Telefon zadzwonił punktualnie o siódmej rano. Usłyszałam, że włączyła się automatyczna sekretarka, a po chwili z głośnika doleciał głos Morelliego:
– Najwyższa pora wstawać, złotko. Za dziesięć minut będę u ciebie i zacznę instalować sprzęt. Możesz od razu nastawić kawę.
Włączyłam ekspres, wymyłam zęby i zdążyłam założyć strój do joggingu. Joe zjawił się już po pięciu minutach, przyniósł dużą skrzynkę z narzędziami. Miał na sobie koszulę z krótkimi rękawami i naszywką na kieszonce z napisem: „Zakład usługowy Longa”.
– Czym się zajmuje ta firma? – spytałam.
– Wszelkiego typu usługami, jakich zażądasz.
– Aha, rozumiem. To kamuflaż.
Zdjął ciemne okulary, położył je na blacie kuchennym i nalał sobie kawy.
– Ludzie nie zwracają większej uwagi na takich instalatorów, najwyżej zapamiętują kolor służbowego kombinezonu, nic poza tym. A jeśli odpowiednio rozegra się sprawę, takie ubranie zapewni człowiekowi wstęp niemal do każdego budynku.
Także nalałam sobie kawy i zadzwoniłam do szpitala, żeby się dowiedzieć o stan zdrowia Luli. Powiedziano mi, że jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo i że przewieziono ją z oddziału intensywnej terapii na salę ogólną.
– Chyba powinnaś z nią porozmawiać – rzekł Morelli, gdy odłożyłam słuchawkę. – Upewnić się, że złoży zeznania. Wczoraj wieczorem policja przymknęła Ramireza, odbyło się wstępne przesłuchanie w sprawie domniemanego gwałtu z pobiciem. Ale już jest na wolności, nawet nie była potrzebna kaucja, wystarczyło jego pisemne oświadczenie.
Odstawił kubek z kawą, otworzył skrzynkę narzędziową i wyjął z niej śrubokręt oraz dwa gniazdka sieciowe.
– Przypominają zwyczajne gniazdka, takie same, jakie masz zamontowane w mieszkaniu – wyjaśnił – ale w tych pod obudową są ukryte mikrofony z nadajnikami. Lubię z nich korzystać, gdyż nie trzeba w nich wymieniać baterii. Są zasilane prądem z sieci. To najskuteczniejsze rozwiązanie.
Włożył gumowe rękawice, odkręcił gniazdko w pokoju i zaczął odłączać przewody.
– W furgonetce mam sprzęt umożliwiający rejestrację podsłuchu. Jeśli Ramirez włamie się do ciebie albo zacznie dobijać do drzwi, będziesz musiała działać błyskawicznie. Najlepiej by było zająć go rozmową czy też w inny sposób zmusić do ujawnienia interesujących nas faktów bez zbędnego narażania się na pobicie. Trzeba podjąć pewne ryzyko.
Pospiesznie założył gniazdko na swoje miejsce i przeszedł do sypialni.
– Musisz pamiętać o dwóch rzeczach. Nie włączaj radia, bo wtedy zagłuszysz wszelkie odgłosy. Poza tym, jeśli będę musiał spieszyć ci z pomocą, wejdę po drabince pożarowej i przez okno do sypialni. Dlatego też trzymaj stale zaciągnięte zasłony, żeby Ramirez nie zauważył mnie przedwcześnie.
– Myślisz, że dojdzie do tego?
– Mam nadzieję, że nie. Może uda ci się coś wyciągnąć z niego przez telefon. Tylko nie zapominaj nagrywać wszystkich rozmów.
Schował śrubokręt do skrzynki, po czym wyjął rolkę plastra oraz urządzenie w plastikowej obudowie, w przybliżeniu wielkości paczki gumy do żucia.
– To miniaturowy nadajnik. Jest zasilany dwiema bateriami litowymi, które wystarczają na piętnaście godzin ciągłej pracy. Przekazuje dźwięki zbierane przez zewnętrzny mikrofon kontaktowy. Waży tylko dwieście gramów, a kosztuje około tysiąca dwustu dolarów. Więc postaraj się go nie zgubić i nie wchodź z nim pod prysznic.
