Литмир - Электронная Библиотека

– Może to i dobry pomysł – uśmiechnął się. – Jak tam dojść? – A ścieżką przez zasieki, a potem przez pole minowe. To jeszcze Ruskie wydeptali w latach osiemdziesiątych jak przychodzili po wino. Bo to oni pieniądze nasze mieli. A i dziouchy ze wsi trochę zarobiły, tylko jak się takie dwa skośnookie urodziły to mężowie w studni potopili i się skończyło.

Wyszedł ze szkoły. Dzień był pogodny, były pegeer w pełnym blasku słońca wyglądał o wiele mniej ponuro. Wprawdzie wszędzie straszyły popękane betonowe płyty, kawałki zardzewiałej siatki i błoto, ale walące się baraki wydały się mu naraz prawie ładne. Zardzewiały traktor zaryty w ziemię mógł być fajnym tematem do kolorowej fotografii. Ścieżka na poligon zaczynała się zaraz za wsią.Nich uważa – zawołała za nim kobieta – Krok w bok i pierdut, tam wszędzie min ponakładali. Po chwili wszedł pomiędzy drzewa. Jeszcze kilkadziesiąt kroków i pojawił się płot z rdzewiejącego drutu kolczastego. Co kilkadziesiąt metrów wisiały na nim czerwone tablice ostrzegawcze.Wnimanije opasnaja żona – odcyfrował łuszczące się literki. Maszerował równym, spokojnym krokiem. Ścieżka była dobrze widoczna, nie groziło mu, że zboczy. Przeszedł przez dwie linie zasieków.Musiało tu być coś ważnego – mruknął. Zagłębił się w sosnowy młodnik. Drzewka sięgały mu do ramion, wyrosły zapewne już po opuszczeniu bazy. Przechylona na bok wieżyczka strażnicza z pociemniałych belek groziła zawaleniem. Jeszcze jedna linia zasieków. Sądząc po izolatorach, płynął nimi kiedyś prąd. Nauczyciel stanął na niewysokim pagórku i zdumiony patrzył przed siebie. W dolinie leżało nieduże miasteczko. Sądząc po czerwonych dachówkach pokrywających zapadające się dachy i po czerwonych ceglanych murach, zbudowali je Niemcy. Cały teren pocięty był zasiekami. W dawnych obejściach trzymano najwyraźniej więźniów. Na skraju wsi stały dwie wieżyczki strażnicze. Rozwinął sztabówkę, ale widać na niej było w tym miejscu wyłącznie las. Zaklął cicho. Jasna sprawa. Tego, co naprawdę tajne, nie umieszczano… Zszedł na dół, pomiędzy domy. Dedukując z wielkości samosiejek sosen, od co najmniej dziesięciu, może piętnastu lat, to miejsce było opuszczone. Co działo się tu przedtem? Jednostka była radziecka, kogo trzymano w tym obozie? Może trzeba zawiadomić IPN? Postanowił podpytać mieszkańców wsi. Na razie kroczył przed siebie, kierując się w stronę nieco okazalszego budynku na końcu osady.

– Nieźle pali to bydlę – mruknął Semen, klepiąc maskę "czajki". Stali na stacji benzynowej. Jakub kończył tankować. – No, trochę pali – przyznał. – Ze czterdzieści litrów na sto kilometrów… Masz lepszy pomysł? – Sprzedać do muzeum i kupić fiacika – zasugerował kozak.

– Jasne – warknął Jakub. – A jak ci z muzeum zapytają, skąd to mam, to co im odpowiem? Że aniołki z nieba przyniosły? Choć z drugiej strony może się już przedawniło? – zadumał się. – A, nieważne – westchnął Semen. – Siadaj, jedziemy dalej. Zapłacili za paliwo i ruszyli. Minęli Warszawę i pędzili teraz szosą na północ. Egzorcysta pogwizdywał wesoło. Semen uruchomił wbudowane w tablicę rozdzielczą stare, lampowe radio. Dźwięk był jednak fatalny.Ech, dbali kiedyś o estetykę wyrobów – Wędrowycz poklepał tapicerkę. Była czerwona i zdobiły ją małe sierpy i młoty haftowane złotą nicią. Dodali jeszcze gazu. Pojazdem lekko trzęsło. Nieoczekiwanie, na poboczu drogi, wyrósł radiowóz. Obok niego stał gliniarz. Na widok zabytkowego pojazdu machnął lizakiem.

– O cholera – mruknął Semen. Zatrzymali się. Faktycznie, przy tej szybkości wyhamowanie nie było łatwe.Dzień dobry – zasalutował policjant. – Prawo jazdy,papiery wozu… Semen łypnął rozpaczliwie na Jakuba. Ten spokojnie wyjął ze skrytki dowód rejestracyjny z 1949 roku i podał policjantowi.A prawo jazdy? – gliniarz rzucił podejrzliwie okiem w dokument. Semen z westchnieniem wyjął z portfela prawo jazdy wydane jeszcze przed drugą wojną światową. Policjant wpatrywał się w papiery nieco zaskoczony. – Samochód panów nie ma aktualnych badań technicznych – powiedział surowo. – Ale panie władzo – zaprotestował kozak. – Myśmygo w ogóle nie używali od czasu ostatniej kontroli. – A pan nie wie, że prawo jazdy trzeba było nostryfikować? – huknął. – Kiedy ja przez ostatnie sześćdziesiąt lat nie siedziałem za kierownicą… Gliniarz gwizdnął przez zęby.No to będzie mandacik… A tak swoją drogą, to wasz samochód? Obaj podróżnicy popatrzyli po sobie.Kradziony – wyjaśnił Jakub. – Ale to było tak dawno, że już się przedawniło. Tymczasem drugi policjant otworzył bagażnik.Tu jest kościotrup – zameldował Cholera, zapomniałem wypakować kierowcę – pomyślał egzorcysta.To pański szkielet? – pierwszy policjant zwrócił się do Semena.

