Poczułem naraz, że wcale nie chcę za szybko opuszczać tych murów.
***
Leżałem wygodnie wyciągnięty i oglądałem na komputerze dziennik. We Lwowie po zamachu zastosowano wzmożone środki bezpieczeństwa, w Warszawie znaleziono bombę w studzience kanalizacyjnej, dwaj pacyfiści dokonali samospalenia, poza tym obchody rocznicy przebiegły bez zakłóceń. Inflacja w Niemczech przekroczyła czterysta procent, Narodowy Bank Polski wstrzymał wszystkie transakcje zawierane w markach. Ministerstwo Dobrobytu zarządziło, by w związku z postępującą deflacją złotówki skrócić wymiar czasu pracy z trzydziestu do dwudziestu pięciu godzin tygodniowo, a urlop płatny wydłużyć z sześćdziesięciu pięciu do siedemdziesięciu dni w roku. PPS oprotestowała tę propozycję, uważając, że tak dużo czasu wolnego wpłynie demoralizująco na społeczeństwo. Doniesienia z zagranicy. Terroryści zaatakowali rakietami polskie szyby naftowe w Kuwejcie i Iraku oraz próbowali w dwu miejscach wysadzić Rurociąg im. Przyjaźni Polsko-Arabskiej. W Paryżu rolnicy manifestowali przeciw rzekomo dumpingowym cenom polskich win i serów, twierdząc, że oscypek niebawem stanie się narodową potrawą Francji, wypierając z rynku miejscowe wyroby… Duńscy socjaliści wysunęli propozycję wykreślenia Invocatio Dei z preambuły przygotowywanej konstytucji ESWH. Akcja Katolicka demonstrowała w Warszawie, domagając się, by natychmiast wysłać korpusy ekspedycyjne do Kopenhagi celem przywrócenia swobód religijnych protestanckiej większości…
Też nie mają innych zmartwień… – pomyślałem zasypiając.
***
Rano ściągnąłem sobie komplet, dwadzieścia sześć filmów. Siadłem w salce kinowej i oglądałem je po kolei. Wszystkie stare, czarno-białe kroniki, przygotowano wedle jednego schematu. Na początku hymn Rzeczypospolitej, potem mapa z zaznaczonymi kierunkami natarcia i zajętymi pozycjami. I jeden komentator. Najpierw krótkie streszczenie sytuacji militarnej, potem obszerny materiał – filmy z frontu, pokazujące polskich żołnierzy idących do natarcia, efektowne wybuchy, długie kolumny przygnębionych niemieckich żołnierzy, maszerujących do obozów jenieckich… A w tle komentarz, ciągle ten sam głos.
Znajome kadry, puszczane wielokrotnie w telewizji. Uciekający z Gdańska pancernik Schleswig-Holstein, podziurawiony jak sito przez polskich płetwonurków, utyka ostatecznie na mieliźnie, pechowo, bo akurat w zasięgu artylerii jednostki na Westerplatte. Niemiaszki byli twardzi, bronili się w na wpół zatopionym okręcie całe czternaście dni. Dopiero gdy ostrzał z dowiezionych pospiesznie ciężkich dział wyeliminował im artylerię przeciwlotniczą, a samolot rolniczy po raz trzeci oblał pokład napalmem, wywiesili białą flagę…
Na jednej z kronik był nawet Michalski, młodszy o kilkadziesiąt lat, w poszarpanym mundurze, odbity z niemieckiej niewoli… Pierwszy września, otwarcie frontu wschodniego. Tysiące ukraińskich ochotników na punktach mobilizacyjnych. Hale fabryczne, szwalnie, kobiety odpruwają niemieckie dystynkcje z mundurów Wehrmachtu. Sojuszników trzeba było w coś ubrać, zdobyczne sorty przydały się jak znalazł. Drugi września, zniszczone cerkwie, kołchozowe baraki. To już radziecka część Ukrainy. Tysiące jeńców, byłych żołnierzy Armii Czerwonej, składa przysięgę na wierność Rzeczypospolitej. Nowogród, osiemnasty września. W pierwszym większym rosyjskim mieście, zajętym przez legion rosyjski, następuje koronacja Włodzimierza Kiryłowicza Romanowa na cara Rusi…
Trzasnęły drzwi. Do sali wszedł sędziwy generał. Przywitaliśmy się.
– Oglądaj dalej – polecił, siadając obok.
Ofensywa zimowa, wreszcie wiosna 1940 roku, Irkuck, ostatni poważniejszy punkt oporu komunistów. Polacy zagrozili, że użyją bomby atomowej… Czerwoni chyłkiem usiłowali uciec z miasta, ale zbuntowana ludność rozkręciła tory kolejowe, a z piwnic i strychów wyszli świetnie uzbrojeni żołnierze barona Aleksego Ungerna von Sternberg i, urządziwszy regularne polowanie, powywieszali komunistów na latarniach. Tylko najważniejsi skończyli wbici na pal. Polscy, ukraińscy i rosyjscy ochotnicy bratają się z ungernowcami. Koniec wojny. Parada zwycięstwa w Kijowie i w Warszawie. W Moskwie urządzić parady się nie się dało, krater powstały w miejscu Kremla dopiero plantowano…
– Powiedz mi, kiedy pojawiły się pierwsze polskie zegarki elektroniczne? – zapytał niespodziewanie Michalski.
