Литмир - Электронная Библиотека

I prosperował znowu. A co najważniejsze, zdobywał wiedzę, kontakty i doświadczenie. I mnożył dobre uczynki, jak bankier zabezpieczenia. Albowiem w następnych latach stało się jasne, że Vito Corleone jest nie tylko człowiekiem utalentowanym, ale na swój sposób geniuszem.

Stał się protektorem włoskich rodzin, które zakładały w swoich mieszkaniach małe nielegalne knajpy, sprzedając whisky po piętnaście centów szklanka nieżonatym robotnikom. Został ojcem chrzestnym najmłodszego synka pani Colombo, kiedy chłopak przystąpił do bierzmowania, i dał mu piękny prezent w postaci złotej dwudziestodolarówki. Tymczasem, ponieważ było nieuniknione, że niektóre jego ciężarówki będzie zatrzymywała policja, Genco Abbandando wynajął dobrego adwokata mającego liczne kontakty w komendzie policji i sądownictwie. Ustanowiono system opłat i wkrótce organizacja Corleone miała już spory „arkusz”, listę urzędników uprawnionych do pewnej miesięcznej sumy. Kiedy adwokat usiłował ją zredukować, przepraszając za takie wydatki, Vito Corleone go uspokoił.

– Nie, nie – powiedział. – Wciągnij pan wszystkich, nawet jeżeli nie mogą nam dopomóc w tej chwili. Wierzę w przyjaźń i jestem gotów okazać ją pierwszy.

W miarę jak czas upływał, imperium Corleone rozrastało się, przybywały dalsze ciężarówki, „arkusz” się wydłużał. Wzrastała także liczba ludzi pracujących bezpośrednio dla Clemenzy i Tessia. Wszystko to razem stawało się nieporęczne. W końcu Vito Corleone opracował system organizacji. Nadał Clemenzie i Tessiowi tytuły caporegime’ów, czyli dowódców, a ludziom działającym pod ich komendą stopnie żołnierzy. Mianował Genca Abbandando swoim doradcą, czyli consigliorim. Stworzył wielowarstwową strukturę izolującą go od każdego czynu operacyjnego. Kiedy wydawał rozkazy, przekazywał je tylko Gencowi albo jednemu z caporegime’ów. Rzadko miewał świadka wydawania któremuś z nich jakiegoś rozkazu. Następnie podzielił grupę Tessia i powierzył jej Brooklyn. Odseparował też Tessia od Clemenzy i z biegiem lat dał jasno do zrozumienia, że nie chce, aby kontaktowali się ze sobą nawet towarzysko, chyba że było to absolutnie konieczne. Wyjaśnił to bardziej inteligentnemu Tessiowi, który od razu pojął jego intencje, aczkolwiek Vito tłumaczył to jako zabezpieczenie przed prawem. Tessio zrozumiał, że Vito nie chce, aby jego dwaj caporegime’owie mieli jakąkolwiek sposobność spiskować przeciwko niemu, i zrozumiał również, że nie ma w tym żadnej złej woli, że idzie jedynie o taktyczny środek ostrożności. Vito dał w zamian Tessiowi wolną rękę w Brooklynie, podczas gdy bronksowskie lenno Clemenzy zachował pod swoim ścisłym nadzorem. Clemenza był odważniejszy, bardziej zuchwały i okrutniejszy, mimo swojej zewnętrznej jowialności, i wymagał mocniejszego trzymania w ryzach.

Wielki kryzys zwiększył władzę Vita Corleone. I właśnie mniej więcej w tym czasie zaczęto go nazywać donem Corleone. W całym mieście uczciwi ludzie daremnie żebrali o uczciwą pracę. Dumni zniżali się wraz z rodzinami do przyjmowania oficjalnej dobroczynności od wzgardliwych urzędasów. Natomiast ludzie dona Corleone chodzili po ulicach z wysoko podniesionymi głowami, mając kieszenie wypchane srebrnymi i papierowymi pieniędzmi. I bez obawy o utracenie posady. Toteż nawet don Corleone, najskromniejszy z ludzi, nie mógł się oprzeć uczuciu dumy. Opiekował się swoim światem, swoimi ludźmi. Nie zawiódł tych, którzy byli od niego zależni i pracowali dlań w pocie czoła, ryzykowali swoją wolność i życie w jego służbie. A kiedy przez jakiś niepomyślny przypadek któryś z jego pracowników został aresztowany i osadzony w więzieniu, rodzina tego nieszczęśnika otrzymywała pieniądze na życie, i to nie jakiś marny, żebraczy, skąpy datek, lecz taką samą sumę, jaką ów człowiek zarabiał na wolności.

