Литмир - Электронная Библиотека

– Czy mogę zaprosić cię na kolację któregoś wieczora?

Rozegrała to szczerze i uczciwie do końca.

– Wiem, że nie masz ochoty marnować czasu, a potem się zawieść. Dziękuję za cudowny wieczór. Kiedyś opowiem moim dzieciom, że jadłam kolację sam na sam z wielkim Johnnym Fontane w jego mieszkaniu.

Uśmiechnął się do niej.

– I że nie uległaś – dodał. Roześmiali się oboje.

– Nigdy w to nie uwierzą – odrzekła.

Na to Johnny, też trochę sztucznie, powiedział:

– Dam ci to na piśmie, chcesz? – Potrząsnęła głową. On mówił dalej: – Jakby ktoś wątpił, zadzwoń do mnie, to zaświadczę. Opowiem, jak cię goniłem po całym mieszkaniu, a jednak zachowałaś swą cześć. Okay?

W końcu postąpił trochę za okrutnie, i zaskoczył go wyraz rozżalenia na jej młodej twarzy. Zrozumiała, iż mówił jej w ten sposób, że nie próbował zbyt usilnie. Odebrał jej słodycz zwycięstwa. Teraz będzie myślała, że to brak uroku czy powabu uczynił ją tego wieczora zwyciężczynią. A ponieważ była taka, a nie inna, musiałaby, opowiadając, jak się oparła wielkiemu Johnny’emu Fontane, dodawać zawsze z kwaśnym uśmieszkiem: „Oczywiście nie próbował zbyt usilnie”. Więc ulitowawszy się nad nią, dorzucił:

– Jeżeli kiedykolwiek poczujesz się naprawdę przybita, zadzwoń do mnie, dobrze? Nie muszę sypiać z każdą dziewczyną, którą znam.

– Dobrze – odpowiedziała i wyszła.

Miał teraz przed sobą długi wieczór. Mógł skorzystać z tego, co Jack Woltz nazywał „fabryką ciała” – ze stajni chętnych starletek – ale pragnął jakiegoś ludzkiego towarzystwa. Chciał porozmawiać jak człowiek. Pomyślał o swojej pierwszej żonie, Virginii. Teraz, kiedy skończyła się praca nad filmem, miałby więcej czasu dla dzieciaków. Chciał znowu się stać częścią ich życia. I martwił się też o Virginię. Nie miała odpowiedniego przygotowania, aby poradzić sobie z hollywoodzkimi cwaniakami, którzy mogli się do niej dobierać, ażeby się potem przechwalać, że posuwali pierwszą żonę Johnny’ego Fontane. O ile mu było wiadomo, nikt jeszcze nie mógł tego powiedzieć. Każdy mógł powiedzieć to o mojej drugiej żonie – pomyślał kwaśno. Podniósł słuchawkę telefonu.

Od razu poznał jej głos i nie było w tym nic dziwnego. Usłyszał go po raz pierwszy, kiedy miał dziesięć lat i oboje chodzili do czwartej b.

– Cześć, Ginny. Nie jesteś zajęta dziś wieczorem? Mógłbym wpaść na chwilę?

– Proszę bardzo – odrzekła. – Ale dzieci już śpią. Nie chcę ich budzić.

– Nie szkodzi. Chciałem pomówić z tobą.

Jej głos zawahał się lekko, potem go starannie opanowała, żeby nie ujawnić niepokoju, i zapytała:

– Czy to coś poważnego, coś istotnego?

– Nie – odrzekł Johnny. – Skończyłem dzisiaj film i pomyślałem sobie, że może mógłbym się z tobą po prostu zobaczyć i pogadać. Może też mógłbym rzucić okiem na dzieci, jeżeli jesteś pewna, że się nie pobudzą.

– Dobrze – zgodziła się. – Cieszę się, że dostałeś tę rolę, którą chciałeś.

– Dziękuję. Będę u ciebie za jakieś pół godziny.

Kiedy Johnny Fontane dojechał do miejsca, gdzie niegdyś mieszkał w Beverly Hills, posiedział jeszcze chwilę w samochodzie, przypatrując się domowi. Przypomniał sobie, co mówił jego ojciec chrzestny – może zrobić ze swego życia to, co zechce. Wielka szansa, jeżeli ktoś wie, czego chce. Ale czego on chciał?

Jego pierwsza żona czekała nań u drzwi. Była ładną, drobną brunetką, miłą włoską dziewczyną, taką swojską dziewczyną, która nigdy nie rozrabiałaby z innym mężczyzną, i to było dla niego ważne. Zadał sobie pytanie, czy nadal jej pragnie, i odpowiedź brzmiała: nie. Po pierwsze nie mógł już iść z nią do łóżka, ich przywiązanie zanadto się zestarzało. A były też pewne rzeczy niemające nic wspólnego z seksem, których nie mogła mu nigdy wybaczyć. Ale nie byli już wrogami.

Zrobiła mu kawę i podała domowe ciastka w saloniku.

– Wyciągnij się na kanapie – zaprosiła go. – Wyglądasz na zmęczonego.

