Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Tam, dokąd zmierzaliśmy, człowiek bez rąk nie mógł sobie poradzić, nawet człowiek tak zdeterminowany jak on. Postanowiłem przeprowadzić twoją matkę do Kazachstanu, a następnie samotnie pojechać do Szanghaju. Początkowo się opierała, ale powiedziałem jej: „Twoja córka jest bezpieczna w Szanghaju. Na co jej martwa matka?”.

Możesz pomyśleć, że ciągnięcie twojej matki do Kazachstanu równało się wydaniu jej Sowietom. Jednak szpiegostwo polega na wtapianiu się w otoczenie, a po wojnie Kazachstan był pogrążony w chaosie. Tysiące Rosjan zbiegło tam przed Niemcami, wielu ludzi nie miało dokumentów.

Doświadczonym jeźdźcom taka podróż zajmowała trzy miesiące, my jednak spędziliśmy w niej dwa lata. Kupiliśmy od plemienia pasterzy konie, ale nie mogliśmy ich zbytnio przemęczać, więc podróżowaliśmy jedynie podczas pory letniej, która trwa tam siedem miesięcy. Poza obecnością Sowietów na granicy i partyzantką komunistyczną, musieliśmy stawić czoło burzom piaskowym i wielu kilometrom kamiennej pustyni. Jeden z naszych przewodników zmarł od ukąszenia żmii. Gdyby nie tych kilka mongolskich słów, które znałem, i gościnność miejscowych plemion, twoja matka i ja nie przeżylibyśmy tej podróży. Nie wiem, co się stało z Tangiem. Nigdy więcej o nim nie słyszałem, no i nie zdołał odnaleźć ciebie. Lubię myśleć, że zginął w górach, podczas pościgu za nami. Tylko tak jego umęczona dusza mogła znaleźć ukojenie. Nasza śmierć by mu go nie przyniosła.

Twoja matka i ja dotarliśmy do Kazachstanu całkowicie wyczerpani podróżą. Znaleźliśmy gościnę w domu pewnej Kazaszki. Kiedy doszedłem do siebie, oznajmiłem twojej matce, że wracam do Chin na poszukiwania. „Rozdzielono cię z córką z mojego powodu – powiedziałem jej. – W czasie wojny robiłem pewne rzeczy, żeby chronić własną rodzinę, ale okazało się, że nie zdołałem. Muszę coś naprawić, inaczej nie będą mogły odpoczywać w spokoju”. „To nie przez ciebie straciłam córkę – odparła twoja matka. – Po wojnie i tak wysłaliby nas obie do obozu. Teraz przynajmniej wiem, że jest bezpieczna. Może i ja mam szansę, dzięki tobie”. Słowa twojej matki głęboko mnie wzruszyły, padłem na kolana i złożyłem jej ukłon. Zdałem sobie sprawę, że łączy nas pewna więź. Może powstała podczas podróży, nasze przeżycie zależało od współpracy.

Może zawiązała się w poprzednim życiu. Podobna więź łączyła mnie z żoną, stąd wiedziałem, że Yasuko zginęła w Nagasaki. Choć sam mogłem swobodniej poruszać się po Chinach, opóźniały mnie bitwy między komunistami i nacjonalistami. Wciąż istniały grupy lojalne wobec dowódców wojskowych wędrujących po kraju, każdy krok niósł za sobą niebezpieczeństwo. Pociągi stanowiły łatwy cel, szedłem zatem pieszo albo płynąłem. Przez cały czas główkowałem, jak pokonam tę trasę z córką białogwardzisty. Jednak nie zdołałem cię znaleźć w tym potwornym mieście znanym pod nazwą Szanghaj.

Szukałem Ani Kozłowej w rosyjskich kabaretach, sklepach i restauracjach. Nie miałem twojego zdjęcia, tylko opisywałem dziewczynkę o rudych włosach. W końcu ktoś mi powiedział, że znajdę rudą Rosjankę w nocnym klubie Moskwa – Szanghaj. Popędziłem tam, pełen nadziei. Jednak właścicielka, Amerykanka, powiedziała, że wprowadzono mnie w błąd. Ruda dziewczyna była jej kuzynką i już dużo wcześniej wróciła do Stanów.

