Литмир - Электронная Библиотека

– Był wypadek… Dwaj strażnicy otworzyli celę i przez chwilę patrzyli zdumieni na trzy ciała leżące na podłodze. A nie wyglądały one ładnie… – Co tu się stało? – jęknął jeden z nich.

– Ci dwaj rzucili się na siebie i rozwalili sobie nawzajem głowy – wyjaśnił egzorcysta. – Ten trzeci próbował ich rozdzielić i chyba zmiażdżyli mu rękę… Przepraszamy, ale nie mogliśmy temu zapobiec… Ja mam osiemdziesiąt lat, a mój przyjaciel ponad sto… Nie nam starcom wtrącać się do zabaw młodzieży… Strażnik zwymiotował. Ciała oraz nieprzytomnego szybko uprzątnięto. Obaj staruszkowie siedli na zwolnionych pryczach.Trzeba stąd zwiać – mruknął Jakub. – Masz jakiś pomysł? Semen poskrobał się po głowie.Kraty w oknach solidne – powiedział. – Może wykopiemy podkop?

Na pierwszej lekcji, o dziwo, był komplet. Dzieciaki były w różnym wieku, najmłodsze powinny uczęszczać do pierwszej klasy, najstarsze do szóstej. Siedziały w ławkach sztywno, jakby połknęły kije. Ich oczy wodziły za nauczycielem spojrzeniem pozbawionym całkowicie inteligencji. – Zanim zaczniemy poznawać historię naszego kraju,zastanówcie się przez chwilę nad dziejami najbliższej okolicy – powiedział łagodnie. – Co to są dzieje? – zdziwiła się rudowłosa dziewczynka. – Przeszłość naszej wsi – powiedział łagodnie. – Co tu się działo dawniej. – Dawniej tu był raj na ziemi, czyli pegeer – powiedział jeden chłopiec. – Dawali pieniądze. – I ludzie nie musieli pracować, a i tak były wypłaty – dodał drugi. – Zjedzenie im dawali za darmo. A pegeerem rządził dyrektor i on był najważniejszym facetem w okolicy – dodała inna dziewczynka, na oko dziesięcioletnia. – A jak mu ktoś podpadł, to mu zabierał premię…

– I naokoło siali zboże na polach i kombajnem je zbierali – dodał jeszcze ktoś. – A jak kto chciał założyć rodzinę, to dostawał mieszkanie.Dobrze – kiwnął głową. – A kto wie, co tu było jeszcze wcześniej? Popatrzyli po sobie zaskoczeni.

– Wcześniej? – ktoś się zdziwił.

– A ja wiem – wyrwał się jakiś blondynek. – Wojna była,w lesie resztki czołgu jeszcze stoją… Za uroczyskiem. – A ty tam nie łaź – upominał go któryś – Wiesz, że to złe miejsce… – Dobrze – nauczyciel kiwnął głową. – Była wojna.A co było przed wojną? Popatrzyli na niego zaskoczeni.

– Przed wojną było średniowiecze – powiedział wreszcie któryś niepewnie. – W pałacu żył hrabia i chłopi odrabiali pańszczyznę… A potem przyszedł Lenin i hrabiego zabił. – Głupiś, Hitler przyszedł a nie Lenin – zawołała dziewczynka z warkoczykami. – I nie zabił, tylko wojnę razem robili, a nasi dziadkowie wtedy to gdzie indziej mieszkali, bo tu wsi nie było… – Dobrze – uciął dyskusję. – Uporządkujmy sobie pewne fakty… Wiecie, co znajduje się na uroczysku. Pokiwali ponuro głowami, a jeden splunął na podłogę.

– Pogańska bałwochwalnia – powiedziała ruda dziewczynka. – Ludzi tam zarzynali. A tam, gdzie ruska baza,to jeszcze jedna była… Ale tam nie można chodzić, bo tozłe miejsce. – A trzecia była za wioską, przed pałacem – powiedział chłopiec. – Tylko ją rozwalili, bo jak trójkąt nie jest zamknięty, to nic nam nie grozi… – A co mogłoby wam grozić? – zdumiał się nauczyciel. Popatrzyli po sobie, ale nikt się nie odezwał. Zadzwonił budzik zastępujący szkolny dzwonek.Dobra – wstał, – na dzisiaj koniec. Jutro na ósmą.Przynieście książki do matematyki. Poderwali się i po chwili klasa była pusta.Trzeci kamienny krąg – mruknął. – Ciekawe.

Do celi wszedł klawisz z tekturowym pudłem w ręce.

– No, bandziory, jest dla was paczka.

– Od kogo? – zdziwił się Jakub

– Co w niej jest? – zaciekawił się kozak.

– Trochę żarcia – wyjaśnił klawisz. Zostawił paczkę i poszedł sobie. Egzorcysta odpakował ją z papieru i zajrzał ciekawie do środka. – Ekstra! – krzyknął. – Chleb, sernik, flaszka czegoś mocniejszego, słoik miodu i batoniki. – E, to będzie uczta… nie ma adresu nadawcy?Niestety – westchnął. – Nie wiemy, komu podziękować…Jakub porwał kawał sernika, a jego kumpel balonik czekoladowy. Obaj ugryźli jednocześnie.Cholera! – zaklął Wędrowycz. – Ktoś tu wsadził pilnik! Mało zęba nie złamałem! Jego współbiesiadnik wypluł na podłogę odgryziony przed chwilą kawałek batonika.To jest zupełnie gorzkie w smaku i cuchnie jak gdyby kwasem. Muszę popić – Dodał wyciągając z paczki butelkę. Odkorkował i powąchał.

