Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 7. Rozstanie z Sokratesem

Kiedy wrócili do składu, Jupiter musiał wykonać kilka zleceń ciotki Matyldy. Pete włączył się do pomocy i pracowali aż do obiadu. Wtedy też przyjechał Bob, który skończył swój poranny dyżur w miejscowej bibliotece. Wszyscy trzej poszli na zaplecze, gdzie pod starą, płócienną płachtą stał ich kufer.

Jupiter opowiedział Bobowi o porannych wydarzeniach i dodał:

– Pewna Cyganka, Zelda, twierdzi, że zniknęły duże pieniądze i że ich zniknięcie wiąże się w jakiś sposób ze zniknięciem Guliwera Wielkiego.

– Może, na przykład, zabrał forsę i ulotnił się do Europy – zasugerował Bob.

– Nie – Jupiter potrząsnął głową. – Zelda powiedziała, że on potrzebuje pomocy i że nie ma go już w świecie żywych. Podobno umarł, ale żyje, a ona razem z innymi Cyganami będzie próbowała mu pomóc wrócić do nas. Brzmi to wszystko bardzo tajemniczo, ale ja sądzę, iż Guliwer nie zniknął z pieniędzmi, lecz z powodu pieniędzy.

– Może schował pieniądze w kufrze – rzucił Pete – żeby nie wpadły w niepowołane ręce? Pamiętacie, co mówił Fred Brown? Tuż przed zniknięciem Guliwera rozpytywały o niego jakieś ciemne typy. Może to przed nimi się schował.

– Ale czemu miałby chować pieniądze w kufrze? – zapytał Jupiter. – Choć z drugiej strony, może faktycznie to zrobił. W każdym razie musimy dokładnie przeszukać kufer.

Lecz pół godziny później, kiedy kufer został całkowicie opróżniony i każda rzecz dokładnie przejrzana, okazało się, że nie tylko nie ma w nim pieniędzy, ale też nic wartościowego.

– No i po krzyku – powiedział Pete. – Nie ma nic.

– Banknoty chowa się czasem pod podszewką na dnie. Spójrzcie, tam w rogu materiał jest rozerwany.

– I myślisz, że tam je schowano? – spytał Bob. – To tylko mała dziurka. – Pochylił się i włożył palec w rozerwane miejsce.

– Mam, mam coś! – krzyknął podniecony. – Papier! Może to pieniądze!

Ostrożnie wyciągnął kawałek papieru.

– To nie pieniądze – stwierdził. – Jedynie jakiś stary list.

– Hmm – mruknął Jupiter. – Chciałbym go zobaczyć. Jest zaadresowany do Guliwera na jego hotelowy adres. Na stemplu pocztowym jest data sprzed roku. Guliwer musiał go odebrać tuż przed swoim zniknięciem. Wyciął mały otwór w materiale, którym wybity jest kufer, i schował tam list. Widać miał on dla niego duże znaczenie.

– Może doprowadzi nas do pieniędzy, o których mówiła Zelda – powiedział Bob. – Może zawiera mapkę lub inne wskazówki.

Razem z Pete'em przysunęli się do Jupitera, który wyjął z koperty pojedynczą kartkę z krótkim tekstem:

Szpital Więzienia Stanowego, 17 lipca

Drogi Guliwerze,

Tylko kilka słów od twojego starego kumpla i towarzysza z celi więziennej, Spike'a Neely'ego. Jestem w szpitalu i wygląda na to, że moje dni są policzone.

Mam ich przed sobą może pięć, może trzy tygodnie, a może nawet dwa miesiące. Lekarze nie są pewni. W każdym razie nadeszła pora pożegnania.

Jeśli będziesz kiedyś w Chicago, zajrzyj do mojego kuzyna Danny'ego Streeta. Pozdrów go ode mnie. Chciałbym ci jeszcze wiele powiedzieć, ale nie mogę.

Twój przyjaciel

Spike

– To tylko list – powiedział Pete. – Od kogoś, kogo Guliwer znał, kiedy siedział w więzieniu za wróżbiarstwo. Nie ma żadnego znaczenia.

– Może nie ma, a może ma – nie zgodził się z nim Jupiter.

– Jeśli nic nie znaczy, to dlaczego Guliwer schował go w takim miejscu? – spytał Bob.

