Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 12. Trzej Detektywi znajdują trop

– I co teraz? – spytał ponuro Pete.

Było późne popołudnie następnego dnia. Sobota. Trzej Detektywi zebrali się na naradę na zapleczu składu. Minionego wieczoru żaden z nich nie miał ochoty zastanawiać się nad zagadkowym powrotem kufra Guliwera. Byli tym faktem dość wstrząśnięci. Schowali pudło koło maszyny drukarskiej i postanowili z wszelkimi decyzjami odczekać do następnego dnia.

Bob skończył swój biblioteczny dyżur, a Jupiter, odpowiedzialny za skład podczas nieobecności ciotki i wuja, skorzystał z chwilowego zastoju w interesie i też do nich dołączył.

Wszyscy trzej spoglądali teraz na kufer, zastanawiając się, co z nim zrobić.

– Wiecie co? – odezwał się Bob. – Zawieźmy go od razu do inspektora Reynoldsa, powiedzmy mu wszystko, co wiemy, i niech on dalej prowadzi tę sprawę.

– Dobry pomysł! – zgodził się Pete entuzjastycznie. – I co ty na to, Jupe?

– Może i macie rację – odparł Jupiter powoli. – Tylko że tak naprawdę, to wiemy niewiele. Domyślamy się jedynie, że Spike Neely ukrył skradzione pieniądze w domu swojej siostry, ale to wcale nie jest takie pewne. Po prostu – prawidłowa dedukcja.

– Mnie to przekonuje – powiedział Bob. – Spike zjawił się u siostry tego samego dnia, kiedy napadł na bank w San Francisco. A więc musiał mieć pieniądze przy sobie. Obawiał się pościgu i najprawdopodobniej ukrył je gdzieś w domu, zanim wyszedł. Myślał, że siostra pozostanie w nim na zawsze i że kiedy sprawa przycichnie, będzie mógł wrócić po pieniądze.

– A poza tym – wtrącił Pete – jeśli nawet nie schował pieniędzy w tym domu, to nasze szansę na ich odnalezienie są zerowe. A więc jest to nasz jedyny trop.

– Wczoraj Sokrates do nas przemówił – przypomniał Jupiter.

– Nie da się ukryć! – wzdrygnął się Pete. – I wcale mi się to nie podobało.

– Fakt. Było to nieco przerażające – zgodził się Bob.

– Niemniej, odezwał się do nas. Nie będę teraz wnikał, jak to zrobił – powiedział Jupiter. – Kazał się nam pospieszyć i znaleźć właściwy trop. A zatem, w kufrze musi być jakaś wskazówka, nawet jeśli nie udało nam się na nią trafić za pierwszym razem.

– Jeśli rzeczywiście tam jest, to inspektor Reynolds może oddać kufer do policyjnego laboratorium, gdzie go zbadają milimetr po milimetrze – Pete wyraźnie miał już dość tej sprawy. – A być może nie będzie to wcale potrzebne. Jeśli znajdzie dom pani Miller na Maple Street, może go przeszukać z nakazem sądowym i odnaleźć te pieniądze.

– To prawda – zgodził się Jupiter. – No, dobrze. Lecz najpierw musimy zadzwonić do pani Miller, żeby się dowiedzieć, jak wygląda jej dom. Potem opiszemy go inspektorowi.

– A więc, do dzieła! Chodźmy do Kwatery Głównej! – zawołał Pete.

– Zaczekajcie chwilę – Jupiter wrócił na dziedziniec i poprosił Hansa i Konrada, żeby zajęli się nielicznymi klientami, którzy kręcili się po składzie. Potem wszedł za Bobem i Pete'em do Tunelu Drugiego.

Po chwili byli już w Kwaterze Głównej. Jupiter odnalazł w książce telefonicznej numer do pani Miller i przeprowadził z nią krótką rozmowę.

– Jak wyglądał mój dom? – powtórzyła pytanie zdumiona pani Miller. – Ależ, na litość boską, wystarczy znaleźć numer 532 Danville Street i to wszystko.

Na wiadomość, że jej stary dom został przeniesiony, a na jego miejscu stoi wielki blok, pani Miller na chwilę zaniemówiła.

