Литмир - Электронная Библиотека

– Witam awangardę bezrobotnych – malarz wyszczerzył niekompletne uzębienie – złe wieści rozchodzą się w tym grajdole lotem błyskawicy. Piwko dla panów, ja stawiam.

– Dawno nie miałem zaszczytu – usiłował dygnąć właściciel – a gdzież spokojniejszy kącik niż u mnie?

– Człowieku, twoje brzuszysko osiągnęło astronomiczne wymiary – zauważył Śliwa. -Zostawiasz na parę miesięcy przyzwoitego grubasa, a po powrocie znajdujesz beczkę sadła.

Przy tobie nawet szanowna małżonka wydaje się szczupła jak ogóreczek.

– Bóg dał ale wziąć nie zamierza. Kara za grzechy. |

– Nie martw się, nowa władza tak pociśnie, że będziesz chudł w oczach.

– Mnie? Sprywatyzowałem się osobiście jeszcze za komuny.

– W tym sęk. Powiedzą, że zagrabiłeś społeczne mienie, bo burmistrz Żoras sprzedał ci działkę po ulgowej cenie. Ogłoszą przetarg, który wygra oczywiście…

– Szwagier Maciaruka – podpowiedział Rak.

– Albo ciotka Kajdyra. I stanie się cud: działka zamieni się z narodowego dobra w świętą własność prywatną. Na powstałym z twojej krwawicy zajeździe będą zbijali kokosy nowi właściciele Trzydębów. Zapewne zmienią szyld na…

– Gospoda Pod Wezwaniem Świętego Antoniego – chichotał Rak.

– Ich niedoczekanie. Prędzej spalę budę.

– Desperackich pogróżek nikt z obecnych nie słyszał. Przynieś wreszcie piwo, kapitalistyczny krwiopijco.

– Pozwolę sobie zauważyć, panie Śliwa – powiedział Artysta – że epitet jest anachroniczny, wyzyskiwaczy stawia się s za wzór do naśladowania. Prasa upowszechniła nową kolekcję J wyzwisk, powinniśmy mawiać: ty postkomunistyczny gadzie, ty niezweryfikowany elemencie, ty spółko nomenklaturowa, Chociaż… ostatnie określenie brzmi dwuznacznie – należałoby zawsze zaznaczać, którą nomenklaturę ma się na myśli, dawną czy obecną. Obecna zaś przybrała iście paranoiczne rozmiary, wkrótce nawet babki klozetowe będę się musiały wykazywać właściwą przynależnością. Nie zdziwiłbym się, gdyby senat

Najjaśniejszej Rzeczypospolitej złożony jak wiadomo z samych mędrców i autorytetów moralnych, ustanowił prawo ankietowe.

– Co takiego? – Rak zachłysnął się piwem.

– Ktokolwiek, ubiegający się o cokolwiek, musi wykazać, że ani rodzice, ani dziadkowie nie splamili honoru Polaka ateizmem lub przynależnością do partii lewicowej. Będzie wiadomo, które dziecko w przedszkolu ma pożądane pochodzenie społeczne i zasługuje na kubek kakao, a które w czasie posiłku winno stać w kącie. Takie prawo ułatwiłoby znakomicie pracę naszej demokratycznej administracji, która obecnie działa po omacku, niestety. Tylko ofiarnym publicystom, wyzwolonym od zmory cenzury, zawdzięczamy, że czasem jakiś przyczajony komuch zostanie zdemaskowany. Są czujni i dyspozycyjni, jak zawsze.

– Kij im w oko – podsumował Śliwa – zawsze będą kadzić jakiejś sile przewodniej.

Intryguje mnie, czy ksiądz Pyrko znów zamówił bohomaz?

– Mam dokonać destrukcji i konstrukcji za kościelny grosz. Najpierw zamalować w szkole własne dzieło a potem w tymże miejscu stworzyć nowe. Król Bolesław Śmiały, broniący kraju przed intrygami biskupa Stanisława, wypacza historię polskiego Kościoła i dlatego musi zniknąć. Rozumiecie, panowie, wymowa ideowa tego malunku jest niesłuszna, zwodzi dziatwę na manowce, zaprzecza temu, co głosi obraz na ścianie Kościoła: że monarcha vbył wredny, a Stanisław święty. Nakłoniono mnie, bym podjął temat aktualny -ksiądz Skorupka pod Warszawą w roku 1920 prowadzi wojsko do ataku przeciw hordom bolszewickim.

– Chcą przechrzcić szkołę – domyślił się Rak – otrzyma imię owego Skorupki.

– Rzeczywiście, jest taki zamiar; ksiądz Pyrko już agituje rodziców. Otóż od paru dni przychodzę do tej miłej spelunki, doję sikacz zwany piwem i rozmyślam. Wyłoniły się bowiem pewne trudności kompozycyjne. Mecenas życzy sobie, żeby koniecznie utrwalić postać diabła. Uosobienie zła winno się rzucać w oczy nawet ślepcowi. Nowy kierunek w polskim malarstwie, symbolizm kościelny, nie może się obejść bez szatanów i aniołów, a ja padłem jego ofiarą. Jak pogodzić realizm pola bitwy z duchem nieczystym? Może wy, panowie, znajdziecie radę?

