokazywać ich geologom ani wyższemu kapłanowi Wicca * czy ludziom z Pentagonu. Ja po prostu… Cal od razu zasugerował podejście naukowe.
– MacGyver – powtórzył Gage.
– Fox był przekonany, że nie wolno ich nikomu pokazywać i to nam wystarczyło. – Cal popatrzył na przyjaciół. – Aż do teraz. Nie pokazalibyśmy ich wam, gdyby Fox nie czuł, że możemy to zrobić.
– Ty czujesz najmocniej? – zapytała Layla.
– Nie wiem. Może. Wiem, że wierzyłem – i wciąż w to wierzę – że tamtej nocy przeżyliśmy, wyszliśmy z tego piekła cali, bo każdy z nas ściskał w ręku kawałek kamienia. I dopóki je mamy, dopóty mamy szansę. Po prostu to wiem, tak, jak Cal wie, widział, że ten właśnie kamień nosił Dent.
– A ty? – Cybil spytała Gage'a. – Co ty wiesz? Co widziałeś? Popatrzył jej prosto w oczy.
– Widziałem go w całości na Kamieniu Pogan. Kamień na kamieniu. Strzelają z nich płomienie, wypalając krwawe plamy. Potem pożerają kamień, biegną po płaskiej skale w dół, otulają ją jak ognisty całun. Widzę, jak pożar połyka ziemię, pędzi do lasu, aż pnie drzew pękają z gorąca, a polana staje się piekłem, którego nie przeżyłby nawet sam diabeł. – Napił się wina. – To właśnie widzę, gdy kamień jest znowu cały, więc wcale mi się nie śpieszy, żeby go składać.
– Może w ten sposób powstał… – zaczęła Layla.
– Ja nie widzę przeszłości. To działka Cala. Ja widzę to, co może się wydarzyć.
– Przydatna umiejętność w twoim zawodzie. Gage popatrzył na Cybil i uśmiechnął się leniwie.
– Nie przeszkadza. – Podrzucił swój kawałek kamienia. – Ktoś ma ochotę na małą rundkę pięciu kart?
Gdy tylko to powiedział, zgasły światła. Pełgające ogniki świec zamiast romantyzmu nadały pomieszczeniu upiorną atmosferę.
– Pójdę włączyć generator. – Cal wstał. – Od teraz działa tylko woda, lodówka i kuchenka.
– Nie wychodź sam. – Layla zamrugała, jak gdyby zaskoczona, że te słowa wyszły z jej ust. – To znaczy…
– Idę z tobą. Gdy Fox ruszył do wyjścia, coś zawyło w ciemnościach.
– Klusek! – Cal wypadł z pokoju i jak strzała przebiegł przez kuchnię do tylnych drzwi. Po drodze złapał ze ściany latarkę, włączył ją.
Skierował promień w stronę, z której dochodził dźwięk, ale światło tylko odbiło się od gęstej, ruchomej kurtyny śniegu.
Który okazał się twardy niczym mur, sięgający powyżej kolan. Wołając psa, Cal przedzierał się przez zaspy, próbując namierzyć miejsce, z którego dochodziło wycie. Wydawało się, że dźwięk dobiega zewsząd i znikąd.
Usłyszał za sobą jakiś hałas i obrócił się gwałtownie, chwytając latarkę jak broń.
– Hej, nie niszcz sił wsparcia! – zawołał Fox. – Jezu, to jakiś horror. – Złapał Cala za ramię, Gage stanął z drugiej strony. – Hej, Klusek! Nigdy nie słyszałem, żeby tak wył.
– Skąd wiesz, że to pies? – zapytał cicho Gage.
– Wracaj do środka – rozkazał mu Cal. – Nie możemy zostawić kobiet samych. Znajdę swojego psa.