Литмир - Электронная Библиотека

Olszakowski już pracował w kręgu. Wbił cztery paliki, naciągnął sznurek i teraz usuwał darń saperką.A, witam pana nauczyciela – powiedział.

– Dzień dobry. I jak poszukiwania?

– W tym miejscu coś piszczy, co chwila – wskazał gestem wykrywacz metali leżący opodal. – Sądzę, że coś tu się znajdzie. Poza tym może będą węgle drzewne – to się weźmie do analizy… Miał naszykowanych kilka specjalnych, wyjałowionych słoiczków. Paweł ukląkł nad odsłoniętym kawałkiem.Może pomogę?Archeolog podał mu grackę.Zacznij delikatnie odczyszczać – zademonstrował Uważaj na każdy śmieć… Zaczęli skrobać piach. Po chwili pojawiły się pierwsze rdzawe plamki. Guziki od mundurów ozdobione hitlerowskim orłem.Choroba – mruknął archeolog. Parę minut później trafili na rozgiętą klamrę od pasa ozdobioną napisem "Gott mit uns". Obok dużych guzików z orłem, coraz liczniej pojawiały się mniejsze, blaszane, z trzema dziurkami. – A to od czego? – zdziwił się nauczyciel.

– Od kalesonów. Kurczę, co tu się działo?

– Może zwalili sorty mundurowe na kupę, materiał szlag trafił, a guziki w ziemi zostały? – zasugerował. Doktor badał klamrę.Jest rozgięta – powiedział. – Sądzę raczej, że ci tutaj po prostu zdzierali z siebie ubrania, aż guziki leciały na wszystkie strony. Innymi słowy hitlerowcy robili sobie tu jakąś imprezę… Zapewne orgię, skoro się rozbierali…Trzeba będzie pogrzebać w drugim kręgu. Ciekawe, czy tam też natrafimy na podobne ciekawostki…

– Ahenerbe – mruknął nauczyciel. – Może odtwarzali jakieś rytuały tych megalitowców? – To bardzo prawdopodobne… Pod piachem zarysowały się odłamki szkła. Było ich coraz więcej. Na kawałku butelki widać było jeszcze ślady etykietki.A więc zaprawiali się gdańską wódą, a potem zdzierali z siebie ubrania… To chyba nie był bezpieczny seks… zauważył filozoficznie archeolog, podnosząc z ziemi wystrzeloną łuskę z parabelki.

Jakub stał na skraju potężnej jamy wyrytej w ziemi przez koparkę. W dole leżały zdechłe krowy. – Ciekawe – mruknął sam do siebie.Ścieżką nadszedł Osama. – Witaj – powiedział. – Jak tam poszły wykłady?

– Dziękuję, dobrze – mruknął egzorcysta. – A tak swoją drogą, to co wy tu kombinujecie? – Próbujemy skrzyżować chorobę szalonych krów z wąglikiem. Chodzi nam o to, by uzyskać bojowy środek biologiczny o nowych, fantastycznych właściwościach.A potem naładujemy nim samolot i gdzieś walniemy. – To bardzo interesujące – przyznał Wędrowycz. – Ale na nas już pora. I tak zabałaganiliśmy u was masę czasu. Talib pokręcił głową.Nie wypuścimy was – powiedział. Nie to nie – Jakub nie widział sensu w sprzeczce z fanatykiem. Odwrócił się i popatrzył na krowie ścierwa. Bin Laden odszedł w stronę obór. Nieoczekiwanie w chłodnym, wieczornym powietrzu rozległ się ponury rechot. Na pewno nie pochodził z ludzkiego gardła. Chwilę potem huknął pojedynczy wystrzał karabinowy i śmiech umilkł. – A więc jednak w Polsce mamy już chorobę szalonych krów – westchnął ze smutkiem egzorcysta. Ruszył pomiędzy baraki. Semen siedział na ławce i wpatrywał się ponuro w widoczną za łąkami ścianę lasu. Nie chce nas puścić – poinformował go kumpel. – Trzeba wiać. – Ba, tylko jak? – zamyślił się stary kozak. – Łazi ichtu cała kupa. I mają karabiny. Nie damy rady przebiec tej łąki, ustrzelą nas… A ja już kiedyś w Mandżurii biegłem pod ostrzałem i teraz mam uraz psychiczny… – Trzeba będzie odwrócić ich uwagę – mruknął egzorcysta. Ale jak?Coś się wymyśli… – gdyby Osama zobaczył wyraz jego twarzy, pewnie natychmiast by ich uwolnił. W oczach Jakuba zabłysło coś tak strasznego, że Semen poczuł ssanie w żołądku. Zmierzchało. Jakub stanął na brzegu jamy. Krów leżało wewnątrz, co najmniej kilkadziesiąt.Mergełe, nefey, koxa, ałut – szeptał zaklęcia. Przez ciało jednej z krów przebiegł dreszcz. Martwe oczy otworzyły się powoli. Spłoszone muchy mięsne uciekły. Krowa powoli stanęła na dwu nogach. Uśmiechnęła się martwym pyskiem i zachichotała. Jakub też się do niej uśmiechnął. Kolejne powoli podnosiły się z grobu. Ruszył w stronę szopy, w której pracowała pierwsza, prowizoryczna na razie, instalacja bimbrownicza. Pegeerowcy, jak widać, podpięli się do końca linii technologicznej, bowiem podłoga pomieszczenia zasłana była pochrapującymi ciałami. Egzorcysta wrócił do baraku. Semen siedział i studiował Koran. – Zbierajmy się pomalutku – powiedział Wędrowycz.