– Musiałbym najpierw wiedzieć, co scena przedstawia – Śliwa wykazał dobrą wolę.

– Słusznie. Na pierwszym planie nasi bohaterscy żołnierze, widziani niejako od tyłu. Przed nimi ksiądz Skorupka, z profilu, krzyż we wzniesionej dłoni, pokazuje cel. A cel tu i ówdzie się broni, lecz na ogół pierzcha. Trochę pirotechniki, kontrastowe barwy. Czarne chmury nad wrogiem, rozjaśnione niebo nad obrońcami.

– Diabeł jak diabeł – powiedział Rak – kopyta, ogon, rogi. Można mu dorobić gębę Maziarskiego, ten facet przypomina mi głównego inkwizytora, Torquemadę. Obaj są przechrztami – jeden przeszedł z komunizmu na antykomunizm i gorliwie tępi dawnych towarzyszy, drugi z judaizmu na katolicyzm a Żydzi byli jego ulubionymi ofiarami.

– Czyjaś gęba nie rozwiązuje mego problemu, panie Adamie. Szatan nie może czaić się za plecami bohatera, w oczach ignorantów mógłby uchodzić za motor działania świątobliwego, męża. Jeśli zaś ustawię piekielną figurę naprzeciw duchownego (zło zagradza drogę dobru) obie postacie powinny być równego wzrostu, co proboszcz gotów uznać za herezję. Zło bywa dlań tylko skarłowaciałe, a dobro z samej istoty olbrzymieje i nurza się w promieniach łaski bożej. Stworzyć kurduplowatego Belzebuba również nie mogę, bo zniknie z obrazu nastrój bohaterstwa, ksiądz. Skorupka może kopnąć gada i po krzyku. Cud nad Wisłą zostanie podważony.

– Przypraw pan rogi bolszewikom.

– Myślałem o tym. Ale oni noszą te swoje spiczaste czapy? z gwiazdą, koźle rekwizyty byłby niewidoczne.

– Konie pan przewidział? – spytał Śliwa.

– Nie. Chciałem dać w tle marszałka Tuchaczewskiego na karej kobyle lecz uświadomiono mnie, że byłoby to sprzeczne z obowiązującą propaganda; u komuchów podobno wodzowie zawsze uciekają pierwsi. Zaproponowałem wtedy marszałka Piłsudskiego na kasztance; został także zdyskwalifikowany. Z dwóch powodów: był za młodu socjalistą, grzech niewybaczalny, a poza tym swoją świeckością mógłby przyćmić księdza Skorupkę. Armia nie może mieć dwóch wodzów.

– Bez koni dynamika słabiuteńka, oj słabiuteńka. Daj pan w centrum taczankę, unoszoną przez spłoszone rumaki, na taczance okrakiem siedzi diabeł i pruje do księdza z kulomiotu.

– Ognistymi kulami – uzupełnił Rak.

– Świetny pomysł, panie Hieronimie. Za jednym zamachem uzyskujemy ruch przeciwstawny – bestia ucieka, a kąsa. Usadziwszy czarta na pojeździe zmniejszamy wizualnie proporcje w stosunku do księdza, a równocześnie negatywnej postaci nie ujmujemy nic z naturalnych rozmiarów. Genialne!

Skinął ku boskiej Kleopatrze, by wymieniła puste butelki na pełne.

– Wyobraźcie sobie, panowie, że przez pewien czas piastowałem całkiem inną wizję dzieła, odbiegającą od symbolizmu kościelnego w stronę uduchowionego symbolizmu abstrakcyjnego: starcie dwóch hufców, anielskiego i szatańskiego. Żadnych śmiertelników na scenie, naga idea. Duchy niebiańskie, dowodzone przez wąsatego archanioła, na piersi ryngrafy z orr łem białym koronowanym, w dłoniach ogniste miecze. Natomiast potępieńcy bronią się nieudolnie a to sierpem, a to młotem. Pięknie. Powstaje wszelako dylemat: co począć z księdzem Skorupką? Jeżeli jeszcze żyje, nie może prowadzić do boju istot eterycznych, a jeżeli zabito go – tym bardziej, gdyż musiałby najpierw wygryźć z posady archanioła, co nawet w niebie wymaga uciążliwych i czasochłonnych zabiegów. Przy wspomnianej koncepcji pozostała mu rola całkowicie bierna. Miast pędzić przed siebie z wzniesionym krzyżem, musiałby siąść na przydrożnym kamieniu i czekać cierpliwie, aż Bóg rozstrzygnie bitwę, a później zgłosić się do właściwego urzędu po przywileje kombatanckie. Prymitywna zgodność z doświadczeniem życiowym, jak widzimy, wypacza wzniosłą prawdę historyczną, a na to przystać nie może nawet taki oportunista jak ja.

25
{"b":"101057","o":1}