Литмир - Электронная Библиотека
A
A

CZĘŚĆ VII. Carcassonne Wrzesień – październik 1891

ROZDZIAŁ 51

Niedziela, 27 września 1891

Następnego ranka po przyjęciu Leonie, Izolda i Anatol wstali późno.

Wieczór okazał się wspaniałym wydarzeniem towarzyskim, co do tego wszyscy się zgadzali. Przestronne wnętrza Domaine de la Cade, dotąd pogrążone w ciszy, na nowo powróciły do życia. Służba podśpiewywała i pogwizdywała przy pracy, Pascalowi uśmiech nie schodził z twarzy, Marieta stale podskakiwała, także ciągle uśmiechnięta.

Tylko Leonie czuła się nieszczególnie. Męczył ją potworny ból głowy, nawet miała dreszcze. Najwyraźniej wypiła za dużo wina, a rozmowa z panem Baillardem również nie przeszła bez wrażenia.

Większą część poranka przeleżała na chaise longue, chłodząc czoło kompresem. Gdy w porze obiadu poczuła się na tyle dobrze, by skubnąć grzankę i wypić kilka łyków bulionu, odkryła inną dolegliwość, często związaną z wielkimi wydarzeniami. Otóż tak długo czekała na proszoną kolację, że teraz, gdy już było po wszystkim, świat wydał jej się pusty i nieciekawy.

Przypatrywała się ciotce zajętej sprawami domu i majątku, jak zawsze spokojnej, ale teraz swobodniejszej i spokojniejszej niż wcześniej. Wystarczyło spojrzeć na jej twarz, by się zorientować, że jest wreszcie panią domu. Ona rządzi nim, nie na odwrót.

Anatol także był w doskonałym nastroju, idąc przez hol do biblioteki czy z salonu na taras, nieodmiennie pogwizdywał i ogólnie robił wrażenie człowieka, który ma świat u stóp.

***

Nieco później Leonie przyjęła zaproszenie Izoldy na spacer po ogrodach. Skoro już jej się rozjaśniło w głowie i poczuła się lepiej, chętnie skorzystała z okazji, by rozprostować nogi. Popołudnie było ciepłe, słońce gładziło dziewczynę po twarzy. Szybko odzyskała dobry humor i wyborne samopoczucie.

Prowadziły lekką rozmowę na tysiąc i jeden zawsze interesujących tematów: muzyka, książki, najnowsza moda. Izolda kierowała się w stronę jeziora.

– Chciałabym, żebyśmy się zastanowiły powiedziała w pewnej chwili

– jak zaplanować czas twojego pobytu w Domaine de la Cade. Anatol wspomniał, że interesuje cię historia i archeologiczne zabytki okolicy W takim razie mogłabym ci podsunąć kilka interesujących propozycji wycieczek. Na przykład do ruin zamku w Coustaussie?

– Chętnie!

– Rozumiem, że nadal będziesz chciała czytać. Zdaniem Anatola masz taki apetyt na książki, jak inne kobiety na biżuterię lub stroje.

Leonie spłonęła rumieńcem.

– Według niego, za dużo czytam, ale prawda jest taka, że on czyta za

mało! Wie wszystko o książkach jako przedmiotach, lecz nie pojmuje hi

storii zawartych na kartkach!

Izolda zaśmiała się dźwięcznie.

– Pewnie dlatego musiał powtarzać egzamin maturalny! Leonie spojrzała na ciotkę ze zdumieniem.

– Zdradził się z tą tajemnicą?

– Ależ skąd! Który mężczyzna będzie się przechwalał niepowodzeniami!

– Wobec tego…?

– Choć między moim zmarłym mężem a waszą matką trudno by się doszukiwać serdeczności, jednak Jules lubił wiedzieć, jakie postępy w nauce czyni jego bratanek.

