Литмир - Электронная Библиотека

– Cholernie żywotny był. Ledwo daliśmy radę – mruknął Duchołap. – Robimy jutro grilla. Może wpadniesz? – Jasne… Gdzie tym razem? Ciało przykryte całunem lekko drgnęło jakby nastawiało ucha. Ledwo za kolesiami z pogotowia zatrzasnęły się drzwi kostnicowy złapał za telefon komórkowy. – Halo? Profesor?

– Tak, o co chodzi?

– Chciał pan pokroić jakiegoś sztywniaka? I miało być pocichu. Na lewo… – Jest coś? Za trzysta złotych. Gość z wypadku, nikt się nie przyczepi że pokiereszowany.Będę za pół godziny… Profesor i jego student pochylili się nad nieboszczykiem. Jakub wyglądał nie gorzej niż zwykle, kostnicowy zmył okopcenia na skroniach, ściągnął też całe ubranie. – Niezły okaz i w sumie mało uszkodzony – mruknął profesor. – Proszę zwrócić uwagę na te plamy. – Plamy opadowe, pojawiają się na zwłokach kilkanaście godzin po zgonie – błysnął wiedzą uczeń. – Brawo. Co nam potrzeba do kolekcji dydaktycznej?

– Wątroba sztuk jeden, cztery nerki, jelito cienkie, serce… – przeczytał z kartki. – Ale sztuka – mruknął profesor patrząc na przyrodzenie Jakuba. – Natura obdarzyła. Też utniemy. Będzie można straszyć studentki – uśmiechnął się obleśnie. W sumie to trochę nieetyczne – mruknął student. – Rozumiem jak ktoś zapisuje zwłoki do badań ale tak po cichu wycinać… Przecież można by skorzystać z plastikowych modeli… Nie przyszliśmy tu dyskutować o moralności tylko zaiwanić trochę potrzebnych nam kawałków. – Profesor wyraźnie się wkurzył. – Chrzańmy etykę, kolekcja dydaktyczna jest najważniejsza… Ujął w dłoń skalpel i wykonał nacięcie skóry na brzuchu. Ze środka wionęło zapachem starej gorzelni.Co jest? – zdziwił się. – Ktoś te zwłoki konserwował?Gość wpadł pod ciężarówkę a nie zachlał się na śmierć…Zresztą, nieważne. Hmmm. A może zaczniemy od tego. Ujął siurka egzorcysty w dłoń i przyłożył skalpel do nasady.Ty zasrany pedale! – zawył nieboszczyk zrywając się na równe nogi. – Sam se ptaka obetnij! Pięć minut później profesor leżał nago, zakneblowany i przywiązany do stołu. Jakub wciągał na siebie jego garnitur. Zszokowany student wbił się w kąt prosektorium i szczękał zębami.A ty co? Ocipiał? – huknął na niego Wędrowycz. – Mówisz, że co tam wam potrzeba do kolekcji dydaktycznej? Splunął z pogardą na leżącego. Skalpel wsadził do kieszeni – przyda się. Spojrzał ponownie na skulonego.Coś ty taki otumaniony?

– Plamy… Pan miał plamy opadowe… – wyszczękał zębami. – to znaczy… – Ty, konował, jakbyś zamiast koniaku pił denaturat też byś miał plamy – prychnął egzorcysta. – I morda w kubeł co tu się stało bo wrócę i zrobię wam taką sekcję, że dokońca życia popamiętacie, a i na tamtym świecie będziecie mieli co opowiadać. Wyszedł trzaskając drzwiami. Student popatrzył na związanego wykładowcę. Na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech. – Rozwiąż mnie do cholery – wściekł się uczony.

– Najpierw pogadamy na temat pewnego zaległego egzaminu… – wydobył z kieszeni indeks. Uwolnił jedną rękę. Po chwili zadowolony schował książeczkę do kieszeni i ujął w dłoń ciężki metalowy taboret. Wybaczy pan to nic osobistego ale liczba trupów musi się zgadzać. Zresztą sądzę, że pan zrozumie. Ostatecznie sam pan powiedział żeby chrzanić etykę, a kolekcja dydaktyczna jest najważniejsza… Czterej konowałowie wracali z grilla dużym fiatem. Wypili po kilka piw, prowadziło im się bardzo dobrze, śpiewali sobie nawet momentami. Pocisk pancerfausta uderzył w tył wozu i pojazd fiknął koziołka… Minutę później koło wraku zatrzymała się, wyjąc syreną, karetka reanimacyjna. Jedyny świadek wydarzenia był zachwycony szybkością, z jaką służba zdrowia przyszła rannym z pomocą. Zdziwiło go tylko, że nieprzytomnych do pojazdu wrzucał tylko jeden, zupełnie siwy sanitariusz w gumofilcach… – Co się stało? – Mengele z trudem otworzył oczy. Był we wnętrzu karetki reanimacyjnej. Jego kumple też powoli dochodzili do siebie. Sylwetka kierowcy wydała im się dziwnie znajoma. – Mieliście wypadek, ale udało wam się przeżyć – powiedział sanitariusz siedzący za kierownicą. – Ale nie bójcie się, do kostnicy jeszcze daleka droga, mamy masę czasu. No i parę rzeczy do obgadania. Tylko zjadę tu w bok do lasu, żeby nam nikt nie przeszkadzał…

Radiowóz zatrzymał się koło porzuconej karetki. Na boku samochodu czerwienił się piękny napis cyrylicą "Skoraja pomoszcz". Dwaj policjanci wysiedli i podeszli do pojazdu. – No siostrzyczki, mamy was. Koniec kariery – wyższy zapukał w karoserię pistoletem. – Wysiadka… Drugi szarpnął drzwi. Widok wewnątrz był naprawdę drastyczny. Przez chwilę obaj czytali krwawy napis na ścianie. – O kurde – młodszy policjant szarpnął się do tyłu.

– E, lipa – powiedział jego szef. – Hannibal Lecter niepisze się przez "ch". A potem też zemdlał.

52
{"b":"100561","o":1}