Mimo późnej pory podniósł słuchawkę już po pierwszym sygnale.
– Tak?
– „Leśnik”?
– A kto mówi?
– Stephanie Plum. Mam kłopot.
Przez chwilę panowało milczenie. Oczyma wyobraźni widziałam, jak unosi wzrok do nieba i niechętnie siada w łóżku.
– Jaki znów kłopot?
Ponownie zacisnęłam powieki. Wręcz sama nie mogłam uwierzyć, że odważyłam się do niego zadzwonić.
– Stoję przykuta do drążka zasłonki prysznicowej i potrzebna mi pomoc kogoś, kto by otworzył kajdanki.
Znowu przez chwilę panowało milczenie, wreszcie rozległ się stuk odkładanej słuchawki, połączenie zostało przerwane.
Po raz drugi wybrałam ten sam numer, z taką złością wciskając klawisze, że omal nie złamałam sobie paznokcia.
– Tak?! – ponownie rozległ się głos „Leśnika”, tym razem o ton wyższy, ostrzejszy.
– Nie odkładaj słuchawki! Ja nie żartuję. Zostałam uwięziona we własnej łazience. Wejściowe drzwi mieszkania są zamknięte, a nikt oprócz mnie nie ma klucza.
– Czemu nie zadzwonisz na policję? Gliniarze uwielbiają tego typu akcje.
– Nie mam ochoty się tłumaczyć przed gliniarzami. Poza tym jestem naga.
– Ha! Ha! Ha!
– To wcale nie jest śmieszne. Ten sukinsyn, Morelli, włamał się do mego mieszkania, kiedy brałam kąpiel, i przykuł mnie kajdankami do drążka.
– Mam wrażenie, że zaczynasz go coraz bardziej lubić.
– No więc jak? Pomożesz mi czy nie?
– Gdzie mieszkasz?
– Na rogu Saint James i Dunworth, mieszkanie numer dwieście piętnaście. To od tyłu budynku. Morelli dostał się na piętro po drabince pożarowej i wszedł przez okno sypialni. Chyba dasz radę pokonać tę samą drogę.
W gruncie rzeczy nawet nie mogłam obwiniać Joego za to, że mnie przykuł. Przecież na dobrą sprawę ukradłam jego samochód. Rozumiałam też, że musiał mnie pozbawić swobody ruchów na ten czas, gdy będzie przeszukiwał całe mieszkanie. Nawet byłam w stanie mu wybaczyć, że zniszczył mi zasłonkę od prysznica, chcąc się zapewne wykazać męską siłą, ale posunął się zdecydowanie za daleko, zostawiając mnie w tej niezręcznej sytuacji. Jeśli sądził, że w ten sposób zniechęci mnie do dalszych poszukiwań, to się głęboko mylił. Jedynie pobudził we mnie żądzę wzięcia odwetu i jeśli nawet było to szczeniackie uczucie, nie miałam najmniejszego zamiaru schodzić mu z drogi. Gotowa byłam ścigać go aż do samej śmierci.
Wydawało mi się, że upłynęła co najmniej godzina takiego stania pod wyłączonym prysznicem, kiedy w końcu usłyszałam zgrzyt zasuwy i stuk otwieranych drzwi. Zgromadzona w łazience gorąca para już dawno temu rozwiała się bez śladu i było mi po prostu zimno. W dodatku od długiego trzymania w górze zdrętwiała mi ręka. Byłam wykończona, głodna i zaczynał mi doskwierać silny ból głowy.
Wreszcie „Leśnik” pojawił się w drzwiach łazienki. Poczucie ogromnej ulgi całkowicie przyćmiło jakikolwiek wstyd.
– Jestem ci niezmiernie wdzięczna, że przyjechałeś tu w środku nocy – powiedziałam.
Uśmiechnął się szeroko.
– Nie mogłem przegapić okazji ujrzenia cię całkiem nagiej.
– Kluczyki od kajdanek są gdzieś w tej stercie rzeczy na podłodze.
Odnalazł je szybko, wyjął aparat telefoniczny z moich zdrętwiałych palców i otworzył kajdanki.
– Wydaje mi się, że między tobą a Morellim toczy się jakaś dodatkowa rozgrywka.
– Pamiętasz, jak po południu dałeś mi w jego mieszkaniu cały pęk kluczy?
– Owszem.
– No więc pożyczyłam sobie jego samochód.
– Pożyczyłaś?
– Zarekwirowałam. Lepiej? Sam mi wkładałeś do głowy, że prawo jest po naszej stronie.
