Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Czy wszyscy Niemcy – powiedziała spokojnie – są takimi tchórzami jak wy? Mam nadzieję, że nie wszyscy.

– Histeryzujesz – na twarzy Anny-Marii pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu. – Chcemy po prostu przeżyć. Nic więcej…

– Przeżyć! Przeżyjecie, jeśli nie umrzecie ze strachu. Pani się też bez przerwy boi, że ktoś panią pozna. Pielęgniarka z Hamburga!

– Moje papiery są w porządku – oświadczyła Anna.

– Maria.

– A tak, oczywiście, w porządku! Wszyscy jesteście w najlepszym porządku… – Chciała coś jeszcze dodać, ale w tej chwili usłyszeli pukanie do drzwi. Nie było to pukanie natarczywe, raczej grzeczne, a nawet nieśmiałe, jednak znieruchomieli, przekonani, że nadeszło już najgorsze…

– Niech pan otworzy, panie Schenk – odezwała się wreszcie Anna-Maria.

– Dlaczego ja? Lepiej, żeby kobieta…

Inga spojrzała na nich pagardliwie i wyszła do przedpokoju. Sekundy wlokły się nieskończenie długo, wreszcie usłyszeli rozmowę po niemiecku, a potem na progu, wsparty o ramię Ingi, ukazał się młody mężczyzna, nie ogolony, w ubraniu podartym i zabłoconym. Odetchnęli z ulgą; ten człowiek, kimkolwiek był, nie wydawał się niebezpieczny. Zrozumieli jednak od razu, że stanowił niebezpieczeństwo. Wyprostował się z trudem, a potem wyrzucił rękę przed siebie..

– Heil Hitler – powiedział. Milczeli. Jeszcze przed trzema dniami każde z nich odpowiedziałoby mechanicznie tym samym gestem.

– Czego pan chce? – zapytał Schenk odzyskując głos.

– Zobaczyłem szyld: Johann Ring – rzekł mężczyzna.

– Nie miałem siły iść dalej. Dziś wtorek?

– Czwartek – powiedziała Inga przyglądając mu się uważnie. W jego twarzy było coś, co wzbudzało zaufanie. Pomyślała, że ten człowiek na pewno nie jest tchórzem.

– Straciłem rachubę czasu – ciągnął. – Jeśli czwartek, to już dziesięć dni, i zawsze tylko nocami, jak złodziej we własnym kraju…

– Kim pan jest? – Głos Schenka zabrzmiał natarczywiej.

Mężczyzna popatrzył na niego i Schenk cofnął się odruchowo.

– Kim jestem? – powtórzył. – Gdyby mnie złapali Rosjanie, nie zadaliby takiego pytania. Dawno tu są Rosjanie?

– Tu są Polacy. I szukają takich jak pan. Sprowadzi pan nieszczęście na to dziecko. – Schenk wskazał Ingę.

– O mnie proszę się nie martwić! – krzyknęła dziewczyna.

Mężczyzna zbliżał się do Schenka.

– A kim ty jesteś? Jak się właściwie nazywasz? – Powiedział to tonem dowódcy, przyzwyczajonego do wydawania rozkazów i otrzymywania ścisłych odpowiedzi.

Schenk wyprostował się odruchowo.

Wie, jak rozmawiać z takimi jak on – pomyślała Inga.

– Schenk. Wilhelm Schenk.

– Jesteś Chińczykiem?

– Nie. Jestem Niemcem.

– Więc pokaż, jak wygląda niemieckie powitanie! No, pokaż! – Był to już niemal krzyk.

Schenk zwarł obcasy i wykrzyknął: – Heń Hitler! -Wydawał się teraz innym człowiekiem. To ciągle działało. Berta była także wzruszona; podsunęła mężczyźnie krzesło i oświadczyła, że przyniesie coś do zjedzenia.

W mieszkaniu Ringów zapanował nagle inny nastrój; warkot motorów i głosy dobiegające z ulicy zdawały się mniej straszne i bardziej odległe. Tylko na wargach Anny-Marii Elken zawitał ironiczny uśmiech; przyglądała się nowo przybyłemu z ciekawością, z jaką patrzy się na egzotyczne zwierzę.

– Powiedzmy – zaczęła spokojnie – że udzielimy panu gościny…

– W czyim imieniu… – przerwała Inga.

– Chcesz go wypędzić?

– Nie.

– Więc siedź cicho. – Anna-Maria zwróciła się znowu do mężczyzny. – Chciałabym jednak wiedzieć, z kim mamy przyjemność…

Berta postawiła na stole talerz z zupą i mężczyzna wziął się łapczywie do jedzenia. Nie odpowiedział. Dopiero gdy wyskrobał resztę kaszy z talerza, zwrócił się do Anny-Marii:

– Najpierw- stwierdził cicho -powie pani, kim pani jest.

– Pielęgniarką z Hamburga! – wykrzyknęła Inga.

Anna-Maria wahała się, potem podjęła decyzję. Wstała.

– Anna-Maria Elken, sturmfuehrer SS. Ostatni przydział służbowy: Goerlitz.

