Литмир - Электронная Библиотека

jedynym tematem – zapewnieniem nieśmiertelności tyrana. Zgromadzono w nim najlepszych naukowców z kraju, kilku ściągnięto z zagranicy. Inżynieria genowa, klonowanie, to wszystko było wprawdzie w tamtych czasach bardziej fantastyką niż przedmiotem badań, tu postanowiono fantazję wprowadzić w czyn. Oczywiście, przedsięwzięcie zorganizowano

absolutnie tajnie. Nie ma na jego temat dokumentów ani danych. Nie przeżył nikt z realizatorów. Z wyjątkiem mnie… Chyba po prostu nie zdążono. A szefa Akademii Nauk trzeba było usunąć w miarę finezyjnie…

Zakaszlał i wskazał laską dolinę.

– Jakby dobrze poszperać w Czarnym Wąwozie, można by znaleźć kawałki betonu z wysadzonych laboratoriów, a w starych sztolniach z pewnością zachowały się szkielety. Nie ma pan pojęcia, ile kobiet zmarło przy tych eksperymentach. Aż… chyba rok przed śmiercią Antychrysta udało się.

– Udało?

– Pewna niewiasta powiła dokładną replikę tyrana. Testy potwierdzały genetyczną zgodność. Dla noworodka znaleziono rodzinę zastępczą. Instytut zlikwidowano. Ci, co brali udział w akcji, zniknęli. Podobnie jak ci, co ich likwidowali. Ostatni z tych, którzy wiedzieli… Cóż, szef ochrony osobistej został wyeliminowany na parę dni przed śmiercią tyrana. Głównego zwierzchnika Bezpieczeństwa rozstrzelali następcy. A ja…? Choć wiedziałem o eksperymencie, nie miałem pojęcia, gdzie szukać tego dziecka. Zresztą, wówczas nie przychodziło mi to do głowy. Marzyłem o jednym – chciałem przeżyć, a czułem, że zbliża się moja pora…

Umilkł. Chwilę oddychał ciężko. Aleksander zamyślił się.

– Twierdzi pan, że ta kopia żyje…

– Ma ponad czterdziestkę.

– I ma świadomość…?

– Tego nie wiem. Ale z pewnością zachowała osobowość oryginału: instynkty, popęd władzy, geniusz organizacyjny, ambicje i pociąg do zbrodni. A jeśli jeszcze pewnego dnia dowie się, kim jest?

– Ale skoro nie wie?

– Przerażające jest to, że jest bardzo blisko. Antychryst żyje! – Balder uniósł laskę do góry i zdawał się wygrażać niebu.

– Cóż z tego? Jeśli nawet żyje, jego koncepcje nie sprawdziły się, zostały zdemaskowane.

– A któż zaręczy, że on wystąpi pod starym sztandarem? Nigdy nie miał żadnych koncepcji poza żądzą władzy i snem o imperium. I powiem panu o tej kopii najważniejsze, ona…

– Wie pan, kto nią jest?

– Odszukałem zatarte ślady, ona…

Potok słów zamienił się naraz w bełkot. Oczy nieomal wyszły z orbit. Osunął się na ziemię wstrząsany drgawkami.

– Co panu? Profesorze! Czy to serce? – Aleksander klęknął obok Baldera.

Z zaciśniętych ust wypadały jeszcze pojedyncze słowa bez związku:

– Uważaj… pociąg… ten związek… zgubi…

Prezydent nacisnął indywidualny sygnalizator. Anton i lekarz nadbiegli po trzydziestu sekundach. Starzec nie żył już od dwudziestu pięciu.

* * *

Jak było do przewidzenia, Anastazja wykazywała dużo sceptycyzmu. Opowieść starca brzmiała dla niej zbyt nierealnie. Choć znajdowały się tam punkty zastanawiające.

Przy zmarłym staruchu nie znaleziono żadnych dokumentów. Policji nie udało się ustalić jego tożsamości. Balder, jak głosiły encyklopedie, nie żył już od 14 lat. Zginął w pożarze Domu Zasłużonych Funkcjonariuszy Państwowych. Wszelako dokładne sprawdzenie akt przyniosło informacje, że wielu ciał, w tym byłego prezesa Akademii Nauk, nie zidentyfikowano.

Aleksander odwiedził Czarny Wąwóz, znalazł resztki betonowych fundamentów. Nikt jednak nie potrafił mu powiedzieć, co tam ongiś się wznosiło. W czasach tyranii teren pozostawał w administracji Sektora Bezpieczeństwa. Nie opodal parowu Prezydent odnalazł starą willę Baldera – od lat mieścił się w niej sierociniec.

Początkowo był zdecydowany nie zajmować się tą sprawą. Bieżące kierowanie ogromnym, wstrząsanym konwulsjami kryzysu państwem pochłaniało go aż nadto. Ale czy mógł zlekceważyć sygnał?

