– Powiedziałbym nawet – dodał Kramer – że trochę przesadza z tymi samooskarżeniami, i to właśnie nie podoba mi się…
– Proponuję przesłuchać teraz tego obserwatora, który dostrzegł pojazd na lądowisku i podniósł alarm – powiedział przewodniczący.
Do pokoju wszedł młody człowiek w mundurze Służby Planetarnej. Zajął miejsce przed stołem i oczekując na pytania niecierpliwie skubał guzik na piersi.
– Powiedz nam, Bili, co wiesz o wypadku z Aldenem – zaczął Kramer.
– Chodzi nam głównie o to, kiedy dostrzegłeś pojazd i w jaki sposób alarmowałeś Erola.
– Pojazd dostrzegłem, kiedy wjechał z siódmego kwadratu w ósmy. Właśnie kierowałem teleobiektyw na ósemkę, żeby obserwować lądowanie. Na skraju pola widzenia mignął mi jakiś cień, przesunąłem kamerę nieco w lewo i na ekranie zobaczyłem gąsienicówkę Aldena. Natychmiast przełączyłem się na szerokie pole widzenia, ale rakiety jeszcze nie było widać. Miałem oczywiście bezpośrednie wejście na nadajnik, więc krzyknąłem bez namysłu w mikrofon…
– Co krzyknąłeś? – Kramer uniósł się z krzesła wlepiając wzrok w Billa.
– Nno… „człowiek pod rufą…" – powiedział Bili skubiąc guzik munduru.
– Aha… – Kramer opadł na krzesło. – I co dalej? Co odpowiedział Erol?
– Nic… To znaczy ja nic nie słyszałem albo może po prostu nie zwróciłem uwagi, bo już w następnej chwili… Na ekranie zobaczyłem tylko błysk płomieni, cztery pionowe kolumny ognia. Jedna z nich uderzyła w płytę bardzo blisko pojazdu. Wiedziałem od razu, co z tego wyniknie, wcisnąłem więc przycisk ogólnego alarmu.
– Czy był z tobą Frank?
– Frank? Nie, on miał wtedy drugą zmianę. Właściwie to zamieniliśmy się dyżurami. Oczywiście w uzgodnieniu z szefem.
– Aha. Ale według harmonogramu na stanowisku powinien być wtedy Frank?
– Tak.
– Dziękuję – powiedział Kramer. – Nie mam więcej pytań.
Przewodniczący popatrzył na Kramera ze zdziwieniem.
– Co to za dziwne pytania, panie Sherlocku Holmes? – uśmiechnął się, gdy Bili wyszedł. – Chyba powinniśmy zakończyć tę sprawę. Wszystko jest jasne.
– Oby tak było… – powiedział Kramer w zamyśleniu.
– Jak to? Czyżby pan miał jeszcze jakieś wątpliwości?
– Wydaje mi się, że, coś tu jest zbyt jasne… i coś się nie zgadza.
Członkowie komisji byli zmęczeni. Patrzyli z niechęcią na społecznego inspektora pracy, który właśnie teraz zaczynał zabawiać się w detektywa.
– Piszemy orzeczenie – zaproponował przewodniczący. – „Po zapoznaniu się z materiałem dowodowym, opiniami biegłych oraz…"
– A ja nie wierzę, żeby Erol do tego stopnia stracił głowę -
przerwał Kramer. – To zupełnie nieprawdopodobne! A poza tym, czy ktoś z panów zna system blokady dźwigni manewrowej w rakiecie typu RB-96? Bo ja znam. Odblokowanie dźwigni nie trwa pół sekundy! A taki pilot jak Erol zrobiłby to jednym ruchem. A on – nawet nie spróbował-manewru, zachował się tak, jakby nie było żadnego alarmu, po prostu wylądował!
– Dźwignia mogła się zaciąć… – podsunął szef kosmodromu.
– Nie. Sprawdzałem, nie zacina się.
– Cóż stąd wynika?
– Nie wiem chyba tylko to, że Erol nie próbował wykonać manewru obrotu.
– To wprost niemożliwe – zaprotestował szef. – Każdy doświadczony pilot hasło „człowiek pod rufą" rozumie jak rozkaz „kładź się i skacz".
– „Kładź się i skacz" – powtórzył jak echo Kramer.
– Do licha! Poprośmy tu jeszcze raz tego Billa! Zawołano ponownie Billa. Był wyraźnie podenerwowany.
– Powiedz, Bili – Kramer zwrócił się do niego łagodnie. – Jakimi słowami ostrzegłeś Erola?