– Blok! – szepnęła, dochodząc do siebie. – Teraz się nie dziwię, dlaczego temu człowiekowi tak zależało na kupieniu mojego domu. Gdybym znała prawdę, zażądałabym więcej pieniędzy. No trudno, w każdym razie jest to mały bungalow kryty brązowym gontem. Na strychu, od frontu, jest okrągłe okienko. A poza tym nie ma w nim niczego szczególnego. To po prostu ładny, solidnie zbudowany bungalow.

– Dziękuję pani – powiedział Jupiter. – Jestem pewien, że policja go znajdzie.

Odłożył słuchawkę i popatrzył na przyjaciół.

– Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej jestem przekonany, że pieniądze są w starym domu pani Miller, w jakiejś chytrej kryjówce. Jestem też pewien, że kufer zawiera jakąś wskazówkę.

– Nawet jeśli zawiera, to i tak mam go dosyć! – krzyknął Pete. – Widzieliście, co się stało z Maksymilianem Mistycznym. Teraz kufer wrócił do nas, a ja go wcale nie chcę. Jest niebezpieczny. Niech inspektor Reynolds sam szuka tych wskazówek.

– Hmm, obiecaliśmy inspektorowi współpracę – zadecydował Jupiter. – Powinniśmy więc chyba zawieźć mu ten kufer. Zadzwonię, żeby go uprzedzić o naszym przyjeździe.

Chwilę potem połączył się z komendą policji.

– Biuro inspektora Reynoldsa, porucznik Carter przy aparacie – odezwał się szorstki nieznany głos.

– Mówi Jupiter Jones. Czy mogę rozmawiać z inspektorem Reynoldsem?

– Szef będzie dopiero jutro – odparł sucho porucznik Carter. – Zadzwoń jeszcze raz.

– Ale to może być ważne. Widzi pan, chyba odnaleźliśmy wskazówkę, która…

– Daj spokój, dzieciaku! – przerwał mu zniecierpliwiony porucznik Carter. – Jestem bardzo zajęty i nie zamierzam wysłuchiwać jakichś niestworzonych historii. Może szef pozwala ci czasem na zabawę w policję, ale osobiście uważam, że dzieciaki takie jak ty powinno być widać, ale nie słychać.

– Ale inspektor prosił, żebym…

– Wyjaśnij to z nim jutro! Muszę kończyć! – Rozległ się trzask rzuconej słuchawki.

Jupiter też odłożył słuchawkę i popatrzył zmieszany na Boba i Pete'a.

– Coś mi mówi, że porucznik Carter nas nie lubi – odezwał się Pete.

– On chyba nie lubi nikogo, a zwłaszcza dzieci – dodał Bob.

– Wielu dorosłych myśli podobnie – westchnął Jupiter. – Uważają, że jesteśmy za młodzi, by mieć rozsądne pomysły. A w rzeczywistości nasze wnioski są często trafniejsze dzięki temu, że mamy świeższe spojrzenie na pewne sprawy. Wygląda na to, że kufer możemy dostarczyć inspektorowi dopiero jutro… a nawet później, bo jutro jest niedziela. Może będziemy musieli poczekać aż do poniedziałku. Proponuję więc, abyśmy jeszcze raz przejrzeli jego zawartość. A nuż trafimy na wskazówkę, o której mówił Sokrates.

– Mam dosyć tego kufra – stwierdził stanowczo Pete. – Mam dosyć Sokratesa. Nie chcę, żeby do mnie mówił.

– Nie wydaje mi się, żeby jeszcze raz do nas przemówił – odparł Jupiter. – On chyba unika bezpośrednich rozmów. Poprzednio rozmawiał ze mną w ciemnym pokoju, a teraz z głębi kufra, nigdy bezpośrednio.

– Powiedział “buuu!” do twojej ciotki – przypomniał Bob.

– Tak. Tego nie umiem wyjaśnić – przyznał Jupiter. – Słuchajcie, a może by tak otworzyć kufer i sprawdzić, czy coś z niego nie zginęło?

