Литмир - Электронная Библиотека

Holly wzniosła oczy do nieba.

– W takim razie do zobaczenia.

Po przyjeździe do „Hogana” Holly weszła na górę do „Klubu Diwa”. Dochodziło pół do ósmej, klub nie był jeszcze oficjalnie otwarty. Przyszła pierwsza i zajęła miejsce przy stole naprzeciwko wielkiego ekranu.

Aż podskoczyła na brzęk tłuczonego szkła. Zobaczyła za barem Daniela z szufelką i zmiotką w ręce.

– O, cześć, Holly. – Patrzył na nią ze zdziwieniem. – Nie słyszałem, żeby ktoś wchodził.

– To tylko ja. Przyjechałam trochę wcześniej. Podeszła, żeby się przywitać.

– Nawet nie trochę, a bardzo – zauważył, spoglądając na zegarek.

– Reszta towarzystwa zejdzie się najwcześniej za godzinę.

Holly zmieszała się.

– Przecież program zaczyna się o ósmej.

– Mnie powiedziano, że o dziewiątej, ale mogę się mylić. – Sięgnął po gazetę. – Tak, dwudziesta pierwsza, Kanał Czwarty.

– Och, przepraszam. Przejdę się po mieście.

– Nie wygłupiaj się. Dotrzymasz mi towarzystwa. – Uśmiechnął się.

– Czego się napijesz?

Miał zaraźliwy uśmiech.

– No dobrze. W takim razie poproszę mineralną.

Sięgnął za siebie do lodówki po wodę w butelkach. Holly zastanawiała się, na czym polega zmiana w jego wyglądzie. Tym razem nie był ubrany jak zwykle w czerń. Miał na sobie spłowiałe niebieskie dżinsy i jasnoniebieską koszulę barwy jego błyszczących oczu. Rękawy podwinął do łokci. Pod cienką tkaniną rysowały się muskuły. Holly szybko odwróciła wzrok, kiedy podawał jej szklankę.

– A czy ja mogłabym ci postawić drinka? – spytała.

– O nie. Tym razem ja stawiam.

– Proszę cię, robiłeś to już tyle razy. Chciałabym się odwdzięczyć.

– No dobrze. Napiję się budweisera.

Przechylił się przez kontuar, nie odrywając od niej wzroku.

– Co? Ja mam ci nalać? – Roześmiała się i zeskoczyła ze stołka.

– W dzieciństwie marzyłam o pracy za barem – dodała, biorąc duży kufel i naciskając kurek.

– Gdybyś szukała pracy, mam nawet wolny etat – zaoferował.

– Nie, dziękuję. Chyba lepiej mi pójdzie z drugiej strony baru – powiedziała ze śmiechem i napełniła kufel. Wyjęła portmonetkę, wręczyła mu pieniądze. – Reszty nie trzeba – droczyła się z nim.

– Dziękuję. – Odwrócił się do kasy. – I znów mąż zostawił cię dziś samą? – zapytał.

Holly zastanowiła się, jak mu odpowiedzieć.

– Danielu, nie chciałabym cię wprawiać w zakłopotanie, ale mój mąż nie żyje.

Lekko się zaczerwienił.

– Przepraszam, nie wiedziałem.

– Nie szkodzi. Wiem, że nie wiedziałeś. – Uśmiechnęła się na znak, że jej nie uraził. – Gerry umarł w lutym.

– Bo ostatnio chyba mówiłaś, że tu jest.

– A tak. – Speszyła się i wbiła wzrok w podłogę. – Niby go tu nie było – odparła cicho, rozglądając się po klubie – ale jest tutaj.

Położyła rękę na sercu.

– Rozumiem. W takim razie jeszcze bardziej doceniam twoją odwagę tamtego wieczoru – powiedział delikatnie. Holly była zdziwiona, że tak dobrze się z nim czuje. Odprężyła się i mogła rozmawiać szczerze, bez obawy, że zaraz się rozpłacze. Opowiedziała mu w skrócie o liście.

– Dlatego wtedy wybiegłam zaraz po występie Declana.

– A więc nie dlatego, że tak strasznie grali – zażartował Daniel. – Już rozumiem. Był trzydziesty kwietnia.

– Bingo! – zawołała ze śmiechem.

– Jestem! – ogłosiła Denise, wparowując do klubu. Wystroiła się w suknię, którą miała na balu w zeszłym roku. Za nią wszedł Tom. Nie odrywał oczu od dziewczyny.

– Aleś się odstawiła – zauważyła Holly. Sama w końcu postanowiła włożyć dżinsy, czarne botki i bardzo prostą czarną bluzkę. Nie miała ochoty się stroić.

– Nie codziennie miewa się własną premierę, prawda? Tom i Daniel przywitali się męskim uściskiem.

– Kochanie, poznaj mojego przyjaciela, Daniela – dokonał prezentacji Tom.

Daniel i Holly unieśli brwi i uśmiechnęli się. Oboje zwrócili uwagę na słowo „kochanie”.

