Литмир - Электронная Библиотека

Telefon szczęknął. Pani Corleone odłożyła słuchawkę.

Kay mogła zadzwonić powtórnie i powiedzieć, że nie przyjedzie, ale wiedziała, że musi zobaczyć się z Michaelem, pomówić z nim, choćby to miała być tylko grzecznościowa rozmowa. Jeżeli przebywał teraz jawnie w domu, to znaczyło, że już nic mu nie grozi, że może żyć normalnie. Wyskoczyła z łóżka i zaczęła się przygotowywać na spotkanie z nim. Bardzo starannie zrobiła sobie makijaż i ubrała się. Kiedy już była gotowa do wyjścia, spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Czy wygląda przystojniej niż wówczas, gdy Michael zniknął? Czy też wyda mu się niepociągająca i postarzała? Figurę teraz miała bardziej kobiecą, biodra bardziej zaokrąglone, piersi pełniejsze, Włosi podobno to lubią, choć Michael zawsze mówił, iż zachwyca go, że jest taka szczupła. Zresztą to nie było ważne, Michael najwyraźniej nie chciał już mieć z nią nic wspólnego, bo inaczej byłby z całą pewnością zadzwonił w ciągu tych sześciu miesięcy, które spędził w domu.

Zatrzymany taksówkarz nie chciał jej zawieźć do Long Beach, dopóki nie obdarzyła go miłym uśmiechem i nie powiedziała, że zapłaci dwa razy więcej niż będzie na liczniku. Jazda trwała prawie godzinę, a ośrodek w Long Beach zmienił się, odkąd widziała go ostatnio. Dokoła było żelazne ogrodzenie, a wejście zamykała żelazna brama. Otworzył ją mężczyzna w marynarskich spodniach i białej kurtce na czerwonej koszuli; wetknął głowę do taksówki, żeby odczytać licznik, po czym dał kierowcy kilka banknotów. Kiedy Kay zobaczyła, że ten nie protestuje i jest zadowolony z zapłaty, wysiadła i poszła przez placyk do głównego domu.

Drzwi otworzyła sama pani Corleone i powitała Kay gorącym uściskiem, który ją zaskoczył. Potem przypatrzyła się Kay taksującym wzrokiem.

– Piękna z ciebie dziewczyna – orzekła krótko. – Mam głupich synów.

Pociągnęła Kay do środka i zaprowadziła ją do kuchni, gdzie stał już półmisek z jedzeniem, a na piecu perkotał imbryk kawy.

– Michael wraca do domu już niedługo – powiedziała. – Ty mu zrobisz niespodziankę.

Zasiadły razem i starsza pani zmusiła Kay do jedzenia, jednocześnie zadając jej pytania z wielkim zaciekawieniem. Była zachwycona, że Kay jest nauczycielką, że przyjechała do Nowego Jorku odwiedzić dawne przyjaciółki i że ma dopiero dwadzieścia cztery lata. Kiwała głową, tak jakby wszystkie fakty zgadzały się z jakimiś własnymi szczegółowymi danymi w jej umyśle. Kay była tak zdenerwowana, że tylko odpowiadała na pytania, nie mówiąc nic poza tym.

Zobaczyła go najpierw przez okno kuchenne. Przed dom zajechał samochód, z którego wysiedli jacyś dwaj mężczyźni. A potem Michael. Wyprostował się i zamienił parę słów z jednym z nich. Widziała jego profil, ten lewy. Twarz była poharatana, wgnieciona, jak twarz plastikowej lalki, którą kopnęło niesforne dziecko. Jakimś dziwnym sposobem nie zmniejszyło to w oczach Kay jego urody, a wzruszyło ją do łez. Widziała, że przyłożył śnieżnobiałą chustkę do ust i nosa i przytrzymał ją tak chwilę, kiedy obracał się, by wejść do domu.

Usłyszała otwieranie drzwi i jego kroki w korytarzu zbliżające się do kuchni, po czym ukazał się w progu i zobaczył ją oraz matkę. Zrazu wydawał się tym nieporuszony, ale potem uśmiechnął się lekko, przy czym okaleczona połowa twarzy nie pozwalała rozciągnąć się ustom. A Kay, która zamierzała powiedzieć tylko możliwie najchłodniej: „Hallo, jak się masz”, zsunęła się z krzesła, by pobiec w jego objęcia, wtulić mu twarz w ramię. Pocałował ją w wilgotny policzek, przytrzymał, dopóki nie przestała płakać, a potem poprowadził do samochodu, odprawił gestem ręki człowieka z obstawy i odjechał razem z Kay, która poprawiała swój makijaż po prostu ścierając chusteczką to, co z niego zostało.

– Wcale nie chciałam tego zrobić – odezwała się Kay. – Tylko że nikt mi nie powiedział, jak bardzo cię okaleczyli.

Michael roześmiał się i dotknął uszkodzonej strony twarzy.

– Idzie ci o to? To nic takiego. Tylko mam kłopoty z zatokami. Teraz, kiedy już jestem w domu, pewnie każę to wyreperować. Nie mogłem do ciebie pisać ani nic – powiedział Michael. – To musisz zrozumieć przede wszystkim.

