Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Od serca? Wiesz, że wyjechałam przez ciebie?

– Przeze mnie?

On jest naprawdę zdziwiony.

– Tak. I kiedy, kiedy rano… no wiesz…

– Pamiętam aż za dobrze…

– Więc przez ciebie… Dopiero potem okazało się, że jestem – Iwona robi przerwę, nabiera powietrza w płuca, podejmuje jeszcze raz decyzję -…że jestem w ciąży. – Patrzy na Tomasza, ale Tomasz już na nią nie patrzy. – Tomek? Czy ty mnie słyszysz?

– Tak.

– Byłam w ciąży. Z tobą. – Już nie można się wycofać.

– Ze mną?

W głosie Tomka nie ma zdziwienia, jest tylko niedowierzanie.

– Z tobą – potwierdza mocnym głosem Iwona.

– Iwonka… proszę cię… Po co?

Głos ma łagodny, napominający.

– Nie żałujesz? – Iwona czeka, aż on… no właśnie, co on?

– Nie wiem. Nie wierzę. Powiedziałabyś mi.

– Miałam przefaksować ci moją ciążę?

– Daj spokój.

Jest smutny. Więc Iwona podejmuje ostatnią próbę.

– Jak możesz…

– Słuchaj… – Tomek przerywa jej gwałtownie. – To było niepotrzebne, to było niepotrzebne… My nie mamy dzieci…

Jakby nie wiedziała!

– Przecież wiem! I to nie mogła być jej decyzja! Czy to była twoja decyzja, czy to ty zmusiłeś Martę…

– Do niczego nigdy jej nie zmuszałem.

– Ale nie macie dzieci! – Iwona chce teraz wiedzieć wszystko. – Marta mi napisała, że podjęliście taką decyzję!

W oczach Tomka znowu to naiwne zdumienie.

– Tak ci napisała?

– Boże, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nic nie zrobi na tobie wrażenia? Czy mam współczuć Marcie, zamiast jej zazdrościć?

Milczy. Tomek milczy. A potem przerywa milczenie, ale nie tak, jakby ona tego chciała.

– A może nam jest ciężko, że nie mamy dzieci, nie pomyślałaś o tym?

– Czy wam jest ciężko, że nie macie dzieci? Czy byłbyś szczęśliwy, mając NASZE dziecko?

On jej w ogóle nie słucha. Mówi do siebie, w każdym razie bardziej do siebie niż do niej.

– Na początku było ciężko. Marcie było ciężko, ale ja…

– To ty zdecydowałeś? – Iwona jest zaskoczona. – Nic nie mów! To twoja decyzja?

– Niewiele wiesz – mówi Tomasz.

Ale Iwona musi wiedzieć.

– Dlaczego postanowiliście nie mieć dzieci? Tomek! Mówię do ciebie! Już mogę o wszystko pytać, już przekroczyłam wszystkie granice, już nic mi nie będzie policzone na zło albo na dobro, Tomek, ale muszę to wiedzieć. Ty czy ona?

Patrzy na niego i mogłoby jej się zrobić go żal, gdyby nie to, że jeśli to jego decyzja…

– Ale to nie ona, Iwonko, to nie ona zdecydowała.

– Jak mogłeś? – Iwona nie panuje nad sobą. Jest jeszcze gorzej, jest najgorzej. – Jak mogłeś ją do tego zmusić? Ona zawsze była bardziej delikatna, wiedziałeś, że podporządkuje się we wszystkim, jak mogłeś?

Tomek patrzy na nią z niedowierzaniem.

– Iwona! To nie ona… ja jej nie zmuszałem… Ona zdecydowała, że ze mną zostanie… mimo…

Iwona opada na poduszkę. Wszystko jasne.

– Wiedziałam! Wiedziałam, że musiałeś ją zmusić do takiej decyzji. Ona tak bardzo chciała mieć dzieci. Tak nie wolno, macie jeszcze czas. Życie jest takie krótkie…

Tomasz podnosi się i podchodzi do okna. Niewiele zobaczy, jest ciemno. I spod tego okna odzywa się łagodnie:

– Nie naprawiaj naszego życia. Niewiele wiesz. To była jej decyzja. Że zostanie ze mną. Że nie opuści mnie aż do śmierci. Że chociaż cierpię na chroniczne… Jednym słowem moje plemniki są martwe i były martwe zawsze, ona mnie nie opuści…

Iwona nie rozumie, jeszcze nie rozumie, boi się, że nigdy nie będzie rozumiała.

– To ja nie mogę mieć dzieci – powtarza Tomasz.

To nie był dobry pomysł z tą ciążą. Teraz jej głupio, dzieje się coś ważniejszego. Tylko co?

– Dlaczego ja nic nie wiem? Dlaczego ja nic o niej nie wiem? – Iwona mówi to z bólem. Tomasz odwraca się od okna.

– Usłyszałaś, co ja mówię? Cierpię na chroniczne zapalenie…

– Biedna, biedna Marta… – szepcze Iwona i ma ochotę się rozpłakać, choć tego nie zrobi.

– Więc skłamałaś. Po co? Ja i tak… Mnie i tak było ciężko… Ale cieszę się, że wróciłaś…

Iwona jest myślami gdzie indziej. To nie on jest ważny.

