Литмир - Электронная Библиотека

Wszyscy się roześmieli. Ale pomimo tego żartu zrozumieli, o co idzie. Tom Hagen był wyłączony; nie miał już żadnej władzy. Wszyscy zerknęli nań, by sprawdzić jego reakcję, ale twarz Hagena była nieprzenikniona.

Clemenza odezwał się, posapując jak to tłuścioch:

– To znaczy, że za rok będziemy samodzielni, tak?

– Może wcześniej – odrzekł uprzejmie Michael. – Oczywiście zawsze możecie pozostać w Rodzinie, to zależy od was. Ale nasze wpływy będą wkrótce znacznie silniejsze na zachodzie, więc może będzie dla was lepiej zorganizować się na własną rękę.

– W takim razie uważam, że powinniście dać nam pozwolenie zwerbowania nowych ludzi do naszych regime’ów – powiedział Tessio spokojnie. – Ci dranie, Barziniowie, ciągle wdzierają się na mój teren. Myślę, że może byłoby mądrze dać im małą lekcję dobrych obyczajów.

Michael potrząsnął głową.

– Nie. To na nic. Siedź spokojnie. Wszystko będzie przedyskutowane i uregulowane, zanim się wyniesiemy.

Tessia nie było tak łatwo zadowolić. Zwrócił się wprost do dona ryzykując, że się narazi Michaelowi:

– Wybacz mi, Ojcze Chrzestny, niech mnie usprawiedliwią lata naszej przyjaźni. Myślę, że obaj z synem mylicie się zupełnie co do tych interesów w Nevadzie. Jakże możecie mieć nadzieję, że wam się tam powiedzie, jeżeli nie oprzecie się na waszej tutejszej sile? Jedno pociąga za sobą drugie. A kiedy się stąd wyniesiecie, Barziniowie i Tattagliowie będą dla nas za mocni. Ja i Pete będziemy mieli kłopoty, prędzej czy później dostaniemy się pod ich władanie. A Barzini to człowiek nie w moim guście. Powiadam, że Rodzina Corleone musi zrobić to posunięcie z pozycji siły, nie słabości. Powinniśmy rozbudować nasze regime’y i odzyskać utracone tereny, przynajmniej na Staten Island.

Don potrząsnął głową.

– Pamiętaj, że zawarłem pokój, nie mogę złamać mojego słowa.

Tessio nie dał się uciszyć.

– Wszyscy wiedzą, że od tej pory Barzini cię prowokował. A poza tym Michael jest nową głową Rodziny Corleone, więc co go może powstrzymać od podjęcia takiej akcji, jaką uzna za stosowną? Twoje słowo właściwie go nie obowiązuje.

Michael wtrącił się ostro. Zwrócił się do Tessia, teraz już w całej pełni jak przywódca:

– Prowadzi się negocjacje w sprawach, które będą odpowiedzią na twoje pytania i rozwiążą twoje wątpliwości. Jeżeli moje słowo ci nie wystarcza, zapytaj swojego dona.

Tessio zrozumiał wreszcie, że posunął się za daleko. Gdyby ośmielił się zapytać dona, uczyniłby z Michaela swojego wroga. Wzruszył więc ramionami i rzekł:

– Mówiłem dla dobra Rodziny, nie dla siebie. Ja potrafię dać sobie radę.

Michael uśmiechnął się do niego przyjaźnie.

– Tessio, nigdy w ciebie nie wątpiłem. Nigdy. Ale zaufaj mi. Oczywiście nie dorównuję tobie i Pete’owi w tych rzeczach, ale bądź co bądź mam ojca, który mną pokieruje. Nie będę taki nieudolny, wszyscy wyjdziemy na tym dobrze.

Zebranie było skończone. Wielką nowinę stanowiło to, że Clemenza i Tessio otrzymają zgodę na utworzenie własnych Rodzin ze swoich regime’ów. Tessio miałby gry hazardowe i doki w Brooklynie, Clemenza hazard na Manhattanie i kontakty z torami wyścigowymi na Long Island.

Obaj caporegime’owie wyszli nie całkiem zadowoleni, wciąż jeszcze trochę niespokojni. Carlo Rizzi pozostał w nadziei, że przyszedł czas, kiedy będzie nareszcie traktowany jak członek rodziny, ale zaraz przekonał się, że Michael wcale nie jest do tego skłonny. Pozostawił więc dona, Toma Hagena i Michaela w narożnej bibliotece. Albert Neri wyprowadził go z domu i Carlo zauważył, że stał w progu obserwując go, kiedy przechodził przez oświetlony placyk.

Trzej mężczyźni w bibliotece odprężyli się, tak jak to potrafią jedynie ludzie, którzy przeżyli razem całe lata w tym samym domu, w tej samej rodzinie. Michael nalał donowi anyżówki, a Tomowi Hagenowi whisky. Sobie też przygotował drinka, co czynił rzadko. Pierwszy odezwał się Tom Hagen:

– Mike, dlaczego wyłączasz mnie z akcji?

