– Tak mi przykro. To niesprawiedliwe. Nie chodzi o twoją szefową, ona musi dbać o interesy, ale cała ta sytuacja. – Quinn patrzyła, jak Layla układa różnokolorowe stokrotki w wielkiej filiżance. – Ja nie muszę się martwić o te sprawy, w końcu to moja praca. Mogę tu siedzieć i będę dostawać pieniądze za artykuły. Mogłabym ci pomóc…
– Nie o to chodzi. Nie chcę, żebyś pożyczała mi pieniądze ani pokrywała moją część wydatków. Jeśli zostanę, to dlatego, że sama podjęłam taką decyzję. – Layla popatrzyła na kwiaty i pomyślała o tym, co powiedział Fox. – Chyba do dzisiaj nie chciałam tego zaakceptować. Łatwiej było myśleć, że coś kazało mi tu przyjechać i nakazuje zostać. Zamierzałam wyjechać, bo nie chciałam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Ale tak jest. Dlatego zostanę, bo sama tak zdecydowałam. Muszę tylko się zastanowić nad stroną praktyczną mojej decyzji.
– Mam kilka pomysłów, tylko muszę się nad nimi zastanowić. Te kwiaty to był dobry pomysł. Poprawią ci humor po nie najlepszych wieściach.
– To nie mój pomysł. Fox mi je dał, kiedy wpadłam na niego przed kwiaciarnią. Naskoczyłam na niego. – Wzruszyła ramionami i pozbierała kawałki łodyżek i sreberka. – On zapytał tylko, jak się mam, a ja wyjechałam z całym: „Jak się mam? Już ja ci powiem, jak”. – Wrzuciła resztki do śmieci, opada się o blat i roześmiała. – Boże, po prostu na niego nawrzeszczałam. A on dał mi kwiaty, które dopiero co kupił, właściwie rzucił nimi we mnie i zrobił mi krótki, treściwy wykład. Chyba na niego zasłużyłam.
– Hmm. – Quinn dodała tę informację do reszty danych, które przechowywała w głowie. – I czujesz się lepiej?
– Lepiej? – Layla poszła do małej jadalni, żeby postawić wazon z kwiatami na rozkładanym stole, który kupiły na pchlim targu. – Jestem bardziej zdecydowana. Nie wiem, czy to lepiej.
– Mam dla ciebie zajęcie.
– Dzięki Bogu. Jestem przyzwyczajona do pracy i jeszcze bardziej się denerwuję, kiedy nie mam nic do roboty.
– Chodź ze mną. Nie zostawiaj tu wszystkich kwiatów, powinnaś zabrać część do swojego pokoju.
– Pomyślałam, że będą do domu. Fox nie kupił ich dla mnie ani…
– Dał je tobie. Zabierz trochę na górę. Ja mogę wziąć tulipany. – Żeby zakończyć sprawę, Quinn sama wzięła mały wazon i smukłą butelkę. – Och, kawa.
– Ja to zrobię. – Layla nalała kawy dla Quinn, a dla siebie wzięła butelkę wody. – Czym będę się zajmować?
– Książkami.
– Mamy już książki z biblioteki.
– Te są z prywatnych zbiorów Estelle Hawkins. Niektóre to pamiętniki. Dopiero zaczęłam je przeglądać – wyjaśniła Quinn, gdy szły po schodach. – Wróciłam niedługo przed tobą, ale widziałam, że trzy napisała Ann Hawkins, po urodzeniu dzieci. Synów Milesa Denta.
– Ale pani Hawkins musiała już je czytać, pokazywać Calowi.
– To prawda, wszystkie zostały przeczytane i przestudiowane w tę i z powrotem. Ale nie przez nas, Layla. Mamy świeże spojrzenie, inny punkt widzenia. – Skręciła do pokoju Layli, postawiła kwiaty i idąc do gabinetu, wzięła od przyjaciółki kubek z kawą. – Już zapisałam pierwsze pytanie: gdzie są pozostałe?
– Pozostałe dzienniki?
– Reszta pamiętników Ann, bo założę się, że było ich więcej. Gdzie się podziały zapiski, które robiła, mieszkając z Dentem, kiedy była w ciąży? Mam nadzieję, że uda się rozwiązać tę tajemnicę. Gdzie są te pamiętniki i dlaczego nie ma ich z innymi?
– Jeśli nawet napisała coś więcej, to dzienniki mogły zostać zniszczone lub zaginąć.
– Miejmy nadzieję, że nie. – Quinn usiadła i z błyszczącymi oczami wzięła do ręki małą książeczkę oprawną w brązową skórę. – Bo myślę, że Ann znała odpowiedzi na nasze pytania.
Cal aż do siódmej nie mógł się wyrwać z kręgielni, a i tak wyszedł z poczuciem winy, że zostawia wszystko na głowie ojca. Późnym popołudniem zadzwonił do Quinn, żeby jej powiedzieć, że przyjdzie, kiedy tylko będzie mógł. Wydawała się roztargniona i poleciła mu tylko, żeby przyniósł coś do jedzenia.