Dziewczyna przyjrzała się ciotce z zainteresowaniem. Mama nigdy nie kryła, że komunikowała się z bratem bardzo rzadko. Leonie chciała dowiedzieć się czegoś więcej, lecz Izolda poruszyła inny temat i okazja przepadła. Czy wspomniałam już, że zostałam członkiem Societe Musicale et la Lyre w Carcassonne? Do tej pory nie mogłam brać udziału w tylu koncertach, w ilu bym chciała, teraz się to zmieniło. Zdaję sobie sprawę, że niekoniecznie musisz być szczęśliwa na wsi. z dala od przyjęć i rozrywek.

– Jestem całkiem zadowolona.

Izolda podziękowała jej uśmiechem.

– Niedługo będę musiała pojechać do Carcassonne. Mogłybyśmy wybrać się tam razem, spędzić w mieście kilka dni. Co ty na to?

Dziewczyna z wrażenia aż straciła dech w piersiach.

– Bardzo bym chciała! Ciociu! To będzie fantastyczne! Kiedy jedziemy?

– Czekam na list od prawników męża. Jak tylko go otrzymam, zaczniemy przygotowania do wyjazdu.

– Z Anatolem?

– Oczywiście. Wiem od niego, że chciałabyś obejrzeć odnowione średniowieczne La Cite. Podobno rzeczywiście wygląda jak żywcem wyjęte z trzynastego wieku. Postępy w renowacji słusznie budzą uznanie. Jeszcze pięćdziesiąt lat temu miasto byfo jedną wielką ruiną, a teraz, dzięki pracy pana Viollet-le-Duca i innych, którzy po nim podjęli jego zadanie, zmieniło się nie do poznania. Można je bezpiecznie zwiedzać.

Dotarły do końca ścieżki. Zawróciły w stronę jeziorka, potem na niewielki, ocieniony cypel, z którego otwierał się przepiękny widok na wodę.

– Skoro się nieco lepiej poznałyśmy – powiedziała Izolda – chciałabym ci zadać pytanie natury osobistej. Czy mogę?

– Cóż, w zasadzie… – Ostrożność wzięła górę. – To zależy, jakiego tematu miałoby dotyczyć.

Izolda zaśmiała się perliście.

– Chciałam tylko spytać, czy masz wielbiciela.

Leonie spłonęła rumieńcem.

– Ja…

– Czyżbym wymagała od naszej przyjaźni zbyt wiele?

– Nie – odparła dziewczyna pośpiesznie. Nie chciała się wydać nietaktowna ani naiwna. Z drugiej strony, prawda była taka, że wszelkie jej pojęcie na temat romantycznej miłości pochodziło z książek. – Oczywiście, że nie. Po prostu… jestem zaskoczona.

– Wobec tego…? – Izolda odwróciła się do dziewczyny. – Czy jest na świecie wybranek twojego serca?

Leonie, ku swemu zaskoczeniu, poczuła żal, że ktoś taki jeszcze nie istnieje. Owszem, śniła o wielkim uczuciu, ale obiektem jej westchnień były postaci, które spotykała w powieściach, albo bohaterowie ze sceny, śpiewający o miłości i honorze. Do tej pory jej niewysłowione fantazje nigdy jeszcze nie powiązały się z żywym człowiekiem.

– Nie interesują mnie takie sprawy – oznajmiła zwięźle. – Moim zdaniem, małżeństwo jest formą niewolnictwa.

Izolda skryła uśmiech.

– Kiedyś może tak było, ale teraz, we współczesnych czasach? A przy tym… Jesteś młoda. Wszystkie dziewczęta marzą o miłości.

– Ja nie. Widziałam mamę… – Urwała, mając przed oczami gwałtowne sceny, łzy, dni, kiedy brakowało pieniędzy na jedzenie, kolejnych mężczyzn, przychodzących i odchodzących.

Izolda raptem spoważniała.

– Marguerite znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Robiła, co mogła, żeby chronić ciebie i Anatola. Nie powinnaś jej osądzać surowo.

– W ogóle jej nie osądzam! – zapalczywie rzuciła dziewczyna, rozzłoszczona uwagą ciotki. – Po prostu nie chcę tak żyć.

– Miłość… prawdziwa miłość… jest skarbem – ciągnęła Izolda. Czasami boli, przeszkadza, robi z ludzi głupców, ale nadaje sens i cel naszemu istnieniu. Dzięki niej życie nabiera kolorów. – Urwała na chwilę. – Jedynie miłość potrafi zmienić człowieczą egzystencję w cudowne doświadczenie.

