Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 10. Jupe prowadzi śledztwo

– Coraz mniej mi się to wszystko podoba! – wybuchnął Pete. – Nie chcę, żeby jakieś typy spod ciemnej gwiazdy podejrzewały, że mam coś, czego nie mam. Po takich można się spodziewać najgorszego. Oni nie uznają żadnych tłumaczeń.

– I pomyśleć, iż pozbywając się kufra, sądziliśmy, że wraz z nim znikną wszystkie nasze kłopoty – dodał Bob. – Jupe, masz jakiś plan?

Trzej Detektywi siedzieli w swoim warsztacie na zapleczu składu złomu. Miny mieli niewesołe. Nawet okrągła jak księżyc twarz Jupitera była teraz zatroskana.

– Obawiam się – powiedział – że ci ludzie, kimkolwiek są, nie zaprzestaną poszukiwań, aż znajdą pieniądze. Najlepiej będzie, jeśli my odnajdziemy je pierwsi, oddamy policji i zawiadomimy prasę. Wtedy dadzą za wygraną.

– Wspaniale! Fantastyczny pomysł! – stwierdził Pete sarkastycznie. – Musimy tylko odnaleźć ukryte lata temu pieniądze, których jak dotąd nie udało się znaleźć ani policji, ani agentom Ministerstwa Skarbu. Po prostu drobiazg. Zróbmy to przed kolacją, żeby mieć spokojny wieczór.

– Pete ma rację – powiedział Bob. – Jaką mamy szansę odnalezienia tych pieniędzy, kiedy nie posiadamy najmniejszej nawet wskazówki?

– To na pewno nie będzie proste – przyznał Jupiter. – Lecz myślę, że powinniśmy spróbować. Inaczej nie będziemy mogli spokojnie spać. Jesteśmy przecież detektywami. To byłoby dla nas prawdziwe wyzwanie.

Pete jęknął.

– Od czego zaczniemy, Jupiterze? – zapytał Bob.

– Przede wszystkim od założenia, że pieniądze ukryto gdzieś w pobliżu Los Angeles – odparł Jupiter, cedząc słowa. – Oczywiście, jeśli schowano je w Chicago, nie mamy żadnych szans.

Wyraz twarzy Pete'a wskazywał, iż wątpił, by mieli jakiekolwiek szansę w obu przypadkach.

– Następnie – ciągnął Jupiter – musimy zdobyć jak najwięcej informacji o poczynaniach Spike'a Neely'ego, kiedy ukrywał się u siostry. To oznacza, iż musimy odnaleźć panią Miller i poprosić, by opowiedziała nam wszystko, co wie.

– Ale przecież inspektor Reynolds powiedział, że policja już ją przesłuchiwała – zaprotestował Bob. – Jeśli im się nie udało wydobyć od niej wszystkiego, to jak nam może się to udać?

– Jeszcze nie wiem – odparł Jupiter. – Ale musimy spróbować. To nasz jedyny trop. Wiem, że to trudne zadanie. Ale kiedy nie ma innego wyjścia, trzeba się porywać na trudne przedsięwzięcia. Może uda nam się zadać parę pytań, o których policja zapomniała.

– Że też musiała wpaść ci w ręce ta wzmianka o aukcji – wymamrotał Pete. – No, dobra, od czego zaczynamy?

– Po pierwsze – zaczął Jupiter, lecz przerwał mu donośny głos ciotki.

– Chłopcy! Obiad! Chodźcie szybko, bo wystygnie!

Pete zerwał się na równe nogi.

– To pierwsza dobra wiadomość, jaką dziś słyszałem! – krzyknął.

– Chodźmy jeść, a potem zastanowimy się nad twoją propozycją, Jupe.

Parę minut później chłopcy siedzieli w kuchni ciotki Matyldy. Pani Jones krzątała się, nakładając im kolejne porcje kiełbasek z fasolą. Tytus Jones dołączył do nich.

– No, Jupiterze, co tam słychać? Podobno przyjaźnisz się z Cyganami – powiedział.

– Cyganami? – Jupiter spojrzał na niego zdumiony. Bob i Pete zastygli z widelcami w połowie drogi do ust.