Będzie musiała zadowolić się pizzą, pomyślał, niosąc pudełka po schodach. Nie miał ani czasu, ani okazji dowiedzieć się, na czym polegała jej zmiana stylu życia.
Pukając, poczuł na karku lodowaty podmuch i obejrzał się nerwowo przez ramię. Coś się wydarzy, pomyślał. Wiatr coś niesie.
Drzwi otworzył Fox.
– Dzięki Bogu, pizza i testosteron. Jestem tu w mniejszości, koleś.
– Gdzie jest estrogen?
– Na górze. Zakopany w książkach i notatkach. Layla robi wykresy. Popełniłem błąd i powiedziałem, że mam w biurze białą tablicę do pisania. Kazały mi ją tu przynieść i wtargać po schodach. – Gdy tylko Cal postawił pudełka na stole, Fox otworzył jedno i wziął kawałek pizzy. – Mówiły coś o kartach indeksowych. Kolorowych. Nie zostawiaj mnie tu więcej samego.
Cal chrząknął, otworzył drzwi lodówki i znalazł w niej to, o czym marzył – piwo.
– Może my nigdy nie byliśmy dostatecznie zorganizowani i dlatego umknęły nam jakieś szczegóły. Może… – Przerwał, gdy do kuchni wpadła Quinn.
– Cześć! Pizza. Och rety. Cóż, spalę ją siłą woli i rundką na siłowni jutro rano.
Wyjęła talerze i podała jeden Foxowi, który już kończył pierwszy kawałek, po czym zwróciła się do Cala z tym swoim uśmiechem.
– Masz dla mnie coś jeszcze? Cal pochylił się i pocałował ją w usta.
– Mam to.
– Co za zbieg okoliczności, właśnie na to miałam ochotę. Może jeszcze trochę? – Złapała go za koszulę i pociągnęła w dół na dużo dłuższy pocałunek.
– Chcecie, żebym wyszedł? Mogę zabrać ze sobą pizzę?
– Właściwie… – zaczął Cal.
– Dobra, dobra. – Quinn poklepała go po piersi, żeby się odsunął. – Mamusia i tatuś tylko mówili sobie „dzień dobry” – wyjaśniła Foxowi. – Chodźmy do jadalni i zjedzmy jak cywilizowani ludzie. Layla już schodzi.
– Dlaczego ja nie mogę przywitać się z mamusią? – poskarżył się Fox, gdy Quinn wyszła z talerzami.
– Bo wtedy musiałbym stłuc cię do nieprzytomności.
– Już to widzę. – Rozbawiony Fox wziął pudełka z pizzą i ruszył za Quinn. – Weź trunki, bracie.
Gdy tylko usiedli, rozłożyli talerze i serwetki i nalali napoje, do jadalni weszła Layla z jedną dużą i kilkoma mniejszymi miskami.
– Zrobiłam to wcześniej. Nie wiedziałam, co przyniesiesz – powiedziała do Cala.
– Przygotowałaś sałatkę? – spytała Quinn.
– Moja specjalność. Kroisz, siekasz, mieszasz. Żadnego gotowania.
– W takim razie muszę być grzeczna. – Quinn porzuciła marzenie o dwóch kawałkach pizzy i poprzestała na jednym oraz na porcji sałatki Layli. – Zrobiłyśmy pewne postępy – powiedziała, nabierając na widelec pierwszy kęs.
– Tak, zapytaj panie, jak się robi świece z łoju lub przetwory z malin – poradził Fox. – Mają to w małym palcu.
– Zapewne niektóre informacje, które znalazłyśmy w tych książkach, nie odnoszą się bezpośrednio do naszej sytuacji – poinformowała go Quinn – ale pewnego dnia podczas awarii prądu mogę zażegnać kryzys, robiąc świece z łoju. Mówiąc o postępach, miałam na myśli to, że dzienniki Ann zawierają dużo ciekawych szczegółów.
– Czytaliśmy je – przypomniał jej Cal. – Kilkanaście razy.
– Nie jesteście kobietami. – Uniosła palec. – A Essie jest kobietą, ale należy do rodziny, która jest częścią tego miasta i jego historii i bez względu na to, jak bardzo starała się zachować obiektywizm, mogła nie dostrzec pewnych niuansów. Pierwsze pytanie: gdzie są pozostałe tomy?
– Nie istnieją.
– Nie zgadzam się. Po prostu ich nie znaleźliśmy. Essie powiedziała, że dostała te pamiętniki od ojca. Dzwoniłam do niej, żeby się upewnić, ale on nigdy nie wspominał o innych.
– Gdyby się zachowały – upierał się Cal – to Essie by je dostała.
– O ile on sam je miał. Sporo czasu dzieli wiek szesnasty i dziewiętnasty – przypomniała Quinn. – Przedmioty zmieniają miejsce, gubią się, zostają wyrzucone. Według ustnych przekazów twojej rodziny Ann Hawkins mieszkała przez większość życia w budynku, w którym teraz mieści się ośrodek kultury, a kiedyś była tam biblioteka. Książki, biblioteka. Bardzo ciekawe.