Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Kiedy oznajmił mi to po raz pierwszy, wyobraziłam sobie strażników w wartowniach, psy, tunele i strzały, gdy będziemy biegli do muru berlińskiego, ale generał przecząco pokręcił głową.

– Wiśniewski załatwi wam pozwolenie na przekroczenie granicy, ale i tak będziecie musieli uważać na KGB. Obserwują nawet nomenklaturę.

Zastanawiałam się, kim jest ten Wiśniewski, jak matka i generał zaprzyjaźnili się z tak wysoko postawionym człowiekiem. Może i za żelazną kurtyną zdarzało się jakieś współczucie.

– Dziękuję Bogu, że za ciebie wyszłam – oznajmiłam Iwanowi.

Odłożył plan na umywalkę i strzelił palcami, uśmiechając się jeszcze szerzej.

– Wszystko będzie dobrze – wyszeptał. – Czy to nie ty mi mówiłaś, że zajmuje się nami najlepszy ze szpiegów? Więcej wiary, Aniu. Więcej wiary. Plan jest dobry, jak znam generała.

Następnego ranka, gdy zeszliśmy do hotelowej restauracji na śniadanie, wahałam się między nadzieją a niepokojem, nie wiedziałam, co przyniesie dzień. Iwan z kolei wydawał się rozluźniony, palcem popychał kryształek cukru na obrusie. Kelnerka bez pytania przyniosła nam jajecznicę i dwa tosty, choć rosyjskie śniadanie złożone z żytniego chleba, suszonej ryby i sera wydawało się smaczniejsze. Lily żuła kołnierzyk swojego ubranka, a my czekaliśmy, aż kelnerka podgrzeje jej butelkę w rondlu. Kiedy wróciła, upuściłam kroplę na nadgarstek. Mleko miało idealną temperaturę, podziękowałam dziewczynie. Uśmiechnęła się bez strachu i oświadczyła:

– My, Rosjanie, kochamy dzieci.

O dziewiątej byliśmy już w holu, na fotelach obok leżały nasze okrycia. Lily zrobiła się śpiąca po posiłku, Iwan owinął ją swoim płaszczem. Pracownik Intouristu wydawał się nam niebezpieczny, ale w tej chwili był naszą jedyną szansą. Iwan wierzył, że generał wynajął przewodnika, by ten pomógł nam pozbyć się szpiegów KGB i byśmy wyglądali jak zwykli turyści. Wierzył, że gdzieś po drodze spotkamy moją matkę. Ja z kolei miałam wrażenie, że przewodnika przysyła KGB, aby wydobyć od nas informacje.

– Państwo Nickham?

Ujrzeliśmy za sobą kobietę w szarej sukni z futrem przewieszonym przez ramię. Uśmiechała się do nas.

– Jestem Wiera Otowa. Wasza przewodniczka z Intouristu – powiedziała.

Trzymała się prosto, jak ktoś, kto przeszedł szkolenie wojskowe. Była w odpowiednim wieku, by walczyć podczas ostatniej wojny, miała ze czterdzieści siedem, czterdzieści osiem lat. Iwan i ja wstaliśmy, by uścisnąć jej dłoń. Czułam się oszukana. Kobieta pachniała jabłkowymi perfumami, miała zadbane paznokcie. Wydawała się dosyć miła, ale nie potrafiłam powiedzieć, czy jest przyjacielem, czy też wrogiem.

Generał przykazał nam, abyśmy w razie czego wszystkiego się wyparli.

– Jeśli kogoś po was wyślę, będzie wiedział, kim jesteście. Nie musicie nic mówić. Uważajcie. Może przyjść agent KGB.

To Wiera Otowa miała nam powiedzieć, po czyjej stoi stronie.

Iwan odchrząknął.

– Przepraszam, że przed wylotem z Sydney zapomnieliśmy o zarezerwowaniu przewodnika – powiedział, biorąc od Wiery futro, by mogła je włożyć. – Pewnie zrobiła to za nas agentka z biura podróży.

Przez oblicze Wiery przemknął cień, ale po chwili ponownie się wyszczerzyła, prezentując szczeliny między zębami.

– Tak, musicie mieć przewodnika po Moskwie – przytaknęła, naciągając wełniany beret na głowę. – To bardzo ułatwia życie.

Wiedziałam, że kłamie. Cudzoziemcy musieli wynajmować przewodników, aby ci nie pozwolili im chodzić w miejsca, w które nie powinni chodzić, ani dostrzec tego, co chciał ukryć przed nimi rząd. Generał nam o tym opowiadał. Przewodnicy prowadzili ich do muzeów, do miejsc pamięci i do teatrów. Nie wolno nam było ujrzeć prawdziwych ofiar wypaczonego komunizmu: alkoholików umierających na mrozie, bezdomnych rodzin, dzieci, które zamiast uczyć się w szkołach, kopały drogi. Jednak to kłamstwo nie upewniło mnie, że Wiera jest szpiegiem. Cóż innego mogła powiedzieć w pełnym ludzi hotelowym holu?

Iwan pomógł mi włożyć płaszcz, następnie zaś pochylił się nad fotelem, ostrożnie podnosząc Lily.