– Hm. Myślę, że w połowie lat sześćdziesiątych, razem z upowszechnieniem się komputerów osobistych. – Zamyśliłem się. – Zaraz, firma „Błonie” obchodziła ostatnio czterdziestolecie istnienia. Czyli 1964?
– Coś koło tego. Oczywiście mówimy tu o produkcji cywilnej. Wojsko takie zabawki miało nieco wcześniej. Ja swój pierwszy dostałem w 1956, jak jechałem z misją ostatniej szansy do USA. To był jeden z prototypów, ale chodziło nam o to, żeby olśnić tych kowbojów przewagą techniczną, więc obwiesili naszą delegację jak choinki. Miałem też prototyp komputera walizkowego. Cholernie baliśmy się, żeby nam tego nie rąbnęli, toteż na wszelki wypadek wmontowaliśmy w komputer bombę oraz mechanizm zegarowy… At, nieważne.
– Czyli koniec lat pięćdziesiątych.
– Właśnie.
– A teraz coś sobie obejrzymy…
Pstryknął pilotem. Stara kronika ruszyła. Hymn, mapa i zagadkowy człowiek, komentujący sytuację. Generał odczekał do odpowiedniego momentu i wcisnął pauzę.
Na ekranie pozostała ręka trzymająca wskaźnik oraz fragment konturówki z zaznaczonym końcem linii Maginota. Biała strzała, obrazująca trzon naszych wojsk, przebijała się przez kilka niemieckich i belgijskich rubieży obronnych, a po wyjściu w przestrzeń operacyjną na ich tyłach rozdzielała się na trzy.
– Popatrz, co ma na ręce.
Spod mankietu wystawała połowa kwadratowej obudowy zegarka.
– Do licha – szepnąłem.
– A teraz zobacz, co będzie, jak spróbujemy powiększyć.
Pstryknął pilotem. Ręka rosła w oczach, jednocześnie jej partia z zegarkiem coraz bardziej się pikselizowała.
– Ktoś nałożył na oryginalny film łatkę cenzurującą. – Domyśliłem się.
– Tak. Nawet taki detal gady wypatrzyli i zamaskowali.
– Ciekawe.
– Właśnie, ciekawe. Rozumiesz teraz?
Zadumałem się głęboko.
– Wydaje mi się, że tak – powiedziałem wreszcie. – Ale to przecież niemożliwe.
– Ten człowiek przybył z przyszłości. Wylądował może miesiąc przed wybuchem II wojny światowej. Miał dwie walizkowe atomówki, komputer osobisty, zegarek na ręce i zapewne CD-ROM (tak nazywali te stare nośniki w kształcie krążków) ze skopiowanymi zdjęciami starych niemieckich map sztabowych. Prawdopodobnie także przenośną wyrzutnię rakiet przeciwlotniczych. Bo wiedział, gdzie i kiedy trzeba zestrzelić samolot z hitlerowskim ministrem… Przybył, aby zmienić historię. Przybył z innej przyszłości, takiej, która dla Polski i Polaków musiała być gorsza. Na tyle gorsza, że zdecydował się zaryzykować i ją zmienić. Potrzebował pretekstu do rozpoczęcia wojny. Wiedział, co wiezie von Ribbentrop. Dlatego samolot ministra spadł, a tajny traktat ujrzał światło dzienne. Potem wybuchły bomby. Przybysz dostarczył też listę fizyków, którzy mogli broń atomową zbudować. Wyłapano ich po całym świecie i wybito bez litości. To zahamowało rozwój atomistyki na całe dziesięciolecia. Niektórych zaniedbań nie nadrobiliśmy do tej pory.
– Hm. A niewypał z Londynu?
Zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko.
– Elemelek – powiedział.
– Co takiego? – Nazwa skojarzyła mi się wyłącznie z jakąś polską dobranocką.
– Tak w wojsku nazywamy urządzenia, które nie działają, ale służą robieniu w konia przeciwnika. Wzięli trochę sztabek uranu, poprzekładali płytkami krzemu, dorobili fikuśny zapalnik z radu, a potem zrzucili na Londyn. Atrapa spadła i roztrzaskała się na kawałki, ale Angole pozbierali je skrzętnie i dalej dumać, co to jest. I co mogli wymyślić? Po tym, jak z Berlina i Moskwy zostały kupy radioaktywnego gruzu, rozwiązanie zagadki nasunęło im się niejako automatycznie. Reszta była jasna i oczywista. Bomba spadła na ziemię i się rozbiła, bo zapalnik zegarowy miał ją odpalić jeszcze w powietrzu. Czyli zasadniczo trzeba ją tylko poskładać do kupy i skopiować, by wydrzeć Polakom sekrety broni atomowej. Ale nie przewidzieli, że to tylko elemelek. I przez następne sześćdziesiąt lat łamali sobie na tym zęby. Bo że powinno zadziałać, nikt nie miał wątpliwości. Uran mają, problem z zapalnikiem…