Литмир - Электронная Библиотека

U zbiegu Pięćdziesiątej Piątej Ulicy i Piątej Alei wóz podjechał do krawężnika i Neri wysiadł. Ruszył przed siebie. Dziwnie się czuł, będąc znowu w mundurze, patrolując ulice tak, jak to robił tyle razy. Ludzi były tłumy. Szedł w stronę centrum, aż znalazł się przed Rockefeller Center, naprzeciwko katedry Św. Patryka. Po swojej stronie Piątej Alei spostrzegł limuzynę, której wypatrywał. Stała samotnie między całym szeregiem czerwonych znaków zakazujących parkowania i postoju. Neri zwolnił kroku. Było jeszcze za wcześnie. Przystanął, żeby napisać coś w swojej książeczce mandatowej, po czym ruszył dalej. Znalazł się obok limuzyny. Postukał w błotnik pałką. Kierowca podniósł wzrok ze zdziwieniem. Neri wskazał pałką znak zabraniający postoju i skinął na kierowcę, żeby odjechał. Kierowca odwrócił głowę.

Neri zszedł na jezdnię i stanął przy otwartym oknie kierowcy. Był to groźnie wyglądający zbir, akurat taki, jakich uwielbiał łamać. Neri powiedział rozmyślnie obraźliwie:

– Okay, panie mądry, chcesz, żebym ci wetknął mandat w dupę, czy też stąd spłyniesz?

Kierowca odrzekł obojętnie:

– Lepiej pan sprawdź w swoim komisariacie. Daj mi pan mandat, jeżeli to panu sprawi przyjemność.

– Zjeżdżaj stąd, do cholery – zagroził Neri – albo cię wywlokę z tego wozu i stłukę ci tyłek.

Kierowca wydobył jak za zaklęciem banknot dziesięciodolarowy, złożył go jedną ręką w mały kwadracik i spróbował wetknąć Neriemu za kurtkę. Neri wrócił na chodnik i kiwnął na kierowcę. Kierowca wysiadł z samochodu.

– Pokaż mi pan prawo jazdy i dowód rejestracyjny – powiedział Neri. Miał nadzieję, że zmusi kierowcę do odjechania za róg, ale teraz nie było już na to szans. Kątem oka dojrzał trzech niskich, przysadzistych mężczyzn schodzących po schodach budynku Plazy w stronę ulicy. Był to sam Barzini z dwoma gorylami, udający się na spotkanie z Michaelem Corleone. W chwili gdy Neri ich zobaczył, jeden z goryli odłączył się i podszedł pierwszy, by sprawdzić, co jest nie w porządku z samochodem Barziniego. Zapytał kierowcę:

– Co się dzieje?

Kierowca odrzekł krótko:

– Dostaję mandat, nie ma zmartwienia. Ten gość musi być nowy w komisariacie.

W tej chwili podszedł Barzini z drugim gorylem.

– Co znowu jest nie w porządku, do cholery?

Neri skończył wypisywać mandat i zwrócił kierowcy prawo jazdy i dowód rejestracyjny. Potem włożył bloczek do tylnej kieszeni spodni i tym samym ruchem ręki wydobył swój special.38.

Wsadził trzy kule w masywną pierś Barziniego, zanim pozostali trzej ochłonęli na tyle, by rzucić się za jakąś osłonę. Tymczasem Neri pognał w tłum i za róg, gdzie czekał na niego samochód. Wóz popędził do Dziewiątej Alei i skręcił ku centrum. Koło Chelsea Park Neri, który zdjął czapkę, włożył płaszcz i zmienił ubranie, przesiadł się do innego, czekającego nań samochodu. Rewolwer i mundur policyjny zostawił w tamtym wozie. Miano się ich pozbyć. W godzinę później siedział bezpiecznie w ośrodku w Long Beach i rozmawiał z Michaelem Corleone.

Tessio siedział w kuchni dawnego domu dona i popijał kawę, kiedy przyszedł po niego Tom Hagen.

– Mike jest gotów. Może zadzwoń do Barziniego i przekaż mu, żeby już wyjeżdżał.

Tessio wstał i podszedł do wiszącego na ścianie telefonu. Wykręcił numer biura Barziniego w Nowym Jorku i powiedział krótko:

– Wyjeżdżamy do Brooklynu. – Odwiesił słuchawkę i uśmiechnął się do Hagena. – Mam nadzieję, że Michael zawrze dzisiaj dla nas jakiś dobry układ.

– Jestem pewien, że tak – odrzekł poważnie Hagen. Odprowadził Tessia z kuchni na placyk. Ruszyli ku domowi Michaela. Przy drzwiach zatrzymał ich jeden z członków obstawy.

– Szef mówi, że pojedzie osobnym wozem. I że macie jechać pierwsi.

Tessio zmarszczył brwi i obrócił się do Hagena.

– Psiakrew, przecież nie może tego robić. To spieprzy wszystkie moje przygotowania.

W tym momencie zjawili się koło nich trzej inni goryle. Hagen przemówił łagodnie:

– Ja też nie mogę z tobą jechać, Tessio.

Caporegime o twarzy łasicy zrozumiał w jednej sekundzie wszystko. I przyjął to. Miał chwilę fizycznej słabości, ale się opanował. Rzekł do Hagena:

– Powiedz Mike’owi, że to był tylko biznes, że jego samego zawsze lubiłem.