– Niemowlę? – Wiera odwróciła się do mnie z zastygłym uśmiechem na twarzy. – Nikt mi nie mówił, że przywieziecie niemowlę.

– To bardzo grzeczne dziecko. – Iwan kołysał Lily na rękach.

Mała, nagle przebudzona, zachichotała i pociągnęła go za czapkę, żeby ją pożuć. Wiera popatrzyła na nich spod zmrużonych powiek. Nie miałam pojęcia, co myślała, gdy dotknęła policzka Lily.

– Cudowne dziecko. Takie piękne oczy. W kolorze mojej broszki.

– Pokazała nam bursztynową broszkę w kształcie motyla, przypiętą do kołnierzyka. – Ale może wprowadzić pewne… modyfikacje do naszego programu.

– Nie chcemy nigdzie iść, jeśli nie wolno nam zabrać Lily – powiedziałam, naciągając rękawiczki.

Moja uwaga najwyraźniej zdenerwowała Wierę. Przewodniczka otworzyła szeroko oczy i poczerwieniała, jednak szybko odzyskała równowagę.

– Oczywiście – stwierdziła. – Rozumiem. Po prostu myślałam o balecie. Nie wpuszczają na widownię dzieci poniżej piątego roku życia.

– No to może ja zostanę z Lily – zaproponował Iwan. – Pani zabierze Anię. Z radością obejrzy balet.

Wiera przygryzła wargę. Widziałam, że usiłuje coś wymyślić.

– Nie, to niemożliwe – oznajmiła w końcu. – Nie można przyjechać do Moskwy i nie iść do teatru Bolszoj. – Bawiła się obrączką na palcu. – Jeśli nie macie nic przeciwko temu, na Kremlu zostawię was z przewodnikiem wycieczek i spróbuję coś załatwić.

– Ty też daj mi znać, jeśli będziesz musiała coś załatwić – powiedział Iwan, gdy szliśmy za Wierą do wyjścia.

Obcasy kobiety stukały w rytmie staccato o terakotę.

– Agentka z biura podróży powiedziała, że oboje doskonale mówicie po rosyjsku, ale nie przeszkadza mi rozmowa po angielsku – oznajmiła Wiera. Jej broda zniknęła pod długim szalem. – Proszę wybrać język. To dobra okazja, by poćwiczyć rosyjski.

Iwan dotknął ramienia Wiery.

– Kiedy wejdziesz między Rosjan, mów ich językiem – stwierdził.

Uśmiechnęła się do niego. Nie potrafiłam powiedzieć, czy ją oczarował, czy też ucieszyło ją to małe zwycięstwo.

– Zaraz wrócę – powiedziała. – Każę taksówkarzowi podjechać pod wejście.

Patrzyliśmy, jak wypada na ulicę i tłumaczy coś portierowi. Kilka minut później podjechała taksówka. Wysiadł z niej kierowca i otworzył drzwi po stronie pasażera. Wiera dała nam znak, żebyśmy wyszli i sama wsiadła do auta.

– O co chodziło? – spytałam Iwana, kiedy weszliśmy w drzwi obrotowe. – To: „Ty też daj mi znać, jeśli będziesz musiała coś załatwić”?

Iwan wziął mnie za rękę i wyszeptał:

– Ruble. Myślę, że madame Otowa miała na myśli łapówkę.

Wejście do Galerii Trietiakowskiej było spokojne jak klasztor. Wiera podała kupon kobiecie w budce i wyciągnęła ku nam bilety.

– Rzeczy trzeba zostawić w szatni – powiedziała, gestem ręki pokazując nam, żebyśmy weszli za nią po schodach.

Szatniarki miały na sobie niechlujne niebieskie kitle i chustki na głowach. Krążyły między rzędami wieszaków z rękami pełnymi obszernych płaszczy i czapek. Byłam zaszokowana ich wiekiem; nie przywykłam do widoku pracujących osiemdziesięciolatek. Odwróciły się i popatrzyły na nas, a następnie skinęły głową Wierze.

Wręczyliśmy im nasze płaszcze i czapki. Jedna z kobiet dostrzegła Lily w szaliku i żartem wręczyła mi dodatkowy numerek.

– Proszę ją zostawić – powiedziała. – Zajmę się nią.

Popatrzyłam w twarz kobiety. Chociaż miała opuszczone kąciki ust, jak pozostałe szatniarki, z jej oczu wyzierała wesołość.

– Nie mogę. To „kosztowność”. – Uśmiechnęłam się do niej.

Kobieta wyciągnęła rękę i połaskotała Lily pod brodą. Wiera wyjęła z torebki okulary i przyjrzała się programowi wystaw. Wskazała nam wejście do galerii i już mieliśmy ruszyć w tym kierunku, kiedy jedna z szatniarek krzyknęła nagle:

– Tapoczki! Tapoczki!

Kręciła głową i pokazywała na nasze buty. Ujrzałam, że śnieg na nich rozpuścił się w kałuże. Kobieta wręczyła nam po parze tapoczek, filcowych nakładek na buty. Wsunęłam je na nogi, czując się jak niesforne dziecko. Zerknęłam na buty Wiery. Jej suche skórzane czółenka wyglądały jak nowe.

98
{"b":"100821","o":1}