– Nigdy.
Milczały przez chwilę.
– Miałam wielu wrogów – powiedziała wreszcie Stanisława. – W Etiopii i Sudanie. Może ktoś mnie odnalazł.
– A może to ci z Bractwa Drugiej Drogi?
– Jasne. – Przygryzła wargi. – Że też o tym nie pomyślałam…
* * *
Mistrz Michał odebrał maile. Jeden z nich przyszedł z Berlina. Nadawcą był pracownik wydziału archeologii tamtejszego uniwersytetu… Alchemik kliknął myszką i otworzył załącznik. Asyryjski traktat „Wrota pieca” z VII wieku przed naszą erą spisano trzciną na glinianych tabliczkach. Jego tekst nie był przeznaczony dla profanów, tabliczki ukryto skrzętnie w bibliotece pałacowej, założonej jeszcze przez króla Ascharodona. Być może istniał tylko jeden odpis? Prawdopodobnie zaufany człowiek miał nauczyć się tego tekstu na pamięć, a potem tabliczki zostałyby zniszczone. Traf chciał, że stało się inaczej. W 614 roku p.n.e. sprzymierzone armie medyjska i babilońska rozbiły asyryjskie wojsko i obległy Niniwę. Miasto padło, a król Sinszariszkun zginął w gruzach płonącego pałacu. Ogień strawił dzieła sztuki, ale dla biblioteki okazał się zbawienny. W płomieniach wielogodzinnego pożaru gliniane tabliczki wypaliły się na cegłę… Dzięki temu przetrwały prawie trzy tysiące lat, nim wydobyły je z ziemi łopaty niemieckich archeologów.
Każdy tekst alchemiczny posiada kilka warstw. Profan zrozumie piąte przez dziesiąte, zagubi się w wymyślnych konstrukcjach stylistycznych, nie przebrnie przez złożoną symbolikę. Dobry fachowiec, zgłębiający dzieła hermetyczne, pojmie więcej. Ba, może mu się nawet wydawać, że zrozumiał wszystko. Ale dopiero prawdziwy alchemik, adept sztuk hermetycznych, który spędził całe lata na studiowaniu dzieł swoich poprzedników, zrozumie wszystko. On się domyśli, gdzie tekst należy rozumieć dosłownie, a gdzie doszukiwać się ukrytego sensu. On będzie wiedział, które partie należy odczytać zupełnie odwrotnie…
Asyria dysponowała najlepszym wywiadem wojskowym i cywilnym na świecie. Skąd zdobyli dane zawarte w księdze? Kogo przekupili, kogo przeciągnęli na swoją stronę, kogo torturowali dla wydarcia tajemnicy? Czyta i nie może pozbyć się natrętnego uczucia szacunku.
Autor, a może autorzy „Wrót pieca” musieli przeniknąć do środowiska alchemików egipskich. Nie piszą o tym wprost, ale rozległe fragmenty to opis metod zawartych w „Księdze Tota”. Seton miał ją w ręce, być może jako ostatni z żyjących… Ale tysiąc sześćset lat wcześniej, gdy Asyryjczycy pisali ten traktat, dostęp do niej musiał być łatwiejszy. Opisana przez nich metoda to nic innego, jak przepis na uwarzenie kamienia filozoficznego… Ale to tylko część księgi. Opisują też inną metodę, wynalezioną przez Chaldejczyków. To właśnie druga droga. Użyta symbolika nieco różni się od tej stosowanej przez Setona, Sędziwój ma problemy ze zrozumieniem. Ale wszystko powoli staje się jasne. Potrzebna jest rtęć i oliwa. I krew dziewicy. Rtęć miesza się z krwią. Dodaje coś jeszcze, tego nie zdołał zrozumieć, a potem podgrzewa wiadro rtęci na oliwnym kaganku. Ile czasu? Przez rok bez przerwy… W tym czasie w rtęci rodzi się kruszec. Wreszcie trzeba wyprażyć amalgamat w ogniu i odzyskać złoto. Asyryjscy alchemicy, wspominając o tej metodzie, trzeźwo zauważyli, że wobec cen oliwy produkcja kruszcu tą drogą jest zupełnie nieopłacalna.
Mistrz czyta i kręci ze zdziwieniem głową. Najwyraźniej asyryjscy alchemicy z Niniwy nie poradzili sobie z metodą pierwszą i spróbowali zaadaptować metodę drugą dla swoich potrzeb. Zamiast oliwy użyli oleju ziemnego, czyli pospolitej ropy naftowej, jednak, jak wynika z opisu, uzyskali tylko śladowe ilości złota. Zapewne trzeba zachować temperaturę spalania. Użyli krwi koziej, a nie ludzkiej. Humaniści…
Jest i opis trzeciego sposobu. Tu go naprawdę zaskoczyli. Symbolika wymyka się jego rozumieniu. Brak tu starych alchemicznych znaków: jaja, kruka, węża, róży, słońca, księżyca, władcy i ognia… Zamiast tego mowa jest o kości smoka, okrągłym kamieniu, kobiecie przybyłej ze słońca, żabie, która przynosi powodzenie, i o płynie, który zamienia brąz w złoto. Z tym sobie nie poradzi. Ale czuje, że wiedza ta pochodzi z daleka. Smok i żaba wskazują na Chiny. Kobieta ze słońca może być japońską boginią Amaterasu-o-mi-Kami. Tynktura w postaci roztworu? W sumie, czemu nie. Wyłączył komputer.