Bili milczał przez chwilę z opuszczoną głową.
– Instrukcja podaje hasło „człowiek pod rufą", ale ty krzyknąłeś coś innego. Krzyknąłeś „skacz", prawda?
– Nie! – zaprzeczył ostro Bili. – Przecież to by oznaczało prosty manewr włączenia silników na pełną moc i skok rakiety pionowo w górę, a więc jeszcze gorszy skutek. Krzyknąłem… „kładź się i skacz". Tak zresztą krzyknąłby każdy, kto się trochę na tym zna…
– Czy na pewno każdy? Czy nikt nie używa sformułowań określonych instrukcją awaryjną?
– No… może… jeśli chodzi o Franka, to on pewno zastosowałby się do instrukcji. On jest zawsze bardzo pedantyczny.
– Tak, tak… – powiedział Kramer uśmiechając się do siebie. – Czy Erol dobrze zna Franka?
– Oczywiście. Wszyscy na kosmodromie Iris dobrze się znamy! Jest nas przecież tylko piętnastu. Czternastu… bez Aldena – poprawił się po chwili i zamilkł.
Bili wyszedł ponownie, a członkowie komisji popatrzyli pytająco na Kramera.
– Popatrzcie – powiedział Kramer. – Tu są wyniki ekspertyzy kanałów łączności i urządzeń sterujących rakiety Erola. Wszystko było w idealnym porządku. Pilot otrzymał ostrzeżenie i miał kilka sekund czasu, by wykonać prosty manewr i uratować ludzkie życie. Nie zrobił nic. Oglądałem zapis obrazu telewizyjnego z lądowania. Rakieta usiadła bez żadnego wahania. Manewr lądowania wykonany był idealnie, jakby nic się nie stało! Nie wierzę, aby taki pilot jak Erol nie przedsięwziął jakiejkolwiek próby, otrzymawszy tak oczywiste ostrzeżenie!
– Ale fakty, kolego. Fakty! – Przewodniczący był zniecierpliwiony. – Faktem jest, że nic nie zrobił. Sam to przyznaje. Mógł stracić głowę, to się przecież zdarza najlepszym.
– Proszę zwrócić uwagę na te drobne szczegóły – powiedział Kramer. – Po pierwsze – Erol zeznał, że ostrzegł go Frank. Niemożliwe, aby nie rozpoznał głosu Billa! Poza tym Erol podał inną treść ostrzeżenia. Taką właśnie, jaką przekazałby Frank, gdyby to on był wówczas na stanowisku. Po prostu Erol wiedział, kto powinien tam być, ale ostrzeżenia nie usłyszał! Wiedział, bo dowiedział się o tym zaraz po wylądowaniu, że ostrzeżenie było – ale resztę zmyślił. Po drugie – bardzo chętnie przyznał się do błędu w pilotażu, nawet do naruszenia przepisów. Zdecydował się ponieść odpowiedzialność dyscyplinarną! Co dla pilota może być gorsze od odpowiedzialności dyscyplinarnej?
– Cofnięcie uprawnień – powiedział szef.
– Właśnie. A co może być przyczyną cofnięcia licencji? Na przykład stan zdrowia. Proponuję odroczyć decyzję do czasu przeprowadzenia dokładnych badań lekarskich Erola…
– Wybacz mi, Kramer. W pierwszej chwili miałem do ciebie żal, że ty, kolega, społeczny inspektor pracy i tak dalej… Ta wyprawa do Fomalhaut i tak już przeszła mi koło nosa, więc wszystko jedno. Miałeś rację, nie powinienem był tego ukrywać. Zdarzyło mi się to przedtem dwa razy, zawsze podczas przejścia ze spirali do spadania swobodnego. Lekarze określili to później jako nadmierne obciążenie tętnicy skroniowej, co przy moim nowotworze dawało efekt zaburzeń słuchu objawiający się ostrym szumem w uszach uniemożliwiającym słyszenie czegokolwiek. Trwało to około pół minuty, ale przy normalnym lądowaniu nie przeszkadzało mi zupełnie. Nie chciałem się do tego przyznać, rozumiesz chyba, nie wiedziałem, co powiedzą lekarze, a na pracy pilota zależało mi bardzo. Teraz wiem, że to było z mojej strony idiotyczne…
Erol poprawił poduszkę pod obandażowaną głową.
– Czy myślisz, że teraz, po operacji, pozwolą mi znów latać? – spytał patrząc na Kramera z nadzieją w oczach.