Michael wydawał się zaskoczony.

– Przecież będziesz moim numerem jeden w Vegas. Będziemy całkowicie legalni, a ty jesteś prawnikiem. Co może być ważniejsze od tego?

Hagen uśmiechnął się trochę smutno.

– Nie o tym mówię. Idzie mi o to, że Rocco Lampone tworzy potajemny regime bez mojej wiedzy. Idzie mi o to, że załatwiasz sprawy bezpośrednio z Nerim, zamiast przeze mnie czy przez caporegime’a. Oczywiście, chyba że nie wiesz, co robi Lampone.

– Jak się dowiedziałeś o regimie Lampone’a? – zapytał Michael cicho.

Hagen wzruszył ramionami.

– Bądź spokojny, nie ma przecieku, nikt inny o tym nie wie. Ale w mojej sytuacji widzę, co się dzieje. Dałeś Lampone’owi utrzymanie, dałeś mu masę swobody. Dlatego potrzebuje ludzi, żeby mu pomogli w jego małym imperium. Musi mnie informować o każdym, kogo werbuje. Ale ja widzę, że każdy, kogo umieszcza na swej liście płacy, jest trochę za dobry do danej roboty, dostaje trochę więcej pieniędzy niż ta robota jest warta. Nawiasem mówiąc, wybrałeś właściwego człowieka, biorąc Lampone’a. Działa doskonale.

Michael skrzywił się.

– Nie tak znowu doskonale, o ile zauważyłeś. Zresztą to don go wybrał.

– Okay – powiedział Tom. – Więc dlaczego jestem wyłączony z akcji?

Michael obrócił się do niego bez wahania i wyjaśnił mu prosto z mostu:

– Tom, ty nie jesteś consigliorem na czas wojny. Po tym posunięciu, które zamierzamy zrobić, sytuacja może się zaostrzyć i może będziemy musieli walczyć. A chcę usunąć cię z linii ognia, na wszelki wypadek.

Hagen poczerwieniał. Gdyby mu to samo powiedział don, przyjąłby to pokornie. Ale skąd, u diabła, Mike wyrwał się z taką kategoryczną oceną?

– W porządku – odparł. – Ale tak się składa, że zgadzam się z Tessiem. Uważam, że podchodzicie do tego całkiem błędnie. Robicie to posunięcie przez słabość, nie siłę. To zawsze jest złe. Barzini jest jak wilk i jeśli zacznie rozrywać was na sztuki, inne Rodziny nie przylecą na pomoc Corleone’om.

Wreszcie odezwał się don:

– Tom, to nie jest tylko decyzja Michaela. Ja mu doradzałem w tych sprawach. Są pewne rzeczy, które może będzie trzeba zrobić, a za które nie chcę być w żadnej mierze odpowiedzialny. To jest moje życzenie, nie Michaela. Nigdy cię nie uważałem za złego consigliora, uważałem Santina za złego dona, oby spoczywał w spokoju. Miał dobre serce, ale nie był człowiekiem odpowiednim do pokierowania Rodziną, kiedy spotkało mnie tamto drobne nieszczęście. A któż by pomyślał, że Fredo stanie się lokajem kobiet? Więc nie miej mi tego za złe. Michael ma moje całkowite zaufanie, tak samo jak ty. Z przyczyn, których nie możesz znać, nie wolno ci wziąć udziału w tym, co się może zdarzyć. Nawiasem mówiąc, powiedziałem Michaelowi, że potajemny regime Lampone’a nie ujdzie twojej uwagi. A to dowodzi, że w ciebie wierzę.

Michael roześmiał się.

– Naprawdę nie myślałem, że to wychwycisz, Tom.

Hagen widział, że usiłują go zmiękczyć.

– Może będę mógł w czymś pomóc – rzekł.

Michael zdecydowanie potrząsnął głową.

– Jesteś wyłączony, Tom.

Tom dokończył trunku i zanim wyszedł, uczynił Michaelowi łagodną wymówkę.

– Jesteś prawie równie dobry jak twój ojciec – stwierdził. – Ale jednej rzeczy musisz się jeszcze nauczyć.

– Czego? – zapytał uprzejmie Michael.

– Jak mówić „nie” – odrzekł Hagen.

Michael poważnie kiwnął głową.

– Masz rację – przyznał. – Będę o tym pamiętał.

Kiedy Hagen wyszedł, Michael powiedział żartobliwie do ojca:

– Więc nauczyłeś mnie wszystkiego poza tym. Powiedz mi, jak się mówi ludziom „nie” w sposób, który by im się podobał.

Don przesiadł się za wielkie biurko.

– Nie można mówić „nie” ludziom, których się kocha, nie za często. To cały sekret. A poza tym, kiedy to mówisz, musi brzmieć jak „tak”. Albo trzeba ich samych skłonić do powiedzenia „nie”. Trzeba poświecić na to sporo czasu i trudu. Ale ja jestem staroświecki, ty jesteś z nowego, dzisiejszego pokolenia, nie słuchaj mnie.

109
{"b":"101345","o":1}