Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Muszą ukryć bezcenne starodruki i rękopisy. Sądzisz, że zostawiliby to w zwykłym mieszkaniu? A gdyby Niemcy, tak jak robili w innych miastach, wysiedlili całą dzielnicę, by tam zamieszkać? Jak w razie nagłej decyzji władz wywieźć kilkadziesiąt metrów sześciennych papieru?

– Co pan sugeruje?

– Gdybym ja to ukrywał, a miałbym mieszkanie, powiedzmy, pięciopokojowe, trzy pokoje zapełniłbym książkami, a potem… Potem zamurowałbym wejście i udawał, że mieszkanie jest dwupokojowe. Druga możliwość to oddzielenie części strychu fałszywą pochyłą ścianą udającą dach, ale to uznałbym za ostateczność. Jest wojna, mogą być bombardowania. Lepiej ukrywać na niższych piętrach.

– A w piwnicach?

– Trudno ocenić, ale tam jest przeważnie wilgotno. Nie wiedzieli, ile czasu upłynie, zanim skończy się okupacja. Jasne, że mogli zawinąć książki w nawoskowane gazety i pozamykać w skrzyniach, ale jeśli musieli działać szybko i dyskretnie, ten wariant odpada.

– Hmm. Pytanie jeszcze, czy nie wydobyli tego po wojnie. Nawet, jeśli wszyscy zginęli, to mogli powierzyć informacje znajomym, krewnym, mogli je zostawić gdzieś w postaci szyfru, który byliby w stanie złamać inni miłośnicy matematyki sefiriotycznej…

– To jedna z możliwości.

– Chyba muszę wybrać się do hipoteki, a potem do administracji budynków komunalnych – powiedziała z westchnieniem.

– I co chcesz zrobić? – zaciekawił się.

– Muszę przejrzeć wszystkie przedwojenne księgi wieczyste, a potem porównać dane ze stanem obecnym. Znajdę, wcześniej czy później, jego adres.

– Wspominał, że mieszkanie jest kupione na kogoś innego. On je tylko wynajmował, żeby trzymać tam bibliotekę.

– W księgach będą numery działek i powierzchnia użytkowa lokali. Pośród tych kilku, kilkunastu tysięcy mieszkań trzeba znaleźć to jedno, którego powierzchnia zmniejszyła się skokowo, powiedzmy, o jedną trzecią. Trzeba będzie też uwzględnić mieszkania, które powstały przez podział dużych przedwojennych na mniejsze.

– To brzmi bardzo poważnie.

– Owszem. Robótka będzie upojna…

– Mogą się pojawić fałszywe tropy – zauważyła Stasia. – Jeśli czynsz naliczany jest na postawie powierzchni, to każdemu chyba zależy, żeby urwać kilka metrów kwadratowych. Z kolei po wojnie, jeśli robiono tu zagęszczanie, ludzie mogli zamurowywać pokoje, aby władza nie mogła ich odnaleźć… A potem, w spokojniejszych czasach, po ich otwarciu już tego faktu nie zgłaszali…

– Do diaska.

Zamilkli.

– A gdyby podejść od drugiej strony? – zapytała księżniczka. – Może niepotrzebna nam biblioteka cadyka Storma, może wystarczy ktoś obeznany w kabale, kto nam o tym opowie i poradzi, jak się zabezpieczyć?

– Moi przyjaciele z pewnością już nie żyją. – Sędziwój podrapał się po głowie. – Ale… Może jeden został? Spotkałem go piętnaście lat temu, teraz musiałby mieć dziewięćdziesiąt. Spróbuję go odnaleźć. Jednak biblioteka bardzo by nam się przydała. Golem nie jest jedynym problemem, z którym przyszło nam się zmierzyć. Muszę ustalić pewien numer telefonu… Jutro sobota – przypomniał sobie. – To wyjątkowo kiepski dzień, żeby załatwiać sprawy z Żydami.

– Hipoteka też pewnie zamknięta – zauważyła Stasia.

– Jeszcze jedno pytanie. Przyjmijmy, że znajdziemy mieszkanie, w którym brakuje dwu pokoi. Co wtedy? – Katarzyna przekrzywiła głowę.

– Jestem durniem – mruknął. – Szyby.

– Co szyby?

– Gdyby kilka pokoi stało latami zamurowane, to szkło w ich oknach byłoby potwornie brudne.

– Poszukamy zatem, patrząc po oknach. – W jej oczach zalśniły figlarne ogniki. – A potem przystawimy drabinę.

– Część może być od podwórza – zauważyła Monika.

– A w wielu bramach są domofony…

– W podwórzu raczej nie, bo ludzie mieszkają tam okno w okno, i sąsiedzi z naprzeciwka dostrzegliby coś podejrzanego – rzuciła Stasia. – Do chrzanu. Od strony ulicy też nie.

– Chyba że od Plant – podsunęła księżniczka.

