Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– To niewiele – mruknął Alchemik. – Mniej nawet niż ja wiem. Nie zachowały się jakieś księgi sądowe, dokumenty dotyczące tych schwytanych? Jeśli tak bardzo ich nienawidziliście, to logiczne wydaje się, że przed śmiercią wyciśnięto z nich to i owo…

Antykwariusz ruszył gdzieś na górę po schodach. Świecę zostawił na dole.

– On nie potrzebuje nawet światła – szepnęła Stanisława.

– Ja też nie. – Wzruszyła ramionami Monika.

Wrócił po chwili z kolejną zakurzoną księgą.

– To rękopis o alchemii – powiedział. – Sporządził go Mojżesz Issereles Auerbach czyli Rabbi Moses Remuch.

– Znałem go – wymamrotał Alchemik. – To był wielki człowiek…

– Michał Sędziwój z Sanoka, otrzymał sekret tynktury od swego nauczyciela i mistrza Setoniusa zwanego Cosmopolitą – czytał Apfelbaum. – On też sekret natury zjawiska transmutacji pragnął poznać i mnie w niektóre arkana alchemii wprowadził, sądząc, iż mógłbym być mu pomocnym…

Przerzucił kilkanaście stron.

– Dziwnie słuchać relacji o własnych dokonaniach – mruknął Mistrz.

– Bractwo Drugiej Drogi, które wedle tego, co wiemy, plugawców i rzezimieszków skupia, którzy arkana alchemii zgłębić próbują, jednak nie dla mądrości ukrytej poznania, ale by złoto zdobyć, a wraz z nim władzę nad ludźmi, której szczególnie pożądają. Pojawiwszy się w Krakowie około 1602 roku, zrazu brata Marka dominikanina porwali i srodze torturując, wiedzę jego wysondować próbowali. Odkrywcą on był sztuki, jak złoto przez dodanie niklu do srebra podobnym uczynić i sekret ten na torturach im wydał, nic więcej jednak z niego nie wydarli, przeto poranionego ciężko pod miastem ostawili, aż po trzech dniach skutkiem zadanych gwałtów zmarł. Wtedy mistrza Michała Sędziwoja dopadli i srogim go poddali sztukom, pięty mu żywym ogniem paląc.

Katarzyna spojrzała na Alchemika. Siedział zasłuchany, widać przypominając sobie dawne dzieje…

– On jednak dzielnie tortury przetrzymał, a chwilę sposobną wykorzystawszy, ręką uwolnioną kata swego zdławił i z okowów oswobodzon, na wolność się wyrwał, mimo okulawienia srogiego, siedmiu członków sekty po drodze zabijając. Wrócił dnia następnego na czele przyjaciół i szturmem siedzibę łotrów wzięli, wewnątrz jednak ducha żywego już nie zastali, a jedynie garść złotych ziaren z pyłu podłóg zebrawszy, domyślać się mogli, że druga droga transmutacji istotnie odkrytą została.

– W odwecie zabili potem w ciągu kilku lat sześciu adeptów alchemii, nieomal kładąc jej kres – westchnął Michał. – Wtedy też zebrałem grupę godnych zaufania ludzi i zacząłem ich szkolić. – Skinął głową w stronę Stanisławy. – Jednak Bractwo nie dało już potem znaku życia…

– Druga droga. – Agentka spojrzała na wampirzycę. – Wspominałaś coś o oliwie i ludzkiej krwi?

– W Bizancjum było trochę alchemików – odpowiedziała. – Większość greckich, ale i trochę uchodźców z krajów arabskich, głównie z Egiptu.

– Imamowie zakazali alchemii pod karą śmierci po tym, jak alchemicy zabrali się za masowe robienie spirytusu z daktyli – wyjaśnił Mistrz.

– I właśnie ci z Egiptu zostali oskarżeni o magię i produkcję złota – dodała Monika. – Ponoć kupowali młode niewolnice, by coś robić z ich krwią. Rozbito całą szajkę i spalono ich oraz ich księgi…

– Geber wspominał mi o „Księdze Tota” – mruknął Sędziwój. – Na niej oparł się, tworząc tynkturę, ale była tam opisana też druga droga… Krew, rtęć i oliwa nie wystarczą – zwrócił się do Moniki. – Zwłaszcza, że oliwa to tylko paliwo… Dodawali jeszcze czegoś, jakieś metale, minerały.

– Jeśli to rzadkie dodatki, to może da się ich w ten sposób wyśledzić – zasugerowała Katarzyna.

– Owszem, ale nie pamiętam jakie – westchnął.

Spojrzał na golema w milczeniu siedzącego za stołem.

– Czy w tej bibliotece znajduje się „Księga Tota”?

– Niestety. – Strażnik zbiorów pokręcił przecząco głową. – Cadyk Storm tylko słyszał o niej, ale mimo wieloletnich poszukiwań nie znalazł ani jednego egzemplarza. Być może w księgozbiorze papieskim znaleźlibyście ten rękopis… A może nie ocalał ani jeden.

