– Mam dla ciebie pewną informację – rzekł Eddie. – Wczoraj po służbie wpadłem do baru Pina na piwo i spotkałem tam Gusa Dembrowskiego. Jest cywem, członkiem ekipy zajmującej się zabójstwem Kuleszy.
– Cywem?
– Inspektorem dochodzeniówki działającym po cywilnemu.
To sprawiło, że z podniecenia aż się wyprostowałam na krzesełku.
– Mówił coś ciekawego o Morellim?
– Potwierdził, że ta Sanchez była płatną informatorką, jedynie Morelli miał z nią kontakt. Nazwiska informatorów utrzymywane są w tajemnicy. Tylko jeden wyznaczony funkcjonariusz pozostaje z nimi w kontakcie, a wszelkie akta przechowuje w specjalnej kasie pancernej. Podejrzewam, że w tej sprawie akta zostały ujawnione na użytek ekipy dochodzeniowej.
– Więc pewnie chodzi o znacznie bardziej skomplikowany wypadek, niż można by sądzić z pozorów. Wygląda na to, że zabójstwo miało jakiś związek z którąś ze spraw prowadzonych przez Morelliego.
– Niewykluczone, lecz równie dobrze Morelli mógł mieć zwykły romans z Sanchez. Słyszałem, że to młoda i ładna babeczka, o gorącym, latynoskim usposobieniu.
– Ale wciąż nie wiadomo, gdzie przebywa.
– Owszem, nadal jej nie odnaleziono. Chłopcy z dochodzeniówki dotarli nawet do jakichś jej dalekich krewnych ze Staten Island, ale tam też jej ostatnio nie widziano.
– Rozmawiałam wczoraj z jej sąsiadami i dowiedziałam się, że jeden z mieszkańców bloku, ten sam, który widział owego tajemniczego świadka, o jakim zeznawał Morelli, zginął w nie wyjaśnionych okolicznościach.
– To znaczy w jakich?
– Został potrącony przez samochód. Sprawca zbiegł z miejsca wypadku.
– Zbieżność może być zupełnie przypadkowa.
– Też chciałabym tak uważać.
Spojrzał na zegarek i wstał od stołu.
– Muszę lecieć.
– Jeszcze jedno. Znasz „Krętacza” Morelliego?
– Widuję go od czasu do czasu.
– Nie wiesz, czym się zajmuje albo gdzie mieszka?
– Pracuje w opiece społecznej, jest chyba inspektorem. A mieszka gdzieś w Hamilton. Connie powinna mieć w biurze pełną książkę telefoniczną całego okręgu. Jeśli „Krętacz” ma w domu telefon, bez trudu odnajdziesz jego dokładny adres.
– Dzięki. I bardzo dziękuję za świeże pączki oraz kawę.
Odwrócił się jeszcze przy drzwiach.
– Nie potrzebujesz pieniędzy?
Energicznie pokręciłam głową.
– Nie. Dziękuję.
Objął mnie ramieniem, cmoknął w policzek i wyszedł. Szybko zamknęłam za nim drzwi, bo nagle łzy naszły mi do oczu. Takie dowody przyjaźni czasami mnie wzruszają. Wróciłam do kuchni, zgarnęłam ze stołu papiery po naszej uczcie i wyrzuciłam je do śmieci. Dopiero teraz, po raz pierwszy tego ranka, mogłam spokojnie rozejrzeć się po całym mieszkaniu. Morellii dokładnie przeszukał każdy kąt, a wściekłość, z jaką to czynił, kazała mu widocznie narobić maksymalnie wielkiego bałaganu. Wszystkie szafki kuchenne były otwarte na oścież, a ich zawartość walała się na blatach i na podłodze. Książki zostały dokładnie zgarnięte z półek. Nawet poducha z mojego jedynego fotela wylądowała na podłodze. Cała sypialnia była zawalona stertami ubrań powyrzucanych z szafy oraz szuflad komódki. Ułożyłam poduchę na fotelu i pozbierałam rzeczy z podłogi w kuchni. Doszłam do wniosku, że porządki w pokoju mogą poczekać.
Wzięłam prysznic, a następnie ubrałam się w czarne dżinsowe szorty i bardzo obszerną bluzkę w kolorze khaki. Wszystkie akcesoria łowcy nagród pospiesznie zgarnęłam z powrotem do czarnej torebki i przewiesiłam ją przez ramię. Dokładnie sprawdziłam też zamknięcie okna w sypialni, powtarzając sobie, że musi się to stać codzienną czynnością, wykonywaną rano i wieczorem. Źle się czułam w roli zwierzęcia zagnanego do klatki, ale nie miałam ochoty na dalsze niespodziewane wizyty różnych osób. Natomiast staranne zamknięcie drzwi wyjściowych wydało mi się czczą formalnością. Pamiętałam, że „Leśnik” bez większego trudu otworzył je wytrychem. Co prawda, nie wszyscy odznaczali się takimi samymi umiejętnościami, niemniej doszłam do wniosku, że nie zaszkodziłoby wyposażyć drzwi w jeszcze jedną zasuwkę. Postanowiłam przy najbliższej okazji porozmawiać o tym z dozorcą.
Pożegnałam się z Rexem, zebrałam w sobie całą odwagę i ostrożnie wyjrzałam na korytarz, chcąc zdobyć jeszcze pewność, że nie zjawił się tam po raz drugi Ramirez.