Zrobiło mi się słabo. Gorączkowo porównywałam daty. Generał musiał dotrzeć do Szanghaju pod koniec 1948 roku, kiedy leżałam zmożona grypą, a Dymitr zdradzał mnie z Amelią. Historia opowiedziana przez generała uczłowieczyła Tanga; był wypaczony przez zło, które mu uczyniono. Amelia jednak była odrażająca.

Gdyby generał trafił do niej jeszcze za życia Siergieja, z radością by się mnie pozbyła. Później jedynym motywem kierującym jej uczynkami była zwykła złośliwość.

– Komuniści otoczyli miasto – ciągnął generał. – Musiałem szybko uciekać, inaczej bym tam utknął. Byłem rozdarty między koniecznością szukania ciebie a powrotem do twojej matki. Wtedy doświadczyłem następnej wizji: twoja matka leżała na płonącym łożu. Znalazła się w niebezpieczeństwie. I rzeczywiście, kiedy wróciłem do Kazachstanu, starsza kobieta wyznała mi, że twoja matka zapadła na dyfteryt, ale stan jej zdrowia nieco się polepszył po gotowanej koninie i mlecznych napojach zaordynowanych przez Kazaszkę. Nie ośmieliłem się pokazać twojej matce aż do jej wyzdrowienia. Kiedy w końcu wszedłem do pokoju, w którym odpoczywała, usiadła i popatrzyła na mnie. Zrozumiała, że ją zawiodłem, że nie sprowadziłem cię z powrotem, i popadła w de – presję tak głęboką, że omal nie popełniła samobójstwa. „Nie rozpaczaj – powiedziałem jej. – Myślę, że Ania jest cała i zdrowa. Kiedy ci się polepszy, pojedziemy na zachód, do Morza Kaspijskiego”. Zwiększyła się liczba Sowietów w Kazachstanie, uszczelniono granicę z Chinami. Pomyślałem, że jeśli twoja matka i ja zdołamy uciec na zachód, może uda nam się wydostać z Kazachstanu łodzią. Twoja matka opuściła powieki i szepnęła: „Nie wiem czemu, ale ci ufam. Wierzę, że pomożesz mi znaleźć moją córkę”.

Generał popatrzył mi w oczy i powiedział:

– Wtedy uświadomiłem sobie, że ją kocham i że nie mogę oczekiwać jej miłości ani na nią zasłużyć, dopóki cię nie odnajdę.

Na chwilę oszołomiło mnie to wyznanie. Poczułam jednak coś jeszcze. Dwukrotnie po śmierci ojca słyszałam jego głos, który obiecywał, że kogoś przyśle. Mnie pomogło w życiu bardzo wielu dobrych ludzi, ale nagle zrozumiałam, co ojciec miał na myśli.

– Jak mnie pan znalazł? – zapytałam.

– Kiedy dotarliśmy do morza, okazało się, że Sowieci patrolują także wybrzeże. Wyglądało na to, że nie ma jak uciec, ale sytuacja obróciła się na naszą korzyść. Dostaliśmy pracę w hotelu, gdzie dygnitarze partyjni spędzali wakacje. Pracując tam, zaprzyjaźniliśmy się z pewnym człowiekiem, Jurijem Wiśniewskim. To on nam powiedział, że Rosjan z Szanghaju ewakuowano do Ameryki. Po pewnym czasie twoja matka poprosiła Wiśniewskiego, aby pomógł nam przenieść się do Moskwy. Stwierdziła, że to jej rodzinne miasto i że zawsze pragnęła je zobaczyć. Ja jednak znałem prawdziwy powód. W Kazachstanie byliśmy odcięci od reszty świata, inaczej niż w Moskwie. Tam byli turyści i biznesmeni, urzędnicy rządowi i zachodni nauczyciele języków obcych. Ludzie podróżujący za granicę. Ludzie, których można było przekupić albo ubłagać.