– Do zbiorów Biblioteki Watykańskiej nas nie dopuszczą – mruknęła Stanisława.

– Hmm. Może i znam kogoś, kto będzie potrafił streścić nam jej zawartość… – zadumał się Alchemik. – Ale nie wiem, czy skórka warta wyprawki… Znasz może koptyjski? – Spojrzał na Monikę.

– Mieszkałam kilka lat w Aleksandrii – księżniczka pokręciła głową – ale nie mówiłam w nim biegle.

– Fatalnie… Jednak chyba nie mamy innego wyjścia. Gdzieś tam – objął gestem półki – znajduje się „Księga Uchylonych Wrót” – zwrócił się do antykwariusza.

– Znajduje się – potwierdził bardzo powściągliwie.

– Musimy ją pożyczyć.

Zapadło długie, bardzo długie milczenie. Golem nie zna uczuć, litości, miłości, empatii. Utrudniałyby zadanie. Wpojono mu poczucie lojalności i pozbawiono woli w znacznym stopniu. Golem nie złamie rozkazu swego twórcy, nawet jeśli miałoby go to kosztować życie. Golem nie zna strachu. Prawie. Posiada instynkt samozachowawczy, który sprawia, że czasem może się przestraszyć. Jednak powody muszą być naprawdę poważne.

– Jesteście świadomi ryzyka? – zapytał wreszcie.

– Tak.

– Zrobię wam ksero – zadecydował. – Ale będziecie je musieli zniszczyć zaraz potem. To nie może trafić w obce ręce.

– Wiem. Nie trafi.

Zniknął w ciemnościach, a po kilku minutach wrócił z metalowym tubusem, kryjącym wewnątrz zwój pergaminu zapisany hebrajskimi literkami.

Rozdział VI

Kraków ma swoje tajemnice. Któż może wiedzieć o nich lepiej niż Alchemik? Miasto zmieniało się na jego oczach. Powstawały nowe domy, waliły się w gruzy stare. Znał kilkunastu architektów, rajców miejskich, właścicieli kamienic, kupców, nawet królów. Poznał także miłośników miasta, konserwatorów, archeologów. Składał wiedzę kawałek po kawałku, aż ułożył całą mozaikę. Wśród licznych zajęć, którymi się parał, było także projektowanie kanalizacji, fortyfikacji i budynków… Zna miasto lepiej niż zawodowi przewodnicy. Lepiej niż jego mieszkańcy. Lepiej niż policja i lepiej niż Wojewódzki Konserwator Zabytków.

Gdy pod koniec XX wieku liznął nieco informatyki, dowiedział się, że programiści często zostawiają w swoich dziełach tajne furtki, umożliwiające omijanie zabezpieczeń i wchodzenie do programów niejako od tyłu. Zdumiało go to niepomiernie, bo choć zmieniły się narzędzia, idea pozostała ta sama. On także, projektując domy, tworzył sobie i klientom, na wszelki wypadek, tajne przejścia oraz schowki. Architekci przy kubkach węgrzyna i miodu też to i owo mu powiedzieli.

Muzeum archeologiczne to miejsce średnio przyjemne. Zwłaszcza w nocy, gdy między drzewami na Plantach wyje wiatr, a w okna bije marznąca, zimowa mżawka. Budynek przy ulicy Poselskiej jest stary jak świat. Znaczne partie murów pochodzą z czasów, gdy swoją siedzibę, tak zwany Malowany Dwór, posiadali tu Tęczyńscy. W 1611 roku pałac przekazano zakonnikom ze zgromadzenia karmelitów. Mnisi przez blisko trzydzieści lat pracowicie wznosili tu klasztor i kościół pod wezwaniem św. Michała. W 1797 roku w dawnym klasztorze urządzono ciężkie więzienie polityczne…

Alchemik przymyka oczy. 4 marca 1846 roku. Nosił wtedy imię Marcel Stern… Do Krakowa wkraczają wojska austriackie. Zwycięska armia i pokonane miasto, jak tylekroć w historii. Gwałty, rabunki, samowole, panoszące się żołdactwo. I on. Oficer wrogiej armii, przybywający, by nawet w obcym mundurze chronić i służyć. Otoczyć opieką miasto i jego mieszkańców.

Chodził od szynku do szynku. Bił swoich podkomendnych po mordach i zmuszał, by uregulowali rachunki. Gasił burdy, spisywał nazwiska pijanych szeregowców i straszył karną kompanią. Zastrzelił złodzieja, który, wykorzystując chaos, chciał się obłowić… Swawolę żołnierzy można poskromić. Ale czasem stopień i gwiazdki na epoletach nie wystarczą…

Dwaj oficerowie pochwycili na ulicy panienkę z parasolką i wlekli do najbliższej bramy. Słowa nie pomogły. Alchemik wykorzystał chwilę, gdy zemdlona dziewczyna spuściła głowę i zdekapitował ich obu jednym cięciem szabli…

29
{"b":"100375","o":1}