– No, właśnie. Trafiłeś w sedno – przytaknął Jupiter. – Dlaczego go schował? Wynika z tego, że jednak miał znaczenie.

Pete podrapał się w głowę.

– Jedno jest pewne. Nie ma w nim słowa o pieniądzach.

– Ten Spike Neely napisał list w szpitalu więziennym – odezwał się Bob. – Zdaje się, że listy od więźniów są zawsze czytane przez władze więzienne, zanim zostaną wysłane. Spike nie mógł więc wspomnieć o pieniądzach.

– Chyba że zrobił to w jakiś inny sposób – powiedział Jupiter.

– Masz na myśli atrament sympatyczny czy coś w tym rodzaju? – zapytał Pete.

– To jedna możliwość. Proponuję zabrać ten list do Kwatery Głównej i tam go zbadać.

Jupiter podszedł do żelaznej kraty opartej o drukarkę, którą jakiś czas temu naprawili. Po przesunięciu kraty ukazywało się wejście do Tunelu Drugiego, prowadzącego do Kwatery Głównej. Tunel Drugi tworzyła wielka żelazna rura o średnicy około dwóch stóp, karbowana tak jak rury używane do kanałów ściekowych. Biegła częściowo pod ziemią, pod stosem bezużytecznych rupieci, by wyjść na powierzchnię akurat pod Kwaterą Główną, czyli przyczepą kempingową ukrytą wśród złomu.

Jupiter ruszył pierwszy, a za nim na czworakach Bob i Pete. Chłopcy wyłożyli kiedyś Tunel Drugi starymi dywanikami, żeby nie pokaleczyć sobie kolan o karbowane dno. Podważyli teraz klapę na końcu rury i wdrapali się do swego malutkiego biura.

Mieli w starej przyczepie małe laboratorium wyposażone w mikroskop i inne niezbędne przyrządy.

Najpierw Jupiter włożył list pod mikroskop i obejrzał go cal po calu.

– Nic – mruknął. – A teraz zrobię test na najczęściej spotykany rodzaj atramentu sympatycznego.

Sięgnął po słoik z kwasem i wlał trochę do zlewki. Trzymał list nad zlewką w oparach kwasu i poruszał nim. Nic się nie działo.

– Spodziewałem się tego – powiedział. – Zresztą, zwykła logika podpowiada, że w szpitalu więziennym raczej trudno zdobyć atrament sympatyczny. Co najwyżej mógł mieć cytrynę, a sok z cytryny jest jednym z najprostszych rodzajów atramentu sympatycznego. Pisane nim litery są niewidoczne, ale jeśli podgrzejemy trochę papier, pojawią się. Sprawdźmy to.

Zapalił mały palnik. Trzymając list za rogi, przesuwał go nad płomieniem.

– I znów nic – odezwał się po chwili. – Zbadajmy teraz kopertę.

Jednak wszystkie testy z kopertą też wypadły negatywnie. Jupiter był rozczarowany.

– To chyba rzeczywiście tylko zwykły list. A jednak Guliwer go ukrył. Czemu to zrobił?

– Może myślał, że zawiera jakieś wskazówki, a ponieważ nie umiał ich odczytać, schował list, żeby to zrobić później – zastanawiał się Bob. – Słuchajcie, a może kiedy odsiadywał karę, ten cały Spike Neely wspomniał mu coś o pieniądzach, ale nie powiedział, gdzie zostały ukryte. Załóżmy, że powiedział, iż jeśli coś mu się przytrafi, to dopuści Guliwera, swojego jedynego przyjaciela, do sekretu. Guliwer dostaje list ze szpitala więziennego. Spike jest umierający. Guliwer sądzi, że Spike chciał mu dać wskazówkę, jak znaleźć pieniądze. Ponieważ nie znajduje jej w liście, chowa go, żeby później przestudiować go dokładniej.

Ciemne typy, które znały Spike'a z więzienia, dowiadują się w jakiś sposób, że napisał do Guliwera. Podejrzewają, iż wyjawił mu cały sekret. Przyjeżdżają więc, by wydobyć z Guliwera tajemnicę. Guliwer boi się. Nie idzie na policję, ponieważ nie może powiedzieć nic konkretnego. Obawia się, iż bandyci myślą, że zna miejsce, w którym ukryto pieniądze, i żeby zmusić go do mówienia, mogą się nawet posunąć do tortur. A więc – znika. Co o tym sądzicie?