– Dziś rano przyszli tu dwaj Cyganie – wyjaśnił Tytus Jones. – Byliście wtedy w mieście. Wcale nie mówili, że są Cyganami. Nie byli nawet ubrani jak oni. Ale ja ich od razu rozpoznałem. W końcu, pracując tyle lat w cyrku, widziałem ich wielu.

Pan Jones pracował w młodości w cyrku objazdowym. Sprzedawał bilety i grał na piszczałkach.

– Szukali mnie? – zapytał Jupiter.

– Chyba tak – powiedział wuj i zachichotał. – Powiedzieli, że przynoszą dla grubasa wiadomość od pewnego przyjaciela. Wiem, Jupiterze, że nie jesteś gruby, tylko dobrze zbudowany i umięśniony, ale wiele osób, z jakichś powodów, określa cię jako grubasa.

– Co to była za wiadomość? – zapytał Jupiter, ignorując chichot wuja.

– Brzmiało to jak jakaś łamigłówka – odparł pan Jones. – Niech no sobie przypomnę… to było coś takiego: “Żaba w stawie z głodnymi rybami musi skakać wysoko, żeby się z niego wydostać”. Czy coś ci to mówi? Jupiter zakrztusił się lekko, a Bob i Pete przełknęli głośno ślinę.

– Jeszcze nie wiem – odparł Jupiter. – Może to stare cygańskie przysłowie. Jesteś pewien, wuju, że to byli Cyganie?

– Absolutnie. Wystarczająco się na nich napatrzyłem. A poza tym, kiedy odchodzili, słyszałem, jak rozmawiają w języku Romów – to stary cygański język. Wszystkiego nie zrozumiałem, lecz słyszałem słowa oznaczające “niebezpieczeństwo” i “mieć na oku”. Mam nadzieję, że nie wpadliście w jakieś tarapaty.

– Cyganie! – prychnęła pani Jones, siadając przy stole. – Jupiterze, nie chcesz chyba powiedzieć, że kiedy w końcu pozbyłeś się tej okropnej czaszki, zacząłeś się teraz zadawać z Cyganami.

– Nie, ciociu. A przynajmniej tak mi się wydaje.

– Zachowywali się całkiem przyjaźnie – powiedział Tytus Jones, biorąc dokładkę kiełbasek.

Chłopcy w ciszy dokończyli obiad i wrócili do Kwatery Głównej.

– Wiadomość od Cyganów – rozpoczął Pete z powagą. – “Żaba w stawie z głodnymi rybami musi skakać wysoko, żeby się z niego wydostać”. Czy oznacza ona to, co myślę, że oznacza?

Jupiter skinął głową.

– Obawiam się, że tak. To zawoalowane ostrzeżenie, żebyśmy się przyłożyli do rozwiązania tej zagadki, póki jeszcze czas. Chciałbym wiedzieć, jaka jest w tym wszystkim rola Cyganów. Najpierw spotykam Zeldę. Potem Zelda wraz z całą resztą znika. Teraz pojawia się dwóch Cyganów z wiadomością dla mnie od jakiegoś przyjaciela. Domyślam się, że chodzi o Zeldę, ale wolałbym, żeby nie była taka tajemnicza.

– Ja też – powiedział Pete z westchnieniem.

– I co teraz zrobimy? – zapytał Bob.

– Porozmawiamy z siostrą Spike'a Neely'ego – odparł Jupiter. – Wiemy, że mieszka w Los Angeles. Może jest w książce telefonicznej.

Pete podał mu książkę telefoniczną i Jupiter znalazł kilka osób o nazwisku Mary Miller. Zadzwonił do pierwszej na liście. Tubalnym głosem, jak u dorosłego mężczyzny, powiedział, że chciałby się skontaktować z panem Spike'em Neelym. Trzy pierwsze kobiety odparły, że nigdy nie słyszały o takiej osobie. Czwarta odpowiedziała, że Spike Neely nie żyje i nie można się z nim skontaktować. Jupiter powiedział “dziękuję” i odwiesił słuchawkę.

– Trafiliśmy na właściwą panią Miller – obwieścił pozostałym. – Mieszka w starej dzielnicy Hollywoodu. Proponuję, żebyśmy tam zaraz pojechali i spróbowali wydobyć z niej jakieś informacje.

– To mi wygląda na wyjątkowo ambitne zadanie – mruknął Pete. – Policja już ją dokładnie przepytała. Co nowego spodziewasz się jeszcze usłyszeć?