Nie było to oczywiście czystym chrześcijańskim miłosierdziem. Nawet najlepsi przyjaciele nie nazwaliby dona Corleone świętym. W owej szczodrobliwości był także własny interes. Pracownik osadzony w więzieniu wiedział, że musi tylko trzymać język za zębami, a jego żona i dzieci będą otoczone opieką. Wiedział, że jeśli nie będzie sypał na policji, spotka się z ciepłym przyjęciem po wyjściu na wolność. Będzie na niego czekała uczta w domu, najlepsze potrawy, ravioli domowej roboty, wino, ciasta oraz wszyscy przyjaciele i krewni, zebrani, by się radować jego wolnością. A w nocy wpadnie consigliori Genco Abbandando, a może nawet sam don, by złożyć uszanowanie takiemu dzielnemu człowiekowi, wypić kieliszek wina za jego zdrowie i pozostawić ładny podarek pieniężny, ażeby mógł rozkoszować się wraz z rodziną wolnym tygodniem czy dwoma przed powrotem do codziennej pracy. Takie było bezmierne współczucie i zrozumienie dona Corleone.

W tym czasie don doszedł do przekonania, że kieruje swoim światem o wiele lepiej niż jego wrogowie owym szerszym światem, który ustawicznie zagradzał mu drogę. A to poczucie podsycali biedni ludzie z dzielnicy, którzy stale przychodzili do niego po pomoc: ażeby dostać się na listę opieki społecznej, uzyskać pracę dla młodego chłopaka albo wyciągnąć go z więzienia, pożyczyć drobną sumę pieniędzy, która była rozpaczliwie potrzebna, prosić o interwencję u kamieniczników, którzy wbrew wszelkiemu rozsądkowi domagali się czynszu od bezrobotnych lokatorów.

Don Vito Corleone pomagał im wszystkim. Nie dość na tym – pomagał z dobrą wolą, z pokrzepiającymi słowami, ażeby odjąć gorzki smak udzielanej im dobroczynności. Było więc naturalne, że kiedy Włosi czuli się zagubieni i niezdecydowani, na kogo głosować, by ich reprezentował w stanowych władzach ustawodawczych, w urzędach miejskich, w Kongresie, prosili o radę swojego przyjaciela, dona Corleone, ich Ojca Chrzestnego. I tak stał się polityczną siłą, z którą konsultowali się praktycznie myślący przywódcy partyjni. Wspierał tę siłę dalekowzroczną, godną męża stanu inteligencją – pomagając przejść przez college wybitnie zdolnym chłopcom z ubogich włoskich rodzin, chłopcom, którzy mieli później zostać adwokatami, wiceprokuratorami okręgowymi, nawet sędziami. Planował przyszłość swojego imperium z całą umiejętnością przewidywania wielkiego przywódcy narodu.

Zniesienie prohibicji zadało temu imperium porażający cios, ale i tym razem don przedsięwziął zawczasu środki ostrożności. W 1933 roku wysłał emisariuszy do człowieka, który kontrolował wszystkie gry hazardowe na Manhattanie, gry w kości w porcie, lichwiarstwo, które było od nich tak nieodłączne jak hot dogi od meczów baseballowych, bukmacherkę w sportach i na wyścigach konnych, nielegalne domy gry, gdzie grano w pokera, pokątne gry liczbowe i loterie w Harlemie. Człowiek ten nazywał się Salvatore Maranzano i był jednym z uznanych pezzonovante’ów kaliber.90, czyli grubych ryb nowojorskiego podziemia. Emisariusze dona Corleone zaproponowali Maranzanowi spółkę na równych prawach, korzystną dla obu stron. Vito Corleone ze swoją organizacją, swoimi stosunkami w policji i sferach politycznych, mógł zapewnić operacjom Maranzana potężną ochronę i nową siłę dla rozszerzenia ich na Brooklyn i Bronx. Jednakże Maranzano był człowiekiem krótkowzrocznym i odrzucił ze wzgardą propozycję Corleone’a. Wielki Al Capone był przyjacielem Maranzana, który miał własną organizację, własnych ludzi plus ogromny fundusz wojenny. Nie mógł ścierpieć tego parweniusza, który miał reputację raczej parlamentarnego dyskutanta niż prawdziwego mafioso. Odmowa Maranzana wywołała wielką wojnę w roku 1933, która miała odmienić całą strukturę podziemia w Nowym Jorku.

Na pierwszy rzut oka wydawało się, że siły są nierówne. Salvatore Maranzano miał potężną organizację z twardymi bojowcami. Był w przyjaźni z Caponem z Chicago i mógł stamtąd wezwać pomoc. Utrzymywał dobre stosunki z Rodziną Tattagliów, której podlegała w mieście prostytucja i skromny naówczas handel narkotykami. Miał także polityczne kontakty z potężnymi przywódcami przemysłowymi, którzy posługiwali się jego ludźmi dla terroryzowania żydowskich związkowców w zakładach odzieżowych i włoskich syndykatów anarchistycznych w przemyśle budowlanym.

58
{"b":"101345","o":1}