Przeczołgali się z powrotem Tunelem Drugim i otworzyli kufer. Wyglądał tak, jak go zostawili. Sokrates leżał w rogu owinięty w stary aksamit. List wciąż znajdował się pod wyściółką na dnie.

Jupiter wyjął Sokratesa, odwinął go i wraz z podstawką z kości słoniowej umieścił na starej maszynie drukarskiej. Następnie wydobył list.

– Przeczytajmy go jeszcze raz – zaproponował. Wszyscy trzej pochylili się nad listem. Jak poprzednio, wydawał się całkiem niewinny.

Szpital Więzienia Stanowego, 17 lipca

Drogi Guliwerze,

Tylko kilka słów od twojego starego kumpla i towarzysza z celi więziennej, Spike'a Neely'ego. Jestem w szpitalu i wygląda na to, że moje dni są policzone.

Mam ich przed sobą może pięć, może trzy tygodnie, a może nawet dwa miesiące. Lekarze nie są pewni. W każdym razie nadeszła pora pożegnania.

Jeśli będziesz kiedyś w Chicago, zajrzyj do mojego kuzyna Danny'ego Streeta. Pozdrów go ode mnie. Chciałbym ci jeszcze wiele powiedzieć, ale nie mogę.

Twój przyjaciel

Spike

– Jeśli jest tu ukryta jakaś wskazówka, to ja, niestety, jej nie widzę – mruknął Jupiter. – Ciekawe, czy… czekajcie! Znalazłem coś! Spójrzcie!

Podał Bobowi list wraz z kopertą.

– Widzisz, czego nie zauważyliśmy?

– Czego nie zauważyliśmy? – powtórzył Bob zdumiony. – Ja nie widzę niczego specjalnego, Jupe.

– Znaczki na kopercie! – powiedział Jupiter. – W poszukiwaniu ukrytej wiadomości nie zajrzeliśmy pod znaczki!

Bob przyjrzał się uważniej znaczkom: pierwszy za dwa centy, a drugi za cztery. Ten za cztery centy miał ucięty jeden róg. Bob przesunął po nich palcami i mina całkiem mu się zmieniła.

– Jupe! – krzyknął. – Masz rację! Pod jednym znaczkiem coś jest. Ten za cztery centy z uciętym rogiem wydaje się grubszy niż ten za dwa.

Pete też przesunął palcem po znaczkach i skinął głową. Znaczek za cztery centy był odrobinę grubszy. Nie było tego widać na oko, chyba że patrzyło się z bardzo bliska.

– Chodźmy do Kwatery Głównej, Odkleimy znaczki i zobaczymy, co tam jest! – krzyknął Bob.

Znów przeczołgali się tunelem i w parę minut zagotowali wodę w małym czajniku. Jupiter przytrzymał kopertę nad parą, aż znaczki same odpadły. I wtedy aż krzyknął z wrażenia.

– Patrzcie! Pod spodem jest jeszcze jeden znaczek – zielony, jednocentowy!

– To dziwne – zmarszczył czoło Bob. – Co to ma oznaczać, Jupe?

– Ja ci powiem, co to ma oznaczać – wtrącił się Pete. – Nie ma w tym nic tajemniczego. Nie pamiętasz, że w czasie, kiedy ten list został nadany, cena znaczków wzrosła o jednego centa? Spike Neely prawdopodobnie przykleił najpierw znaczek za centa, potem uświadomił sobie, że to za mało, i dokleił jeszcze jeden za dwa centy. A na jednocentowy przykleił ten za cztery.

– O rany! To by się zgadzało – przyznał Bob. – Jupe, Pete chyba trafił w dziesiątkę.

– Nie byłbym taki pewien.

Jupiter z posępną miną wpatrywał się w zielony znaczek. Potem delikatnie odkleił go od koperty.

– Pod spodem może być coś napisane – powiedział.

– Nic – stwierdził Bob, kiedy odwrócili znaczek. – Na żadnym znaczku nic nie ma. I co teraz, Jupe?

– To zbyt niezwykłe, aby było przypadkowe – odparł Jupiter, marszcząc brwi. – To musi coś oznaczać.

– Ale co? – zapytał Pete.

19
{"b":"92195","o":1}