Niemal każdy dzień bulwersował społeczeństwo nowymi dowodami zbrodni sprzed lat. Odnajdywano całe zagony czaszek, kilogramy nie dość starannie zniszczonych akt, zaczynali mówić świadkowie.

Równocześnie wśród ludu, szczególnie mieszkańców zaniedbanych prowincji, utrzymywało się przekonanie, że tyran powróci, zaprowadzi porządek, przywróci wielkość Erbanii.

– Słyszę jego krok! – wołała domorosła wizjonerka na seansie w podrzędnym teatrze.

– Jestem z wami – stuknął niejeden wirujący stolik.

Aleksander nie potrafił zapomnieć wyrazu oczu starca. Wreszcie zlecił Antonowi przeprowadzenie śledztwa. Drobiazgowe badania nie dowiodły wprawdzie istnienia, ale nie wykluczyły Instytutu Życia. Termin narodzin repliki i likwidacji obiektu w Czarnym Wąwozie doskonale pasował do wielkiej ostatniej czystki Antychrysta, która objęła koła naukowe, szczególnie medyczne.

Jeśli jednak kopia żyła, gdzie należało jej szukać?

Anastazja była przeciwna poszukiwaniom. Ta energiczna kobieta, o której złośliwcy często mówili „imperatorowa", uważała śledztwo za stratę czasu. Nie mogła jednak lekceważyć psychicznego stanu męża, który z jej niemałym udziałem w ciągu kilku lat z prowincjonalnego działacza gospodarczego przeobraził się w Spadkobiercę Mocarstwa.

Czyż sama wolna była od przeczuć, snów, przywidzeń? Nieraz z krzykiem zrywała się w nocy i drżąc przytulała do męża. A lęk i drżenie przechodziły dopiero potem, gdy zaczynali się kochać.

Może groza kryła się w murach tych starych rezydencji? Od czasu, kiedy przenieśli się na Wzgórze Samodzierżców, Aleksander zauważył, że oboje mają bardziej nerwowe sny. Jego nękały obrazy własnej śmierci. Anastazja po przebudzeniu nie pamiętała wprawdzie swych majaków, ale często szeptała przez zaciśnięte usta: krew! krew! krew! Albo: zabić ich wszystkich, zabić!

Tymczasem z pomocą Antona i prywatnego komputera Prezydent sporządził wstępną listę wybijających się politycznie mężczyzn w wieku 41 lat o cechach fizycznych i psychicznych zbliżonych do dyktatora. Początkowo lista była bardzo obszerna. Czas przełomu sprzyjał kadrowej erupcji – cała Erbania pełna była charyzmatycznych przywódców, natchnionych reformatorów, energicznych działaczy nowo powstających partii…

Dzięki zawężeniu kryteriów listę ograniczono do pięćdziesięciu nazwisk, później do dwudziestu, wreszcie pięciu…

Tak, któryś z nich mógł być… Na monitorze zdjęcia podejrzanych uzupełnione przez brwi, wąsy, itp. sprawiały wrażenie autentycznych fotografii tyrana. Kilkakrotnie Aleksandra przeszedł dreszcz. Szczególnie gdy na monitorze pojawiła się „twarz nr 5". Oblicze 41-letniego trybuna w kolejarskim mundurze.

* * *

Gęsty tłum maszynistów, techników, pracowników zaplecza i niższych urzędników wypełniał hale lokomotywowni nr 2. Twarze były pełne ognia i żaru. A czuło się, że katalizatorem jest niewysoki mężczyzna przemawiający z elektrowozu.

– Tak, przyjaciele! - wołał. – Wiecie, że was nie zawiodę! Żyłem tu z wami, kiedy byłem tylko szeregowym pracownikiem zakładu remontowego. Wasza wola sprawiła, że stanąłem na czele strajku, który ogarnął nasz węzeł. A potem rozszerzył się aortami komunikacyjnymi na cały nasz wielki kraj. Wymusiliśmy wolne wybory. Przyśpieszyliśmy parowóz dziejów. I jeśli dziś wzywamy do strajku ostrzegawczego, to jest to sygnał. Ważny sygnał, że nie wszystko w naszej ojczyźnie idzie jak trzeba. Że rewolucja straciła impet.

Aleksander wyłączył telewizor. – On?

Wyświetlił na monitorze jeszcze twarz Andrzeja. Zażądał danych.

Rządki pojawiających się liter mówiły wiele: „Andrzej… lat 41. Syn robotnicy rolnej zmarłej 24 lata temu. Ojciec nieznany…”

Fotografia matki. Pospolite oblicze zniszczonej życiem kobiety. Żadnego podobieństwa do syna. Jakieś odznaczenie za wzorową pracę. Na krótko przed urodzeniem syna zmienia pracę. Przeniesiona do wzorowej wspólnoty… Adnotacja: żłobek przy tym gospodarstwie najbardziej pokazowy w skali kraju.

44
{"b":"100660","o":1}