Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Nie wracali już do tego tematu i to jej odpowiadało.

Miała swoje tajemnice, rodzice także. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej to rozumiała. Uznała, że to wynika z ludzkiej natury. Małe sekreciki, niewielkie skrawki własnego terytorium, nic więcej. To, że się potrzebuje prywatności, nie znaczy jeszcze, że jest się dzieckiem mordercy. Co za wariactwo.

Larry Digger jest wariatem.

Jutro dostanie biling. Nie będzie na nim żadnych rozmów z Teksasem. Wszyscy wrócą do dawnego życia.

A te czarne otchłanie? Głos dziewczynki, wołającej, że chce do domu?

Na to nie miała odpowiedzi. Skończyła dwadzieścia dziewięć lat. Lubiła swoją pracę, środowisko, kochała rodzinę. Czy naprawdę ją obchodziło, skąd się wywodzi?

A czy kiedykolwiek przestanie ją to obchodzić?

Westchnęła. W tym stanie ducha nie zdoła porządnie pracować. Powinna się wybrać na długą przebieżkę.

Poszła na górę. Zbliżając się do swojego pokoju, stopniowo zwalniała kroku. Drzwi były uchylone; na ich lśniącym drewnie widziała odbicie małych płomyków. Potem uderzył ją zapach. Zapach gardenii, ciężki i lepki.

Nie miała u siebie niczego, co by pachniało gardeniami.

Coś się znowu zaczynało dziać. Czuła, że coś się porusza w jej pamięci. Zmarszczki na wodzie.

Pchnęła drzwi i spojrzała na łóżko. Wstając w środku nocy zostawiła je rozgrzebane. Teraz zobaczyła gładkie żółte prześcieradła, idealnie wyrównaną, szydełkową błękitno-fioletową narzutę.

Melanie nigdy nie słała swojego łóżka.

– Mario…? – szepnęła.

Cisza.

Jej spojrzenie powędrowało ku nogom łóżka. I nagle przed oczami wybuchły jej nowe obrazy. Dziewczynka ściskająca czerwonego drewnianego konika. Dziewczynka na podłodze drewnianej chaty, tuląca ukochaną zabawkę do piersi.

– Chcę do domu – pisnęła.

– Daj mi konika, kochanie. Oddaj to…

– Chcę do domu.

– Meagan, przestań.

– Prooooszę…

– Daj konika!

– Ja chcą do domu, do domu, do domu! Nie. Nie, nie, nie! Nieeeee!!! Melanie wybiegła na korytarz. Płakała. Upadła na kolana, przycisnęła czoło do podłogi. Nie chciała tego widzieć, nie chciała wiedzieć. Znowu poczuła zapach gardenii i obrazy wróciły. Ledwie dosłyszała tupot stóp na schodach.

– Hej, ktoś tu krzyczał…? Melanie!

Nie mogła podnieść głowy. Nie mogła powiedzieć Davidowi, żeby sobie poszedł. To nie jego sprawa. Ta sprawa dotyczy tylko jej.

Leżała na podłodze, przyciskała głowę do chłodnych desek, a przed jej oczami migały zniekształcone obrazy.

Meagan, konik, chata. Meagan, konik, chata…

Kto stoi w drzwiach? Kto stoi w drzwiach?

Co ja tu robię?

Nie chcę wiedzieć. Nie chcę wiedzieć…

– Boże – odezwał się David.

Podniosła wzrok. Wpatrywał się w głąb jej pokoju. Nie potrafiła odczytać wyrazu jego twarzy. Może to szok. Może litość. Musiała się odwrócić. Potem szepnęła:

– Moi rodzice nie mogą się dowiedzieć. Mój brat… mój brat będzie wiedział, co zrobić.

Znowu zamknęła oczy.

Kto stoi w drzwiach? Kto stoi w drzwiach?

Nie chcę wiedzieć…

15
{"b":"94040","o":1}