Литмир - Электронная Библиотека
A
A

31

Wsiedli do samochodu Davida; w tej samej chwili niebo rozdarła błyskawica. Czarne chmury zbierały się nad miastem, rzucając na nie upiorny cień. Przez piętnaście minut jechali w milczeniu. Horyzont przecinały raz za razem sine błyskawice.

David zaparkował przed cmentarzem kapitana Joe Byrda.

– Zaraz będzie burza.

– To tylko woda. – Wysiadła z samochodu i poszła na cmentarz.

Groby nie były ogrodzone płotem. Na obrzeżu rosły kwiaty, teraz przywiędłe w upale. Rzędy białych krzyży ciągnęły się monotonnie jak okiem sięgnąć. Ostatnie były tak zmurszałe, że daty i numery więźniów nie dawały się już odczytać. Wokół nich ziemia była ubita na kamień, porośnięta gęstą trawą. Krzyże z pierwszych rzędów tkwiły w miękkiej czarnej ziemi, niedawno poruszonej.

Niebo rozdarło się z trzaskiem. Pierwsza gruba kropla deszczu wylądowała na nosie Melanie. Zahukała sowa, błysnął siny zygzak.

– Lepiej się pospieszmy – zawołał David. Narastający wiatr szarpał połami jego ciemnej marynarki. – Za chwilę lunie!

– Musimy znaleźć numer! – odkrzyknęła.

Znowu błysnęło, tak blisko, że usłyszeli trzask wyładowania. Wiatr siekł jak batem. Sowa znowu zahukała, zdenerwowana i ożywiona. Rozległ się grzmot. I znowu błysk. Melanie poczuła, że włoski jeżą się jej na rękach. Serce zabiło jej szybciej. Ogarnęła ją panika. Deszcz siekł po twarzy. Oddychanie nagle zaczęło sprawiać trudność. Huk grzmotu obudził wibracje w jej ciele. Poczuła się jak dziecko, zagubione w morzu białej śmierci.

Nagle u jej boku znalazł się David. Wystarczyło jedno spojrzenie na jej twarz; zmusił ją, żeby się schyliła i opuściła głowę między kolana. Chwycił ją za dłonie i mocno ścisnął.

– Masz atak lęku. Uspokój się.

Niebo raptownie się poddało. Pękło jak gigantyczny balon i zalało ich strumieniami wody.

David poprowadził ją do jednego z grobów. Stanęła przed białym krzyżem. Numer więźnia, data. To ten.

Myślała, że coś poczuje. Chciała coś poczuć. Stała nad grobem swojego ojca, prawdziwego ojca. Miała nadzieję, że coś w niej drgnie, coś się odezwie.

Czuła tylko pustkę. Krzyż nic dla niej nie znaczył. Ani ten martwy człowiek, który kiedyś był jej ojcem. Był abstrakcją, która nie mogła konkurować z żywymi, prawdziwymi, ciepłymi wspomnieniami Harpera, Patricii i Briana. David się nie mylił, ona już miała swoich bliskich. Tęskniła za nimi, kochała ich.

David objął ją ramieniem, zaprowadził do samochodu w siekących strumieniach deszczu, otworzył przed nią drzwi. Zdjął marynarkę i narzucił na dygoczące ramiona Melanie. Zapiął jej pas.

Kiedy się cofnął, żeby zamknąć drzwi, jego oczy nabrały koloru płynnego złota. To zrozumienie, pomyślała. Zwyczajne zrozumienie.

– Nie o niego ci chodzi – powiedział. – Możesz wysiadywać w muzeach i na cmentarzach, ale nie masz nic wspólnego z Russellem Lee Holmesem.

Zamknął drzwi i okrążył samochód, by zająć miejsce za kierownicą. On mnie zna, pomyślała. Nawet teraz, kiedy przestałam znać sama siebie. Miał dość wiary za nich oboje.

A potem dodała w myślach: chcę wracać do domu. Odwróciła się, żeby nie zobaczył jej łez.

David pomógł się jej wykąpać, położył do łóżka, otulił kołdrą. Była zbyt wyczerpana, żeby się mu sprzeciwić. Zasnęła niemal natychmiast z twarzą schowaną w poduszce.

David postawił przed sobą telefon i przygotował się do pracy.

