Литмир - Электронная Библиотека
A
A

7

Brian Stokes wiedział zawsze, że będzie miał ciężkie życie. Od najwcześniejszych lat miewał napady cynizmu i depresji. Dzieciństwo upłynęło mu na nieustannym nocnym czuwaniu. Ojciec nie wracał do domu z pracy, matka siedziała sztywno na sofie, majestatyczna i samotna. Czasami przytulał się do niej, usiłował ją czarować uśmiechami i pieszczotami, aż wreszcie rozchmurzała się i brała go w słodko pachnące ramiona. A czasem był niedobry, rozbijał wazony, niszczył meble, biegał po domu z krzykiem, aż matka zaczynała płakać i pytała go przez łzy, dlaczego jej tak nienawidzi.

Kiedy miał sześć lat, nie potrafił na to odpowiedzieć. Nie wiedział, dlaczego starał się ją rozśmieszyć lub doprowadzić do płaczu. Miał tylko poczucie winy i niepewności. Czuł, że w tym domu coś jest nie w porządku. Myślał, że wszyscy go w końcu znienawidzą. Ojciec, matka, mała siostrzyczka…

Prawdopodobnie jedyną osobą, której nie krzywdził, była Melanie, ale ostatnio zaczął dokuczać także jej. Nie odpowiadał na jej telefony i inne starania. Przeprowadził się do kawalerki w południowej dzielnicy, gdzie mógł się na siebie wściekać do woli.

Trzy miesiące temu leżał w łóżku i zastanawiał się, czy nie podciąć sobie żył. A potem pomyślał o Meagan. Ślicznej, kochanej Meagan. Jak wyciągała do niego rączki i prosiła, żeby wziął ją na barana. Jak chodził nocami do jej pokoju tylko po to, żeby na nią popatrzeć, by strzec jej przed niebezpieczeństwem, którego nie potrafił nazwać. Aż było za późno.

Meagan, Meagan… Przepraszam.

Wyjął paczkę żyletek… i pomyślał o Melanie.

Jak na niego spojrzała przy pierwszym spotkaniu, jak chwyciła go w objęcia, jak pokochała od pierwszego wejrzenia, po prostu pokochała.

Melanie przywróciła życie rodzinie Stokesów. Nie mógł jej sprawić zawodu. Jeśli nie chciał żyć dla samego siebie, musiał żyć dla niej.

Zaczął chodzić na spotkania grupy wsparcia. Dowiedział się, że tłumi w sobie zbyt wiele gniewu. Dowiedział się, że jest w „konflikcie” ze swoją rodziną i ma problemy z „prawdziwą bliskością”. Dowiedział się, że musi określić, kim chce być. Nie, czego chce jego ojciec czy rodzina, ale czego pragnie on sam.

Brian Stokes musiał nauczyć się kochać siebie. Stopniowo zdał sobie sprawę, że jego homoseksualizm jest tu mniejszą przeszkodą niż poczucie winy za śmierć siostry. Minęło dwadzieścia pięć lat, a tamte dni znowu zaczęły go nękać. Czasami budził się zlany zimnym potem. A kiedy indziej z krzykiem.

Wreszcie pewnego razu przyśniło mu się, że jego rodzice nie żyją i poczuł się szczęśliwy. Od tej pory nie pozwalał sobie na powroty do domu.

Aż pewnego ranka zadzwonił Jamie O’Donnell i oznajmił głosem bez wyrazu, że Melanie chodzi bardzo blada i jakaś zmęczona. I ostatnio dostała migreny, a migrenę miewa tylko w okresach najgorszego napięcia. Czy Brian wie, co się dzieje z tą dziewczyną?

Brian nie wiedział. Poczuł zaniepokojenie.

O drugiej po południu znowu odebrał telefon. Obcy mężczyzna, który się nie przedstawił, powiedział dość opryskliwie, że Melanie go potrzebuje. Brian nie tracił czasu. Zignorował wydany przez ojca zakaz przekraczania progu domu i dwa razy przejechał na czerwonych światłach, by jak najszybciej dotrzeć na miejsce.

Nie spodziewał się tego, co zobaczył w pokoju Melanie. Rzucił okiem na starego drewnianego konika, na ołtarz z zapalonych wotywnych świeczek i powiedział:

– Mama nie może tego zobaczyć.

– Nie żartuj. Wejdź i zamknij drzwi.