Mężczyzna otarł usta szmatką przypominającą chusteczkę.

– Kapitan Hans Kloss – powiedział. – Ostatnio oficer kontrwywiadu przy sztabie 175 dywizji.

– Grupa Armii „Środek" – stwierdziła Fräulein Elken.

– Jest pani dobrze poinformowana.

– A tak. Dlaczego przedzierał się pan właśnie tędy?

– Śledztwo? – Kloss uśmiechnął się. – Byłem w okrążeniu. Do Odry – w mundurach, potem – każdy na własną rękę.

– I przypadkowo znalazł się pan w tym domu?

– W domu, w którym wcale nie jest bezpiecznie – wtrącił Schenk.

– Pułkownik Helmuth Ring jest z tej samej służby co ja, wiedziałem, że stąd pochodzi. U kogóż, jak nie u jego rodziny, mogłem szukać schronienia? Wystarczy?

– Pan znał mojego stryja? – zapytała Inga.

– Znałem. To wspaniały człowiek.

Nikt na pewno nie spodziewał się takiej reakcji Ingi.

Zerwała się z krzesła.

– Wspaniały! – krzyknęła. – Pan też mówi, że wspaniały! Wszyscy jesteście tacy sami! Tchórze!

– Nie wolno tak mówić o stryju! – Berta podniosła głos.

– Nie wolno? – Inga nie panowała już nad sobą. – Czy sądzisz, że strzelanie do starych kobiet jest zajęciem godnym Niemca i mężczyzny?

– Co ty wygadujesz? Kto ci to powiedział? -W głosie Schenka dźwięczała nie tajona groźba. – Twój stryj nigdy nie strzelał do kobiet.

– Owszem, strzelał. Do kobiety! Do Niemki! – Cofała się do ściany; ogarnął ją nagle strach, nie poznawała ich: Schenka, Berty, Anny-Marii… Zbliżali się do niej groźnie.

– Kto ci mówił? – Schenk chwycił ją za ramię.

– Opowiedz natychmiast wszystko! -W głosie Anny-Marii pojawiły się metaliczne tony.

– Masz przed nami tajemnice! Kłamiesz albo fantazjujesz… – to Berta.

– Nie, nie! – krzyknęła Inga. – Nie kłamię! Strzelał w zamku Edelsberg… -Natychmiast zamilkła, bo zrozumiała, że powiedziała zbyt dużo. Ale oni zasypali ją pytaniami.

Milczała, przyciśnięta do ściany. Kloss, który przyglądał się tej scenie początkowo dość obojętnie, nagle zareagował.

– Skończyć z tym śledztwem – nie podnosił głosu, po prostu wydał rozkaz.

Odwrócili się do niego natychmiast.

– Proszę się nie wtrącać! To są sprawy rodzinne – wykrzyknął Schenk.

– Powiedziałem: skończyć z tym śledztwem – powtórzył Kloss. – Inga nikomu niepowołanemu nie zdradzi żadnej tajemnicy. Prawda, Inga?

– Prawda – powiedziała cicho i spojrzała z wdzięcznością na Klossa.

3

Zaprowadziła go do gabinetu ojca. Rozesłała pościel na tapczanie. Przyglądał się jej uważnie. Co naprawdę wiedziała? Co zaszło w zamku Edelsberg? Mógł to sobie wyobrazić, należało tylko uzyskać potwierdzenie.

Więc jednak zamek! Reakcja tamtych: Berty, Schenka, Anny-Marii świadczyła, że oni także coś wiedzą albo chcą wiedzieć. Jedno z nich może być pozostawionym tu przez Ringa psem łańcuchowym, pilnującym archiwum. Które?

Wyciągnął papierosy. Inga także poprosiła o papierosa.

– Już palisz? – zdziwił się. Zrozumiał natychmiast, że popełnił pierwszy poważny błąd. Ludzie ukrywający się w lasach nie miewają papierosów.

– Zapas – powiedział – uratowaliśmy z magazynów pułkowych.

Można by kazać dokładnie przeszukać zamek. Nowak nawiązał już kontakt z dowództwem jednostki stacjonującej w miasteczku. Oczywiście nic nie powiedział o Klossie; zameldował tylko dowódcy pułku, że przybył tu z zadaniem specjalnym. Kloss spotkał się z nim przed przyjściem do Ringów; rozmawiali parę minut w bramie opuszczonego domu. Ta brama wydała się zresztą Klossowi dobrym miejscem, pozostanie jako punkt kontaktowy.

Nowak był niespokojny, opowiadał o rozmowie w dowództwie. Pułkownik stracił kontakt z dywizją, sytuacja na froncie komplikowała się, na południu stwierdzili obecność większych niemieckich jednostek pancernych. Nie wiadomo, skąd tam się wzięły. Nic więc dziwnego, że dowódca pułku przyjął Nowaka niechętnie. Palnął mówkę na temat działalności różnych wysokich sztabów, które zamiast 76-tek przysyłają oficerów do zadań specjalnych.

79
{"b":"100684","o":1}