– Cześć, Tom. – Holly uścisnęła mu rękę, a on cmoknął ją w policzek.

– Przepraszam za tamten wieczór. Nie byłam wtedy w pełni panią siebie.

– Nie ma sprawy. – Tom skwitował jej przeprosiny uśmiechem.

– Gdybyś się nie zgłosiła, nie poznałbym Denise. Jestem twoim wielkim dłużnikiem.

Holly ze zdumieniem odkryła, że dobrze się bawi i wcale nie musi udawać. Była naprawdę szczęśliwa. Poza tym cieszyło ją, że Denise w końcu się zakochała.

Niedługo potem zjawiła się reszta rodziny Kennedych, a wraz z nimi Sharon i John. Holly wybiegła im na spotkanie.

– Ludzie, słuchajcie! – Declan stanął na stołku. – Ponieważ Ciara nie mogła się zdecydować, co na siebie włożyć, spóźniliśmy się, a lada chwila puszczą mój dokument. Dlatego błagam was, siadajcie.

– Och, Declan – fuknęła mama.

Holly roześmiała się i posłusznie usiadła. Kiedy spiker zapowiedział film, wszyscy zaczęli klaskać.

Na tle pięknego widoku Dublina nocą ukazał się napis „Dziewczęta w wielkim mieście”, a następnie zdjęcie Sharon, Denise, Abbey i Ciary ściśniętych na tylnym siedzeniu taksówki. Przemówiła Sharon:

– Witajcie! Ja jestem Sharon, a to są Abbey, Denise i Ciara.

Dziewczęta pozowały kolejno w zbliżeniu.

– Jedziemy do naszej przyjaciółki Holly, która ma dziś urodziny. Urządzamy babski wieczór, zero facetów.

W następnej scenie krzyczały do Holly zaskoczonej w drzwiach: „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin”.

– Och, dziś nie będziemy oszczędzać na piciu.

Kamera ukazała Holly otwierającą szampana, a po chwili dziewczęta spełniające toast. Na końcu Holly, z przekrzywioną tiarą na głowie, piła szampana przez słomkę z butelki.

– Idziemy powłóczyć się po klubach.

Kolejne ujęcie przedstawiało dziewczęta, szalejące w „Boudoir”. Od czasu do czasu któraś wykonywała bardzo nieprzystojne ruchy. Potem Sharon zapowiedziała otwarcie:

– Żebyśmy tylko nie przesadziły. Dziś mamy być grzeczne!

W następnej scenie dziewczęta gwałtownie protestowały, kiedy trzech ochroniarzy wyprowadzało je z klubu.

Holly patrzyła wstrząśnięta na Sharon. Przyjaciółka zastygła w bezruchu. Mężczyźni zaśmiewali się i poklepywali Declana po plecach. Holly, Sharon, Denise, Abbey, a nawet Ciara, skuliły się na krzesłach, upokorzone. Co ten Declan narobił!

Holly wstrzymała oddech. Co tak naprawdę wymazały z pamięci? Aż ścierpła na myśl, co ujrzą za chwilę.

Na ekranie pojawił się kolejny napis: „Wypad na miasto”. Dziewczęta jechały siedmioosobową taksówką. Holly wydawało się, że jeszcze wtedy była trzeźwa.

– Och, John – żaliła się kierowcy z tylnego siedzenia. – Dziś kończę trzydziestkę, wyobrażasz sobie?

John obejrzał się i roześmiał.

– Świetnie się trzymasz.

Kamera najechała na twarz Holly, która aż się skuliła, widząc siebie na ekranie. Miała taką smętną minę.

– I co ja teraz zrobię? – wyła. – Nie mam pracy, męża ani dzieci, a już stuknęła mi trzydziestka! Mówiłam ci, ile mam lat?

– Skarbie, zostaw zmartwienia na jutro.

Wystawiła głowę przez okno i nie zważając na wiatr jechała tak, zatopiona w myślach. O Boże, jak samotnie wyglądam, skonstatowała Holly. Co za okropny widok! Rozejrzała się speszona po pokoju, ale w porę zwróciła oczy na ekran. Pohukiwała właśnie dziarsko na koleżanki, stojąc na O’Connell Street.

– Dobra, dziewczyny. Szturmujemy „Boudoir”. I nikt nas nie powstrzyma, a już na pewno żadne kretyńskie goryle, którym wydaje się, że trzęsą klubem.

Z tymi słowy pomaszerowała, jak jej się wówczas zdawało, prosto przed siebie. Koleżanki przyklasnęły i ruszyły za nią.

Następne ujęcie przedstawiało dwóch bramkarzy przed „Boudoir”, którzy kręcili głowami.

– Przykro nam, moje panie, ale nie dzisiaj.

– A wy wiecie – spytała bez zmrużenia powiek Denise – z kim macie do czynienia?

– Nie.

Obaj patrzyli w przestrzeń, lekceważąc starania dziewcząt.

– No właśnie! – Denise ujęła się pod boki. – A to jest bardzo znana księżniczka Holly z fińskiej rodziny królewskiej.

13
{"b":"100485","o":1}