W pokoju poniewierały się ich ubrania: jego marynarka razem z jej podkoszulkiem, jego mokasyny na jej sandałkach. Odznaka FBI obok szminki na stole z szarego forniru.

Chenney odebrał telefon; w tej samej chwili Melanie mruknęła coś przez sen. David odwrócił się do niej plecami i przybrał obojętny ton.

– Cześć, mały. Co jest grane?

Milczenie i zaraz długie, ciężkie westchnienie. To o czymś świadczyło.

– Lairmore tego nie kupił, tak?

– Chyba będzie nagana – wyjawił Chenney. – Jezu, Riggs, ale narozrabiałeś.

– Pojechałem za podejrzaną. Kto by pomyślał, że mi nie wolno?

– Jasne. Poleciałeś przez pół kraju bez uprzedzenia, bez uzgodnienia ze zwierzchnikiem i żadnych poważnych dowodów. A wiesz, jak Biuro nie lubi kowbojów. Spałeś na tych wykładach czy jak?

David uśmiechnął się blado. Od dawna był przekonany, że nienawidzi swojej pracy. Ale teraz, kiedy miał ją stracić…

– Mniejsza o to – powiedział w końcu. – Mów, co nowego.

– Musisz tu wrócić. Poważnie.

– Mam ślad. Melanie Stokes była na lotnisku Williama P. Hobby’ego i w wypożyczalni samochodów. Jadę za nią. Wyślę raport.

– Więc zgódź się, żebym do ciebie przyjechał.

– Nie chcesz tu być.

Po chwili ciszy Chenney zrozumiał.

– Żeby cię…

– Mów, co jest grane, Chenney.

Chenney parsknął gniewnie.

– Świetnie. Proszę bardzo, oto co wiemy. Ale jeśli Lairmore cię przyciśnie…

– Ty nie masz z tym nic wspólnego. Zaufaj mi.

Mały nie dał się udobruchać. Może jednak go lubił, może wytworzył się między nimi jakiś koleżeński układ. Zdarzały się już dziwniejsze rzeczy.

– Mamy parę pytań i parę odpowiedzi. Co wolisz najpierw?

– Mów po kolei. Gdzie jesteśmy z zabójstwem Sheffielda?

– No, myślę, że o tym wiesz więcej ode mnie…

– Chenney…

– Tak, tak. Jax prowadzi sprawę. Wsiadł na Harpera i nie popuszcza. Zebrał odciski palców z całego gabinetu, a za każdym razem, gdy Harper robi jakąś wredną uwagę, Jax każe zrywać deski z podłogi i wysyła je do laboratorium. Wczoraj kazał nawet zdjąć zasłony. Niedługo przeniesie do laboratorium całe mieszkanie.

– A to nam daje…

– Fajną zabawę. Nie, nie mamy innych podejrzanych. Lairmore dusi nas o te operacje. Wczoraj byłem w szpitalu i pytałem o Sheffielda. Co ciekawe, druga anestezjolog, doktor Whaler Jones, wie bardzo wiele o Sheffieldzie. Mam wrażenie, że była troszkę zazdrosna o jego operacje. Zapadł jej w pamięć. Może wymienić, ile razy Sheffield był w szpitalu, choć nie miał powodu.

– Ciągle mało.

– Taaa. Za dużo poszlak. Lairmore zabawia się wysyłaniem wszystkich pacjentów z rozrusznikami na drugie badanie, ale z tego co wiemy, to na nic. Prokurator generalny mówi, że Harper może nas pozwać za niszczenie reputacji. Dla pewności zebraliśmy wszystkie numery seryjne rozruszników, które Harper zainstalował w ciągu ostatnich pięciu lat. Niezły zbiór. Przeprowadzamy badania. Była tylko jedna skarga na funkcjonowanie, co jest wynikiem znacznie poniżej średniej. Dlatego nie możemy się przyczepić nawet do tego. Wszystko wydaje się w porządeczku. Na razie musielibyśmy zebrać tych wszystkich pacjentów, usunąć im rozruszniki i podczepić do monitorów, żeby sprawdzić, czy naprawdę mają bradykardię. Powiedzmy sobie szczerze, że to niezbyt dobry pomysł. Oczywiście po pięciu latach rozrusznik nadaje się do usunięcia, więc jeśli będziemy cierpliwi… Krótko mówiąc, nie mamy nic. Na razie Harper jest czysty.