– Zgadza się.
– Więc zarekwirowałam jego nowego jeepa, a on to odkrył.
„Leśnik” uśmiechnął się ponownie i podał mi ręcznik kąpielowy.
– Czyżby nie zrozumiał, na czym polega rekwizycja?
– Powiedzmy, że niezbyt mu to przypadło do gustu. W każdym razie zostawiłam tego jeepa na parkingu za domem i w celu zabezpieczenia zdjęłam głowicę rozdzielacza.
– Mogę się założyć, że to przepełniło puchar goryczy.
Wyszłam wreszcie spod prysznica i omal nie zawyłam z rozpaczy, kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Moje włosy wyglądały tak, jakby naelektryzowano je napięciem 2000 woltów i taki stan utrwalono lakierem.
– Powinnam była zainstalować urządzenie alarmowe w samochodzie, ale nie miałam na to pieniędzy.
„Leśnik” zachichotał krótko.
– Urządzenie alarmowe… Morelliemu to się jeszcze bardziej spodoba. – Podniósł z podłogi długopis i na kawałku papieru toaletowego zapisał adres. – W tym punkcie obsługi pojazdów zrobią to najtaniej.
Wyszłam z łazienki, zrzuciłam ręcznik i pospiesznie nałożyłam szlafrok.
– Słyszałam, że otworzyłeś sobie drzwi.
– Wziąłem komplet wytrychów. Nie chciałem budzić dozorcy i prosić go o klucz. – Podszedł do okna w sypialni, pod którym krople deszczu błyszczały na parapecie, a wiatr lekko postukiwał wyważoną metalową siatką o framugę. – Lubię się pobawić w człowieka-pająka, ale tylko wtedy, kiedy jest ładna pogoda.
– Widzisz? Morelli wyłamał mi siatkę w oknie.
– Pewnie działał w pośpiechu.
– Zauważyłam, że z wielką łatwością zmieniasz swój akcent.
– Bo mam spore zdolności językowe.
Odprowadziłam go do drzwi, żałując w głębi ducha, że ja nie potrafię z taką prostotą dostosowywać swojego słownictwa do sytuacji.
Usnęłam kamiennym snem i pewnie mogłabym tak spać aż, do jesieni, gdyby nie obudziło mnie głośne łomotanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek, była 8.35. Jakoś nie mogłam się uwolnić od natrętnych gości. Z ociąganiem wylazłam spod kołdry. W pierwszej chwili obleciał mnie strach, że wrócił Ramirez. Następnie pomyślałam, iż policjanci przyjechali mnie aresztować za kradzież samochodu.
Błyskawicznie sięgnęłam po stojący na nocnym stoliku pojemnik „Pewnej Ochrony”, narzuciłam szlafrok i na palcach podkradłam się do drzwi. Mrużąc jedno oko, ostrożnie zerknęłam przez wizjer na korytarz. Eddie Gazarra uśmiechał się szeroko. Był w mundurze i trzymał w ręku dwie szare firmowe torebki z ciastkarni Dunkina. Otworzyłam drzwi i z lubością wciągnęłam nosem powietrze.
– Trafiłeś w dziesiątkę – mruknęłam.
– Oto co znaczy serdeczne powitanie – odparł, ruszając energicznym krokiem w stronę kuchennego stołu. – A co się stało z twoimi meblami?
– Właśnie zmieniam wystrój mieszkania.
– Rozumiem.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Z niecierpliwością spoglądałam, jak Eddie wyjmuje z jednej torby dwa plastikowe kubeczki z gorącą kawą. Pospiesznie zdjęliśmy z nich pokrywki, rozłożyliśmy papierowe serwetki i wbiliśmy zęby w świeże ciastka.
Byliśmy na tyle zaprzyjaźnieni, że w takiej sytuacji nie musieliśmy umilać sobie czasu rozmową. Zaczęliśmy od bostońskich kremówek, później sprawiedliwie podzieliliśmy między siebie cztery szarlotki. Chyba dopiero przy pączkach Eddie zwrócił uwagę na moją fryzurę. Na szczęście nic nie powiedział. Sama się zresztą zastanawiałam, jak teraz wygląda szopa na mojej głowie. Nie powiedział też ani słowa na temat bałaganu, jaki został we wszystkich pomieszczeniach po wczorajszej działalności Morelliego. Zyskałam w ten sposób czas, by się poczuć jak gospodyni we własnym domu.
Trzeciego pączka Eddie zjadał już powoli, popijając kawę małymi łyczkami. Wyraźnie się nim delektował.