Wiele jest dróg prowadzących do celu. Od swego nauczyciela i mistrza Setona Gebera Cosmopolity nauczył się, że jest jedna droga cnoty i druga, która jest drogą występku. Dziś dowiedział się o istnieniu metody trzeciej. Chińska alchemia… Może warto się tym zająć? Może trzeba pojechać na Tajwan i odszukać miejscowych hermetystów? Czy przyjęliby go do swojego grona? Pewnie tak…
– Wszystkie rzeczy wzięły się z jednego – mruczy sam do siebie. – I jedna jest ojczyzna ludzi światłych: wiedza.
Ale na razie… Na razie trzeba odszukać członków Bractwa Drugiej Drogi i wykonać na nich wyrok. Wzdraga się na myśl o konieczności zabijania, ale wie, że to nieuniknione. Degeneraci, którzy gotowi są mordować, by zdobyć złoto, muszą umrzeć.
Rozdział IX
Szkoła. Księżniczka powoli przemierza korytarz wyłożony jasnym, sosnowym parkietem. Ma akurat długą przerwę. W torbie z mocnego, szarego, malarskiego płótna ciążą jej podręczniki i zeszyty. Przygryza leciutko wargi. Nie wiedzieć który raz w życiu czuje się zmęczona. Łapie się na tym, że polubiła liceum. Może dlatego, że traktuje je z dystansem, jako miejsce tymczasowego tylko pobytu?
Jej koleżanki z klasy stają na rzęsach, pochłaniając wiedzę, uczą się najdrobniejszych szczególików, byle tylko choć o cal wyprzedzić konkurentki w wyścigu szczurów. Uczą się uśmiechać, podlizywać bezwstydnie. Każde polecenie wypełniają natychmiast, nie wnikając w jego sens. Uczą się, że oceny nie zależą od tego, co się umie, tylko od tego, czy nadąża się za tokiem rozumowania profesora, czy opanowało sztukę odgadywania jego poglądów i podporządkowało jego wizji. Wiedza, którą zdobywają, jest płaska, opiera się na podręczniku. Stopnie wynikają w znacznej mierze z umiejętności stania na dwu łapkach i merdania ogonkiem. A system oducza samodzielnego myślenia i szukania własnych dróg…
Większość nauczycieli akceptuje ten ludożerczy układ. Nie zauważają nawet, jak strasznie wypaczają się charaktery ich podopiecznych. Pedagodzy mogą spać po nocach, nie dręczą ich wyrzuty sumienia.
Stanisława czy Mistrz Michał są inni. Wszystkich traktują równo. Zachęcają do samodzielnego myślenia. Polonista też jest niczego sobie. Facet świeżo po studiach, idealista. Kruszewskie, Alchemik i on, to zbyt mało, by pokonać inercję systemu.
A jednak jakoś polubiła tę koszmarną budę. Jej koleżanki z klasy nie są takie złe. Trochę ciapowate i ospałe, układ zrobił z nich kujonki i lizuski, ale chyba mają szansę. Wpasowały się w szkołę, oddały jej część swojej duszy, ale tam, w głębi, pozostały żywe. Mają marzenia i tak bardzo pragną czegoś, co zmieni ich szare, monotonne życie. Jest dla nich zagraniczną księżniczką, powiewem egzotyki, dowodem na to, że świat, ten, o którym marzyły, gdzieś jednak istnieje… A ona? Nie ma marzeń. Owszem, pół roku temu marzyła jej się sucha piwnica, talerz wodnistej zupy, całe majtki i niezawszawiony koc. W chwili, gdy znalazła bezpieczną przystań, marzenia zasnęły.
Co będzie dalej? Gosia i Magda pójdą na studia, po kilku latach znajdą sobie pracę albo i nie. Urodzą dzieci. A ona będzie nadal szesnastoletnią wampirzycą, przeskakującą stulecia, żyjącą w świecie, który staje się coraz ciaśniejszy dla istot takich jak ona czy Stanisława.
Zakręciła się i omal nie wpadła na księdza katechetę. Popatrzył na nią i chyba zaniepokoił go wyraz jej twarzy.
– Co się stało, moje dziecko?
– Gryzie mnie bezsens egzystencji.
Delikatnym ruchem ciepłej dłoni podniósł jej brodę. Spojrzenia spotkały się.