– Nie wiem – odparł Jupiter – ale żaba w stawie z głodnymi rybami powinna skakać wysoko, żeby się z niego wydostać.

– Chyba masz rację – stwierdził Bob. – Jak się tam dostaniemy? Za daleko, żeby jechać na rowerach.

– Wstąpimy do wypożyczalni samochodów i poprosimy o Worthingtona i rolls-royce'a – powiedział Jupiter.

Nieco wcześniej Jupiter wygrał konkurs, w którym nagrodą była możliwość korzystania przez jakiś czas ze wspaniałego starego rollsa. Tak się złożyło, że później pomogli jednemu z pracowników wypożyczalni. W nagrodę pozwolono im korzystać z rolls-royce'a od czasu do czasu. Niestety, kiedy Jupiter zadzwonił do wypożyczalni, okazało się, iż samochód i Worthington, szofer, są już wynajęci przez innego klienta.

– No cóż, skoro nie możemy mieć rolls-royce'a, poprosimy wuja Tytusa, żeby Konrad zawiózł nas pikapem.

Okazało się jednak, że pan Jones zlecił Konradowi coś pilnego. Miał być wolny dopiero za kilka godzin. Chłopcy postanowili więc wykorzystać ten czas na malowanie starych mebli. Wybrali do pracy takie miejsce, z którego mogli obserwować cały dziedziniec i kręcące się po nim osoby. Żadna z nich nie zwracała jednak na chłopców najmniejszej uwagi.

Wreszcie powrócił Konrad. Wyładował pikapa i chłopcy wskoczyli na przednie siedzenie. Było tak ciasno, że Bob musiał siedzieć na kolanach Pete'a. Ruszyli do Hollywoodu.

Okazało się, że pani Miller mieszka w ładnym, parterowym domu, przed którym rosła palma i dwa bananowce. Jupiter zadzwonił do drzwi. Otworzyła im kobieta w średnim wieku, o miłym wyglądzie.

– Tak, słucham? Jeśli zbieracie prenumeraty, to z przykrością muszę powiedzieć, że nie potrzebuję już więcej czasopism.

– My nie w tej sprawie, proszę pani – powiedział Jupiter. – Czy zechce pani obejrzeć naszą wizytówkę?

I wręczył pani Miller służbową kartę Trzech Detektywów.

Popatrzyła na nią ze zdumieniem.

– Jesteście detektywami, chłopcy? – zapytała. – Aż trudno w to uwierzyć.

– Można by nas nazwać młodszymi detektywami – powiedział Jupiter. – Proszę jeszcze przeczytać zaświadczenie, które dostaliśmy od policji.

Wręczył pani Miller list otrzymany od inspektora Reynoldsa przy okazji wcześniejszego śledztwa. Brzmiał on następująco:

Zaświadcza się, iż posiadacz niniejszego listu jest młodszym asystentem inspektora, współpracującym z policją z Rocky Beach. Będziemy wdzięczni za wszelką okazaną mu pomoc.

(Podpis) Samuel Reynolds

Główny inspektor policji

– No, no, to robi wrażenie – powiedziała pani Miller. – Ale czemu zawdzięczam waszą wizytę?

– Liczymy na pani pomoc – odparł szczerze Jupiter. – Mamy małe kłopoty i potrzebujemy pewnych informacji. Dotyczą pani brata, Spike'a Neely'ego. To długa historia. Może gdybyśmy weszli do środka, wyjaśniłbym to pani lepiej.

Pani Miller zawahała się, ale potem otworzyła drzwi szerzej.

– Proszę – powiedziała. – Wyglądacie na porządnych chłopców. Miałam już nadzieję, że nie usłyszę więcej o Spike'u. No, trudno. Ale spróbuję jakoś wam pomóc.

Po chwili siedzieli na kanapie w pokoju gościnnym pani Miller. Jupiter opowiedział, jak umiał najlepiej, o dziwnym rozwoju wypadków, które nastąpiły po kupieniu przez niego na aukcji starego kuferka. Oszczędził jednakże starszej pani informacji o Sokratesie. Nie wiadomo, jakie wrażenie mogłaby na niej wywrzeć opowieść o gadającej czaszce.

16
{"b":"92195","o":1}