Литмир - Электронная Библиотека

– Czemu zatem owa cywilizacja pozostaje w ukryciu? Potrafisz to wytłumaczyć, Gurusie? – pyta pedagog. W kosmatej kurtce z orelskiego wilka przypomina bardziej myśliwego niż nauczyciela z prowincjonalnego gimnazjum. – Nie ujawniła się podczas transferu, nie udzieliła żadnych wskazówek naszym przodkom?

– A czy ogrodnik, który przesadza rośliny, tłumaczy się ze swych motywów pomidorom? – nie ustępuje Gurus. – Jeśli jest między nami przepaść cywilizacyjna, może Przesadzający czeka po prostu na moment, gdy dojrzejemy.

– Aby nas zerwać i pokrajać – wtrąca rosły dryblas Sextus. – I wszyscy wybuchają śmiechem. Dziewczyna uderza w struny. I po chwili nad łąką niesie się jej śpiew czysty jak potok górski, a strofy Arystelona sprzed tysiąca lat znakomicie przeistaczają się we współczesną egzystencjalną balladę:

Nowe życie pod obcym słońcem
zaskakuje wciąż swoją innością
ale koniec tu też tylko końcem
miłość zaś jest tak samo miłością…

Nauczyciel nie przerywa. Sam nieraz zadawał sobie pytanie – on, który całe życie poszukiwał prawdy – czy poszukiwana prawda absolutna to róg Amaltei, czy puszka Pandory? Czy ludzie o możliwościach bliskich bogom staną się lepsi, czy tylko bardziej niebezpieczni?

Ale cóż jest pewne? Sam uczył ich historii, która bardziej przypominała homerycki mit. Gdzieś tysiąc dwieście pięćdziesiąt lat temu na Innej poczęli zjawiać się ludzie. Uprowadzeni pojedynczo ze śródziemnomorskiego świata, Rzymianie, Grecy, barbarzyńcy… Wszyscy mieli wrażenie przebudzenia z bardzo krótkiego snu. Nie pamiętali Transferu, długo uważali swoją nową egzystencję za sen, a potem trafiali na innych ludzi, przystosowywali się do życia pod dwoma księżycami, w świecie równych dni i nocy, pełnym niezwykłych roślin i zwierząt. Podobnych, lecz odmiennych od ziemskich. Robili chleb z ziaren podobnych do zboża, pili wino z gron zbliżonych do winnych, namaszczali się tłuszczem z owoców przypominających oliwki. Ale jak twierdzili pamiętający Ziemię – nie mogły się one równać z prawdziwą pszenicą, winoroślą czy oliwą…

Ów niewytłumaczalny Transfer trwał dwieście pięćdziesiąt lat. Rok po roku implantowano na Inną stu mieszkańców z całego obszaru Imperium Romanum położonego gdzieś hen, o miliony lat świetlnych. Czy było przypadkiem, że kosmiczne przesiedlanie zaczęło się, gdy Imperium stało u szczytu potęgi, a ustało, gdy barbarzyńcy obrócili je w gruzy? Kolejni przybysze mówili o postępującym upadku miast i o sukcesach nauki Chrystusowej. Domorośli filozofowie, a byli i tacy wśród przeniesionych, twierdzili nawet, iż Bóg stworzył Inną jako Nową Arkę, na której ludzkość miała przetrwać nowy potop… Czemuż jednak ów Bóg przenosił nie tylko sprawiedliwych, ale także złoczyńców, katolików i heretyckich wyznawców Ariusza, czcicieli Mitry i Izydy, Persów spod znaku Ahura Mazdy, a nawet Żydów, choć tych przybyło tak mało, że z czasem się całkiem rozpłynęli.

Pomieszanie panowało także w chronologii. Początkowo każdej z grupek liczono czas od chwili przybycia na Inną. Potem próbowano rachować od początku świata jak Izraelici lub od założenia Rzymu. W końcu pewien mnich, uczeń Dionizjusza Młodszego, który przybył tu w ostatnim roku Transferu, przekonał Radę Gminy Florentyńskiej do chronologii od narodzin Jezusa Chrystusa. "Bo tylko odliczając czas, który minął od pierwszego przyjścia Pana, doczekać możemy drugiego". Tylko czy Chrystus zamierzał włączyć do swego królestwa także Inną?

Nasi bogowie w domach ostali
Janus, Jupiter i setka Lar
I tylko pamięć jeszcze się pali
choć coraz mniejszy czujesz jej żar…

Dziewczyna urwała. Naraz długi nieruchomy cień przykrył cała gromadkę. Nauczyciel odruchowo zmacał rękojeść sztyletu wsuniętego między kamienie. Właściciel cienia, mężczyzna w szarej podróżnej paenuli z kapturem, szedł ku nim jak widmo na tle zachodzącego słońca.

– Ave, Leontiasie! – powiedział unosząc prawicę.

