Литмир - Электронная Библиотека

Był do głębi wstrząśnięty. Jakiż to człowiek był w stanie zabić zwierzę warte sześćset tysięcy dolarów? Bez słowa ostrzeżenia. Bez żadnych układów mogących doprowadzić do odwołania nakazanego czynu. Brak litości, absolutne lekceważenie wszelkich wartości wskazywały na człowieka, który uważał siebie za jedyne prawo, wręcz za boga. I na człowieka, co taką wolę wspierał siłą i przebiegłością, które nie liczyły się z ochroną stajni. Woltz bowiem dowiedział się tymczasem, że konia najwyraźniej obezwładniono mocnymi narkotykami, zanim ktoś bez pośpiechu odrąbał mu siekierą ogromną, trójkątną głowę. Ludzie z nocnej zmiany twierdzili, że nic nie słyszeli. Woltzowi wydawało się to nieprawdopodobieństwem. Można było ich zmusić do gadania. Zostali przekupieni i można było ich zmusić, by powiedzieli, kto ich przekupił.

Woltz nie był człowiekiem głupim, tylko po prostu bezmiernym egocentrykiem. Mylnie sądził, że władza, którą sprawował w swoim świecie, jest potężniejsza od władzy dona Corleone. Po prostu potrzeba mu było jakiegoś dowodu, że to nieprawda. Zrozumiał, co to znaczyło. Że mimo całego bogactwa, mimo kontaktów z prezydentem Stanów Zjednoczonych, mimo zapewnień o przyjaźni z dyrektorem FBI, skromny importer włoskiej oliwy może kazać go zabić! Ponieważ nie chciał dać Johnny’emu Fontane w filmie roli, której ten pragnął. To było nie do wiary. Ludzie nie mają prawa tak postępować. Świat nie może w ogóle istnieć, jeżeli tak postępują. To było obłędne. Znaczyło, że nie można robić, co się chce z własnymi pieniędzmi, z własnymi przedsiębiorstwami, z władzą wydawania rozkazów. Było to dziesięć razy gorsze od komunizmu. Należało to zmiażdżyć. Nie wolno do tego dopuścić.

Woltz pozwolił doktorowi zastosować bardzo łagodny środek uspokajający. To mu pomogło przyjść do siebie i myśleć sensownie. Najbardziej wstrząsnęła nim nonszalancja, z jaką ten Corleone nakazał zniszczenie konia światowej sławy, wartego sześćset tysięcy dolarów. Sześćset tysięcy dolarów! A to był dopiero początek. Woltz wzdrygnął się. Pomyślał o życiu, które sobie zbudował. Był bogaty. Mógł mieć najpiękniejsze kobiety świata na kiwnięcie palca i za obietnicę kontraktu. Był przyjmowany przez królów i królowe. Prowadził najwspanialsze życie, jakie mogły zapewnić pieniądze i władza. Szaleństwem było ryzykować to wszystko dla kaprysu. Może zdoła dobrać się do Corleone’a. Jaka jest ustawowa kara za zabicie konia wyścigowego? Roześmiał się dziko, a doktor i służący popatrzyli na niego z nerwowym niepokojem. Nasunęła mu się inna myśl. Będzie pośmiewiskiem Kalifornii po prostu dlatego, że ktoś wzgardliwie zlekceważył jego potęgę w taki zuchwały sposób. To przesądziło sprawę. To oraz myśl, że może, może go nie zabiją. Że mają w rezerwie coś znacznie przemyślniejszego i bardziej bolesnego.

Woltz wydał niezbędne zarządzenia. Jego osobisty zaufany sztab przystąpił do akcji. Służący i doktor poprzysięgli tajemnicę pod groźbą narażenia się na dozgonną wrogość wytwórni i Woltza. Prasie podano do wiadomości, że koń Chartum zdechł na chorobę, której nabawił się w drodze z Anglii. Rozkazano pogrzebać jego szczątki w nieujawnionym miejscu na terenie posiadłości.

W sześć godzin później Johnny Fontane otrzymał telefon od kierownika produkcji filmu, że ma się zgłosić do pracy w następny poniedziałek.

Tegoż wieczora Hagen udał się do domu dona, aby go przygotować do ważnego spotkania nazajutrz z Virgilem Sollozzo. Don wezwał do siebie najstarszego syna; Sonny Corleone, ze swą pyzatą twarzą Kupidyna ściągniętą zmęczeniem, popijał teraz wodę ze szklanki. Musi nadal rżnąć tę druhnę – pomyślał Hagen. – Jeszcze jedno zmartwienie.

Don Corleone usadowił się w fotelu, pykając z cygara di nobili. Hagen miał pudełko tych cygar w swoim pokoju. Usiłował namówić dona, żeby przeszedł na hawańskie, ale don twierdził, że drapią go w gardle.

– Czy wiemy wszystko, co trzeba nam wiedzieć? – zapytał don.