– Może Ramirez będzie się zachowywał porządnie, skoro już postawiono go w stan oskarżenia.
– Nie sądzę, aby on w ogóle potrafił odróżnić dobro od zła.
– A co zaplanowałeś na dzisiaj?
– Chciałbym, żebyś znowu pojechała na ulicę Starka. Teraz, gdy już nie musisz polować na mnie, może skoncentrujesz się na doprowadzeniu Ramireza do wściekłości. Zmuś go, żeby wykonał następne posunięcie.
– Dostaję dreszczy na samo wspomnienie ulicy Starka. To jedno z moich ulubionych miejsc. Co miałabym tam robić?
– Pokręć się trochę, zrób wrażenie, zadawaj kłopotliwe pytania, jednym słowem spróbuj podziałać ludziom na nerwy. Do tej pory całkiem nieźle ci to wychodziło.
– Znasz Jimmy’ego Alphę?
– Wszyscy w mieście go znają.
– Co o nim sądzisz?
– Mam mieszane uczucia. W dotychczasowych kontaktach ze mną zachowywał się bez zarzutu. Uważałem go za świetnego menadżera bokserskiego. W każdym razie z powodzeniem wylansował Ramireza. Załatwiał mu najciekawsze walki, ściągał najlepszych trenerów. – Morelli pociągnął łyk kawy. – Tacy ludzie jak Jimmy Alpha przez całe życie marzą o wykreowaniu wielkiej gwiazdy pokroju Ramireza, ale większość z nich nie ma na to żadnych szans. Być menadżerem Ramireza to prawie tak, jak wylosować zwycięski los na loterię wart milion dolarów… Nawet lepiej, bo Ramirez przynosi ciągłe dochody. To istna kopalnia złota. Całe nieszczęście polega na tym, że Ramirez jest ponadto zboczeńcem i wariatem. Mimowolnie Alpha znalazł się między młotem a kowadłem.
– Odniosłam podobne wrażenie. Według mnie, jeśli już się trafiło na zwycięski los, to warto przymknąć oczy na wyraźne skazy charakteru pupilka.
– Zwłaszcza teraz, kiedy mistrz zaczął wygrywać naprawdę duże pieniądze. Alpha zajmuje się nim od wielu lat, został jego menadżerem, gdy o młodym chłopaku z ulicy jeszcze nikt nie słyszał. A teraz, kiedy Ramirez podpisał kontrakt na transmisje telewizyjne ze swoich walk i jest powszechnie znany, Alpha naprawdę może liczyć na milionowe zyski.
– Zatem według ciebie Alpha wie o wszystkim?
– Owszem, chociaż trudno go obarczać jakąkolwiek odpowiedzialnością. – Joe spojrzał na zegarek. – O tej porze Ramirez zazwyczaj wraca ze swej trasy biegowej. Później zjada śniadanie w barze naprzeciwko sali gimnastycznej i rozpoczyna trening. Rzadko kończy go przed czwartą po południu.
– Tak długo trenuje?
– Nie przemęcza się. Nie jestem pewien, czy poszłoby mu równie łatwo, gdyby musiał z kimś walczyć jak równy z równym. Połowa jego walk jest ukartowana, dwaj ostatni przeciwnicy wzięli grubą forsę za to, żeby mu się podłożyć. W najbliższych planach Ramirez ma jeszcze jedną podobnie opłaconą walkę, dopiero za trzy tygodnie czeka go ciężka przeprawa z Lionelem Reeseyem.
– Dobrze się orientujesz w kalendarzu rozgrywek bokserskich.
– To prawdziwie męski sport, jeden na jednego, gra pierwotnych instynktów. Podobnie jak seks… który wyzwala w człowieku dziką bestię.
Nie mogłam się opanować i warknęłam głucho jak lwica. Morelli odwrócił się, wziął z patery pomarańczę i zaczął ją powoli obierać.
– Widzę, że wzbudziłem w tobie zainteresowanie. Pewnie już nie pamiętasz, kiedy ostatnio miałaś do czynienia z tą bestią.
– Dziękuję, napatrzyłam się na nią aż za wiele.
– Słoneczko, chyba nie rozumiesz, o czym mówię. Zasięgnąłem języka i dobrze wiem, że nie prowadzisz żadnego życia towarzyskiego.