– Dawno nikt mnie tak nie nazywał – mruknął pedagog. -Prawie wszyscy, którzy znali to imię, nie żyją… Zaraz… dottorek?- Tu poderwał się na równe nogi i uścisnął gościa. Dottor Darni nie należał do olbrzymów. Nie dziw, że zniknął prawie w ramionach Leontiasa. Młodzież przyglądała mu się ciekawie. Szczupłą twarz szczurka wydłużała mała szpiczasta bródka.

– Trudno było mi ciebie znaleźć, Leo – rzekł przybysz. -Wiedziałem, że musisz być w kontakcie ze starą Sabiną, a ta udzieliła mi wskazówek.

– Zadałeś sobie sporo trudu – w głosie nauczyciela zabrzmiał niepokój. – Masz jakieś kłopoty?

– Powiedzmy, że mój przyjaciel ma problemy i jesteś nam diablo potrzebny.

Młodzież zaczęła się rozchodzić, dryblas usiłował otoczyć ramieniem balladzistkę, ale ta strząsnęła jego rękę jak zeschnięty pęd winnorostu.

*

– A więc odmawiasz. Nie chcesz nawet poznać sprawy – w głosie Darniego brzmiała gorycz. Uniósł kielich pod światło i popatrzył przez czerwone wino na pochyloną nad stołem sylwetkę Leontiasa. Dzięki takiemu filtrowi nauczyciel wyglądał jak skąpany we krwi wojownik.

– Porzuciłem stare zabawki, przyjacielu. Wiesz, o ile łatwiej jest obciąć człowiekowi głowę niż nauczyć go myśleć?

– Rozumiem, obraziłeś się na świat, bo ten ośmielił się cię rozczarować. Szkoda. Byłeś najlepszy w szkole, podczas służby, wreszcie w Herrii. Pamiętam, jak rozpracowałeś siatkę Lonterra. A nasz zwiad w góry Dwóch Księżyców?…

– Szkoda, że nie zostałeś z nami później. Po Enteloi…

– Ewakuowano mnie. Byłem w szpitalu.

– Za to my brnęliśmy od klęski do klęski. Kompromisy wielkiej polityki! Niekompetencja Navigatoriatu. Korupcja. Zdrada! Media wbijające nóż w plecy weteranom! Trzeba było się cofać, ustępować, paktować z diabłem. I wreszcie rzucić tych nieszczęsnych Herriów na pastwę Ekumeny. Jak wcześniej Lidów, Wenedów… A wszystko pod hasłami izolacjonizmu i pokojowej koegzystencji. Tylu naszych zginęło na marne, a w Herrii mają Czarne Inferno… A ty chciałbyś, żebym pracował dla jakiegoś Navigatora?!

– Ależ Leo, czasy się zmieniły. Doszła do władzy nowa generacja polityków. Quintus, chociaż pacyfista, to równy gość.

– Życzę mu wszystkiego najlepszego. Ale niech każdy robi swoje! Widziałeś moich chłopców. Najlepszy gimnazjon by się ich nie powstydził…

– Czy ty nie rozumiesz, Leo? Jacyś cholerni skurwysyni montują spisek przeciw legalnie wybranemu elektowi. Kroi się wielka zadyma, która może zburzyć pokój nawet w twoim zakątku. Nie wiemy, kto za tym stoi: Herdatus, wywiad Ekumeny, Wandalijczycy? Jeśli na progu navigatury nie odkryjemy zagrożenia, co będzie dalej. A rozpracować je może tylko ktoś taki jak ty. Nieznany przeciwnikowi.

Leontias nie odpowiedział. Nalał następną porcję wina, po czym uniósł kielich:

– Za naszą młodość!

– Nie rozumiem cię – westchnął Darni. – Akcja może być arcyciekawa, dobrze płatna. Można naturalnie nie kochać Cedrusa, ale na miły Bóg, pomyśl o Federacji. Nasz wywiad donosi o rosnącej desperacji Ekumeny. Przegrywają z nami wyścig technologiczny, kto wie, na co mogą się poważyć?

– Mogę wypić zdrowia twojego Cedrusa – przerwał nauczyciel. – To wszystko.

– Świetnie się tu urządziłeś. – Lekarz powiódł przekrwionymi oczami po drewnianej chacie w stylu staroorelskim. Alkohol plątał mu już trochę język i rozpalał emocje. – Masz uczniów, posadę. Swoją drogą, dziwne, że cię jeszcze z niej nie wyrzucili… W edukacji obowiązuje utylitaryzm, a ty zmuszasz ich do myślenia.

– Daję sobie radę – uśmiechnął się pedagog.

– A ta dziewczyna? – Darni wskazał głową sypialnię. – Ładniutka. Prowadzi ci dom?

– Dia nie jest służącą!

– A zatem – zarechotał lekarz. – Do czego ci służy, figlarzu…? – urwał, ponieważ dostrzegł złowieszczy błysk w spojrzeniu Leontiasa. Który jednak zgasł równie szybko, jak się pojawił.

7
{"b":"100692","o":1}