– Przepraszam cię, Tomek, przepraszam – mówi niedbale. – Chciałam cię zezłościć. Przepraszam.

Tomasz pochyla się nad nią. Jej niebieskie i jego ciemne oczy patrzą w siebie uważnie.

– Ty już nic nie musisz, Iwonko. Nic nie musisz. Wykorzystaj to. Ale nie przeciwko sobie. Wszystko, cokolwiek robisz przeciwko innym, robisz przeciwko sobie. Nie musisz. Ty już nie musisz.

Tomek nie siada. Teraz już pójdzie.

– Miałaś do mnie jakąś prośbę. Powie mu, poprosi go. Trzeba chronić…

– Chciałabym, żeby ona… nie, żebyś jej nie mówił o moim stanie. Nie chcę, żeby ona się dowiedziała. Szczególnie teraz.

W drzwiach staje Marta.

– O czym mam się nie dowiedzieć?

Tomek odwraca się.

Iwona czuje nagłą suchość w gardle. Oczy Marty ciemnieją ze złości. Zamyka za sobą drzwi, dokładnie naciskając klamkę.

– O, Tomeczku, co za spotkanie, nie wiedziałam, że cię tutaj znajdę. O czym mam się nie dowiedzieć?

Iwona milczy.

– Mówiłem ci, że chcę się zobaczyć z Iwoną.

– Myślałam… – Marcie głos więźnie w krtani.

– Chciałem się z nią widzieć sam.

Marta tanecznym krokiem podchodzi do męża.

– To miłe. Prawda, Iwona? Czy to nie miłe, że Tomek postanowił cię odwiedzić? O czym mam się nie dowiedzieć?

Iwonie i Tomkowi wyrywa się:

– Marta, proszę!

Ich głosy, nałożone na siebie, współbrzmią w pokoju nieprzyzwoicie.

– Och, jaka zgodność! Nie, to ja proszę! O czym mam nie wiedzieć?

– Marto! Miej wzgląd na nią! – Tomek jest przy Marcie, już jest przy Marcie.

A Marta przestaje się liczyć z Iwoną, chorą Iwoną, która leży wyciągnięta na łóżku, podczas gdy oni stoją obok siebie, która leży nieledwie u ich stóp. Podsuwa sobie krzesło, siada, zakłada swobodnie nogę na nogę, a wygląda lepiej niż kiedykolwiek. Fryzjer skrócił jej włosy, lekko podmalowane oczy błyszczą, a na policzkach pojawił się rumieniec.

– Może mam nie wiedzieć o tym, że rżnąłeś ją dwadzieścia lat temu? Czy to o tym mam nie wiedzieć, Iwonko? A ty Tomeczku, jak myślisz, czy to jest ta rzecz, o której nie będę wiedzieć?

Tomek kładzie jej rękę na ramieniu.

– Marto! Proszę, chodźmy do domu. To nie jest miejsce na takie rozmowy.

– O nie, kochanie. – Marta strząsa jego rękę jak uprzykrzoną muchę. – Tylko tu jest miejsce na takie rozmowy.

Głos Marty już jest spokojny. Patrzy mu prosto w oczy.

– Mógłbyś mieć tyle taktu, żeby zaprzeczyć. Lub powiedzieć, nie rżnąłem, tylko kochałem się z nią, czy coś równie głupiego…

– Marto, ja…

– Milcz, ty głupcze! – Marta podnosi głos i nie widzi kulącej się od tego głosu Iwony, widzi tylko swojego męża, któremu nareszcie może powiedzieć to, o czym wie od dawna. – Myślisz, że o tym nie wiedziałam? Dwadzieścia lat z tym żyłam. Wiedziałam, że w tobie to siedzi. Ale nie możesz z nią być!

Wtedy Iwona słabym głosem prosi:

– Wyjdźcie stąd. To nie jest moja sprawa.

I Marta jakby dopiero teraz zauważyła, że nie jest z Tomkiem sama, zwraca się do łóżka:

– To jest twoja sprawa!

– Nie, kochanie. – Iwona nie chce rezygnować ze swojego prawa do spokoju. – To nie jest moja sprawa.

– Jeśli mogę… – Tomek próbuje nieudolnie zaistnieć. – Chcę to wyjaśnić. Z wami obiema.

– Nie ma czego wyjaśniać. – Iwona podciąga kołdrę na piersi.

– Więc to prawda? – Z Marty uchodzi powietrze. Przez całe lata żyła nadzieją, że jeśli dojdzie do konfrontacji, Tomasz zaprzeczy.

– Dajcie mi spokój.

Proszę spod kołdry już jest błagalne.

Kobiety patrzą na siebie.

Głos Tomasza jest spokojny, jak zawsze.

– To prawda. Owszem, Marto, w czasie strajku mieliśmy, wtedy na uczelni… incydent. – Patrzy na Iwonę i mówi cicho: – Przepraszam.

– Za co? Przecież to prawda…

– Atmosfera czy Bóg jeden wie, co… – Tomek spuszcza oczy, stoi przed Martą bez ruchu.

28
{"b":"100429","o":1}