Trzy lata temu przenieśliśmy się do Moskwy, gdzie, poza pracą w fabryce i sklepie, poświęciliśmy życie na szukanie ciebie. Chodziliśmy wokół Kremla, Placu Czerwonego i Muzeum Puszkina, udając, że szlifujemy angielski, a tak naprawdę zaczepialiśmy turystów i zachodnich dyplomatów, pytając, czy cię nie widzieli.

Część z nich postanowiła nam pomóc, większość jednak odwracała się do nas plecami. Od dawna nie mieliśmy żadnych wiadomości, aż do chwili, gdy pewna Amerykanka porozumiała się w naszym imieniu ze Stowarzyszeniem Rosjan w San Francisco. Oni skontaktowali się z IRO i odkryli, że Ania Kozłowa trafiła do Australii.

Generał urwał. W jego oczach pojawiły się łzy, spłynęły po policzkach. Nawet nie próbował ich zetrzeć.

– Możesz sobie wyobrazić naszą radość na tę wieść? Ta Amerykanka była ogromnie miła, nawiązała kontakt z Czerwonym Krzyżem w Australii, żeby sprawdzić, czy może nam pomóc. Jedna z ich dawnych ochotniczek przypomniała sobie młodą kobietę, która przyszła do niej w 1950 roku. Dziewczyna była bardzo piękna, jej historia zrobiła wrażenie na wolontariuszce. Niestety, nie mogła pomóc dziewczynie w odnalezieniu matki, ale zatrzymała jej teczkę, wbrew regułom.

– Daisy Kent – odezwałam się do Iwana. – Sądziłam, że wcale nie chciała mi pomóc! – Może odebrałam jej współczucie jako niechęć.

– Byliśmy bliscy odnalezienia ciebie – mówił dalej generał. – Twoja matka zmieniła się przez te lata. Brakowało jej wigoru, wciąż chorowała. Kiedy jednak dowiedzieliśmy się, że jesteś w Australii, na powrót stała się młodą odważną kobietą. Postanowiła za wszelką cenę cię odnaleźć. Wiśniewski, który w tamtym czasie został naszym zaufanym przyjacielem, zgodził się załatwić dla mnie dokumenty, ale stwierdził, że twoja matka musi pozostać w Związku Radzieckim jako gwarancja mojego powrotu. Przybyłem do Australii dwa tygodnie temu, Czerwony Krzyż wynajął mi pokój w hotelu. Zdołałem cię wytropić aż do obozu dla imigrantów, potem wyjechałaś do Sydney i na tym ślad się urwał. Urzędnik stanu cywilnego nie chciał mi powiedzieć, czy wyszłaś za mąż. To poufna informacja, nawet w takiej sytuacji jak moja. Byłem jednak zdecydowany nie zawieść, jak kiedyś w Szanghaju. Pewnego dnia siedziałem w pokoju hotelowym, całkiem zrozpaczony, gdy pod drzwiami znalazłem gazetę. Odruchowo wziąłem ją do ręki i przejrzałem. Natrafiłem na rubrykę podpisaną: „Ania”. Zadzwoniłem do gazety, ale telefonistka oświadczyła, że redaktorka nazywa się Ania Nachimowska, a nie Kozłowa. „Czy jest mężatką?”, zapytałem. Odparła, że jej zdaniem tak. Sprawdziłem twój adres w książce telefonicznej. Coś mi podpowiadało, że znalazłem Anię, której szukałem, ale nie mogłem zdradzić wszem wobec, kim jestem ani co robię. Dlatego napisałem do ciebie anonim. – Generał westchnął, wyczerpany, i dodał: – Aniu, twoja matka i ja szukaliśmy ciebie przez tyle lat. Żyłaś w naszych sercach. A teraz w końcu cię odnaleźliśmy.

94
{"b":"100821","o":1}