– Bardzo logiczne rozumowanie, Bob – pochwalił przyjaciela Jupiter. – Sądzę, że coś takiego mogło się zdarzyć. Zauważ jednak, że obejrzeliśmy ten list bardzo dokładnie i nie ma w nim żadnych ukrytych informacji. Domyślam się więc, iż Spike Neely nie przesłał w liście tej wiadomości. Nie zrobił tego, ponieważ wiedział, iż list może najpierw trafić w ręce policji.

– A jednak ktoś uważa, że w kufrze są jakieś wskazówki – zauważył Pete. – Dlatego właśnie szukają kufra. Jeśli nie chcemy mieć na głowie jakichś ciemnych zbirów, którzy pewnie nie zrezygnują z kufra tak łatwo, to lepiej pozbądźmy się go natychmiast.

– Jest coś w tym, co powiedział Pete – odezwał się Bob. – Nie możemy rozwiązać tej zagadki, bo nie mamy żadnych wskazówek. A jeśli chcemy uniknąć kłopotów, powinniśmy pozbyć się kufra. W końcu nie ma on przecież dla nas większego znaczenia.

– Chciał go od nas kupić Maksymilian Mistyczny – przypomniał Pete. – Lepiej włóżmy Sokratesa z powrotem do kufra i przekażmy całą tę mieszankę wybuchową panu Maksymilianowi. Pozbądźmy się tego. Trzymanie kufra tutaj jest zbyt niebezpieczne. Co ty na to, Jupe?

– Mmm – mruknął Jupiter, przygryzając wargę. – Zeldzie zdawało się, że możemy jakoś pomóc, ale rzeczywiście nie wygląda mi na to. Jak już zauważyliście, nie mamy żadnego tropu. Jakieś dwa zbiry ścigały nas dziś rano od domu Zeldy i też mi się to bardzo nie podobało. No, dobrze, zadzwonimy do pana Maksymiliana, skoro tak bardzo zależy mu na tym kufrze. Spakujemy wszystko tak, jak było. Sokratesa też. Ale musimy go uprzedzić o tych innych ludziach szukających kufra. I nie wezmę od niego stu dolarów. Zapłaci dolara, tyle ile ja dałem za niego.

– Miło by było dostać sto dolarów – westchnął Pete.

– To nie byłoby w porządku. Przecież posiadanie kufra grozi niebezpieczeństwem – odrzekł Jupiter. – Zaraz do niego zadzwonię. Najpierw jednak sfotografuję ten list na wypadek, gdybym wpadł na jakiś nowy pomysł.

Jupiter zrobił kilka zdjęć listu i koperty. Następnie zatelefonował do Maksymiliana Mistycznego, który powiedział, że natychmiast przyjeżdża. Potem wszyscy wrócili do kufra. Włożyli list na dawne miejsce i starannie wszystko poukładali. Wreszcie Jupiter poszedł do domu po Sokratesa.

Kiedy wszedł do pokoju, zastał w nim ciotkę Matyldę, która z przerażeniem wpatrywała się w czaszkę leżącą na jego biurku.

– Jupiterze Jones! – powiedziała. – Ta… ta rzecz…

Ciotka bez słowa wskazała na czaszkę.

– Tak, ciociu?

– Ta straszna rzecz! – wybuchnęła ciotka. – Czy wiesz, co ona zrobiła? Powiedziała do mnie “buuu!”

– Sokrates powiedział do ciebie “buuu”?

– Jak mnie tu widzisz! Weszłam, żeby uprzątnąć twój pokój, i powiedziałam do niej “Ty brzydactwo! Nie wiem, skąd cię Jupiter wytrzasnął, ale jedno mogę ci zaręczyć: nie zostaniesz w moim domu! Koniec i kropka. Nie zgodzę się na to!” I wtedy… wtedy… – głos ciotki zadrżał ponownie – to coś powiedziało “buuu!” Tak po prostu: “buuu!” Słyszałam to tak wyraźnie, jak ciebie słyszę.

11
{"b":"92195","o":1}