Zdjął marynarkę i buty i rozluźnił krawat, a ona usiadła na krześle naprzeciw niego, z poważnym, lekkim uśmiechem na twarzy.

– Zabawne – powiedziała.

– Co jest zabawne? – zapytał, popijając kawę i rozlewając sobie trochę na koszulę.

– Wielki Johnny Fontane na lodzie, bez dziewczyny.

– Wielki Johnny Fontane ma szczęście, jeżeli mu się jeszcze podniesie – odparł.

Taka bezpośredniość była u niego niezwykła. Ginny zapytała:

– Czy coś naprawdę się stało?

Johnny wyszczerzył do niej zęby.

– Miałem randkę z dziewczyną w moim mieszkaniu i odpędziła mnie. I wiesz, przyjąłem to z ulgą.

Ku swemu zaskoczeniu zauważył, że po twarzy Ginny przemknął gniew.

– Nie przejmuj się tymi kociakami – powiedziała. – Widocznie uważała, że to jest najlepszy sposób, żebyś się nią zainteresował.

I Johnny uświadomił sobie z rozbawieniem, że Ginny jest wręcz zła na dziewczynę, która go odtrąciła.

– A tam, do diabła! – zawołał. – Mam dosyć tych rzeczy. Kiedyś muszę dorosnąć. Teraz, gdy nie mogę już śpiewać, będzie mi pewnie ciężko szło z babkami. Wiesz, że nigdy nie działałem swoją urodą.

– Zawsze byłeś przystojniejszy w naturze niż na zdjęciach – zapewniła lojalnie.

Johnny potrząsnął głową.

– Zaczynam tyć i łysieję. Do diabła, jeżeli ten film nie wyniesie mnie znowu w górę, chyba będę musiał nauczyć się wypiekać pizze. Albo może ciebie wsadzimy do filmu, wyglądasz wspaniale.

Wyglądała na trzydzieści pięć lat. Powabne trzydzieści pięć, ale trzydzieści pięć. A tutaj, w Hollywood, równało się to setce. Młode, piękne dziewczyny mrowiły się po mieście jak lemingi, ostając się rok, czasem dwa. Niektóre były tak śliczne, że na ich widok serce mężczyzny nieomal zamierało, dopóki nie otworzyły ust, dopóki zachłanna nadzieja na sukces nie zaćmiła piękności ich oczu. Zwykłe kobiety nigdy nie mogły współzawodniczyć z nimi na płaszczyźnie fizycznej. I można było mówić, ile kto chciał, na temat czaru, inteligencji, szyku czy postawy – sama uroda tych dziewczyn przeważała nad wszystkim innym. Może gdyby nie było ich tak wiele, zwykła, przystojna kobieta miałaby jakąś szansę. A ponieważ Johnny Fontane mógł mieć je wszystkie czy prawie wszystkie, Ginny wiedziała, że mówi to jedynie, by jej pochlebić. Zawsze był miły pod tym względem. Zawsze był uprzejmy dla kobiet, nawet u szczytu swej sławy, prawił im komplementy, podawał ognia, otwierał drzwi. Ponieważ zaś to wszystko zazwyczaj robiono dla niego, wywierał tym większe wrażenie na dziewczynach, z którymi się zadawał. A postępował tak ze wszystkimi dziewczynami, nawet z tymi na jedną noc, o nie znanych mu nazwiskach.

Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.

– Już mnie przedtem bujałeś, Johnny, pamiętasz? Przez dwanaście lat. Nie musisz mi wygłaszać tych swoich tekstów.

Westchnął i wyciągnął się na kanapie.

– Bez żartów, Ginny, wyglądasz świetnie. Chciałbym tak świetnie wyglądać.

Nie odpowiedziała mu. Widziała, że jest zdeprymowany.

– Myślisz, że ten film jest okay? Wyjdzie ci na dobre? – spytała.

Johnny kiwnął głową.

– Tak. Może mnie wywindować na powrót. Jeżeli dostanę Oscara i rozegram to dobrze, mogę znów wyjechać w górę nawet bez śpiewania. A wtedy może będę mógł dawać więcej forsy tobie i dzieciom.

– Mamy więcej niż dosyć – zapewniła Ginny.

– Chcę także częściej widywać dzieciaki – rzekł Johnny. – Chcę się trochę ustatkować. Nie mógłbym przychodzić tu na kolację w piątki wieczorem? Przysięgam, że nie opuszczę ani jednego piątku, choćbym był nie wiem jak daleko, czy jak zajęty. A poza tym, kiedy tylko bym mógł, spędzałbym razem weekendy albo może dzieci mogłyby spędzać ze mną część wakacji.

Ginny postawiła mu na piersiach popielniczkę.

– Ja nie mam nic przeciwko temu. Nie wyszłam za mąż, bo chciałam, żebyś pozostał dla nich ojcem.

Powiedziała to bez żadnego wzruszenia, ale Johnny Fontane, wpatrując się w sufit, wiedział, że chciała mu w ten sposób dać zadośćuczynienie za tamte inne rzeczy, okrutne rzeczy, które mu niegdyś mówiła, kiedy ich małżeństwo się rozpadło, a jego kariera zaczęła się załamywać.

43
{"b":"101345","o":1}