Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Urodziła się suką i taka umarła.

– Czy tylko ćpała, czy też handlowała narkotykami?

Biff spojrzał kątem oka na Trinę i wzruszył ramionami.

– Nigdy nie robiła tego otwarcie, ale dochodziły mnie słuchy, że zawsze jest dobrze zaopatrzona. Podobno brała głównie Erotykę. Lubiła seks i być może dzieliła się tym, co miała, ze swoimi partnerami.

– Byłeś jednym z nich? Uśmiechnął się przepraszająco.

– Wolę mężczyzn. Łatwiej ich zrozumieć.

– A ty? – zwróciła się do Triny.

– Ja też wolę mężczyzn, z tego samego powodu. Podobnie jak Pandora. – Trina podniosła torbę z podłogi. – Na ostatnim pokazie mody krążyły plotki, że łączy interesy z przyjemnością. Zdaje się, że wyciągała pieniądze od jakiegoś faceta. Chodziła obwieszona mnóstwem błyskotek. Lubiła kosztowności, ale nie lubiła za nie płacić. Wszyscy uznali, że dogadała się z dostawcą prochów.

– Nie wiesz, kto to mógł być?

– Nie, ale na tamtym pokazie spędziła wszystkie przerwy, gadając z kimś przez miniłącze. To było mniej więcej trzy miesiące temu. Nie wiem, z kim rozmawiała, przypuszczani, że przynajmniej jedno z połączeń było międzygalaktyczne, bo strasznie się wkurzała, że musi czekać.

– Zawsze nosiła ze sobą miniłącze?

– Jak wszyscy w świecie mody, kochana. Jesteśmy jak lekarze.

Zbliżała się północ, kiedy Eve usiadła przy biurku. Nie mogła się zdobyć na to, by pójść do sypialni; wolała spędzić noc tu, w gabinecie, jak zawsze, gdy potrzebowała odrobiny prywatności. Zamówiła kawę, a potem zapomniała ją wypić. Bez Feeneya nie miała wyboru; musiała okrężną drogą spróbować namierzyć połączenie międzygalaktyczne sprzed trzech miesięcy, z miniłącza, którego nie miała przy sobie.

Po godzinie dała sobie z tym spokój i umościła się na fotelu, aby pospać. Powiedziała sobie, że tylko się zdrzemnie. Ustawiła swój wewnętrzny budzik na piątą rano.

Nielegalne substancje, morderstwa i pieniądze, myślała. Jeden wielki burdel. Muszę znaleźć dostawcę, pomyślała sennie. Zidentyfikować to, co nieznane.

Przed kim się ukrywałeś, Boomer? Skąd wytrzasnąłeś próbkę i wzór? Kto połamał ci kości, żeby to wszystko odzyskać?

Przed jej oczami zamajaczył obraz zmasakrowanego ciała, ale natychmiast go odpędziła. Nie mogła zasypiać z umysłem owładniętym tak okropną wizją.

Być może byłaby jednak lepsza od tej, która ją nawiedziła we śnie.

Za oknem migotało czerwone, matowe światło. Wielki neon krzyczał: Seks! Na żywo! Seks! Na żywo!

Miała tylko osiem lat, ale była bystra jak na swój wiek. Zastanawiała się, czy ktokolwiek zapłaciłby za możliwość oglądania seksu na martwo. Leżąc na łóżku, wpatrywała się w migoczące światło. Wiedziała, czym jest seks. Czymś ohydnym, bolesnym, przerażającym. Czymś, od czego nie można uciec.

Może on dzisiaj nie wróci na noc. Już dawno przestała się modlić, aby zapomniał, gdzie ją zostawił, albo zdechł w jakimś przydrożnym rowie. Zawsze wracał.

Ale czasami, gdy dopisywało jej szczęście, był zbyt pijany, by zrobić cokolwiek, i po powrocie walił się jak długi na łóżko, a potem zaczynał donośnie chrapać. Wtedy przechodził ją dreszcz ulgi i zasypiała skulona w kącie pokoju.

Wciąż myślała o tym, by uciec. Otworzyć zamknięte na klucz drzwi i zejść pięć pięter w dół. Kiedy noce były szczególnie okropne, wyobrażała sobie, jak by to było po prostu wyskoczyć przez okno. Lot nie trwałby długo i więcej nie czułaby bólu.

Wtedy on nie mógłby już zrobić jej krzywdy. Ale za bardzo się bała, by skoczyć.

W końcu była tylko dzieckiem. Tego wieczora doskwierał jej głód. Poza tym czuła przejmujące zimno, bo on w ataku szału zepsuł klimatyzację.

Poczłapała do jednego z kątów, służącego za małą kuchenkę. Nauczona doświadczeniem, najpierw rąbnęła pięścią w szufladę, by przegonić karaluchy. W środku znalazła czekoladową bułkę. Ostatnią. Pomyślała, że jeśli ją zje, on na pewno da jej wycisk. Z drugiej strony, zleje ją tak czy inaczej, więc mogła przynajmniej pozwolić sobie na odrobinę przyjemności.