Leonie zerknęła na ciotkę, po czym spuściła powieki.

– Nie tylko z powodu mamy odwracam się od miłości wyjaśniła. Widziałam, jak cierpiał Anatol. Od tamtego czasu patrzę na te sprawy inaczej. – Czuła na sobie wzrok ciotki, ale nie potrafiła podnieść oczu. Anatol był zakochany. Niestety, jego wybranka umarła. W tym roku, w marcu. Nie wiem dokładnie, co jej się stało, wiem tylko tyle, że odeszła w strasznych okolicznościach. – Z trudem przełknęła ślinę. – Potem bardzo się o niego baliśmy. Całkiem się załamał, podupadł na duchu, był kompletnie rozbity, uciekał… w niewłaściwe towarzystwo… Całe noce spędzał poza domem i…

Izolda przycisnęła do siebie ramię dziewczyny.

– Mężczyzna inaczej radzi sobie z kłopotami. Zachowanie Anatola

niekoniecznie musiało świadczyć o stanie, który należałoby uznać za poważny.

– Ciociu! Ty go nie widziałaś! To był człowiek stracony dla świata!

I dla mnie, dodała w myślach.

– Chwali ci się takie żarliwe uczucie do brata – rzekła Izolda – ale chyba już czas przestać się o niego martwić. Teraz jest raczej w pogodnym na stroju, chyba się ze mną zgodzisz?

Choć nie do końca przekonana, dziewczyna pokiwała głową.

– Rzeczywiście, wygląda dużo lepiej niż wiosną.

– Sama widzisz. Dlatego pora, żebyś zaczęła bardziej myśleć o własnych potrzebach, a mniej się zajmowała nim. Przyjęłaś moje zaproszenie, bo chciałaś odpocząć, nie mylę się, prawda?

Leonie pokiwała głową.

– Wobec tego, skoro już tu jesteś, spróbuj zająć się sobą. Anatol jest w dobrych rękach.

Dziewczyna przypomniała sobie ucieczkę z Paryża, obietnicę, że pomoże bratu, poczucie zagrożenia, które znikało i pojawiało się na nowo, bliznę nad okiem Anatola, pamiątkę po niebezpieczeństwie, jakiemu stawił czoło, i raptem, przez chwilę, poczuła, że zdjęto jej z barków ogromny ciężar.

– Jest w dobrych rękach – powtórzyła Izolda z przekonaniem. – I ty także.

Zawędrowały na drugą stronę jeziorka. Spokojna tafla wody połyskiwała zielenią, przed nimi roztaczał się piękny widok na dom. W ciszy od czasu do czasu rozlegał się trzask gałązki pod stopami czy szelest trawy, gdy jakiś królik uciekał do nory. Wysoko nad drzewami odzywały się wrony.

Gospodyni poprowadziła do ustawionej na pagórku kamiennej lawy w kształcie sierpa księżyca, krawędzie wygładził czas. Usiadła i gestem zaprosiła gościa.

– Po śmierci męża często tutaj przychodziłam. Łatwiej tu odnaleźć

spokój.

Zdjęła biały kapelusz z szerokim rondem i położyła go na siedzisku. Leonie zrobiła to samo, ściągnęła też rękawiczki. Podniosła wzrok na ciotkę. Złote włosy Izoldy lśniły w słońcu, zwieńczając figurę jak zwykle doskonale wyprostowaną, z dłońmi opartymi wdzięcznie na kolanach. Spod rąbka bladoniebieskiej spódnicy wyglądały nieskazitelne pantofle.

– A czy nie dokuczała ci samotność, ciociu? Zostałaś bez męża… Byliśmy małżeństwem zaledwie kilka lat. Jules miał swoje nawyki i… cóż, większość czasu spędzaliśmy oddzielnie. Rzadko bywałam w majątku.

– Ale teraz jesteś tu szczęśliwa?

– Przywykłam – odparła Izolda cicho.

60
{"b":"98562","o":1}