Brian wszedł do sypialni. Jego siostra stała pod przeciwległą ścianą, jeszcze w piżamie, choć był środek dnia. Mocno zaciskała pięści. Na jej policzkach dostrzegł ślady łez. Dopiero ten widok naprawdę wytrącił go z równowagi. Melanie nigdy się nie bała. Nigdy.

– Melanie… – zaczął i odruchowo zrobił krok w jej stronę. Zawahał się. Spojrzała na niego niepewnie, świadoma przepaści, jaka między nimi powstała. Ma rację, pomyślał.

Minęła kolejna chwila niezręcznego milczenia. Wreszcie Melanie je przerwała.

– Poznaj Davida Reese’a. – Wskazała obcego faceta, który obchodził pokój, jakby czegoś szukał. – To były policjant. Ma znajomości…

– Były policjant?

– Artretyzm – rzucił David opryskliwie. Brian skinął głową. Zauważył, że obcy utyka. – Już dzwoniłem do kolegi. Jest wywiadowcą, umie zachować dyskrecję. Pańska siostra bardzo się upierała przy dyskrecji.

Melanie patrzyła pytająco na Briana. Skinął głową. Nie miał zdania na temat Davida Reese’a, ale nie wiedział, co mógłby zrobić innego. Jeszcze nigdy nie widział czegoś takiego, jak ta inscenizacja w pokoju Melanie…no i nie znal żadnego policjanta.

– Co to znaczy? – rzucił wzburzony. – Kto… Kto mógł…? Jak? Dlaczego?

– Jeszcze nie wiem – odezwał się były policjant. – Zaczniemy od „co”: czterdzieści cztery wotywne świeczki o zapachu gardenii. Jeden czerwony drewniany konik, strzęp starego niebieskiego materiału, zakrwawionego. Proszę się przyjrzeć ustawieniu świeczek. To wiadomość.

Brian odwrócił się i spojrzał na świeczki pod innym kątem. Cholera. Migoczące płomyki tworzyły jedno słowo: „Meagan”.

Nagle przed oczami stanęło mu zapomniane zdarzenie. Mała Meagan na podłodze. On chwyta jej lalkę i rozdziera na pół. Meagan płacze, nie rozumie. On rozrzuca watę z lalki po podłodze. „Musisz być twarda, musisz być twarda” – powtarza.

Przepaść znowu się rozwarła.

– Wstałam w nocy – odezwała się cicho Melanie. – Zeszłam na dół. A kiedy wróciłam… to już tu było.

– Wstałaś w środku nocy? – rzucił ostro. – Melanie, już tak dawno…

– Pani lunatykuje? – spytał David Reese.

Ale ona patrzyła na Briana. W jej oczach dostrzegł to, czego się bał: ból. Zranił ją. Kiedy wstawała w środku nocy, on powinien być przy niej. To on się budził, szedł za nią i towarzyszył jej, gdy wpatrywała się w portret Meagan. Był jej starszym bratem. To zadanie należało do niego.

– Nie lunatykuję – powiedziała po chwili. – Czasami tylko… nie mogę zasnąć.

– Melanie…

– Później, Brian. Później.

David Reese odchrząknąłby zwrócić na siebie uwagę.

– Pani Stokes przyjdzie lada chwila, więc lepiej bierzmy się do roboty. – Nie czekał na odpowiedź, mówił dalej: – Zacznijmy od zabawki. To ta sama, co na portrecie z parteru, tak? Konik Meagan.

– Ma odłamane ucho – wymamrotał Brian. – Ja je odłamałem. Rzuciłem nim w kominek. Byłem… zły. Miała tego konika w dniu porwania. Nigdy go nie znaleziono. W końcu policjanci powiedzieli, że Russell Lee zachował go jako… jak to nazwali?… trofeum.

– I już go więcej nie widzieliście? Nawet po aresztowaniu Holmesa?

– Nie. Nigdy.

– A ten materiał?

– Nie wiem… – Brian przyjrzał mu się, nie dotykając. – Może to z jej sukienki. Jest niebieski. Ale to było tak dawno, że… i jest taki… brudny.

– Czy znaleziono ją w sukience? Zerknął na siostrę, zawahał się.

– Owiniętą w koc.

David skinął głową. Poza kocem Meagan nie miała nic na sobie.

– Jak ten ktoś mógł się dostać do domu? – wtrąciła Melanie. – Mamy system alarmowy.