– A ten ślad po jakichś dokumentach obok ciała Williama?

– Ano właśnie. Te dokumenty muszą gdzieś być. Przewróciliśmy mieszkanie Sheffielda do góry nogami. Nic. Sheffield dostał na konto sporą sumkę od Harpera, ale Harper twierdzi, że to prezent dla niedoszłego zięcia i kto mu udowodni, że nie? Nie znaleźliśmy u Sheffielda propranololu ani notatek. Jego znajomi nie mają zielonego pojęcia, co kombinował.

– Może Jamie O’Donnell coś wie.

– I to jest następny problem. Jamie O’Donnell opuścił miasto. Wczoraj wieczorem wymeldował się z „Four Seasons” i od tej pory ludzkie oko go nie widziało.

– Hmm… – David zanotował tę informację w pamięci. Ze wszystkich znanych mu ludzi Jamie byłby pierwszym, który by pojechał za Melanie.

– Patricia Stokes też prysnęła.

– Co?

– Aha. Dziś po południu złożyłem wizytą u Stokesów. Harper usiłuje udawać twardziela, ale pokojówka powiedziała, że wczoraj Patricia spakowała walizkę i wyszła z domu. Chłopaki z wydziału zabójstw gadali z ludźmi z „Four Seasons”, ale nikt jej tam nie widział. Najprawdopodobniej miała już dość Harpera. Wiesz, skoro chciał wrobić własną córkę…

– Niezbyt urocze – zgodził się David.

– A, byłbym zapomniał. Harper miał zabandażowaną rękę. Całą. Jakby się zranił, ale nie chciał o tym mówić. Jax spytał go wprost, co mu się stało, a Harper powiedział mu wprost, żeby się odwalił. Ostatnio chyba zrobił się nerwowy.

– Myślisz, że pęknie, jeśli Jax go przyciśnie?

– Nie wiem, czy Jax. Zdaje się, że nasza tajemnicza manipulatorka wyhamowała. Ma to, o co jej chodziło. Te podarunki, które otworzyły stare rany… Melanie uciekła, Brian wyklęty z rodziny, Patricia zostawiła męża, a O’Donnell zniknął z miasta. Harper został sam i to się zaczyna na nim odbijać. Stawiam dziesięć do jednego, że się boi. Usiłuję znaleźć jakieś informacje o Ann Margaret. Na razie nie wynikło nic ciekawego, a nie miałem czasu, żeby zbadać sprawę dogłębnie. Potrzebuję pomocy.

– Jak my wszyscy. A co z Teksasem? Jestem na miejscu, więc mogę się przydać.

– I to bardzo. Wydaje mi się, że w Teksasie znajdziemy coś ciekawego.

– Dobry chłopak.

– Razem z Jaksem sprawdziliśmy zestawienie rozmów z automatu telefonicznego. Nic. Jax, trzeba mu oddać sprawiedliwość, nie sprawdził tylko automatów telefonicznych, ale i rozmowy z mieszkania Larry’ego Diggera.

– A to sukinsyn. Nic nie powiedział.

– Bo jesteśmy konkurentami, pamiętasz?

– Ano tak.

– To ty powiedziałeś, że trzy tygodnie temu Digger miał anonimowy telefon. Dwadzieścia pięć dni temu wykaz rozmów Diggera nagle eksplodował od licznych telefonów. Dostałem ten wykaz od Jaksa. A potem, tak dla rozrywki, porównałem nazwiska ludzi, do których dzwonił Digger, z listą teksańskich akuszerek. I zgadnij, co znalazłem…

David szybko zapisał nazwisko.

– Znajdę ją jutro z samego rana. Jeśli pamięta Russella Lee Holmesa, musi pamiętać jego żonę, więc może dowiem się czegoś o Ann Margaret.

– Aha – mruknął Chenney z troską. – Aha, Riggs… dowiedziałem się czegoś więcej.

– Za to ci płacą.

– Wiesz… jak by to powiedzieć… zacząłem się starać o ekshumację Russella Lee Holmesa.

64
{"b":"94040","o":1}