– Słyszałem, że wczoraj odstawiłaś na komendę swojego pierwszego klienta – odezwał się w końcu, przełknąwszy ostatni kęs.
Zauważyłam, że spogląda łakomym wzrokiem na mojego pączka, toteż pospiesznie przysunęłam go bliżej siebie.
– Pewnie jesteś tak głodna, że nie będziesz się chciała nim podzielić – mruknął.
– Wybij to sobie z głowy – odparłam. – Skąd się dowiedziałeś, że odstawiłam poszukiwanego?
– Plotki szybko się rozchodzą, a od dwóch dni jesteś jednym z głównych tematów, jakie chłopcy omawiają po służbie. Obstawiają już zakłady, kiedy Morelli dobierze ci się do tyłka.
Serce we mnie zamarło, na chwilę zastygłam z otwartymi ustami. Przez dobrą minutę z niedowierzaniem gapiłam się na Ediego, czekając, aż ciśnienie krwi wróci mi do normy, jeśli wcześniej nie popękają rozszerzone żyły.
– A w jaki sposób chcą się dowiedzieć, czy Morelli dobrał mi się do tyłka? – spytałam przez zaciśnięte zęby. – Skąd wiesz, czy już się nie dobrał? Może z lubością oddajemy się temu zajęciu dwa razy dziennie?
– Według powszechnej opinii zrezygnujesz ze zlecenia, gdy to nastąpi. Dlatego też przedmiotem zakładów jest termin twojego wycofania się z poszukiwań.
– Ty też obstawiłeś?
– Nie, bo ja wiem, że Morelli już się do ciebie dobrał w szkole średniej. Dlatego też nie wierzę, by kolejny taki wyczyn wpłynął na twoje zaangażowanie w sprawę.
– A skąd ty wiesz, że się do mnie dobrał przed maturą?
– Wszyscy w szkole o tym wiedzieli.
– Jezu…
Z trudem przełknęłam ostatni kęs pączka i duszkiem dopiłam kawę. Eddie tylko westchnął głośno, obserwując, jak gaśnie promyk nadziei na to, że podzielę się z nim resztkami smakowitego ciastka.
– Twoja kuzynka, ta mistrzyni gderania, trzyma mnie na głodowej diecie – wyjaśnił. – Na śniadanie serwuje kawę bezkofeinową, pół talerza papierowych chrupków zalanych odtłuszczonym mlekiem oraz połówkę grejpfruta.
– Wymyśliła, że tak wygląda syty posiłek dla czynnego gliniarza?
– Chyba tak. Wyobraź sobie, co czuję każdego ranka, obejmując służbę z bezkofeinową kawą i połówką grejpfruta w żołądku. Nie sądzisz, że można od tego dostać choroby wrzodowej?
– Nie, jeśli będziesz się leczył prawdziwą kawą i świeżymi pączkami.
– I tak właśnie postępuję.
– W dodatku nosisz przy pasku tak wielką odznakę, że może służyć za tarczę chroniącą przed pociskami z broni palnej.
Eddie skrzywił się boleśnie, dokończył kawę, zebrał kubeczki i z rozmachem cisnął je do kosza na śmieci.
– Nie mówiłabyś tak, gdybym ci nie zdradził, że obstawia się zakłady na twój tyłek.
– Masz rację – przyznałam. – Byłam złośliwa.
Z wyraźną wprawą otrzepał serwetką cukier puder ze swojej błękitnej koszuli. Przyszło mi do głowy, że to jedna z niewielu umiejętności, jakie wyniósł z akademii policyjnej. Rozsiadł się wygodnie i skrzyżował ręce na piersi. Eddie ma prawie 180 centymetrów wzrostu i jest bardzo szeroki w barach. Po rysach jego twarzy, niebieskich oczach, jasnoblond włosach i szerokim mięsistym nosie bez trudu można rozpoznać słowiańskie pochodzenie. W dzieciństwie mieszkaliśmy obok siebie, jego rodzice nadal zajmują dom o dwie posesje za domem moich rodziców. Gazarra od wczesnej młodości chciał zostać gliniarzem, ale porzucił wszelkie ambicje zawodowe z chwilą założenia policyjnego munduru. Nie myślał o karierze, wystarczyło mu to, że jeździ wozem patrolowym, odpowiada na wezwania i jako pierwszy stawia się na miejscu jakiegoś zdarzenia. Z życzliwością odnosił się do wszystkich i był za to powszechnie lubiany, prawdopodobnie jedyny wyjątek stanowiła jego żona.