Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wychyliła kubek rakiji jednym haustem, tak jak się tego nauczyła w Abchazji. U, mocna! Co najmniej sześćdziesiąt procent. Poczuła ścieżkę wypaloną w przełyku, a w żołądku coś w rodzaju iskrzącej świecy zapłonowej. Faktycznie pomogło. Przestała się trząść. Blask furii w jej oczach lekko przygasł. Podstawiła, żeby nalał jej jeszcze.

* * *

Dochodziła pierwsza w nocy. Zatrzymali się nieopodal mieszkania Stasi.

– Ty – Monika szturchnęła Laszlo. – Całowałeś się kiedyś z wampirzycą? Nie? To będziesz miał co wspominać…

Pocałowała, aż mu świeczki stanęły w oczach. Arminius nucił coś pod nosem.

– Pal diabli, że nie jesteś prawdziwym wampirem – powiedział. – Fajna z ciebie dziewuszka. Tylko głupio wyszło…

– Oczywiście, że nikomu nie powiem – obiecała i dla utrzymania równowagi musiała przytrzymać się latarni.

Ech, rakija…

* * *

Stasia spojrzała przez okno.

– No i jest nasza zguba – westchnęła z ulgą.

– Ty, zobacz, całują się. – Kuzynka trąciła ją w ramię.

Alchemiczka uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Otaksowała łowcę uważnym spojrzeniem.

– Fajnie, że sobie kogoś wreszcie znalazła. Nawet niczego sobie ten jej chłopak. Ciekawe, gdzie się poznali?

* * *

Jest mroźny, grudniowy ranek. W oddali zgrzyta tramwaj. Alchemik stoi przy otwartym oknie w kuchni. Chciwie pije parzące chłodem powietrze. Każdy głębszy oddech okupić musi bólem. Ale to niebawem przejdzie. Żebra zrastają się prawidłowo.

On żyje, a tamci dostali to, na co zasłużyli. I wszystko wróciło na swoje miejsce. Tylko butów szkoda.

Spojrzał na zegarek. Już czas. Za chwilę wejdzie do pokoju i potrząśnie wiszącym na ścianie dzwonkiem. Będą trzeć zaspane oczy, a on powie:

– Wstawajcie dziewczęta. Śniadanie na stole.

Z ciemnego krakowskiego nieba zaczyna padać gęsty śnieg. Zima przyszła na dobre. Wkrótce Wigilia.

51
{"b":"100375","o":1}