– A Talibowie?

– Zaraz będą mieli inne kłopoty – uśmiechnął się złośliwie. W zapadającym zmroku rozległ się upiorny śmiech zdechłej krowy, a po chwili kolejny i jeszcze następny. Martwe zwierzęta wylazły z jamy i teraz maszerowały na zadnich nogach, śmiejąc się obrzydliwie.Coś ty zrobił? – zdumiał się Semen.Krowołaki. No, bydłozombie – wyjaśnił egzorcysta.Jedna z krów kopniakiem wywaliła drzwi do baraku, w którym siedzieli Talibowie. Patrolujący teren porzucili posterunki i teraz nadbiegali z bronią gotową do strzału. Ciszę wieczoru rozdarły pojedyncze wystrzały. Fanatycy błyskawicznie otrząsnęli się z zaskoczenia. Osama też wyszedł z szopy. Niósł potężną, spalinową, drwalską piłę. Krowy maszerowały ławą, niszcząc wszystko na swojej drodze. Śmiech zagłuszał nawet huk wystrzałów.Ale impreza – westchnął Jakub, wyrywając kumpla z poznawczego transu. – Ale na nas czas.Zaraz, zabiorę tylko parę przydatnych drobiazgów…Semen wybił łokciem szybę od dużego fiata. Wsiedli. Odpalił silnik i omijając jedną z krów, wyrwał na szosę. Koran włożył do skrytki.Po co ci te szpargały? – wzruszył ramionami Jakub.,Dostałem dedykację od bin Ladena. Kiedyś może być cholernie dużo warta… Po namyśle przyjaciel przyznał mu rację. Samochód pędził przez uśpiony kraj, zbliżając się powoli do celu podróży. – Ciekawe, swoją drogą, czy obecność Talibów w Polsce jest przypadkowa – mruknął egzorcysta. – A sądzisz, że tak?

– Właśnie. Zygrfyd von Hosenduft powraca z martwych, a jednocześnie, jak na zawołanie, pod ręką pojawia się człowiek, przez którego może dojść do trzeciej wojny światowej… Zaskakująca zbieżność.

– Może i nie byłoby głupio wywołać jakąś małą wojenkę – zastanowił się Semen. – Może by wreszcie cholera wzięła tych debili, którzy nami rządzą. Jakub westchnął.Z tego, co pamiętam, największe katastrofy zawsze były wywołane tym, że ktoś chciał spowodować niewielką wojenkę.

– Wiesz, co jest najważniejsze w zawodzie archeologa? zagadnął Olszakowski Kowalskiego. – Nie mam pojęcia – nauczyciel pokręcił głową. – Ale pewnie przydaje się umiejętność machania łopatą i odrobina zdrowego pomyślunku… – Nie, w zawodzie archeologa najważniejsze są zdrowa wątroba i mocny łeb – wyjaśnił Olszakowski wyciągając z torby flachę żubrówki 1,75 l. Jak się dobrze zagryzie, to i łeb nie musi być taki mocny – Paweł wyciągnął litr czeskiego rumu i pęto kiełbasy. – Zobaczymy, czy się nadaję na archeologa… – Aha, ciekawie będzie – doktor wydobył dwa obtłuczone kubki. – A i miejsce niezłe na balangę. Zawsze powtarzałem studentom, że cholernie ważne jest, aby zabytki funkcjonowały w świadomości społeczeństwa jako coś swojskiego. Na praktykach zawsze wybieraliśmy fajne miejsca, żeby się zbelić. Kurhany, średniowieczne kryptyz kościotrupami, grodziska… Czemu nie kamienne kręgi? – To może rozpalmy ognisko jak ci esesmani – zaproponował Kowalski – To i kiełbasę sobie podpieczemy.Rozbierać się nie ma co, bo, cholera, kobitek nie mamy…A i zimno by było. – O, i to jest właściwe podejście do zagadnienia… Chcesz,nauczę cię jednej archeologicznej piosenki biesiadnej…

Było już dobrze po północy, gdy Mark otworzył wreszcie sarkofag. Hrabia, a raczej to, co z niego zostało, leżał na dnie skrzyni. Sługa obejrzał mumię, przyświecając sobie latarką.Nie wygląda mi to najlepiej – powiedział. Ciało wyschło na wiór, mięśnie zwinęły się w postronki, skóra ciasno opinała szkielet. Pośrodku czoła zmarłego widać było wielką dziurę. Na jego twarzy nadal malował się wyraz zaskoczenia. Kapłanka klepnęła nosze.Ano, nie ma się co zasiadywać – powiedziała. – Dawaj go tu i niesiemy do pałacu. Wyciągnął mumię z sarkofagu i położył ją na noszach.Ożywić to coś? – mruknął z powątpiewaniem.Kapłanka wypluła gumę do żucia i wepchnęła ją palcem do dziury w czaszce hrabiego.Nie takich rzeczy dokonywali magowie z Thule – powiedziała.

33
{"b":"100561","o":1}