Pokazałam mu jednoznacznie, co o tym myślę, i burknęłam:
– Wsadź sobie gdzieś życie towarzyskie.
Morelli uśmiechnął się szeroko.
– Sprawiasz wrażenie nadzwyczaj sprytnej, ale postępujesz głupio. W każdym razie, jeżeli kiedyś zapragniesz wyzwolić we mnie tę bestię, daj mi tylko znać.
Tego było już za wiele. Gdybym miała pod ręką pojemnik z gazem, natychmiast bym obezwładniła tego gbura. Może nawet nie odstawiłabym go na policję, ale zdążyłabym się nacieszyć widokiem Morelliego tarzającego się we własnych wymiocinach.
– Muszę uciekać – rzekł nagle. – Jedna z sąsiadek widziała, jak wchodziłem, a nie chciałbym ci przysporzyć wątpliwej reputacji, zostając zbyt długo w mieszkaniu. Przyjedź na ulicę Starka koło dwunastej i pokręć się tam ze dwie godziny. Nie zapomnij nadajnika. Będę cię obserwował z ukrycia.
Miałam sporo czasu, toteż postanowiłam pobiegać. Wcale nie poszło mi lepiej niż poprzednio, ale przynajmniej nie natknęłam się na Ediego Gazarrę i nie wzbudziłam jego niepokoju widokiem astmatyczki na łożu śmierci. Później zjadłam śniadanie, wzięłam długą, odświeżającą kąpiel i zaczęłam snuć plany dotyczące rozdysponowania honorarium za odstawienie Morelliego do aresztu.
Wyciągnęłam z szafy sandały, włożyłam czarną elastyczną minispódniczkę i bardzo obszerną jaskrawoczerwoną bluzkę, z tak głęboko wyciętym dekoltem, że nie trzeba się było specjalnie wysilać, żeby dostrzec koronkowy brzeg mego stanika. Później natapirowałam włosy i grubo je polakierowałam. Namalowałam sobie przesadnie wielkie cienie na powiekach, silnie przyczerniłam rzęsy, nałożyłam grubą warstwę czerwonej szminki na wargi i wybrałam największe, najcięższe kolczyki z mojej skromnej kolekcji. Wreszcie pomalowałam paznokcie lakierem pasującym odcieniem do koloru szminki i sprawdziłam efekt końcowy w lustrze.
Wyglądałam jak doświadczona prostytutka.
Była dopiero jedenasta, wyruszyłam jednak wcześniej, ponieważ chciałam jak najszybciej wykonać to głupie zadanie, a później odwiedzić jeszcze Lulę w szpitalu. Miałam nadzieję, że zdołam bezpiecznie wrócić do domu, żeby czekać na telefon od Ramireza.
Zaparkowałam jeepa kilkadziesiąt metrów od sali treningowej i ruszyłam chodnikiem z ciężką torebką przewieszoną przez ramię oraz palcami zaciśniętymi na pojemniku z gazem obezwładniającym. Tuż przed wyjściem zauważyłam, że pudełko nadajnika jest doskonale widoczne pod bluzką, toteż chcąc nie chcąc wsunęłam je za majtki. A niech ci się serce kroi, łobuzie, pomyślałam.
Furgonetka stała przy krawężniku, niemal na wprost wejścia do sali gimnastycznej. Nieco bliżej, przy skrzyżowaniu, trzymała swój posterunek Jackie. Obrzuciła mnie zdecydowanie bardziej podejrzliwym wzrokiem niż zazwyczaj.
– Co z Lula? – spytałam. – Byłaś dziś u niej?
– Przed południem nie wpuszczają odwiedzających do szpitala. Zresztą nie mam czasu na wizyty. Chyba rozumiesz, że muszę zarabiać na życie?
– Dzwoniłam do szpitala i powiedziano mi, że jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
– Wiem, przenieśli ją na salę ogólną. Będzie musiała tam zostać przez kilka dni, bo ma jeszcze jakiś krwotok wewnętrzny, ale powinna z tego wyjść.
– Znasz jakieś miejsce, gdzie mogłaby się ukryć po opuszczeniu szpitala?