Hagen otworzył teczkę, w której miał swoje notatki. Nie były one obciążające pod żadnym względem – po prostu tajne zapiski dające mu pewność, że poruszy każdy ważny szczegół.

– Sollozzo zwraca się do nas o pomoc. Poprosi Rodzinę, żeby wyłożyła co najmniej milion dolarów i przyobiecała jakąś ochronę przed prawem. Za to dostajemy udział w przedsięwzięciu, nikt nie wie ile. Za Sollozza poręczy Rodzina Tattagliów, która też może mieć jakiś udział. Przedsięwzięciem tym są narkotyki. Sollozzo ma kontakty w Turcji, gdzie uprawiają mak. Stamtąd przesyła się go na Sycylię. Żadnych kłopotów. Na Sycylii ma przetwórnię do przerobu na heroinę. Ma też niezawodne metody wyrabiania morfiny, a w razie potrzeby znowu heroiny. Wydaje się, że ta przetwórnia na Sycylii jest pod każdym względem zabezpieczona. Jedyny haczyk to wwóz towaru do naszego kraju, a potem dystrybucja. Także kapitał zakładowy. Milion dolarów w gotówce piechotą nie chodzi.

Hagen zauważył grymas dona Corleone. Starszy pan nie znosił zbędnych ozdobników w sprawach dotyczących interesów. Hagen pospiesznie mówił dalej:

– Sollozza nazywają Turkiem. Dwa powody. Spędził wiele czasu w Turcji i jakoby ma turecką żonę i dzieci. Po drugie. Podobno jest bardzo chybki do noża albo też był za młodu. Jednakże tylko w interesach i z jakiejś uzasadnionej przyczyny. Człowiek bardzo kompetentny i samodzielny. Jest notowany, dwa razy siedział w więzieniu, raz we Włoszech i raz w Stanach Zjednoczonych, i jest znany władzom jako handlarz narkotyków. To mogłoby być dla nas plusem. Znaczy, że nigdy nie zostałby zwolniony od odpowiedzialności w zamian za zeznania, ponieważ jest uważany za prowodyra, i oczywiście z uwagi na jego przeszłość. Poza tym ma żonę Amerykankę i troje dzieci, i jest dobrym ojcem rodziny. Pójdzie na każdą odsiadkę, jeżeli będzie wiedział, że rodzina zostanie dobrze zaopatrzona w pieniądze na życie.

Don pyknął z cygara i zapytał:

– Santino, co o tym myślisz?

Hagen wiedział, co powie Sonny. Sonny’ego jątrzyło to, że jest pod władzą dona. Marzył o jakiejś dużej samodzielnej operacji. Coś takiego byłoby idealne.

Sonny pociągnął duży łyk whisky.

– W tym białym proszku jest kupa pieniędzy – stwierdził. – Ale to mogłoby być niebezpieczne. Niektórzy ludzie mogliby wylądować w więzieniu na dwadzieścia lat. Powiedziałbym, że gdybyśmy się trzymali z daleka od samych operacji i zajęli się tylko ochroną i finansowaniem, mógłby to być dobry pomysł.

Hagen popatrzał na Sonny’ego z aprobatą. Dobrze zagrał swą kartą. Trzymał się rzeczy oczywistych, co było dla niego najlepszą linią postępowania.

Don pyknął z cygara.

– A ty, Tom, jak uważasz?

Hagen skupił się, żeby być absolutnie uczciwym. Doszedł już do wniosku, że don odrzuci propozycję Sollozza. Ale co gorsza, Hagen był przeświadczony, że tym razem, choć zdarzyło się to zaledwie parokrotnie za jego pamięci, don nie przemyślał sprawy. Nie spoglądał dostatecznie daleko w przyszłość.

– Mów, Tom – rzekł don zachęcająco. – Nawet sycylijski consigliori nie zawsze zgadza się z szefem. – Wszyscy się roześmieli.

– Uważam, że powinien pan powiedzieć: tak – odparł Hagen. – Zna pan wszystkie oczywiste przyczyny. W narkotykach jest więcej potencjalnych pieniędzy niż w jakimkolwiek innym interesie, jeżeli się do tego nie weźmiemy, zrobi to ktoś inny, być może Rodzina Tattagliów. Przy swoich dochodach mogą gromadzić coraz więcej i więcej wpływów politycznych i policyjnych. Ich Rodzina stanie się silniejsza od naszej. W końcu dorwą się do nas, żeby odebrać nam to, co mamy. To jest tak jak z państwami. Jeżeli inne się zbroją, trzeba się zbroić. Jeżeli stają się silniejsze gospodarczo, zaczynają być dla nas zagrożeniem. Obecnie mamy gry hazardowe i związki, a to jest w tej chwili najlepsze. Ale myślę, że narkotyki mają przyszłość. Uważam, że musimy się w to włączyć, bo inaczej narazimy wszystko, co posiadamy. Nie teraz, ale za jakieś dziesięć lat.

Don zdawał się być ogromnie tym przejęty. Pyknął z cygara i mruknął:

18
{"b":"101345","o":1}