Poskrobał się po brodzie.

– Wiesz – powiedział wreszcie – z tymi oknami to był dobry pomysł, ale jednak nie do końca. Musimy opracować inną metodę.

– Piece – podsunęła agentka. – Sądzę, że na Starym Mieście dawno już zainstalowano centralne ogrzewanie. Tymczasem część mieszkania, która oficjalnie nie istnieje, nie może być oficjalnie ogrzewana. Zatem pali się tam nadal w piecach kaflowych.

– Błąd logiczny. – Pokręcił głową. – Jeśli gdzieś instaluje się ogrzewanie, to po pionach. Robotnicy wywierciliby w suficie dziurkę piętro wyżej i wleźli prosto do tajnej biblioteki. Ale powiedziałaś tu coś, co kieruje nas na zupełnie nowe tropy.

Katarzyna zastanawiała się nie dłużej niż dziesięć sekund.

– Ludzie – powiedziała wreszcie. – Do tej pory sądziliśmy, że to pomieszczenie jest zamknięte od 1939 roku, ale być może właściciel mieszkania wie o tych hipotetycznych trzech pokojach. Zainstalował tam kaloryfery, chodzi, myje okna i zmienia firanki.

– Tak. Strażnik. Depozytariusz.

– A może już dawno wywiózł bibliotekę w walizkach po kilka książek naraz? Do Ameryki lub Izraela. Albo na Kazimierz.

Alchemik trzasnął dłonią w stół.

– Jestem pełen podziwu – stwierdził ze smutkiem. – Masz główkę nie od parady…

– Takie wykształcenie – odparła, mrużąc oko. – Uczono nas przede wszystkim szukać dziur w całym i wynajdywać każdą lukę w logicznym, zdawałoby się, wywodzie…

– Wyślę maile do Izraela – powiedział spokojnie. – Poproszę, by skontaktowali mnie z jakimś miejscowym fachowcem. Biblioteka biblioteką, jeśli jej odnalezienie jest zbyt trudne albo niemożliwe, obejdziemy ten problem bokiem.

– Napiszesz do nich, co się stało?

– Nie. Jeśli to oni przysłali golema, to lepiej nie odkrywać naszych kart.

Zegar melodyjnie wybił drugą w nocy.

– Pora na nas – powiedziała Stanisława, spoglądając z niechęcią na smagane deszczem szyby.

– Na podwórzu stoi niebieski fiat. – Podał jej kluczyki. – W wolnej chwili odstawcie mi go z powrotem.

* * *

Laszlo i Arminius w zadumie patrzyli na gliniane ciało wstrząsane drgawkami. Golem, straszliwie poharatany, leżał na ceglanej podłodze. Co chwila otwierał oczy i próbował się podnieść, jednak zaraz opadał bezsilnie.

– Dziwne – cmoknął starszy łowca. – Powinien się zregenerować, ale jakoś mu nie idzie. I zadania chyba nie wykonał…

– Co robimy?

– Męczy się, trzeba dobić… Właściwie nawet nie dobić, przecież to nie żyje…

Pochylił się nad ciałem z nożykiem w dłoni i jednym pociągnięciem usunął literę alef z przedramienia stwora. Na twarzy istoty odmalowało się coś na kształt wdzięczności, po czym golem sapnął i rozsypał się w kopczyk błękitnych okruchów.

– Nie sądziłem, że cwaniara jest taka silna… Wrócił zmaltretowany, jakby zderzył się z lokomotywą.

– Skoro jego tak załatwiła, to czy my mamy choćby minimalne szansę przeżycia? – Młody poskrobał się po głowie.

Po raz pierwszy w życiu poczuł, że polowanie na wampiry niekoniecznie musi być dobrym sposobem na życie.

– Najwyżej zginiemy…

– Z golemem tak czy siak koniec – mruknął Laszlo. – Co dalej? Budujemy kolejnego?

– Nie wiem. Nie poradził sobie przecież. Raczej wykombinujemy coś innego. Wiesz, czym jest wyrzutnia kurczaków? – zapytał Arminius.

– Nie. Nigdy się z czymś takim nie zetknąłem. – Pokręcił głową Węgier. – Ale sama nazwa brzmi idiotycznie.

– To urządzenie testujące szyby samolotowe w USA. Wkłada się do odpowiedniej komory martwego kurczaka i wystrzeliwuje przez specjalną dyszę z szybkością dwu machów.

– Symuluje zderzenie się samolotu z ptakiem?

– Dokładnie tak. A nam posłuży do wystrzelenia kołka. Po kolejnych fuszerkach Monika będzie bardzo ostrożna, niewielkie mamy szansę dopaść ją na otwartej przestrzeni.

– Innymi słowy, upolujemy ją, gdy na przykład będzie jechała samochodem?

– Tak. Przyładujemy z wyrzutni i przykołkujemy ją elegancko.

26
{"b":"100375","o":1}