Hagen kiwnął głową.

– On to rozumie.

Tessio milczał przez chwilę, po czym zapytał cicho:

– Tom, nie możesz mnie zdjąć z haka? Przez wzgląd na dawne czasy?

Hagen potrząsnął głową.

– Nie mogę.

Patrzał, jak Tessia otoczyli goryle i poprowadzili go do czekającego samochodu. Zrobiło mu się trochę niedobrze. Tessio był niegdyś najlepszym żołnierzem Rodziny Corleone; stary don polegał na nim bardziej niż na kimkolwiek innym, z wyjątkiem Luki Brasi. Wielka szkoda, że człowiek tak inteligentny popełnił taki fatalny błąd w ocenie tak późno w życiu.

Carlo Rizzi, wciąż czekając na rozmowę z Michaelem, zaczął się denerwować wszystkimi tymi przyjazdami i odjazdami. Najwyraźniej działo się coś niezwykłego i wyglądało na to, że będzie pominięty. Zniecierpliwiony, zadzwonił do Michaela. Telefon odebrał ktoś z obstawy domu, poszedł po Michaela i wrócił z wiadomością, że Michael kazał Carlowi siedzieć spokojnie i że niedługo da mu znać.

Carlo zadzwonił ponownie do swojej kochanki i powiedział jej, że na pewno będzie mógł zabrać ją na późną kolację i spędzić z nią noc. Michael powiedział, że go niedługo wezwie, a to, co planował, nie mogło zająć więcej niż godzinę lub dwie. Potem jazda do Westbury zabrałaby jakieś czterdzieści minut. To było do zrobienia. Obiecał, że to zrobi, i udobruchał ją przymilnymi słówkami. Rozłączywszy się, postanowił od razu ubrać się odpowiednio, aby później nie tracić czasu. Właśnie naciągnął świeżą koszulę, kiedy zapukano do drzwi. Szybko wyrozumował sobie, że Mike próbował do niego zadzwonić, ale telefon był zajęty, więc po prostu kogoś przysłał. Podszedł do drzwi i otworzył je. Poczuł, że całe ciało drętwieje mu od okropnego, porażającego strachu. W progu stał Michael Corleone z twarzą tej śmierci, którą Carlo Rizzi często widywał w snach.

Za Michaelem Corleone stali Hagen i Rocco Lampone. Miny mieli poważne, jak ludzie, którzy przybyli z najwyższą niechęcią, aby przekazać przyjacielowi złą wiadomość. Wszyscy trzej weszli do domu i Carlo Rizzi zaprowadził ich do salonu. Przyszedłszy do siebie po pierwszym szoku, pomyślał, że miał atak nerwowy. Słowa Michaela sprawiły, iż zrobiło mu się naprawdę słabo, chwyciły go mdłości.

– Musisz odpowiedzieć za Santina – rzekł Michael.

Carlo milczał, udał, że nie rozumie. Hagen i Lampone rozeszli się pod przeciwległe ściany pokoju. Carlo i Michael stali naprzeciw siebie.

– Nadałeś Santina ludziom Barziniego – przypomniał Michael bezbarwnym głosem. – Ta mała farsa, którą odegrałeś z moją siostrą. Czy Barzini cię łudził, że to zwiedzie Corleone’a?

Carlo Rizzi przemówił w straszliwym lęku, bez godności, bez żadnej dumy:

– Przysięgam, że jestem niewinny. Przysięgam na głowy moich dzieci, że jestem niewinny. Mike, nie rób mi tego, proszę cię, nie rób mi tego.

Michael wyjaśnił spokojnie:

– Barzini nie żyje. Phillip Tattaglia tak samo. Chcę dzisiaj wyrównać wszystkie rachunki rodzinne. Więc nie mów mi, że jesteś niewinny. Byłoby lepiej dla ciebie, gdybyś przyznał się, co zrobiłeś.

Hagen i Lampone popatrzyli na Michaela ze zdumieniem. Pomyśleli, że nie jest jeszcze człowiekiem na miarę swojego ojca. Po co namawiać tego zdrajcę, żeby się przyznał do winy? Ta wina była już tak udowodniona, jak tylko podobną rzecz można udowodnić. Odpowiedź była oczywista. Widocznie Michael wciąż jeszcze nie był pewien swojej racji, wciąż się obawiał, że będzie niesprawiedliwy, wciąż nękała go ta odrobina niepewności, którą tylko wyznanie Carla Rizzi mogło rozproszyć.

Nadal nie było odpowiedzi. Michael rzekł prawie łagodnie:

– Nie bądź taki wystraszony. Myślisz, że zrobiłbym wdowę z mojej siostry? Myślisz, że moich siostrzeńców pozbawiłbym ojca? Bądź co bądź, jestem ojcem chrzestnym jednego z twoich chłopców. Nie, twoją karą będzie to, że nie dostaniesz pozwolenia na jakąkolwiek pracę dla Rodziny. Wsadzam cię do samolotu, którym polecisz do Vegas, do swojej żony i dzieci, a potem masz tam pozostać. Będę przysyłał Connie uposażenie. To wszystko. Ale nie mów dalej, że jesteś niewinny, nie obrażaj mojej inteligencji i nie złość mnie. Kto się do ciebie zwrócił: Tattaglia czy Barzini?

117
{"b":"101345","o":1}