– Włączony?

– Oczywiście! Doskonale zdajemy sobie sprawę z zagrożenia. Ojciec osobiście włącza alarm co wieczór.

– Hmm… – David zastanawiał się nad tym przez chwilę. – Kto był w domu w nocy?

– Ja, oczywiście. Mama i ojciec. Maria, pokojówka, która z nami mieszka. Zarezerwowaliśmy też miejsce dla Ann Margaret, mojej szefowej i przyjaciółki z Czerwonego Krzyża, bo do Dedham jest daleko. Wydaje mi się, że zajmowała pokój gościnny, ale dla pewności trzeba spytać Marię.

– Czy pani ojciec przeszukał dom, zanim włączył alarm?

– Po co?

– Mieliście ze trzystu gości. Jeden z nich mógł swobodnie zakraść się na górę i…

– Zaczekać – dokończyła.

– Cholera – mruknął Brian.

– Larry Digger musi mieć z tym coś wspólnego – oznajmiła Melanie. – Może po naszej rozmowie znowu wśliznął się do domu? Może znalazł te przedmioty, kiedy śledził Russella Lee Holmesa?

David pokręcił głową.

– To za subtelne jak na niego. Czy facet w takich ciuchach… i tak śmierdzący… mógłby się wśliznąć niezauważony?

– Za pierwszym razem mu się udało…

– Zaraz! – przerwał im Brian. – Larry Digger? Dziennikarz z Teksasu? Larry Digger był wczoraj w naszym domu?

Jego siostra uśmiechnęła się ze zmęczeniem, a potem zaczęła opowiadać.

Brian słuchał jej z kamienną miną. Wydawało mu się, że powinien coś czuć, ale nie czuł. Mógł się tylko gapić na czterdzieści cztery świeczki, tworzące imię jego zmarłej siostry. A więc Teksas jednak ich dopadł. Nie potrafili zapomnieć, w tym cały problem. Żadne z nich nie nauczyło się zapominać. Russell Lee Holmes ich dopadł. Czyżby się łudzili, że zdoła go powstrzymać coś tak błahego jak śmierć?

– Brian – odezwała się Melanie. – Brian, co ci jest? Dotknął policzka. Cholera, łzy.

– A ty nawet do mnie nie zadzwoniłaś – szepnął.

– Zadzwoniłam dzisiaj.

– Wszystko się pozmieniało, prawda? Spuściła głowę.

– To ty odszedłeś. To ty postanowiłeś nas znienawidzić.

Miała rację. Chciał wziąć ją za rękę, uścisnąć, przypomnieć o dawnych czasach. Ale nie mógł.

– Zapomnij o Larrym Diggerze – powiedział ochrypłym głosem. – Zajmę się wszystkim. Obiecuję.

Nie! Nie chcę. Potrafię się sama zająć tym problemem.

– To żaden problem. Larry Digger był i jest tanim pismakiem. A ty nie jesteś córką Russella Lee Holmesa. Nie pozwolę, żeby ktoś nachodził moją siostrzyczkę. Mel, to nie ma nic wspólnego z tobą.

Spojrzała na niego hardo.

– Nie ma? Dlaczego? Bo nie należę do rodziny? Bo po dwudziestu latach nadal traktujesz mnie jak gościa?

– Do cholery, nie o to mi chodzi. Przecież wiesz.

– Nie, już nie wiem. Lepiej mi wyjaśnij, bo uważam, że wszystkie ataki, oskarżenia i groźby wobec naszej rodziny… mojej rodziny… mają ze mną bardzo wiele wspólnego!

– Nieprawda! – krzyknął. – Nie obraź się, ale nie należałaś do naszej rodziny, kiedy Meagan zginęła. Wiesz, jak wygląda list gończy? Wiesz, że poczta rozsyła setki tysięcy zdjęć zaginionego dziecka, a samoloty rozwożą je po całym kraju? Wiesz, jak to jest, kiedy się zapłaci okup i można już tylko czekać? Albo kiedy policjanci przestają mówić o odzyskaniu zakładnika i przyprowadzają psy? Albo jak to jest, kiedy się idzie do kostnicy, żeby zidentyfikować szczątki dziecka? Nie wiesz. Nie wiesz, bo Meagan nie ma z tobą nic wspólnego… i niech tak zostanie!

16
{"b":"94040","o":1}