– W porządku – odrzekła.

– Mam w mieście mieszkanie – mówił Michael. – Czy moglibyśmy tam pojechać, czy też wolisz kolację i drinka w restauracji?

– Nie jestem głodna – powiedziała Kay.

Przez chwilę jechali w milczeniu w stronę Nowego Jorku.

– Skończyłaś studia? – zapytał Michael.

– Tak – odparła Kay. – Teraz uczę w szkole powszechnej w moim rodzinnym mieście. Czy znaleźli tego człowieka, który naprawdę zabił policjanta, i dlatego mogłeś wrócić do domu?

Michael przez chwilę milczał.

– Tak, znaleźli – rzekł. – To było we wszystkich gazetach nowojorskich. Nie czytałaś o tym?

Kay roześmiała się z ulgą słysząc, iż Michael zaprzecza, że był mordercą.

– W naszym mieście dostajemy tylko „New York Timesa”. Pewnie to było zagrzebane gdzieś na osiemdziesiątej dziewiątej stronie. Gdybym o tym przeczytała, zadzwoniłabym wcześniej do twojej matki. – Przerwała, po czym rzekła: – To dziwne. Po tym, co mówiła twoja matka, byłam prawie pewna, że ty to zrobiłeś. I dopiero przed samym twoim przyjazdem, kiedy piłyśmy kawę, opowiedziała mi o tym zwariowanym człowieku, który się przyznał.

– Może matka z początku w to wierzyła.

– Twoja rodzona matka? – spytała Kay.

Michael uśmiechnął się.

– Matki są jak policjanci. Zawsze wierzą w najgorsze.

Michael zaparkował wóz w garażu, którego właściciel najwyraźniej go znał. Poprowadził Kay za róg do dosyć odrapanej kamienicy, która pasowała do obskurnego otoczenia. Michael miał klucz od drzwi frontowych i kiedy weszli do wnętrza, Kay zobaczyła, że jest urządzone równie kosztownie i komfortowo jak miejski dom jakiegoś milionera. Michael zaprowadził ją do mieszkania na piętrze, które składało się z ogromnego salonu, olbrzymiej kuchni oraz sypialni. W kącie salonu był barek; Michael zmieszał im obojgu drinki. Usiedli razem na sofie i Michael zaproponował spokojnie:

– Właściwie możemy pójść do sypialni.

Kay pociągnęła długi łyk trunku i uśmiechnęła się do niego.

– Tak – zgodziła się.

Dla Kay ich pieszczoty były prawie takie same jak dawniej, tyle że Michael był gwałtowniejszy, bardziej bezpośredni, nie taki czuły jak przedtem. Tak jakby miał się przed nią na baczności. Ale nie chciała narzekać. To przecież minie. Zabawna rzecz, mężczyźni są w takiej sytuacji bardziej wyczuleni – pomyślała. Miłość z Michaelem po dwóch latach nieobecności wydała jej się najnaturalniejszą rzeczą w świecie. Było tak, jakby w ogóle nie odjeżdżał.

– Mogłeś do mnie napisać, mogłeś mi zaufać – powiedziała przytulając się do niego. – Przestrzegałabym nowoangielskiej odmiany omerta. Wiesz, Jankesi także potrafią milczeć.

Michael zaśmiał się cicho w ciemnościach.

– Nigdy nie przypuszczałem, że będziesz czekała po tym, co zaszło.

– Nigdy nie wierzyłam, że zabiłeś tamtych dwóch – odparła Kay szybko. – Może tylko wtedy, kiedy twoja matka zdawała się tak myśleć. Ale w głębi serca nie wierzyłam. Znam cię za dobrze.

Dosłyszała, że Michael westchnął.

– Nieważne, czy to zrobiłem, czy nie. Musisz to zrozumieć.

Kay trochę zaskoczył chłód w jego głosie. Zapytała:

– Więc teraz mi powiedz: zrobiłeś to czy nie?

Michael podźwignął się na poduszce i w ciemnościach zabłysnął ognik, kiedy zapalał papierosa.

– Czy gdybym cię poprosił, żebyś za mnie wyszła, musiałbym ci najpierw dać odpowiedź na to pytanie, zanim ty odpowiedziałabyś na moje?

– Wszystko mi jedno, kocham cię, wszystko mi jedno – odrzekła Kay. – Gdybyś mnie kochał, nie bałbyś się wyznać mi prawdy. Nie bałbyś się, że mogłabym donieść policji. O to chodzi, czyż nie? Więc rzeczywiście jesteś gangsterem, tak? Ale mnie to naprawdę obojętne. Nieobojętne mi jest to, że mnie najwyraźniej nie kochasz. Nawet do mnie nie zadzwoniłeś, kiedy wróciłeś do domu.

Michael zaciągnął się papierosem i trochę rozżarzonego popiołu spadło na nagie plecy Kay. Drgnęła lekko i powiedziała żartobliwie:

97
{"b":"101345","o":1}