– Jakby olejem zajeżdża – powiedział zaskoczony.

– Sądzę, że to nitrogliceryna – mruknął jego towarzysz. – A to gorzkie, to po prostu laska dynamitu w polewie czekoladowej. – A to ciasto to plastik? – zapytał zgryźliwie kozak.

– Ciasto jest prawdziwe, ale jak już się zdążyłem przekonać, naćkane pilnikami. – To co będzie w chlebie?

– Drabinka sznurowa oczywiście. Ktoś chce nam ułatwić ucieczkę… Semen rozerwał chleb jednym ruchem i niedowierzająco popatrzył na drabinkę z nylonowych sznurków, która opadła na ziemię.O choroba – powiedział cicho. – Sto lat żyję i dotąd sądziłem, że te opowieści o ucieczkach z więzienia to tylko tak dla jajec… Jakub wzruszył ramionami i wyjął z paczki czekoladę. Na wewnętrznej stronie etykietki narysowany był dokładny plan budynku, w trzewiach którego byli uwięzieni.No to do dzieła. Raźno zabrali się za piłowanie krat. Robota szła im szybko. Do obiadu wypiłowali połowę prętów. Po obiedzie przesłuchiwano ich, przez co stracili masę czasu. Nadrobili to wieczorkiem. Około trzeciej nad ranem krata została przepiłowana. Przyczepili drabinkę linową i za jej pomocą spuścili się na ziemię. Znaleźli się pomiędzy budynkiem, a murem, na wąskiej ścieżce, którą chodziły warty.Ostatnia przeszkoda przed nami – powiedział egzorcysta, patrząc na mur Jego kompan zabrał się za obdłubywanie czekolady z dynamitu. Oddłubane kawałki pakował sobie do ust. Lubił słodycze. Syknął lont i po chwili aresztem śledczym wstrząsnęła eksplozja. W murze powstała dziura. Nie była specjalnie okazała, ale przeskoczyli przez nią zręcznie. Na uliczce stał samochód, zdezelowany duży fiat. Wskoczyli na tylne siedzenie i pojazd ruszył. Za nimi pozostało więzienie ze swoimi wyjącymi syrenami, reflektorami i bandami klawiszy biegającymi jak mrówki, którym ktoś wdepnął w mrowisko.

– Dziękujemy za uwolnienie – Jakub zwrócił się do człowieka w arabskim burnusie siedzącego za kierownicą. – Nie dziękujcie, nie jesteście wolni – mrok skrył twarz kierowcy, ale akcent wskazywał, że pochodzi z Arabii Saudyjskiej. Obaj przyjaciele spojrzeli po sobie zaskoczeni.

Banda neandertalczyków – mruknął zrezygnowany Paweł. Po raz pierwszy, od czasu gdy został nauczycielem, poczuł tak cholerne zniechęcenie. Dzieciaki były po prostu nieprawdopodobnie tępe.A zatem ziemia krąży dookoła słońca – podjął wykład.Ruda dziewczynka podniosła rękę.Panie nauczycielu, a jakie to ma znaczenie, czy kręcimy się dookoła słońca czy dookoła księżyca? – zapytała. Przecież i tak nic się nie zmieni… Zatkało go. Uświadomił sobie z przerażeniem, że nie potrafi tego wyjaśnić. No bo i faktycznie, wiedza dookoła czego krąży nasz glob w tej pegeerowskiej wsi była tylko zbędnym balastem dla umysłów…Kupa ludzi, na przykład Giordano Bruno, została spalona na stosach tylko dlatego, że usiłowali udowodnić tę teorię… Rozumiecie, ćwoki, ludzie poświęcali swoje życie, żebyście mogli się uczyć prawdy o ruchach planet.A wam to zwisa – zakończył z bólem w głosie.Hy, hy, hy, a to frajerzy – powiedział jeden z chłopców.Cała klasa ryknęła śmiechem. Już wcześniej zauważył, że cudze nieszczęścia sprawiają tym ludziom kupę radości. Koniec na dzisiaj – powiedział. – Won do domów. Dzieciarnia wybiegła, radośnie tupiąc na korytarzu. Paweł poskładał swoje szpargały i też wyszedł przed budynek. Dzień był ładny, nie chciało mu się siedzieć w dusznym baraku, więc ruszył się przejść. Nogi jakby same zaniosły go ścieżką przez pola, na uroczysko. Nieoczekiwanie zatrzymał się między drzewami. ktoś był. Ich spojrzenia spotkały się. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem. Przybysz ubrany był w szarą kurtkę, w dłoni trzymał sondę geologiczną. – Mam pewnie przyjemność z miejscowym nauczycielem – zagadnął pierwszy. – Owszem. Paweł Kowalski.

30
{"b":"100561","o":1}