– Nie, ja mam tylko jeden, ten w środku – oświadczył z godnością staruszek, klepiąc się po piersi. Policjant wyciągnął radiotelefon…

Paweł Kowalski zatrzymał się na skraju wsi. Odechciało mu się wycieczki, ale poczucie obowiązku pchało go dalej… Budynek na skraju wsi wyglądał ponuro. Wyrwane drzwi spoczywały opodal. Wszedł do mrocznego korytarza. Sufit był okopcony, jakby gdzieś w głębi szalał pożar. Po obu stronach znajdowały się niewielkie pomieszczenia, najwyraźniej biurowe. Faktycznie, w kilku stały szafy typu bibliotecznego. Opróżniono je w szaleńczym pośpiechu, o czym świadczyły szeroko otwarte drzwi i wyciągnięte na podłogę szuflady. Większość mebli, stojąc przez kilkanaście lat w nieogrzewanym pomieszczeniu, zawilgła i spaczyła się, ale lepsze takie niż żadne. W niedużej sali, na końcu korytarza czerniał wielki stos spalonych papierów. Książki, skoroszyty, jakieś maszynopisy, wszystko strawione ogniem… Wydobył kawałek zwęglonej okładki. Zdołał odcyfrować dwie litery zapisane gotykiem. A więc niemiecka książka? Ciekawe… Wyszedł z budynku i wtedy na wzgórku, za miasteczkiem, dostrzegł kolejny krąg kamieni. Prowadziła do niego popękana asfaltówka. Na ciężkich głazach ustawionych tu przed czterema tysiącami lat odkrył charakterystyczne ślady po kulach. Ktoś tu strzelał? Po co, do kogo? Pochylił się i spomiędzy kęp lichej trawy podniósł zaśniedziałą, mosiężną blaszkę. Gotyckie literki były nadal czytelne. – Ahenerbe – odczytał. Coś mu to mówiło. Zrobił jeszcze kilka fotografii. Postał przez chwilę, a potem ruszył w drogę powrotną. Na skraju wsi spotkał Piąchę.

– Ijak się udała wycieczka? – zapytała. Tam jest radziecki obóz – powiedział, wskazując kierunek, z którego przyszedł. – Trzeba zawiadomić InstytutPamięci Narodowej Pokręciła przecząco głową.Dam wam dobrą radę – powiedziała ostro. – Lepiej tego nie tykać. Był tu już taki jeden, co się tym interesował i ktoś mu głowę upitolił… To paskudne sprawy i dziś jeszcze można za to oberwać. Zwłaszcza, że rządzą nami ci,których kumple o tym wiedzieli – ściszyła głos.Ale co tam się działo?Nie pytaj. Poszła. Pokręcił w zamyśleniu głową. Nie zamierzał jej słuchać.

– Kurde – powiedział w zadumie Jakub. Milczeć! – huknął wachman. Egzorcysta i kozak szli ceglanym korytarzem aresztu śledczego w Kołobrzegu. Prowadził ich ponury strażnik. Obaj starcy nieśli sorty pościelowe. – My tu w pierdlu zgnijemy, a tam pewnie mumia ożywa – zauważył Semen. – Zamknij się – ryknął konwojent. Egzorcysta filozoficznie splunął pod nogi. Zatrzymali się pod drzwiami celi. Strażnik przekręcił klucz w drzwiach i wpuścił ich do środka. Weszli. Trzej osadzeni dresiarze spojrzeli na nowo przybyłych ponurym wzrokiem. Najbardziej zwalisty podniósł się z miejsca. _ Wy **** **** – tu rzucił kilka bardzo niecenzuralnych słów – wyskakiwać **** z kasy i szlugów.Czego on chce? – nie zrozumiał Semen.

– Zapragnął wejść w posiadanie naszych papierosów i pieniędzy – wyjaśnił mu Jakub. – Cholera, co za brak szacunku dla starszych – zmartwił się kozak. – Spierdalaj ty *** bo jak cię *** w *** to *** ********* ***, a jak to nie pomoże, to **** **** ****! – powiedział egzorcysta do dresiarza. Kurczę – mruknął sam do siebie jego przyjaciel – osiemdziesiąt lat żyję w Polsce, a jeszcze takich wyrazów nie słyszałem. Dresiarz zamachnął się potężnie. Jakub złapał go za nadlatującą pięść i ścisnął lekko. Viagra czyni cuda. Nawet wtarta w skórę… Krew i tkanka bryznęły aż na sufit. Wytarł rękę o spodnie. Jego wróg wpatrywał się w dłoń, z której zostało coś w rodzaju kotleta mielonego, a potem zawył. Dwaj pozostali dresiarze rzucili się na winowajcę. Wędrowycz wykonał unik i stuknął ich łysymi łbami. Coś chrupnęło. – Cholera! Jakie to teraz czaszki słabe… – mruknął,patrząc na walające się u jego stóp zwłoki. – Niezła krzepa – zauważył Semen. – Musimy kiedyś spróbować się na ręce. Musiałeś ich zabijać?A komu tacy potrzebni? – wzruszył ramionami.Dresiarz ze zmiażdżoną ręką zemdlał. Egzorcysta załomotał pięścią w drzwi. – Czego? – burknął wachman z drugiej strony.

29
{"b":"100561","o":1}