Zjadła bułkę szybko, jak wygłodniałe zwierzę, po czym otarła usta grzbietem dłoni. Skromny posiłek nie zaspokoił głodu. Poszperawszy chwilę w szufladzie, znalazła obgryziony kawałek spleśniałego sera; wolała nie wiedzieć, jakie stworzenia dobrały się do niego. Ostrożnie wzięła do ręki nóż i zaczęła usuwać zepsute brzegi.

Wtedy usłyszała odgłos otwieranych drzwi. Przerażona, wypuściła nóż z ręki. W tej samej chwili, kiedy spadł z brzękiem na podłogę, do pokoju wszedł on.

– Co robisz, mała?

– Nic. Obudziłam się. Chciałam się tylko napić wody.

– Obudziłaś się. – Jego oczy były zamglone; niestety, nie dość zamglone. – Tęskniłaś za tatusiem, co? No chodź, daj tatusiowi buziaka.

Nie mogła złapać tchu, a to miejsce między udami, które zawsze tak ją bolało, kiedy on się do niej zabierał, zaczęło pulsować ze strachu.

– Brzuch mnie boli.

– Tak? Daj, pocałuję, to przestanie. – Podszedł do niej z szerokim uśmiechem na twarzy. Nagle uśmiech zniknął. – Znowu jadłaś bez pozwolenia, co? Mów!

– Nie, ja… -Ale nadzieja, że uda jej się skłamać i uniknąć kary, prysnęła, kiedy silny cios spadł na jej twarz. Z rozciętej wargi popłynęła krew, oczy wypełniły się łzami, ale ona nawet nie drgnęła. – Chciałam ukroić ci sera. Żebyś miał co zjeść, kiedy…

Uderzył ją znowu, tym razem tak mocno, że gwiazdy stanęły jej w oczach. Upadła na podłogę, a zanim zdążyła się pozbierać, rzucił się na nią.

Zaczęła krzyczeć, głośno krzyczeć, gdy bezlitośnie okładał ją twardymi pięściami. Gorszy jednak od bólu, strasznego, przejmującego bólu, był strach przed tym, co dopiero nastąpi, czego bała się bardziej od bicia.

– Tatusiu, proszę cię. Proszę cię, proszę.

– Muszę cię ukarać. Nigdy mnie nie słuchasz. Nigdy, ale to nigdy. Potem dam ci prezent. Ładny, duży prezent, a ty będziesz grzeczna.

Czuła na twarzy jego gorący oddech, nie wiedzieć czemu pachnący cukierkami. Silne dłonie szarpały jej i tak zniszczone ubranie. Jego oddech nagle stał się płytki, przyspieszony. Wiedziała, co to oznacza.

– Nie, nie, to boli, to boli!

Jej znękane, młode ciało stawiało opór. Zaczęła uderzać go otwartymi dłońmi, krzyczeć, drapać. On wydał z siebie wściekły ryk i wykręcił jej rękę do tyłu. Rozległ się nieprzyjemny, suchy trzask łamanej kości.

– Pani porucznik. Porucznik Dallas!

Z jej gardła wyrwał się krzyk i ocknęła się, wymachując gwałtownie rękami. Zerwała się, przerażona, ale potknęła się i runęła na podłogę.

– Pani porucznik.

Zaczęła się cofać na czworakach, uciekając od ręki, która spoczęła na jej ramieniu. Krzyk uwiązł jej w gardle.

– To tylko sen – uspokajał ją Summerset. Gdyby wspomnienia nie przesłoniły jej oczu, być może wyczytałaby w jego twarzy zrozumienie. – To tylko sen – powtórzył, podchodząc do niej krok po kroku, jak do wilka w sidłach. – Przyśnił się pani koszmar.

– Odejdź ode mnie. Nie podchodź!

– Pani porucznik. Wie pani, gdzie jest?

– Wiem, gdzie jestem – wykrztusiła, łapiąc ustami powietrze. Było jej zimno i gorąco zarazem; nie mogła powstrzymać drżenia. – Idź sobie. Zostaw mnie. – Udało jej się podnieść na kolana, zasłoniła usta dłonią i zaczęła się kołysać. – Wynoś się stąd, do cholery.

– Pomogę pani usiąść w fotelu. – Kamerdyner trzymał ją delikatnie, ale na tyle mocno, że kiedy próbowała go odepchnąć, nie puścił jej.

– Nie potrzebuję niczyjej pomocy.

– Zaprowadzę cię do fotela. – W tej chwili była dla niego tylko dzieckiem, skrzywdzonym dzieckiem, które wymagało pomocy. Zupełnie jak Marle-na. Starał się nie myśleć o tym, czy jego córka błagała o litość, tak jak Eve. Posadziwszy ją na fotelu, wyjął koc ze skrzyni. Eve szczękała zębami, z jej oczu wyzierał strach.

– Nie ruszaj się – rzucił, kiedy zaczęła się podnosić. – Zostań tu i bądź cicho.

Odwrócił się i poszedł do kuchni. Otarł chusteczką pot z czoła i zamówił w autokucharzu płyn uspokajający. Zauważył, że drży mu ręka. Nawet się nie zdziwił. Krzyki Dallas zmroziły mu krew w żyłach; gdy je usłyszał, natychmiast rzucił się biegiem do jej pokoju.

42
{"b":"102324","o":1}